Adam Szustak OP: zbuduj więź ze swoim dzieckiem
Czas kwarantanny spędzony w domu z najbliższymi – nawet jeśli jest koniecznością – może być najlepszą rzeczą, jaką dla nich zrobisz. Szczególnie jeśli jesteś ojcem, a twoja relacja z dziećmi pozostawia wiele do życzenia.
„Niestety większość mężczyzn to są «prawie ojcowie», bo co prawda opiekują się dziećmi, dają im pieniądze, uważają, że te dzieci są dla nich ważne, ale nie mają z nimi żadnej relacji” - pisze Adam Szustak OP.
Tekst pochodzi z książki Adama Szustaka OP "Projekt Eliasz. czym jest męska tożsamość?">>
Druga rzecz, istotna do budowania prawdziwego bycia mężczyzną, wiąże się w tej historii z pojawieniem się epizodu z dzieckiem. Na początku opowieści ono jest trochę nieobecne, głównymi bohaterami są Eliasz i wdowa, czyli on i ona. Co prawda, kobieta wspomina, że ma syna, ale nie pojawia się żadna związana z nim akcja. To bardzo ciekawy symbol, pokazujący, że w relacji rodzinnej zawsze najpierw jest on i ona, i to, co się wydarza między nimi, a dopiero potem jest dziecko. Co jednak dzieje się dalej? Dziecko umiera, a dokładnie powiedziane jest, że chłopiec był tak chory, iż w końcu przestał oddychać. Jego matka oczywiście wpada w przerażenie i zaczyna oskarżać „ojca” o to, co się stało. Oczywiście to jasne, że Eliasz nie jest prawdziwym ojcem chłopca, ale traktujemy tę historię jako obraz układu rodzinnego i relacji pomiędzy mężczyzną, kobietą i ich dzieckiem. Wdowa zwraca się do Eliasza słowami: „Co jest między mną a tobą?”. Po hebrajsku dosłownie oznacza to: „Nie mam z tobą nic wspólnego”. Czyli tak jakby ta kobieta pytała proroka:
„Dlaczego mnie karzesz? Czy przyszedłeś tu do mnie po to, żeby moje dziecko umarło?”. Eliasz nic nie odpowiada, tylko bierze dziecko i zamyka się z nim w pokoju. Spróbuj to sobie wyobrazić: facet zabiera umarłe dziecko matce! Jak się zachowa taka matka, która wychowywała chłopca pewnie z dziesięć lat, przeżyła jego śmierć, a potem nagle jakiś mężczyzna wyrywa jej ciało dziecka? Pomyśl, jaka musi być jej desperacja i zapewne ogromna chęć bycia z tym dzieckiem, z jego ciałem, mimo że jest ono już martwe. Więc z pewnością nie było tak, że wdowa chętnie oddała Eliaszowi ciało swojego syna, musiał się pewnie ostro z nią naszarpać, by je wyrwać. Gdy zaś w końcu je od niej zabrał, poszedł na górę do swojego pokoju i zamknął drzwi. Nie wpuścił jej do środka, całkowicie oddzielił ją od dziecka. Następnie położył je na łóżku, modlił się oraz – jak podaje Biblia – zrobił dość dziwną rzecz, bo trzy razy się nad nim rozciągnął, czyli trzy razy położył się na tym dziecku, a wtedy ono powstało do życia.
Co to jest za opowieść? Co ona dla nas znaczy? Ta scena pokazuje drugą cechę pierwszego z trzech światów, które musimy w sobie naprawić. Poza relacją Ty – Twoja żona musisz także uratować to, co się dzieje między Tobą a Twoimi dziećmi. Otóż kobiety mają z dziećmi pewną zupełnie naturalną więź wynikającą z faktu, że je urodziły. I uwaga! Ty jako mężczyzna nigdy nie będziesz miał takiej więzi ze swoimi dziećmi. Pewno masz teraz w głowie stopniowanie: lepsze i gorsze, jej relacja lepsza, moja gorsza – nie! Nie chodzi o to! Twoja więź z dzieckiem jest relacją zupełnie innego rodzaju. Nigdy nie będziesz miał takiej więzi jak kobieta ze swoimi dziećmi, bo ich nie urodziłeś, bo one nie były w Tobie przez dziewięć miesięcy (choć może niektórzy z nas sprawiają wrażenie, jakby w swoich brzuchach kogoś nosili). Dzieci nigdy nie były z Tobą tak biologicznie połączone, jak ze swoją mamą, i w związku z tym taka więź emocjonalna i fizyczna nigdy w Tobie nie zaistnieje. To fakt, w tym aspekcie kobiety są trochę do przodu, bo na starcie mają zbudowaną relację z dzieckiem, której mężczyźni nie posiadają. Co jednak jest w tym dla nas ważne? W życiu mężczyzny niezwykle istotne jest więc, by zbudować więź ze swoim dzieckiem. Większość mężczyzn tego nie robi. Facet uznaje za fakt, że ma dziecko, opiekuje się nim, przynosi pieniądze, robi wszystko, by było dobrze i tyle (zaznaczam, mówię o normalnych ojcach, nie o jakichś patologiach). Ale to nie wystarczy! To wcale nie jest więź. Co zrobił Eliasz? Zabrał to dziecko od matki. Czyli pokazał, że musi zbudować z nim więź, która będzie istniała zupełnie poza matczyną relacją. Tak jakby mówił:
„To, co on ma z matką, jest jego, to mnie nie interesuje. Muszę zbudować z nim coś zupełnie osobnego, bardzo bliskiego”. Zobacz, to rozciągniecie się trzy razy nad ciałem chłopca według różnych komentarzy biblijnych oznaczało nic innego jak ogrzanie zimnego ciała ciepłem swojego organizmu. Eliasz ogrzewał temperaturą swojego ciała martwe ciało dziecka, tak jakby chciał mu dać życie z siebie, jakby chciał swoje ciepło przekazać martwemu dziecku, jego zimnemu ciału. Ten „ojciec” zatem po prostu całe swoje ciepło chce oddać dziecku.
Teraz czas, byś spojrzał na tę historię przez pryzmat swojej rodziny. Przypomnij sobie swoje dzieci (bez względu na ich wiek) i zastanów się, czy zbudowałeś z nimi więź. I nie chodzi mi o to, czy się nimi opiekujesz, czy dajesz im pieniądze lub czy są dla Ciebie ważne. Nie wątpię w to, że są. Tylko to wcale nie oznacza, że masz z nimi więź. Co ważne, to budowanie więzi z dziećmi nie może się dokonywać w towarzystwie Twojej żony. Ona ma zupełnie inną relację z dzieckiem. To, co zbudujesz, ma być tylko Twoje, indywidualne z nim. Jestem przekonany, że jakieś dziewięćdziesiąt procent ojców tego nie robi. Pamiętasz, jak miał na imię Achab? Prawie ojciec. Niestety większość mężczyzn to są „prawie ojcowie”, bo co prawda opiekują się dziećmi, dają im pieniądze, uważają, że te dzieci są dla nich ważne itd., ale nie mają z nimi żadnej relacji. Uwaga! Nie ma Cię jako mężczyzny, jeśli nie masz więzi ze swoimi dziećmi. Ktoś może zadać pytanie: A co z tymi, którzy nigdy nie będą mieli dzieci? Albo co z księżmi? To jest zupełnie inna historia, do niej jeszcze dojdziemy. Ale większość mężczyzn posiada dzieci, więc ich budowanie tożsamości męskiej polega nie na tym, że zaopiekują się dziećmi, tylko na tym, że zbudują z nimi relację.
Mała dygresja, a raczej odnośnik, który pomoże nam jeszcze lepiej zrozumieć to zagadnienie. Bardzo podobna scena do tej z Pierwszej Księgi Królewskiej pojawia się w Ewangelii św. Łukasza. Może pamiętasz, że jest takie wydarzenie w życiu Pana Jezusa, kiedy wskrzesza On chłopca z Nain (por. Łk 7, 11–17). Pan Jezus zmierzał razem ze swoimi uczniami i wielkim tłumem do miasteczka Nain. Nagle, tuż przed bramą miasta, natknęli się na kondukt żałobny, w którym szła matka z niesionym na marach martwym synem. Wszyscy płaczą i zawodzą. Jezus, widząc tę kobietę, podchodzi do niej i mówi:
„Nie płacz!” (Łk 11, 13). Potem dotyka zmarłego, czyli znów analogicznie do sceny z Eliaszem pojawia się jakiś dotyk, więc i pewna bliskość. Jezus zrobił coś, czego nie mógł zrobić, gdyż Żydom nie wolno dotykać zwłok, bo w przeciwnym razie ściągają na siebie nieczystość. Jezus jednak to robi i mówi do zmarłego: „Młodzieńcze, tobie mówię „wstań!” (Łk 11, 14), po czym chłopiec ożywa. Nawiasem mówiąc, komentatorzy Pisma Świętego śmieją się, że jest to jedyne miejsce w całej Ewangelii, gdy ktoś nie posłuchał Jezusa. On bowiem powiedział młodzieńcowi, by ten wstał, a chłopiec usiadł. Co jednak ważniejsze dla nas, Ewangelia podaje, że wskrzeszony chłopak usiadł i zaczął mówić. To sformułowanie jest bardzo dziwne. Czemu św. Łukasz tak to napisał, że młodzieniec wstał i zaczął mówić? Otóż to wyrażenie pokazuje, że relacja z Tobą, z ojcem, uczy dziecko umiejętności komunikacji i budowania relacji z innymi ludźmi. Uczy dziecko mówić. Matka, w związku z tym, że ma z dziećmi naturalną więź, nie nauczy ich tego, czego może nauczyć ich ojciec. Dlaczego? Bo między nią a dzieckiem jest coś naturalnego, co po prostu jest i dziecko to przyjmuje. Dziecko czuje, że ona go kocha, ono ją kocha, więc jakby niczego nie musi się uczyć w kontakcie z nią. Mężczyzna natomiast jest kimś obcym. Wiem, że to może głupio brzmi, że ojciec jest obcy dla swojego dziecka, ale rzeczywiście trochę tak jest, bo to nie on je urodził, więc kobieta jest dla niego bardziej naturalnym światem. Dziecko przy mamie czuje się jak w domu, więc nie ma potrzeby wykonywania żadnej pracy w relacji z mamą, bo po prostu ją ma. Z mężczyznami jest inaczej. Tata jest w życiu tego dziecka pierwszym obcym człowiekiem i to na nim ono uczy się budowania relacji z obcymi.
Dlaczego tyle ludzi wchodzi w dorosłość i nie ma bladego pojęcia, jak budować normalne więzi z ludźmi? Ponieważ nie mieli ojców. Ojciec bowiem, jako pierwszy obcy osobnik w życiu tego dziecka, jest również pierwszym nauczycielem budowania relacji z kimś obcym. Jeśli więc na przykład masz problem z budowaniem relacji (a przypuszczam, że jest to domeną większości mężczyzn), to dzieje się tak dlatego, że może masz ojca, którego nie ma. I nawet nie chodzi o to, że był z niego jakiś nałogowiec, nie! Może miałeś zupełnie normalnego ojca, całkiem ogarniętego, pracującego na rodzinę, kochającego itd. Ale może jednocześnie nie zbudowaliście z nim żadnej więzi i w związku z tym wszedłeś w dorosłość, nie mając bladego pojęcia, jak się buduje więzi z obcymi ludźmi. Czujesz w ogóle, jak wielka jest nasza rola jako facetów w tym świecie? To właśnie Ty albo uzdatniasz swoje dziecko do budowania relacji, czyli do miłości, albo odbierasz mu zdolność do kochania.
Co jeszcze pokazuje ten fragment historii Eliasza? Jeżeli ojciec nie ma relacji ze swoim dzieckiem, wtedy całkowicie kończy się też relacja męża z żoną. Zobacz bowiem, co mówi wdowa do proroka: „Mam martwe dziecko, w związku z tym co jest między mną a tobą? Czyli jeśli między tobą a nim nie ma życia, to między nami nic nie ma”. Jej słowa bardzo łatwo da się odnieść do naszej rzeczywistości. Jeśli Ty nie budujesz relacji z Twoim dzieckiem, to automatycznie kończy się relacja z Twoją żoną, dlatego że dla niej jesteś zawsze ojcem tego dziecka. Zawsze tak jest. Jak jednak zachował się Eliasz wobec słów wdowy? Zaryzykował. Nie wiedział przecież, że potrafi wskrzeszać, Biblia nie podaje, że wcześniej czegoś takiego dokonał. Eliasz podjął więc ogromne ryzyko, wyrywając dziecko jego matce. Równie dobrze bowiem ta sytuacja mogła skończyć się tym, że wyrwie dziecko kobiecie, zabierze od niej, ono będzie dalej martwe, a ona jeszcze bardziej zrozpaczona. Słuchaj, może teraz myślisz sobie, że nie potrafisz budować więzi ze swoim dzieckiem. Zachodzisz w głowę, jak to zrobić, bo myślisz, że potrafisz je tylko skrzywdzić. Uwaga! To zawsze jest ryzyko. Ryzyko i strach. Ja jako kaznodzieja mam trochę łatwiej niż normalni ojcowie, bo wychowuję nie swoje dzieci, więc zawsze mogę powiedzieć, że ludzie, którym pomagam, mają jeszcze własnych ojców i odpowiedzialność nie jest w pełni na moich barkach. Ale Ty może masz inaczej, masz jak Eliasz. I mimo ryzyka i niepewności on w to wszedł. Zrobił to sam, bez nikogo, i udało się. Ty też spróbuj, to jest Twoja odpowiedzialność.
Tekst pochodzi z książki Adama Szustaka OP "Projekt Eliasz. czym jest męska tożsamość?">>
Skomentuj artykuł