Dlaczego Polska nie jest normalnym państwem?

Dlaczego Polska nie jest normalnym państwem?
Straż miejska i służby porządkowe usuwają sprzed Pałacu Prezydenckiego namiot przedstawicieli stowarzyszenia "Solidarni 2010", w którym przebywali od niedzieli (fot. PAP/Jacek Turczyk)
Logo źródła: Dziennik Polski Mirosław Sanek / "Dziennik Polski"

Polska normalnym państwem nie jest, a w ciągu ostatnich kilku wieków bywała nim jedynie sporadycznie. Działo i dzieje się tak dlatego, ponieważ nie jesteśmy w stanie spełnić koniecznego warunku, podstawowej normy państwowości.

Dla wielu ludzi o poglądach prawicowych treść raportu MAK i sposób jego przedstawienia zaskoczeniem nie były. Wszak wiadomo, z kim mamy do czynienia: Rosja pod tym względem jest przewidywalna.

Rzecz wydaje się prosta - każde państwo winno dokładać starań w określaniu tego, co dla niego jest dobre. W tym celu winno prawidłowo diagnozować swoje problemy i wskazywać na skuteczne środki ich niwelowania. Pracę tę, obliczoną na pokolenia i - póki państwo istnieje - nie mającą kresu, wykonywać się winno w oparciu o trwałe instytucje państwowe, kumulujące wiedzę o państwie i otaczającym go świecie oraz dbające o ciągłość i konsekwencję w realizacji zadań. Instytucje te powinny obsługiwać pieczołowicie przygotowywane do tego kadry. Strategię zaś działań wspierać się powinno doświadczeniami z przeszłości, bo każdy wie, że powtarzanie własnych błędów jest przejawem głupoty. Całość tego procesu wykonywać należy własnymi siłami, bo wykonawców zastępczych nie ma i nigdy nie będzie. Tych zaś, którzy się do tej roli zgłoszą, należy traktować jako swoich głównych wrogów.

Niestety w Polsce ci inni nazywani są naszymi przyjaciółmi. Jednamy się z nimi, słuchamy ich porad, dokładamy starań, by ich nie zrazić, bo się jeszcze obrażą, nie stawiamy fałszywych kroków, które mogłyby być przez nich źle widziane. Nade wszystko zaś traktujemy ich słowa na serio i próbujemy naśladować narzucany nam żargon, który oni traktują jako własną broń, a my zachwycamy się nim, nazywając cywilizacyjnym awansem. Wszelkie próby samodzielnego myślenia na tym polu są własnoręcznie zaszczuwane, obśmiewane, bądź dobrotliwie przemilczane.

Gdyby jednak zdarzyło się tak, że Polacy własnymi siłami nie dadzą sobie rady z powstrzymywaniem zapędów do suwerenności, wtedy możemy liczyć na życzliwych sąsiadów, albowiem - jak mawiała w adekwatnej sytuacji Katarzyna II - "byłby to pierwszy krok do jak najrychlejszego zaprowadzenia innych reform szkodliwych naszym interesom".

Skuteczność w realizacji interesu państwowego to jedyne odniesienie dla oceny polityka. Uczy o tym historia, a zanikające nią zainteresowania tego faktu w żaden sposób nie podważa, a jedynie kompromituje gardzących tą nauką i skazuje ich w najlepszym wypadku na zapomnienie, a w najgorszym na taką pamięć, której żyjący tylko "tu i teraz" by sobie nigdy nie życzyli. Fakt, że najważniejsi politycy PO popisują się dyplomem ukończenia studiów historycznych jest więc w pierwszej chwili budujący, ale szybko możemy na tym przykładzie dojść do wniosku, że argument z dyplomu jako gwarancja rzetelności w polityce jest równoważny twierdzeniu, jakoby Szczęsny Potocki nie mógł być zdrajcą, ponieważ był przecież szlachcicem.

Cnotliwości w aktualnej polityce polskiego rządu nie widać, trzeba więc rzucić coś przed oczy. Powszechny zachwyt wzbudzają takie przymioty premiera, jak jego sympatyczność - choć przecież ani naszym sąsiadem zza miedzy, ani kolegą z pracy nie jest, jego dowcip - choć na zdrowy rozum nikt nie przyjmie, że sprawne rządzenie tego wymaga, a także jego miły uśmiech serwowany co dwie minuty - choć nikt z usłużnych służb dziennikarskich nie wie i nikt nie dopyta, jaki jest powód tego niezrozumiałego w obliczu faktów grymasu.

Propaganda słabości państwa

Dla skutecznego wykonywania politycznych powinności komunikacja z masami nie jest nieodzowna. W większości przypadków jest niemożliwa, bo dotyczy spraw ze swojej istoty dyskretnych. Najczęściej jest zaś niemożliwa z racji nadmiernego skomplikowania - opanowanie tej materii wymaga pełnego poświęcenia. Stąd też oczekiwanie od ludzi innych zawodów, że się jej w pełni poświęcą jest naiwne, dlatego też rzadko w świecie spotykane.

W Polsce jest pod tym względem inaczej, czyli nienormalnie. Zawartość naczelnych mediów masowych w Polsce pełna jest - tak jak na całym świecie - spraw drugo-, trzecio- i czwartorzędnych, a najczęściej zupełnie nieistotnych. Jest jednak w nich również składnik różnicujący; składnik, który stanowi ich zadanie misyjne. Polega on na krzewieniu automatycznego, bezrefleksyjnego odruchu sprzeciwu względem państwa realizującego swoje zadania. Państwo, które próbuje realnie zaistnieć, musi kojarzyć się z atmosferą, w której ludzie popełniają samobójstwa, które jest duszne i opresyjne. Państwo takie jest też anachroniczne - a mamy się wstydzić tego, co anachroniczne. Wstydzić powinniśmy się też samych siebie, jeżeli nie jesteśmy jeszcze w stanie pojąć, że świat jest siecią, na którą nikt nie ma wpływu, że w naszej globalnej wiosce rządzą bliżej nieznani aktorzy, którym zależy na naszym szczęściu, a nasz rząd nadaje się wyłącznie na ich grzeczną widownię.

Głównym problemem, za który jesteśmy odpowiedzialni, jest hamowanie galopującej integracji wszystkiego z wszystkim. I jest to problem psychiczny, z którego należy się leczyć. Do takiej diagnozy sprowadziła przyczynę katastrofy smoleńskiej pewna pani, której nazwisko tu nie padnie, gdyż jej wynurzenia stanowią przejaw myślenia sporej grupy osób, a więc sprowadzanie tego zbiorowego cytatu do jednostki byłoby mylące. Otóż według tej pani katastrofę spowodowała "drażliwość na punkcie swojego znaczenia" prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I była to przyczyna według niej jedyna. Zginął więc dlatego, że nie zechciał w porę zrozumieć, jak nieistotny jest sprawowany przez niego urząd.

Niepolskość to normalność

Donald Tusk napisał wiele lat temu, że "polskość to nienormalność. (...) Polskość wywołuje u mnie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnie ochoty dźwigać... Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski". Należy te wywody docenić, bo choć wypowiedziano je wiele lat temu, to mają w sobie walor szczerości. Nie były wszak podporządkowaną wymogom marketingowym deklaracją uważającego na każde słowo premiera.

Cytat ten sprawia również wrażenie nadal wiążącego; wystarczy przypomnieć polityczne credo rządu Donalda Tuska - słowa ministra spraw zagranicznych w jego gabinecie: należy płynąć głównym nurtem. Z samymi słowami się zgadzam. Nadaję im jednak sens, na który politycy PO niestety nigdy nie przystaną. Główny nurt polityki światowej wyznaczają państwa pracujące wyłącznie na rzecz swojego interesu i dobrze by było im w tej dziedzinie dorównać. Można wtedy spróbować płynąć w nieznane, czyli w przyszłość, która może nam przynieść sukcesy. W każdym innym przypadku będzie to dryf w oczywistym kierunku.

*Autor jest prawnikiem, doradcą europosła Ryszarda Legutki, współpracuje z Ośrodkiem Myśli Politycznej w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego Polska nie jest normalnym państwem?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.