Białe małżeństwo uratowało naszą wiarę

(fot. shutterstock.com)
Jerzy i Małgorzata

Pan Bóg nigdy nie znudził się naszymi grzechami, ani grzechami tego świata. Wiem, że wciąż czeka na każdego człowieka, nigdy nie zostawia nas samych, zawsze wyciąga rękę, pomaga wstawać i wyrwać się z sideł zła oraz daje łaskę przebaczenia...

Urodziłam się w rodzinie katolickiej, takiej trochę letniej, gdzie bywało czasem dobrze, gdzie razem z rodzicami i dwójką starszego rodzeństwa szliśmy do Kościoła. Jednak codzienność i inne problemy często nas przygniatały. Szukałam bliższej relacji z Bogiem, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Szereg codziennych obowiązków, Kościół w dużej odległości od domu i lęk mojej mamy o to by nie wracać późno do domu, utrudniały mi zaangażowanie w działalność młodzieżowych grup kościelnych. Były więc tylko niedzielne Msze św., gdzie zawsze czułam się dobrze, gdzie odczuwałam bezpieczeństwo, pokój, miłość i dobro.

Kiedy poznaliśmy się z Jerzym 24 lata temu zawirował nam cały świat.

Im bardziej broniliśmy się przed wzajemną obecnością i fascynacją, tym bardziej przyciągaliśmy się do siebie. To było zakazane uczucie, Jerzy kilka lat wcześniej zawarł małżeństwo sakramentalne z inną kobietą (było bezdzietne). Zaraz jednak był ich rozwód cywilny i nasze wspólne przekonanie, że taka miłość jak nasza rzadko zdarza się w życiu. Nie potrafiliśmy z niej zrezygnować. Przed moją ostatnią szczerą spowiedzią wiedziałam już, że nie dostanę rozgrzeszenia, że nie przystąpię do stołu Pańskiego. Nie docierały do mnie wówczas żadne argumenty kapłana i rodziny, która próbowała odwieść mnie od naszych planów. Przepraszałam jedynie w głębi serca i modlitwie Pana Boga za nasze zamiary i decyzje, przepraszałam za rozpacz mojej mamy, za cierpienie i ból jakie wyrządzamy innym ludziom. Będąc już w stanie błogosławionym, rozpoczęliśmy wspólną wędrówkę przez życie. W skrytości serca złożyłam wówczas obietnicę, że uczynię wszystko, by nie oddalić się od Boga, od Kościoła, że ponosząc konsekwencje naszych decyzji - będziemy trwać na JEGO warunkach. Nie prosiłam o wiele, nie oczekiwałam rozwiązującego nasze problemy postępu w Kościele, nie krytykowałam dekalogu, bo wiedziałam że to my sami przymknęliśmy drzwi do naszego zbawienia. Jerzy nieśmiało, lecz bardzo ufnie bliżej poznawał Kościół, zbliżał się do Boga i ogrzewał w Jego cieple. A gdy Pan Bóg w swej łaskawości obdarzył nas w krótkim czasie dwójką zdrowych dzieci, dziękowaliśmy mu za ten cud i żyliśmy dalej uczęszczając wszyscy na niedzielne Msze św. Staraliśmy się przekazywać synom wiarę i wartości chrześcijańskie. Chłopcy wcześnie zostali ministrantami.

DEON.PL POLECA

Pan Bóg nigdy nie zapominał o nas, stawiał ludzi i znaki na naszej drodze, potwierdzające, że nie "odpuścił nas sobie", i że choć łamiemy Jego przykazania, to wciąż jest tuż obok. Często odczuwaliśmy Jego opiekę i obecność, choć co raz bardziej dokuczał nam głód eucharystyczny. Na pewnych rekolekcjach dla małżeństw niesakramentalnych, po rozmowach przeprowadzonych z Księdzem Sądu Duchownego w Poznaniu pojawiła się nadzieja. I tak na początku 2000 roku Jezry złożył w naszej nowo powstałej diecezji wniosek o stwierdzenie nieważności swojego małżeństwa sakramentalnego. Co raz częściej z ogromną ufnością modliliśmy się także w tej intencji, cierpliwie czekając za zamkniętymi drzwiami, do których wierzyliśmy, że my także posiadamy klucz.

Już w tamtym czasie, odczuwaliśmy głęboką potrzebę przynależności do jakiejś wspólnoty, grupy modlitewnej. I choć Kościół Katolicki nigdy nas nie odtrącał, to nie było łatwo funkcjonować w życiu Kościoła posiadając status niesakramentalnych; może brakowało pewności, wiary, a może to nie był jeszcze odpowiedni czas?

O Medugorje słyszeliśmy wcześniej od naszego przyjaciela, który jeździł, opowiadał, przekazywał orędzia Matki Bożej i zachęcał. Dzięki jego inicjatywie i zaangażowaniu w grudniu 2000 roku utworzyliśmy przykościelną grupę modlitewną "Królowej Pokoju", gdzie spotykamy się do dziś 2 razy w miesiącu, czerpiąc wzorce z modlitw wieczornych i adoracji Pana Jezusa w Medugorje. To ważna i cenna dla nas wspólnota, która przygarnia wiernych, którzy chcą w modlitwie zbliżać się do Boga Najwyższego. Na pierwszym jej spotkaniu w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, razem z kilkoma innymi osobami przyjęliśmy z rąk kapłana Szkaplerz Karmelitański - znak wyrażający macierzyńską miłość Maryi, którą my z dumą i szacunkiem odwzajemniamy. Teraz już po niemal 14 latach łączności z Matką Bożą Szkaplerzną widzę, jak bardzo się nami opiekowała, pomagała żyć, podejmować decyzje i jak krętymi drogami prowadzi nas do Chrystusa.

Odpowiadając na zaproszenie Matki Bożej Królowej Pokoju, pierwszy raz pojechałam do Medugorje w 2001 roku wraz ze starszym synem, na 2 tygodnie przed jego I Komunią św. Wspaniała atmosfera modlitwy, śpiewu, otwartości i świadectw stworzyła w autokarze niepowtarzalny klimat, zniknęły wszystkie obawy i wątpliwości. Już wtedy w podróży dostrzegłam mały cud, że mój bardzo nieśmiały na co dzień syn, garnął się do prowadzenia modlitwy różańcowej przez mikrofon. Cały wyjazd był bardzo piękny i niezwykły pod każdym względem. Modlitwy, adoracje Pana Jezusa na Krzyżu i w Najświętszym Sakramencie, spotkania z widzącymi, rozmowy, wędrówki na góry: Krizevac i Podbrdo oraz serdeczność i rozmodlenie tysięcy ludzi z całego świata sprawiały, że chciało się tam zostać, ale także gorzko zapłakać nad swoim losem. Pielgrzymka do Medugorje była bardzo dobrym czasem na głębokie przemyślenia.

Pielgrzymowaliśmy potem w inne miejsca święte w kraju i za granicą, prosiliśmy i często otrzymywaliśmy potrzebne łaski od Boga Najwyższego. Dziękując za wszystko czuliśmy, że sami z siebie tak mało ofiarowujemy. O kruchości istnienia i przemijaniu na tym ziemskim świecie, dotkliwie przekonaliśmy się oboje z Jerzym, gdy w krótkim czasie każdemu z nas nagle zmarł rodzony brat (obaj w wieku 40 lat). Świadomi tego, że Chrystus umarł za nas na Krzyżu, że wciąż daje nam siebie pod postacią Chleba, co raz bardziej tęskniliśmy za Nim nie mogąc przystąpić do Stołu Eucharystycznego. Pod wpływem tych wszystkich okoliczności, a przede wszystkim dzięki Łasce Boga Najwyższego oraz opiece Matki Najświętszej, po wielu rozmowach i modlitwach dojrzeliśmy do podjęcia wspólnej decyzji o życiu w białym małżeństwie - jak brat i siostra. Inspirujące i dodające wiary, że takie decyzje nie są zarezerwowane tylko dla ludzi w podeszłym wieku, było świadectwo białego małżeństwa, jakie przeczytaliśmy wówczas w "Miłujcie się". Moja pierwsza spowiedź św. po niemal 11 latach była dla mnie ogromnym przeżyciem, była wychodzeniem z półmroku, była wichurą, która wymiatała z życia nazbierane śmieci, była przepustką do światła, do Chrystusa i jego przeogromnej miłości. Bóg czekał na nas cierpliwie tyle lat, pozwolił przewracać się, ranić, ale także podnosić, dojrzewać i wzrastać.

Nie była to jednak łatwa decyzja. Mieliśmy wówczas 34 i 42 lata. Chcąc razem dalej iść przez życie i wychowywać młodych jeszcze wówczas synów, musieliśmy na nowo poukładać życie i ukształtować nasze wzajemne relacje. Eliminując z życia małżeńskiego seks, staraliśmy się umocnić wszelkie inne więzi jakie nas łączyły, a było ich wiele. Szatan nie dawał jednak za wygraną, podsuwał pokusy, rozbudzał zmysły i wyobraźnię, wskazywał i szydził z naszych słabości. My jednak dzięki Bogu i Matce Najświętszej nieustannie trwaliśmy w swoim postanowieniu złożonym przed Bogiem w obecności ks. Dziekana. Byliśmy silniejsi, mieliśmy już przecież narzędzia do walki, mieliśmy możliwość przystępowania do sakramentu pokuty i pojednania oraz Eucharystii, bo Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?

Wstępnie zakładaliśmy, że wytrwamy w naszym postanowieniu rok, najwyżej dwa - do zakończenia sprawy w Sądzie Biskupim, że to będzie nasza pokuta i ofiara w pozytywne dla nas rozstrzygnięcie. Rzeczywistość okazała się nieco inna. Czekanie na wyrok sądu bardzo się dłużyło, a sprawa stała niemal w miejscu. W międzyczasie przychodziły pokusy wynajęcia wyspecjalizowanej kancelarii prawniczej, która profesjonalnie zajęłaby się poprowadzeniem sprawy, czy też interweniowania przez osoby trzecie. Jednak od początku wiedzieliśmy, że nie o to nam chodzi. Całkowicie zdaliśmy się na Opatrzność, wewnętrznie przekonani, że tylko rozstrzygnięcie w takim duchu ma sens. Po ponad 7 długich latach zapadł wyrok - dla nas był niekorzystny. Bezradność, rozgoryczenie i w pewnym sensie poczucie niesprawiedliwości przemykały po głowie i w sercu tuż po ogłoszeniu wyroku. Kiełkował bunt, z którym walczyliśmy w modlitwie. Rozpatrzenie przez II instancję nie zmieniło orzeczenia.

Po chwilowym rozczarowaniu, z pokorą przyjęliśmy decyzję sądu i podejmując wspólną zgodną decyzję, zostaliśmy przy dotychczasowych postanowieniach o czystości naszego związku. Nie mogliśmy kolejny raz odwrócić się od cierpliwego i miłosiernego Boga. Nauczyliśmy się pielęgnować naszą wzajemną platoniczną miłość poprzez codzienny uśmiech, szacunek, zrozumienie, dobre słowo, wspólną modlitwę oraz wzajemne wsparcie. Pan Bóg nauczył nas patrzeć nie tylko na siebie wzajemnie, lecz razem w tym samym kierunku. To ogromna łaska, jaką zostaliśmy obdarzeni, bo wiemy, że sami na takiej drodze nie dalibyśmy rady. Z dumą patrzymy także na naszych dorosłych, ale wciąż jeszcze młodych synów wierząc, że wartości jakie im przekazaliśmy oraz świadectwo naszego życia zaowocują pozytywnie w ich dorosłości. W naszym codziennym życiu, jak w każdym innym pojawiają się czasem problemy czy różnice poglądów. Jednak dzięki łasce Najwyższego, codziennej modlitwie oraz miłości, która wciąż nas łączy potrafimy wykazywać wobec siebie dużo zrozumienia, cierpliwości i dobrej woli. Jesteśmy osobami dość otwartymi i radosnymi. Posiadamy duże grono znajomych, jednak przyjaciół dobieramy z rozwagą. Nie obnosimy się z naszą sytuacją, ale i nie ukrywamy jej. Nasze odpowiedzi na zadawane w tym temacie pytania czasem zadziwiają, czasem traktowane są jako niewiarygodne, czasem wzbudzają ciekawość albo litość, ale myślę, że zawsze dają sporo do myślenia.

W tym roku po raz trzeci pojechaliśmy do Medugorje. Zawieźliśmy w sercu wiele intencji, próśb, a nade wszystko podziękowań. Zawieźliśmy 12 lat nowego życia. Prosiliśmy Boga za pośrednictwem Mateczki Najświętszej Królowej Pokoju o potrzebne łaski, aby móc żyć tak, by podobać się Panu Bogu, by dzięki Jego Miłosierdziu zasłużyć na Królestwo Niebieskie. Nieoczekiwanie dane nam było na tym wyjeździe doświadczać wielokrotnej manifestacji złego w zniewolonym człowieku, który na drodze nawrócenia walczy o uwolnienie. Uświadomiłam sobie wówczas, że pomimo naszych wcześniejszych błędnych życiowych decyzji Pan Bóg w swej łaskawości wciąż pozwala nam trwać przy sobie, z naszymi wadami i grzechami, które Go ranią niczym ciernie; że wciąż możemy zginać swoje kolana, adorować Jezusa, modlić się i dziękować; że wciąż możemy otworzyć usta, by przyjąć Ciało Chrystusa. Pan Bóg ukazał nam swoją wielkość i siłę, ponad wszelką wątpliwość potwierdził świętość sakramentów oraz moc kapłaństwa. Zdmuchnął jak huragan najdrobniejsze okruchy zwątpienia, jakie dobijają się do naszych serc i umysłów wszelkimi sposobami z otaczającego, zlaicyzowanego świata.

Pan Bóg nigdy nie znudził się naszymi grzechami, ani grzechami tego świata. Wiem, że wciąż czeka na każdego człowieka, nigdy nie zostawia nas samych, zawsze wyciąga rękę, pomaga wstawać i wyrwać się z sideł zła oraz daje łaskę przebaczenia. Daje nam siebie w Komunii św. by nas umacniać i wciąż przemieniać nasze serca, a jeśli tylko zwrócimy się do Niego, to On będzie kierował naszym życiem i udzielał swoich łask oraz dawał siły do walki ze złem. Budzi się jednak we mnie wciąż wątpliwość, czy to jest już wszystko co mogliśmy zrobić, by wyprostować ścieżki naszego krętego życia?

- Małgorzata (46 l.)

W okresie przed zawarciem niesakramentalnego małżeństwa moja wiara była w uśpieniu. Kościół odwiedzałem sporadycznie najczęściej z okazji świąt kościelnych. I choć nie miałem żadnych przeszkód, nie czułem wewnętrznej potrzeby spowiadania się i przyjmowania Komunii świętej. Uważałem, że do zbawienia wystarczy staranie się o to, by być dobrym i uczciwym człowiekiem.

Dopiero w naszym niesakramentalnym związku Małgosia pokazała mi jak ważny dla człowieka jest Pan Bóg i bliskość z nim. Rosła we mnie chęć zbliżenia się do Boga, zaprzyjaźnienia się z nim, a nasza sytuacja nie pozwalała na to. Spotkaliśmy na naszej drodze ludzi którzy uświadomili nam, że istnieje sposób na rozwiązanie naszego problemu. Wspólnie podjęliśmy tą niełatwą dla nas decyzję życia w "białym małżeństwie" jak brat z siostrą. Zbiegło się to z moją pierwszą wizytą w Medugorje gdzie po piętnastoletniej przerwie przystąpiłem do spowiedzi i komunii św. Było to wspaniałe oczyszczające uczucie, które dokonało się w tak cudownym miejscu.

Po ludzku wydaje się, że trwanie w naszej decyzji jest bardzo trudne. Od ponad 12 lat Pan Bóg daje nam codziennie siłę do tego oraz piękną, wzajemną miłość opartą na relacjach pozbawionych doznań cielesnych.

- Jerzy (54 l.)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Białe małżeństwo uratowało naszą wiarę
Komentarze (158)
AK
~Aga Kamińska
12 stycznia 2020, 22:39
Taki przypadek : dwoje ludzi niebędących małżeństwem w starszym wieku nie uprawia już seksu. Ona jest panną a on rozwiedziony. Ona wierząca praktykująca katoliczka po 12 latach przystąpiła do spowiedzi. Otrzymała rozgrzeszenie postanawiając nie współżyć z partnerem. Mieszkają w jednym mieszkaniu w dwóch pokojach. On zrozumiał religijną potrzebę przystępowania kobiety do Komunii Świętej. Ale czy przystępowanie do Stołu Pańskiego w swojej parafii nie zgorszy znajomych innych wiernych.? Czy trzeba jeszcze przejść jakieś inne procedury, formalności w kościele? Czy nie. Czy trzeba się przejmować tym co ludzie powiedzą? Czy relacja z Bogiem jest najważniejsza i ludziom nic do tego.
J
Jadwiga
28 czerwca 2018, 01:34
Ludzie  popełniali , popełniają i będą popełniać błędy. Błąd ludzki, gdy jest oceniony jako błąd a nie jako cwaniactwo, kombinacja nie powinien przekreślać życia człowieka. Życie na zasadzie brat z siostrą nie jest rozwiązaniem, ponieważ małżeński związek to coś znacznie więcej. Chrystus przewidział to, dlatego Kościół katolicki  otrzymał od Chrystusa wielką władzę, co rozwiążecie na ziemi będzie rozwiązane w niebie. Z tego prawa nie  korzysta a ludzie cierpią i tracą piękno życia. Błąd człowieka dotyczy również ludzi administratorów Kościoła, czym niszczy życie wyznawców Chrystusa. A życie jest jedno. Coś tu w Kościele instytucjonalnym nie gra, gdy wokół siebie nie niweluje Kościół zła. Kościele  nawróć się.
GM
~Greg Maze
16 września 2021, 20:26
Ja powiem ostrzej: czy naprawdę ktoś myśli, tak na logikę, że Stwórcy Wszechrzeczy może przeszkadzać to, że dwoje ludzi doświadcza bliskości ze sobą, choć kiedyś mieli innych partnerów? Że może go to w jakiś sposób "ranić"??? Przecież to absurd posądzać Absolut o taką Małostkowość... Kiedyś sam miałem takie poglądy, ale dziś jedyne, co mnie trzyma w jako takim związku z Kościołem Katolickim (a może w ogóle z chrześcijaństwem) to Franciszek. Bo przecież nie Marek Jędraszewski...
K
Krzysiek
2 lutego 2016, 11:13
Mam tylko jedną uwagę: wspomniani ludzie (Jerzy i Małgorzata) nie są małżeństwem, tylko żyją w konkubinacie. Deon jako portal KATOLICKI powinien to wyraźnie zaznaczyć we wstępie. Rozmywając pojęcia i reguły podkopujemy cała naukę chrześcijańską. Dochodzimy do momentu gdy, rozwodzić się nie można, ale... kraść nie można, ale... zabijać nie można, ale... Jezusowi nie o to chodziło. Mówił o bezgranicznej miłości dla ludzi ale również o bezgranicznym potępieniu dla grzechu. Małgorzata i Jerzy mają dobre intencje i chcą żyć w zgodzi z Bogiem - to dobrze. Jednak powinni być świadomi, że swoim przykładem mogą pogubić innych dając im zly przykład. Wyobraźcie sobie innych ludzi widzących parę niesakramentalną, mieszkającą razem, posiadającą dzieci i przyjmującą komunię. To wywołuje zgorszenie i burzy zaufanie do Kościoła (nie dociekam czy słusznie czy niesłusznie). A to bardzo źle. Sytuacja oczywiście jest dużo bardziej żłożona, bo jeszcze pozostaje sprawa dzieci (ministrantów z takim bagażem jak nieślubni rodzice).
Andrzej Ak
31 stycznia 2016, 16:24
Wspaniałe świadectwo obecności Boga na różnych drogach człowieka nawet tego, który pobłądził i dokonał złych wyborów w swoim życiu. Wasza postawa choć nie jest godna do naśladowania to jednak dowodzi tego, iż człowiek nawiązując bliższe relacje z Bogiem może odwrócić się od grzechu oraz próbować jakoś naprawić wyrządzone zło. W waszym przypadku być może jest jeszcze jedno przed wami zadanie, aby pomyśleć również o tej błogosławionej do życia w związku przez Boga kobiecie , czyli pierwszej żonie męża. Być może relacje przyjaźni będą wystarczające do naprawienia choć w części szkód i na tej płaszczyźnie. Wydaje mi się, iż na ten temat należy poważne porozmawiać z Jezusem i Maryją, bo oni są orędownikami wszystkich naszych czasem bardzo poważnych problemów u samego Boga Ojca. Wielu z nas, którzy czytają takie świadectwa, czasem umyka przesłanie, które jest skierowane właśnie do nas. W tym przypadku jest to świadectwo tego, iż zło żeruje na żądzach cielesnych we wszystkich związkach. Ze wszelkich takich żądz wypływają owoce złego, a jego skutki są przenoszone nawet na pokolenia. O tym powinni pomyśleć również ci, którzy żyją w związkach sakramentalnych. Tam gdzie żądze biorą górę nad miłością lub ją nawet zastępują, tam nie ma Ducha Bożego, a Jego miejsce zajmują upadli.
H
hanspedro
24 maja 2015, 12:06
ciemnoto obudź się i żyj normalnie ciemnota was upokarza jesteście narzędziem kościoła który wami manipuluje i torturuje a sami żyją w przepychu i cięszkim grzechu 
2 lutego 2015, 22:43
Kochani Katolicy. Jesteście wszyscy obrońcami swojej wiary w Czystą Miłość. To naprawdę piękne. Brońcie tej Miłości, bo tylko Ona uskrzydla życie. Brońcie Jej Miłością do siebie i taką samą Miłością do tych, którzy o tę Miłość tak usilnie proszą...
E
Ela
2 lutego 2015, 22:13
Katolicy, a taki lincz dokonali słowem na bliźnich. Czy oni aż na tyle gorzkich ocen zasłużyli? My też próbowaliśmy żyć w białym związku, ale nie udało się. Nie jest to takie proste jak wam się wydaje. Zatem proponuję, zacznijmy wmagać od siebie i z większą miłością patrzeć na innych. Z Bogiem!
A
anonim
2 lutego 2015, 22:32
Elu, biały związek nie przestaje być konkubinatem. Może być on tolerowanym związkiem w przejściowym okresie gdy z jakichś powodów rozstanie się byłoby wyrządzaniem kolejnego zła, np. małym dzieciom na wychowaniu. Ale NIGDY nie może on być rozwiązaniem docelowym. To nie tak, że jak przestaniemy ze sobią sypiać to będzie OK. Nie wolno pożycia małżeńskiego sprowadzać do za przeproszeniem kopulacji. Życie rodzeństwa różni się od życia małżonków nie tylko brakiem współżycia seksualnego.
O
olle
2 lutego 2015, 13:23
Anonim napisał; "Bywa jednak i tak, że dla wznych powodów - jak na przykład wychowanie dzieci - nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się. (FC). I wówczas zamieszkanie razem nie musi oznaczać popełniania grzechu..." Autorzy swiadectwa piszą, że dzieci mają dorosłe,  więc nie ma konieczności wychowania dzieci. Na jakiej zasadzie dostępują rozgrzeszenia?
A
anonim
2 lutego 2015, 20:41
To nie są moje słowa ale cytat z FC=Familiaris consortio=Adhortacji o małżeństwie i rodzinie. Jak już pisałem również, absolutnie nic w tym artykule/świadectwie nie wskazuje na to że Małgorzata i Jerzy szukali drogi do nawrócenia. Wszystko natomiast świadczy że usiłnie dążyli do tego aby w jakiś sposób "zalegalizować" w Kościele swój konkubinat. I wyłącznie legalizacji konkubinatu służył pomysł z tym konkubinatem bez cudzołożenia. Bardzo wyrazistym świadectwem samozakłamania i obłudy jest fragment w którym Małgorzata mówi: "Szatan nie dawał jednak za wygraną, podsuwał pokusy, rozbudzał zmysły i wyobraźnię, wskazywał i szydził z naszych słabości. My jednak dzięki Bogu i Matce Najświętszej nieustannie trwaliśmy w swoim postanowieniu złożonym przed Bogiem w obecności ks. Dziekana. Byliśmy silniejsi, mieliśmy już przecież narzędzia do walki, mieliśmy możliwość przystępowania do sakramentu pokuty i pojednania oraz Eucharystii, bo Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?" To znamienne, że jakoś dzięki Bogu i Matce Najświętszej nie mogli żyć bez swojego cudzołożnego konkubinatu i Jerzy nie mógł trwać w swoim postanowieniu złożonym przed Bogiem w obecności gości, rodziny, świadków oraz księdza asystującego przy zawieraniu sakramentu małżeństwa. Tak jakby przed wejściem w swoje cudzołożenie w konkubinacie nie mieli narzędzia do walki, jakby nie mieli możliwość przystępowania do sakramentu pokuty i pojednania oraz Eucharystii - i dopiero ten cudzołożny związek dał im narzędzia do walki. To znamienne, że refleksja "Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?" jakoś nie umotywowała ich do zerwania cudzołożnego związku a stała się obłudnym uzasadnieniem trwania w konkubinacie. cd
A
anonim
2 lutego 2015, 20:41
cd ~olle, pytasz na jakiej zasadzie dostępują rozgrzeszenia. Ale nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć. Wg danych artykułu, wygląda na to że jest to niegodziwe i świętokradcze. Ale internet to nie jest medium umozliwiające dokonywanie tego typu osądów, nie wszystko musi być nam wiadome, spowiednik wie lepiej.
L
lew
2 lutego 2015, 23:02
Po stylu pisania widac, że tutaj jedna osoba sama sobie odpisuje. Za każdym razem wie lepiej co napisać. A mnie podoba się to świadectwo. Bohaterowie jednak dla niewierzących będą zawsze nawiedzonymi moherami, a dla wierzących poganami profanującymi Świętą Hostię. Szczerze, to im nie zazdroszczę.
K
Katechizm
2 lutego 2015, 12:09
Katechizm Kościoła Katolickiego: 2384 Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa: Jeśli mąż, odłączywszy się od swej żony, łączy się z inną kobietą, sam jest cudzołożnikiem, ponieważ każe popełnić cudzołóstwo tej kobiecie; także kobieta, która mieszka z nim, jest cudzołożnicą, ponieważ pociągnęła do siebie męża innej kobiety130.
E
Ela
1 lutego 2015, 13:45
To tutaj świadectwo mówi jak można łatwo obejść przykazania wierności i nierozerwalności małżeństwa. Jerzy nie pisze, że zrozumiał swój grzech i krzywdę wyrządzoną żonie przez rozwód i chce jej to WYNAGRODZIĆ. Nie, nic takiego. Zauważcie, on napisał "spotkaliśmy ludzi, którzy uświadomili nam, że istnieje sposób na rozwiazanie naszego problemu". Oni po prostu znaleźli sobie furtkę na problem. Czyli sposób jak zjeść ciastko i mieć ciastko.
NM
nie myśl tylko o kroczu
1 lutego 2015, 14:23
11 Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. 12 Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam4 ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. 13 Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. 14 I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. 15 Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają5 w wierze i miłości, i uświęceniu - z umiarem.
H
hanspedro
24 maja 2015, 12:09
kobieta według kościoła jest wołem pociągowym czyli niczym a chłop panem i włacą tak jak biskup tak ciemnoto trzymać 
*
**@@@**
1 lutego 2015, 13:09
No widzicie mężczyżni  bez sexu też da się żyć i chwała Panu!
E
Ela
1 lutego 2015, 14:13
Za co ta chwała? Że odszedł od żony i nadal żyje z kochanką?
?
???
31 stycznia 2015, 13:27
co za bzdury. Tego nie da się czytać. Czy wy nie macie innych problemów?
K
Karol
31 stycznia 2015, 12:33
Kościół widzi tylko sypialnię , Białe małżeństwo to ...... dobrze , przystepujcie do spowiedzi i komunii św. tylko nie w naszym kościele , bo was znają ,czy to nie szaleństwo - kościół pozwala , ale sie wstydzi? własnej decyzji , a do kogo powiedział Pan Jezus -bierzcie i .......... . W Prawosławiu potrafiono  ludziom rozwiedzionym podać rękę , u nas nie - wierżę ,że po pażdzierniku b.r. będę mógł przystpić do Komunii św, a narazie wystarcza mi K0omunia Duchowa i wiara w Miłosierdzie Boże gdybym nie doczekał X.2015 r
J
Janek
31 stycznia 2015, 14:45
I MASZ RACĘ Karolu. Sami święci oceniacze. Siebie ocecie, przyjrzyjcie się swoim "małżeństwom" i odpowiedzcie sobie na pytanie czy to miłość jeszcze czy przyzwyczajenie i strach przed odrzuceniem świata, który "miłością" nazywacie.
A
anonim
31 stycznia 2015, 16:46
Miłosierdzie Boże to nie czary i nie działa ono automatycznie. Doświadczyć go można wtedy gdy uznaje się swoją grzeszność i żałuje się za swoje grzechy i pragnie się poprawy, nie chce się więcej grzeszyć. Jesli jednak ktoś nie ma zamiaru porzucić swojego grzesznego życia, a wręcz nie poczuwa się do żadnej winy i niczego nie żałuje, to miłosierdzie jest niemożliwe. Cudzołożnicy zatwardziali  w swoim cudzołożeniu są dokłądnie w takiej samej sytuacji jak szatan - mogliby doznać miłosierdzia gdyby tylko sami chcieli, gdyby tylko uznali, że zawinili i żałują... ale zapierają się że właśnie nic złego nie zrobili i niczego nie żałują i nie zamierzają zmieniać... Obyś się nie przejechał na swoich wyobrażeniach...
K
Karol dla anonima
31 stycznia 2015, 23:54
Anonimie - czy Ty jesteś bez grzechu ?, myślę ,żę gdybyś TY " dysponował Milosierdziem " to pewnie bym się przejechał , ale na szczęście miłosierdzie jest w gestii  Boga   - tak mówi Ewangelia , tak mówi Papież . Zamiast straszyć ludzi poczytaj chociażby książki bp. Rysia , dużo zrozumiesz - naprawdę warto .
A
anonim
1 lutego 2015, 06:51
Anonimie - czy Ty jesteś bez grzechu ?, --- A jak żeś to wymyślił? Przecież ani nic takiego nie twierdziłem ani nawet nie sugerowałem. Czy wg Ciebie będąc grzesznym człowiekiem nie można mówić jaka jest nauka Kościoła? A jak ktoś mówi to znaczy że uważa siebie za bezgrzesznego? Przecież gdyby będąc grzesznym nie można było mówić o nauce Kościoła to NIKT nie miałby prawa o niej mówić. Odnoszę wrażenie, że Twoje pytanie zdradza moralność Kalego: jeżeli z czymś mam problem to będę zapierał się że to przecież nie grzech, a jeżeli z czymś sobie radzę to będę to tępił u innych... cdn
A
anonim
1 lutego 2015, 06:53
cd myślę ,żę gdybyś TY " dysponował Milosierdziem " to pewnie bym się przejechał , ale na szczęście miłosierdzie jest w gestii  Boga   - tak mówi Ewangelia , tak mówi Papież . Zamiast straszyć ludzi poczytaj chociażby książki bp. Rysia , dużo zrozumiesz - naprawdę warto . --- A niby w jaki sposób straszę ludzi? Mówiąc o nauce Kościoła? Wygląda na to że nic nie zrozumiałeś z tego co napisałem więc powtórzę bo to jednak istotne. Miłosierdzie jest oczywiście w gestii Pana Boga, ale miłosierdzie Boże to nie czary i nie działa automatycznie, doświadczyć go można dopiero wtedy gdy uzna się swoją grzeszność i żałuje za swoje grzechy i pragnie się poprawy, nie chcąc więcej grzeszyć; - jesli ktoś nie ma zamiaru porzucić swojego grzesznego życia, a nawet nie poczuwa się do żadnej winy i niczego nie żałuje, to miłosierdzie jest wręcz niemożliwe. I ani Ewangelia ani Papież nie mówią nic innego. W słynnej scenie z przyprowadzoną kobietą pochwyconą na cudzołóstwie Jezus mówi wyraźnie: idź i nie grzesz więcej! Cudzołożnicy zatwardziali  w swoim cudzołożeniu są dokładnie w takiej samej sytuacji jak szatan - mogliby doznać miłosierdzia gdyby tylko sami chcieli, gdyby tylko uznali, że zawinili i żałują... ale zapierają się że właśnie nic złego nie zrobili i niczego nie żałują i nie zamierzają zmieniać - a skoro uważasz to za straszenie że nie doświadczysz miłosierdzia to wygląda na to że właśnie należysz do tej kategorii. I bp. Ryś nie naucza niczego odmiennego i jeśli twierdzisz inaczej to znaczy że nic nie zrozumiałeś z tego co czytałeś.
MI
młoda i naiwna
31 stycznia 2015, 11:25
Już abstrahując od wartości tego świadectwa; Bóg Ci wybaczy, ale drugi katolik niekoniecznie. Miłość bliźniego? Faryzeusze z nas, kochani bracia i siostry w wierze. Nie mówię, że powinniśmy pochwalać rzeczy, które w sumieniu uznajemy za złe, ale winniśmy sobie nawzajem miłość i wyrozumiałość, a ludzie którzy twierdzą, że bohaterowie powinni się rozejść, pan poiwnien wrócić do żony, mimo że żyją w heroicznej wręcz szalonej relacji, są oderwani od rzeczywistości. Ba, z ich krytyki nieraz po prostu sączy się... obrzydzenie? nienawiść? Wszyscy jesteśmy grzesznikami i tym bardziej potrzebujemy Lekarza. Życie pisze różne scenariusze, mało jest takich historii? I skąd wiecie, że pierwsza żona kochała bohatera? że byli razem szczęśliwi? Rozwiedli się w końcu! I myślę, że Bóg jednak znajduje drogę do każdego człowieka, obojętnie jak by pobłądził, nie przekreśla. Z tego tekstu wynika, że bohater odkrył Boga dopiero w drugim związku. "Ale co on tam wie, prawo to prawo?"Boże ile jeszcze się musimy nauczyć...  A co do mocy sakramentu: Ktoś im udzielił tego rozgrzeszenia, skoro przystępują do komunii, ktoś kto pewnie lepiej zna sytuację niż niejeden z nas.
I
isia
31 stycznia 2015, 11:30
Jesteś rzeczywiście młoda i naiwna. To, że ludzie "się rozwiedli", nie ozna cza, że żona Jerzego chciała rozwodu tak samo jak Jerzy. Żona może nie chcieć rozwodu, może kochać męża, ale sąd go orzeknie, gdy mąż już żyje z kochanką.
MN
młoda naiwna i co tam chcecie.
31 stycznia 2015, 18:50
Oczywiście, że nie pochwalam odchodzenia do kochanek. Ale chodzi mi o to, że już się stało, 12 lat temu, po cholerę mieliby do siebie wracać jak sugerują niektórzy? Rozumiem, że wtedy być może to on nawalił(ale z tego co wiem, to nie jest tak, że jest pięknie, a jedno wszystko psuje i wychodzi, proszę mnie poprawić jeśli się mylę), może za wszelką cenę powinien BYŁ walczyć o małżeństwo, ale to już gdybanie, to jest już zamknięte. I to boli w tym świadectwie i faktycznie sprawia, że nie jest takie fajne i idealne jakby się chciało. Może macie rację, może nie powinno się tu znaleźć jako świadectwo, nie wiem, ale katolicki hejt bardziej mnie boli niż to, że ktoś próbuje odkupić swoje winy(12 lat z ukochaną osobą jak brat z siostrą) i iść do Boga tak, jak umie. I widzę na tym forum coraz więcej katolików, którzy są zniesmaczeni, oburzeni i obrzydzeni swoimi braćmi. Brzydzimy się siebie i nieustannie przepychamy, kto jest lepszy/mądrzejszy/świętszy. Ale jesteśmy fajni, wow :( Anyway wszyscy potrzebujemy nawracania się i wzajemnej modlitwy.
4
43710
31 stycznia 2015, 20:35
W tym "świadectwie" nie ma żadnej walki o uratowanie małżeństwa Jerzego.  To jest tylko swiadectwo, że dostatecznie długie życie w drugim związku powoduje jakby .... przychylność Pana Boga ? Jerzy pisze, że Bóg mu daje siłę do pięknej miłości do partnerki (sic). Ciekawe, ciekawe, czyżby Bóg w końcu akceptował grzech?
P
pryska
1 lutego 2015, 02:42
Miłość braterska nie jest grzechem. Grzechem byłaby zdrada żony poślubionej sakramentalnie.
I
isia
1 lutego 2015, 13:08
Przecież Jerzy zdradza żonę cały czas. Czy nie słyszałaś nigdy o zdradzie emocjonalnej?
A
A.
31 stycznia 2015, 10:33
trochę kosmos dla mnie. Podziwiam w jakimś sensie. A w innym mnie to przeraża. Dziękuję Bogu, że jestem cały czas z moim śluybnym mężem, i oby tak pozostało (o to też się modlę). Bo takie dylematy i postępowanie wydaje mi się ponad siły. tym bardziej podziwiam. Ale zastanawia mnie jeszcze jedno. Wg. kościoła oni nie są małżeństwem. Ale skoro żyją jak małżeństwo, kochają się - to może faktycznie to włąśnie Małgorzata jest żoną Jerzego, a nie pierwsza sakramentalna żona? Jak to jest.
?
??
31 stycznia 2015, 11:37
No proszę, jak takie świadectwa o "miłości" między osobami w drugim zwiazku mogą namieszać ludziom w głowach. Nie wiadomo kto jest żoną, czy ta sakramentalna - której Jerzy nie kocha, czy niesakramentalna - którą kocha? A jeśli Jerzy pokocha trzecią kobietę, to ta trzecia będzie wtedy żoną?
WO
w obronie skrzywdzonych
31 stycznia 2015, 09:40
W tym świadectwie brakuje mi jeszcze tego w jaki sposób Jerzy i Małgorzata naprawili krzywdę wyrządzoną tej zdradzanej żonie. Przecież Małgorzata rozbiła istniejące sakramentalne małżeństwo a Jerzy zdradzał żonę, z którą żył . Jeśli ta żona ciągle przez nich cierpi to jak jest sens tych modlitw i wyjazdów do Medjugorie?
A
anni
31 stycznia 2015, 15:29
z tego co wywnioskowałam, to rozwód był wzięty wcześniej, być może jeszcze kiedy owy Jerzy i Małgorzata się nie znali. To mogła być zupełnie oddzielna, dawna historia... Słowa "kilka lat wcześniej" "zaraz był ich rozwód" można interpretować różnie - nie oceniajmy tak szybko, nie znamy szczegółów... "To było zakazane uczucie, Jerzy kilka lat wcześniej zawarł małżeństwo sakramentalne z inną kobietą (było bezdzietne). Zaraz jednak był ich rozwód cywilny i nasze wspólne przekonanie, że taka miłość jak nasza rzadko zdarza się w życiu."
WO
w obronie skrzywdzonych
31 stycznia 2015, 19:46
Właśnie z tego fragmentu jasno wynika, że romans zaczął się jak Jerzy był jeszcze żonaty: "To było zakazane uczucie" (zakazane, bo żona była blisko, to jest jasne) i "zaraz jednak był ich rozwód cywilny" (zaraz - czyli po poznaniu się Jerzego i Małgorzaty). Zrozumiałam ten tekst tak, że najpierw był romans i zdrada a potem rozwód. Tym bardziej, że chwilę później autorzy jakby usprawiedliwiają się pisząc, że było to małżeństwo bezdzietne. Stąd mój post i opinia
A
ala
31 stycznia 2015, 19:56
Czy rozwód cywilny był wcześniej czy później - jakie to ma znaczenie? Jerzy w świetle prawa Kościoła był nadal mężem swojej żony.  Są świadectwa, że małzonkowie wracają do siebie nawet po rozwodzie. Ale gdy w grę wchodzi inna kobieta, to nawrócenie i powrót do małżeństwa jest niemal niemożliwy.
A
anni
1 lutego 2015, 03:45
A ja zrozumiałam to tak, że uczucie było zakazane bo był rozwodnikiem, bo wziął już ślub kościelny. A "zaraz" zrozumialam jako wkrótce po ślubie. Odniosłam wrażenie, że Jerzy był rozwodnikiem, po jakimś krótkotrwającym, nieprzemyślanym związku i pohopnym ślubie. Dlatego też nie możemy oceniać, bo rozumieć można wszystko różnie, a w rzeczywistości mogło byc zupełnie inaczej... A może nie ma jego winy w rozwodzie, może żona wniosła o rozwód... skąd wiemy? Nie wiemy, więc razi mnie tak ostre ocenianie znając jakieś strzępki niesprecyzowanych informacji...
A
anni
1 lutego 2015, 03:54
różnie się dzieje, są różne sytuacje, a nie nam to oceniać, bohaterowie tej historii najlepiej znają motywy swojego postępowania. Może gdybyśmy byli ich przyjaciółmi i znali sytuację dokładnie, moglibyśmy radzić, sugerować... ale sprawa jest na tyle skomplikowana, że tylko oni sami wiedzą najlepiej dlaczego działo się tak a nie inaczej i nie możemy tu wyrokować o ich sumieniu. Chodzi mi tylko o to, że sądy są zbyt szybkie - zamiast zrozumieć, najchętniej tylko byśmy krytykowali...
WO
w obronie skrzywdzonych
1 lutego 2015, 11:12
Dla mnie to świadectowo nie jest świadectwem nawróconego grzesznika ale usprawiedliwianiem swojego grzechu. Gdyby Jerzy rozwiódł się z żoną zanim poznał Małgorzatę autorzy napewno by o tym napisali bo starają się wybielić swój grzech jak się da. Niestety zostają im tylko takie argumenty jak: nie było dzieci, to była wielka miłość... Jerzy zostawił żonę wtedy kiedy pojawiły się pierwsze większe problemy, poszedł na łatwiznę i po prostu znalazł sobie nową kobietę. A Małgorzata, cóż, wchodzenie cudzemu mężowi do łóżka to nie jest wielka miłość tylko nazywa się to zupełnie inaczej. Teraz już się sobą nacieszyli, mają dzieci, seks im się znudził, tylko sumienie ciągle dokucza. Najlepiej, żeby teraz ksiądz ich pogłaskał po główkach i powiedział, że wszysto jest dobrze. A tak na prawdę to nie mają siły, odwagi, wiary, żeby zerwać z grzechem i naprawić wyrządzone innym krzywdy
A
anni
2 lutego 2015, 23:41
Nie myślałam, że istnieją ludzie wszechwiedzący, aż do teraz... Nic nie jest wyraźnie powiedziane w tekście. Wnioskowanie, że "próbują się wybielić" na podstawie użytych określeń nie jest decydującym argumentem. Wszystko jest kwestią sumienia. Ten "usprawiedliwiający" ton może wynikać choćby z samego faktu wiązania się z rozwodnikiem, bo wiadomo że dla osoby wierzącej wchodzenie w taką relację wiąże się wieloma trudnościami... Zależy co kto uznaje już za nieodpowiednie, trudne... Może było tak, może inaczej. Ja nie wiem i myślę, że nie wie tego również nikt z internautów. Dlatego nie zapominajmy o wrażliwości i empatii.
P
Paweł
31 stycznia 2015, 08:09
Dziękuję za to świadectwo. Nie zawsze w życiu uda się wszystko właściwiepoukładać , sam to wiem. Można sobie odpuścić i zupełnie przegrać, a można walczyć o swoje nawróćenie, choćby tak jak Wy. I dobrze, że na końcu tego ziemskiego żywota  nas wszystkich będzie osądzał sam Bóg - swoją miarą, a nie ludzie. 
A
anonim
31 stycznia 2015, 09:23
I dobrze, że na końcu tego ziemskiego żywota  nas wszystkich będzie osądzał sam Bóg - swoją miarą, a nie ludzie. --- Odnoszę jednak wrażenie, że przez te "swoją miarą" rzeczywiście rozumiesz swoją (=Twoją) miarę. Weź jednak pod uwagę, że Bóg swoją miarę już podał(!), i nie jest to bynajmniej taka miara jak niektórzy się łudzą. Mowi ona jednoznacznie, że małżeństwo jest nierozerwalne, a cudzołożenie jest ciężkim grzechem. Różnica pomiędzy sądem Bożym a ludzkim nie polega na tym, że Bóg stosuje inne miary, ale na tym, że Bóg w przeciwieństwie do człowieka dokładnie zna ludzkie serca więc dokładnie wie na ile nasze grzechy są popełniane świadomie i dobrowolnie; wie też na ile nasza nieświadomość zła/grzechu wynika z naszej winy a na ile jest to niezawiniony przez nas wpływ środowiska w którym żyjemy.
?
??
31 stycznia 2015, 10:38
"walczyć o swoje nawrócenie" - to za mało. Trzeba walczyć o małżeństwo, małżonka, o naprawienie krzywd. Nie może zdradzający małżonek myśleć tylko o sobie i uważać, że jak nie współżyje z drugą niby-żoną, to jest w porządku względem prawowitej żony, ślubowania małżeńskiego i Boga.
W
WHO
31 stycznia 2015, 01:56
BOŻE!!! Po co wy się ludzie tak katujecie. Związek dwojga ludzi bez seksu? Bez sensu. Przecież to dobrego leczenia wymaga.
M
mar
31 stycznia 2015, 00:18
BIAŁE MAŁŻEŃSTWO DOTYCZY TYLKO I WYŁĄCZNIE MAŁŻEŃSTWA SAKRAMENTALNEGO!
RS
rachunek sumienia
30 stycznia 2015, 22:25
Do autora. Panie Jerzy, przystępuje pan do spowiedzi i otrzymuje rozgrzeszenie. Oto fragment rachunku sumienia dla małżonków. Jeśli można to spytam czy Pan spowiada się z takich grzechów i otrzymuje rozgrzeszenie? Czy kochałem współmałżonka miłością dozgonną i wyłączną? (napisane wyraźnie „miłością wyłączną”) Czy w małżeństwie nie zaniedbywałem postawy czułości i serdeczności? (czy całuje pan żonę sakramentalną) Czy dochowuję wierności małżeńskiej? (nie chodzi tylko o wierność fizyczną, ale duchową, psychiczną) Czy nie podtrzymywałem grzesznych znajomości? (np. z inną partnerką) Czy dbałem o swoje małżeństwo i rodzinę? Czy każdego dnia przyczyniam się do wzrostu miłości, zaufania, przyjaźni w małżeństwie? (w jaki sposób pan przyczynia się do wzrostu miłości do ŻONY?) Czy nie zaniedbuję swojego współmałżonka (czy często spotyka się pan z żoną, rozmawia z nią, troszczy o jej zdrowie itp) Czy dbam o jedność, pokój i miłość w małżeństwie i rodzinie? Czy aktywnie budowałem wspólnotę małżeńską i rodzinną? Czy dbałem o utrzymanie domu i rodziny? (czy przyczynia się pan do utrzymania domu, w którym mieszka żona, czy wspiera pan materialnie żonę)
O
olle
30 stycznia 2015, 22:43
Czy żyjących w związkach niesakramentalnych obowiązuje jakiś rachunek sumienia przeznaczony dla małżeństw? 
A
anonim
30 stycznia 2015, 22:54
Jeśli można to spytam czy Pan spowiada się z takich grzechów i otrzymuje rozgrzeszenie? --- Nie można - to zdecydowane przegięcie
A
anonim
30 stycznia 2015, 22:56
A żyjących w separacji, uznanej przecież przez Kościół? Czy też mają spowiadać się np. z nie zaniedbywania czułości wobec małżonka?
?
??
31 stycznia 2015, 10:31
Wszystko zależy od tego, który małżonek jest przyczyną separacji. Jeśli żona odseparowała się od męża alkoholika, przemocowca, czy od zdradzającego, to przypuszczam, że jej nie obciążają grzechy zaniedbań relacji małżeńskich wymienione w w/w rachunku sumienia. Inna sytuacja jest już po stronie małżonka winnego separacji.
A
anonim
31 stycznia 2015, 11:20
Moje pytanie było nawiązaniem do pytania ~olle dot. małżeńskiego rachunku sumienia... Separacja nie zwalnia z przysięgi małżeńskiej ani z obowiązków z niej wynikających, tym bardziej nie rozgrzesza z zaniedbań względem małżonka - żadnej ze stron nie rozgrzesza. To dość kuriozalne, że wg Ciebie małżonka winnego separacji obciążają winy zaniedbań relacji małżeńskich - a niby jak miałby o nie dbać skoro małżonek separuje się od niego? Odnoszę wrażenie, że w wypowiedziach występuje tendencja brania odwetu na małżonku który zawinił.
I
isia
31 stycznia 2015, 11:43
Dobre pytania do rachunku sumienia. Nie sądzę, że Jerzy miał by tu spowiadać się na forum, ale warto zastanowić się jak wypełnia zobowiazania małżeńskie, bo przecież ma ślubną żonę i z zobowiązań względem niej (choćby zawartych w rach. sum.) nikt go nie zwolnił?
S
Słaba
31 stycznia 2015, 13:01
A żyjących w separacji, uznanej przecież przez Kościół? Czy też mają spowiadać się np. z nie zaniedbywania czułości wobec małżonka? Małżonkowie rozseparowani, jak najbardziej potrzebują mądrego rachunku sumienia, ale nieco innego, niż małżonkowie żyjący ze sobą. Niestety bardzo trudno jest znaleźć jakąś pomoc duszpasterską w tym zakresie - czy to w postaci pomocniczych pytań, czy dobrej i mądrej rady. Przyczyny separacji są różne i rachunek sumienia musi to brać pod uwagę. Powinien także uwzględniać takie zagadnienia, jak: - czego wymaga wierność w tej sytuacji (poza wiernością seksualną, która jest dość prosta i oczywista)? - jakie wsparcie mogą sobie wzajamnie udzielić (materialne, fizyczne, psychiczne, duchowe)? - co mogą zrobić dla ustania przyczyn separacji? - przebaczenie - nie nakręcanie się w żalu, ale staranie się o dobre życie w sytuacji, jaka jest Bardzo ważne jest też - jak wychowywać dzieci w tej trudnej sytuacji? Jeśli idzie o czułość - to bardzo zależy od konkretnej sytuacji. Są takie, w których powinno się okazać czułość (choćby słowami). Są takie, w których to będzie raczej niewykonalne. Są takie, w których mądra miłość może wskazywać powstrzymanie się od czułości. Problemem w przypadku separacji jest to, że bardzo często to, co jedno z małżonków uznaja za rozseparowanie, drugie uznaje za odejście (rezygnację z małżeństwa). To jest spowodowane głównie brakiem głębszej wiary.
A
anonim
31 stycznia 2015, 16:16
Tyle się napisałaś, a odpowiedzi na pytanie nie udzieliłaś. A po raz drugi zwracam uwagę, że moje pytanie było nawiązaniem do pytania ~olle dot. małżeńskiego rachunku sumienia... To że małżonkowie rozseparowani, jak najbardziej potrzebują mądrego rachunku sumienia, to zwyczajny truizm, bo każdy potrzebuje mądrego rachunku sumienia. Z tego co napisałaś istotne jestt co najwyżej to że potrzebują rachunku sumienia innego niż małżonkowie żyjący ze sobą. A więc pytania zadawane przez tego nawiedzonego od którego zaczęliśmy są chybione.
S
Słaba
31 stycznia 2015, 17:04
Udzieliłam odpowiedzi na twoje oba pytania. A nawet na trzecie, tzn.: (...) a niby jak miałby o nie dbać skoro małżonek separuje się od niego? A że ty tej odpowiedzi nie widzisz, bo rozzłościłeś się i to zamknęło ci możliwość rozumienia, to inna sprawa... :-) Pytania zadane na początku nie są chybione, ale wymagają dostosowania do okoliczności. I bardzo chciałabym, żeby znaleźli się mądrzy duszpasterze, którzy będą w stanie to zrobić. Bo na razie, to ogromne braki pod tym względem...
S
Słaba
31 stycznia 2015, 17:16
I jeszcze jedno Ja rozumiem, że pytanie @olle dotyczyło osób, które są związane ze sobą związkiem niesakramentalnym - czy w mają w rachunku sumienia traktować się jak małżeństwo. A pierwszy wpis dotyczł ich obowiążków wobec małżonków sakramentalnych
A
anonim
31 stycznia 2015, 17:32
Zadałem konkretne pytanie: czy żyjących w separacji też mają spowiadać się np. z nie zaniedbywania czułości wobec małżonka? Później wyniknęło też drugie: jak mają dbać o to skoro małżonek separuje się od niego. I na ani jedno nie odpowiedziałaś. Napisałaś jedynie elaborat zawierający Twoje wariacje na temat. A teraz, nie mogąc wytknąć mi gdzież to rzekomo odpowiedziałaś, przeszłaś do obrony przez atak personalny i dokonując osądu mojej osoby i oznajmiłaś że rozzłościłem się i to zamknęło mi możliwość rozumienia. Komu więc złość zamknęła możliwość rozumienia?
RS
rachunek sumienia
31 stycznia 2015, 20:07
Małżonkowie rozseparowani są nadal małżonkami, to dlaczego dla nich ma być inny rachunek sumienia? A jeśli tak, to czy ktoś słyszał o takim rachunku sumienia? Czy małżonek,który odszedł do innego partnera (żyje w zdradzie) jest zwolniony z dbania o  prawowitego małżonka, albo z pomocy w chorobie, czy innego wsparcia (np. materialnego)?
S
Słaba
31 stycznia 2015, 22:22
A tych moich słów nie zauważyłeś?: Jeśli idzie o czułość - to bardzo zależy od konkretnej sytuacji. Są takie, w których powinno się okazać czułość (choćby słowami). Są takie, w których to będzie raczej niewykonalne. Są takie, w których mądra miłość może wskazywać powstrzymanie się od czułości. Jeżeli chcesz o coś dopytać, to dopytaj. Separacja nie musi oznaczać braku wszerlkich kontaktów. Są sytuacje, które tego wymagają, ale są to chyba wyjątki. Tam, gdzie istnieje choćby kontakt telefoniczny od czasu do czasu, można okazać czułość dobrym słowem. Tam, gdzie nie ma kontaktu można prosić Boga na modlitwie, aby On sam okazał czułą miłość, bo ja nie mam możliwości.
A
anonim
31 stycznia 2015, 22:38
Już pisałem, że wariacje na temat zauważyłem. Ale udzielanie odpowiedzi nie polega na snuciu rozważań z których ktoś ma sobie sam wywnioskować treść odpowiedzi. Tymczasem ja zadałem konkretne pytanie a Ty, zamiast odpowiedzieć na nie, wykorzystałaś to jako pretekst do snucia swoich wariacji na temat w formie rozważań i pouczeń. Nie, nie mam chęci dopytywać o cokolwiek. Zadałem proste pytanie i po raz trzeci nie uzyskałem odpowiedzi lecz kolejną porcję wariacji na temat, więc jaki były sens prosić o powtórkę z rozrywki. Zwłaszcza że Twoje refleksje - wybacz - kompletnie mnie nie interesują.
A
anonim
31 stycznia 2015, 22:44
uzupełnienie... końcówka zabrzmiała niefortunnie, więc uzupełniam: kompletnie nie interesują mnie Twoje refleksje które tu prezentowałaś, w tym wątku. Nie oznacza to jednak, że nigdy żadne Twoje refleksje mnie nie interesowały i nie będą interesować. Bywało już że mnie zainteresowały i mam nadzieję że jeszcze w innym temacie zainteresują.
S
Słaba
31 stycznia 2015, 23:09
Nie dostaniesz prostej odpowiedzi na to pytanie. I to nie tylko ode mnie. :-) Dlatego, że to zależy w jakim przypadku. Są przypadki, w których rozseparowany małżonek powinien spowiadać się z braku okazywania czułości współmałżonkowi, a są przypadki w których nie. A dlaczego nie interesują cię moje refleksje na ten właśnie temat?
A
anonim
1 lutego 2015, 06:56
Skoro nie dostanę odpowiedzi to po co udajesz że odpowiadasz? Nie interesują mnie Twoje refleksje w tym temacie bo są one moralizatorskim truciem, a nie refleksjami.
S
Słaba
1 lutego 2015, 12:56
Nie dostaniesz odpowiedzi "tak" lub "nie" w każdym przypadku, bo to zależy od przypadku. I to jest właśnie odpowiedź. A dlaczego właściwie zależy ci na nieprawdziwym uogólnieniu? A co do "refleksji, które nie są refleksjami", to coż - nie jesteś jedyną osobą na świecie, która może czytać naszą dyskusję. :-) I jest sporo ludzi, którzy zastanawiają się nad tą sprawą i rozważają ją, bo dotyczy ich życia.
A
anonim
1 lutego 2015, 17:28
A dlaczego właściwie zależy ci na nieprawdziwym uogólnieniu? --- A gdzie ja twierdziłem że zalezy mi na nieprawdziwym uogólnieniu? Skoro uważasz że odopowiedzieć sie nie da to należało tak napisać zamiast udawać odpowiadanie. jest sporo ludzi, którzy zastanawiają się nad tą sprawą i rozważają ją, bo dotyczy ich życia. --- Ciekawe w jaki sposób stwierdziłaś że jest sporo osób?
S
Słaba
2 lutego 2015, 00:01
Nie uważam, że nie da się odpowiedzieć, tylko że to co napisałam jest odpowiedzią. :-) Chyba dalsza wymiana zdań na ten temat nie ma sensu. "że jest sporo osób"...? 1) z ilości komentarzy pod podobnymi wątkami 2) z osobistych rozmów Ozywiście możemy się różnić w sprawie oceny tego, co to jest "sporo". :-))) Dla mnie to kilka (w tym ja) w zasięgu mojego spostrzegania.
T
tomi04
30 stycznia 2015, 18:53
Zdaje sie tutaj kazdy twierdzi inaczej co jest grzechem. Zatem uporzadkujmy. Grzechem jest porzucenie zony. Ludzie podjeli zla decycje. Maja  dwoje dzieci. Porzucenie dzieci tez jest grzechem. Wszystko sie zazebia. Ta sytuacja juz zawsze bedzie zagmatwana, nie do wyprostowania. Szukanie mozliwosci przystepowania za wszelka cene do Komunni Świetej, to takie naginanie troche Pana Boga. Zgodnie z prawda to tak mi sie wydaje ten pan po wychowaniu dzieci i ich usamodzielnieniu powinien wrocic do swojej sakramentalnej zony, jesli go zechce przyjac. Druga rzecz udawanie cierpietnictwa przez osoby porzucone, ciagnego zalu tez chwalebne nie jest.
B
bogusia
30 stycznia 2015, 21:36
Grzechem jest również tkwienie w tym związku. Cóż, dzieci niewinne. Ale uczą się że można przykazania wybiórczo traktować. Kiedyś i ja myślałam że dobro dzieci najważniejsze, przeszło mi gdy posłuchałam mądrych księży, świadectw innych ludzi, gdy zauważyłam jak wiele zła wyrządzają rodziece tym dzieciom żyjac w takim związku. Bo dzieci przyjmują tę naukę, Bóg sobie a życie sobie, po co mamy się trudzić, mnie się należy, mam prawo do szczęścia, mam gdzieś złożone przysięgi,  przykazania są po to żeby je sobie naginać wedle potrzeb. Nauczą się że życie w niesakramentalnym związku jest dopuszczalne - "bo sie zakochałam/zakochałem". To później in vitro - bo muszę mieć dziecko. A później aborcja - bo teraz nie pora na dziecko. A co dalej? Eutanacja dla rodziców - bo przeszkadzą młodym? Jak to mówią, czym skorupka za młodu.... ?
B
beti
31 stycznia 2015, 00:57
-Czy Pani wogóle wie co pisze? jeśli tak pani mocna-to niech pani chociaż rok bez seksu z mężem wytrzyma-wtedy może Pani się wypowiadać....OK?
F
Filemona
31 stycznia 2015, 01:18
Dziecko, nie każdą z nas świerzbi. Polecam szklankę zimnej wody, paciorek i ewentualnie, jeśli podołasz, lekturę np. św. Tomasza. Zajmowanie się bardziej abstrakcyjnymi tematami chłodzi zmysły.
I
isia
31 stycznia 2015, 10:26
Ale tu nie chodzi o męża, tylko o partnera. Czy Bóg daje prawo używać seksu z nie-mężem?
S
sceptyk2
30 stycznia 2015, 18:49
Ja też znałam takich: żyli na kocią łapę, ona była jego trzecią czy czwartą żoną (nie wiadomo dokładnie którą, bo sekret rodzinny), zresztą po czterech latach cywilnego małżeństwa się rozwiedli, ale dalej ze sobą mieszkali, oboje do Solidarności się zapisali, na pielgrzymki jeździli, on pisał artykuły do prasy katolickiej, nauczał w katolickiej szkole... Wszystko moi drodzy się da: każde przykazanie można złamać wielokrotnie i kościółek przyklepie, pobłogosławi, pochwali... Wszystko można, byleby groszem sypnąć i usta wytrzeć sobie imieniem Bozi i Najświętszą Panienką... A, iddźcie wy plemię żmijowe!
M
Mateusz
30 stycznia 2015, 15:49
Dziękuję za ten artykuł.
X
XCIX
30 stycznia 2015, 15:00
Oczywiście jestem pod wrażeniem, podziwiam etc. Ale jednocześnie nie rozumiem... Jeżeli wystarczy wyrzec się seksu i już jest się godnym przystapić do Stołu Pańskiego, to musi jednocześnie oznaczać (zasady logiki są tutaj nieubłagane), że małżeństwo to wyłącznie seks. Bo skoro bez seksu, ale zachowując pozostałe "atrybuty" małżeństwa, można dostąpić łaski przystępowania do Sakramentów Świętych, to znaczy, iż nie jest się już w pozasakramentalnym małżeństwie... Moim zdaniem - powtarzam: przy całym szacunku do Małgorzaty i Jerzego - to jakiś absurd. Dodam, że jestem w sytuacji identycznej (aż dziw bierze, że losy ludzkie mogą być tak podobne) jak Jerzy. Nie żyję jednak w białym małżeństwie. Nie byłem też w Medugorje. Poza tym wszystko się zgadza :-)) Wierzę, że zapłacę za moje grzechy, ale wierzę, że kara będzie do zniesienia, ponieważ Bóg (to adresuję do tych wszystkich, co z lubością rzucają kamieniami w osoby będące w pozasakramentalnych związkach) jest SPRAWIEDLIWY i MIŁOSIERNY. Na Sądzie Ostatecznym orzeknie o moim życiu. Wierzę, że będzie łagodniejszy niż niektórzy z piszących tutaj.
B
Bob
30 stycznia 2015, 15:51
nie prawdą jest że "małżeństwo to wyłącznie seks". Natomiast prawdą jest, że cudzołóstwo (grzech ciężki, zrywający więź z Bogiem) zachodzi tylko podczas współżycia cielesnego. Samo spotykanie się z kimś, wspólne dzielenie czasu a nawet zamieszkanie razem cudzołóstwem nie jest. Jest może pewnym nieuporządkowaniem, jakimś złem ale nie grzechem ciężkim. Niestety czy się komuś to podobna czy nie Kościół od 20 wieków naucza, że każda nieczystość cielesna jest grzechem ciężkim, czy to będzie cudzołóstwo, nierząd, onanizm, itp. Człowiek oczyszczony w skamienicie pokuty z tych nieczystości może przystępować do stołu Pańskiego.
X
XCIX
30 stycznia 2015, 16:03
Bob, wydawało mi się, że istota sprawy, którą tu poruszamy, to nierozerwalnność małżeństwa sakramentalnego, czyli niedopuszczalność rozwodu "cwyilnego" z sakramentalną małżonką, a nie to czy w nowym związku uprawiamy seks czy nie. Co do istoty cudzołóstwa to w pełni się z Tobą zgadzam. Nie rozumiem tego, że w kontekście nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego (Jerzy nie otrzymał "rozwodu kościelnego", jak potocznie jest to nazywane) wystarczy w nowym związku żyć bez seksu, aby móc przyjmować Sakramenty Święte. Podkreślam, że cieszę się, iż Małgorzata i Jerzy dzięki swojemu poświęceniu mogą. I niechaj tak będzie. Nie zazdroszczę, tylko dziwię się... Pozdrawiam
?
??
30 stycznia 2015, 17:22
Nie doczytałeś, że ta para zamieszkała razem w czasie gdy Jerzy był (i jest) cały czas w ważnym związku małżeńskim z inną kobietą. Uważasz, że to nie jest ciężki grzech? slubuje się drugiemu małżonkowi dozgonne wspólne życie. Dozgonne, czyli aż do śmierci. Ślubuje się mu też miłość, a tu pan Jerzy pisze, że obdarza miłością nie żonę, ale partnerkę. Czyli Jerzy łamie cały czas przysięgę małżeńską. Nie obdarza miłością żony, chociaż jej to ślubował. Nie tylko cudzołóstwo jest grzechem, ale też łamanie przysięgi. Łamanie przysięgi to nie jakieś "nieuporządkowanie", ale na pewno ciężki grzech. O tym niestety wszyscy zapominają.
K
klara
30 stycznia 2015, 21:21
O i tu Bob nie masz racji. Jeśli skaramentalna żona tego pana żyje, to on mieszkając z inną kobietą popełnia grzech. Bo wedle kościoła on może nawet żonę opuścić, ale nadal ma żyć sam. 
G
Grześ
30 stycznia 2015, 21:33
Każdy odpowiada za swoje życie, mam dokładnie taką sytuację jak Jerzy Ale dzięki Bogu nie żyję w związku z wyboru, ponieważ żadne związki nie są ważne poza sakramentalnym.Mimo że świat się zmienia, jak mi wszyscy mówią, że to staroświeckie i dziwne ale trwam.Wiele rozmawiałem z osobami duchownymi ale najważniejsza jest rozmowa z Bogiem a on mówi: Nie wystarczy ci że ja codziennie do ciebie przychodzę. Polecam też Wspólnotę "Sychar" jak dla mnie najbardziej bliskiej prawdy. Wielkie żeczy nie przychodzą łatwo, po przeczytaniu Dzinnika Swiętej Faustyny rozumie się więcej, to była bardzo prosta i skromna osoba, to dla nas przykład jak można żyć w chwilach opuszczenia i samotności, nie koniecznie pakować się w związki tzw." Niesakramentalne"jednakże nikogo nie oceniam bo każdy ma inną duszę i ciało a co z nimi zrobi to... Z Panem Bogiem.
B
Bob
30 stycznia 2015, 23:05
grzech tak, ale nie jest on śmiertely. Proszę o konkrety przepis prawa stwierdzajacy że to grzech śmiertelny.
B
Bob
30 stycznia 2015, 23:07
polecam zapoznać się z "Familiaris Consortio" św. Jana Pawła II, pkt.84 Tam jest dlaczego wolno.
A
anonim
30 stycznia 2015, 23:35
Mieszkając z inną kobietą popełnia grzech jeśli bez wyrządzania nikomu kolejnego zła mógłby rozstać się z nią. Bywa jednak i tak, że dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się.(FC). I wówczas zamieszkiwanie razem nie musi oznaczać popełnianie grzechu - nie będzie grzechem gdy postanowią żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom. (FC).
A
anonim
30 stycznia 2015, 23:38
A jesteś w stanie podać konkretny przepis prawa stwierdzający że zabójstwo czy cudzołóstwo jest grzechem śmiertelnym? A może będziesz dowodzić że to grzechy ale nie śmiertelne?
?
??
31 stycznia 2015, 10:47
Moim zdaniem FC poszło za daleko w usprawiedliwianiu rozwodów i życia wspólnego w drugim związku. Pismo świętej nie daje w żadnym miejscu przyzwolenia dla życia po rozwodzie w drugim związku ze względu na wychowanie dzieci. Poza tym trzeba pamiętać, że takie rozwiązanie, jakie przyjęto w FC, obowiązuje dopiero od 33 lat. Bo o ile się nie mylę, wcześniej, przez 2000 lat, Kościół nie rozgrzeszał ludzi żyjących w czystości w drugim zwiazku, a nawet groziła za drugi związek po rozwodzie ekskomunika.
A
anonim
31 stycznia 2015, 12:28
Moim zdaniem FC poszło za daleko w usprawiedliwianiu rozwodów i życia wspólnego w drugim związku. --- Na początek jedna generalna uwaga. Kwestionowanie czy negowanie oficjalnego nauczania Kościoła wyrażanego w oficjalnych dokumentach jest dyskwalifikujące dla kogoś kto deklaruje się jako chrześcijanin. Wychodzi na to że stawiasz się wyżej niż Kościół, a nie ma przecież dogmatu o Twojej nieomylnosci, jest natomiast dogmat o nieomlności Papieża. A co do FC, to piszesz nieprawdę, gdyż nie usprawiedliwia ono ani rozwodów ani życia w drugim związku. Takie Twoje stwierdzenie jest więc oszczerstwem rzuconym na Kościół. Poza tym trzeba pamiętać, że takie rozwiązanie, jakie przyjęto w FC, obowiązuje dopiero od 33 lat. --- Tego typu stwierdzenia wynikają z opacznego rozumienia. FC nie sankcjonuje życia w związkach niesakramentalnych, wręcz przeciwnie, mówi o konieczności zerwania ich. Zwraca jednak uwagę na istotną okoliczność: cel nie uświęca środków(!) więc czynienie dobra nie może być usprawiedliwieniem dla czynienia zła(!) Nie można więc w imię dobra żądać wyrządzania krzywdy dzieciom, nie można żądać porzucenia ich. ps Mówisz że kiedyś groziła za drugi związek po rozwodzie ekskomunika. Masz rację, groziła. Ale odwołując się do tego co było kiedyś weź pod uwagę, że kiedyś to za takie jak Twoje negowanie nauczania Kościoła groziła ekskomunika...
EJ
ekskomunika jest blisko
1 lutego 2015, 13:19
Jeśli synod rodzin w tym roku uchwali, że rozwodnicy w drugich związkach mogą przystępowac do Komunii świetej to też ten kto zakwestionuje "oficjalne nauczanie Kościoła" będzie zdyskwalifikowany jako chrześcijanin? I może jeszcze zostanie ekskomunikowany? Na tym przykładzie widać, jak nauka Kościoła ewoluuje w niebezpiecznym kierunku akceptacji rozwodów i drugich zwiazków.
O
olle
2 lutego 2015, 13:08
...Nie można więc w imię dobra żądać wyrządzania krzywdy dzieciom, nie można żądać porzucenia ich...' Autorzy swiadectwa piszą, że dzieci mają dorosłe!, więc Jezry i Małgorzata nie są już usprawieliwieni koniecznością wychowania dzieci. Na jakie zasadzie dostępują rozgrzeszenia?
30 stycznia 2015, 14:01
nie oceniam Małgorzaty i Jerzego, bo nie w mojej mocy nalezy ocena. Jedynie Bóg Najwyższy ma ten przywilej. Jednak to świadectwo stanowi dla mnie radość dla serca mojego, poniewaz dzięki temu doświadczeniu oboje gorąco szukaliście Boga, zbliżyliscie się do Niego, powierzacie Mu siebie. I On na takie doświadczenia w życiu człowieka pozwala i je dopuszcza ponieważ pragnie z nami bliskiej relacji. Chce, abyśmy do Niego przyszli i się do Niego zbliżyli. A PSALM 37:3-6 zachęca nas: Miej ufność w Panu i postępuj dobrze, mieszkaj w ziemi i zachowaj wierność. Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca. Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał i sprawi, że twoja sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a słuszność twoja - jak południe. POZDRAWIAM :)
B
bogusia
30 stycznia 2015, 13:47
Mało jest niesakramentalnych małżeństw, które decydują się na życie w czystości (wyrzekają się przyjemności) by być bliżej Boga. TO NIE SĄ małżenstwa. To cywilne - świeckie związki. W kościele małżeństwo to jest sakrament. A owo zycie w czystoci to fałsz i obłuda, nie zmienia tofaktum że zyją  wbrew przykazaniom. Przecież oni są zgorszeniem dla innych. Zyjąc w grzechu przystępują do sakramentów. Bo grzech to nie tylko uprawianie seksu, to także zycie wspólne, prowadzenie domu, wychowywanie dzieci. Jak oni wychowują po chrze ścijansku swoje dzieci? Jak tłumaczą przykazania? Wybiórczo?
R
R.
30 stycznia 2015, 14:15
Typowe "katolowe" myślenie - zapraszam do jakiejś wspólnoty Pani Bogumiło, wtedy jest nadzieja na otwarcie Pani serca na drugiego człowieka, bo jak na razie jest Pani blisko Boga wykonując Jego przykazania; bo na razie są otwarte jedynie Pani oczy na warstwę moralną, do tego widza one prosto kwestię, która jest niezwykle skomplikowana (bo nie wszystko jest wbrew pozorom białe albo czarne w życiu chrześcijanina). 
B
boguś
30 stycznia 2015, 14:16
Grzechem jest wspólne wychowywanie dzieci? Prowadzenie domu? Przeciwko któremu przykazaniu? Myślę, że jesteś z rodu Faryzeuszy. Płacisz dziesięcinę z kopru i znasz Pismo jak sam diabeł :DDDDDDD
I
isia
30 stycznia 2015, 19:51
Nie przekręcaj, boguś. Grzechem jest cudzołóstwo i społodzenie dzieci pozamałżeńskich. Grzechem jest wspólne życie jak małżeństwo, gdy się nie jest małżeństwem.
B
bogusia
30 stycznia 2015, 21:26
Proszę bardzo. Witam we Wspolnocie Trudnych Małżeństw Sychar. http://sychar.org/ Tam Panu wytłumaczą czym jest sakrament małżeństwa. I że porzucenie żony , mieszkanie z inną kobietą, to jest grzech. Proszę posłuchać księży którzy opiekują się Wspolnotą, proszę pocztać sobie świadectwa ludzi, to Pan się wtedy dowie co znaczy sakrament małżeńtwa.
Jack French
31 stycznia 2015, 13:57
Świadectwo nie jest o tym, żeby popełniać grzech, tylko jak z niego wyjść. Więc to Ty nie przekręcaj.
30 stycznia 2015, 13:35
Pytanie: Co Pismo Św. mówi o rozwodzie i powtórnym ożenku? Odpowiedź: Po pierwsze bez względu na to, jaki mamy punkt widzenia na temat rozwodu, ważne jest, byśmy pamiętali słowo z Księgi Malachiasza 2:16a: „Jeśli ktoś nienawidząc oddalił [żonę swoją] - mówi Pan, Bóg Izraela - wtedy gwałt pokrywał swoją szatą″. Według Pisma Świętego Bożym zamierzeniem jest, by małżeństwo było zobowiązaniem na całe życie. „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela″ (Ewangelia wg św. Mateusza 19:6). Bóg zdaje sobie jednak sprawę z tego, że skoro w małżeństwie połączone zostają dwie grzeszne osoby, rozwód może nastąpić. W Starym Testamencie dał pewne prawa, chroniące tych, z którymi się rozwiedziono, zwłaszcza kobiety (Księga Powtórzonego Prawa 24:1-4). Jezus zaznaczył, że te prawa zostały dane ze względu na zatwardziałość ludzkiego serca, a nie dlatego, że było to Bożym pragnieniem (Ewangelia wg św. Mateusza 19:8). Niepokojący jest fakt, że poziom rozwodów wśród ludzi wyznających chrześcijaństwo jest prawie tak wysoki, jak wśród ludzi niewierzących. Biblia stawia sprawę nad wyraz jasno: Bóg nienawidzi rozwodu (Księga Malachiasza 2:16), a pojednanie i przebaczenie powinny być cechami każdego wierzącego (Ewangelia wg św. Łukasza 11:4; List św. Pawła do Efezjan 4:32). Jednak Bóg wie, że rozwód będzie miał miejsce, nawet wśród Jego dzieci. Rozwiedziony czy ponownie żeniący się wierzący nie powinien czuć się mniej kochany przez Boga, nawet jeśli jego rozwód i ponowny ożenek nie są wymieniane w Ewangelii wg św. Mateusza 19:9 jako jedyny dopuszczalny powód do rozwodu. Bóg często wykorzystuje grzeszne nieposłuszeństwo chrześcijan dla ich dobra.
30 stycznia 2015, 13:43
według greckiego tłumaczenia słowo „wszeteczeństwo″ oznacza wszystkie formy niemoralności seksualnej. Może to oznaczać cudzołóstwo, prostytucję, itp. Jezus może też mówić tu o tym, że rozwód jest możliwy wtedy, kiedy ma miejsce niemoralność seksualna. Relacja seksualna jest tak nierozłączną częścią więzi małżeńskich, że dzięki niej „dwoje staje się jednym ciałem”. ( Księga Rodzaju2:24; Ewangelia wg św. Mateusza 19:5, List św. Pawła do Efezjan 5:31). Tak więc zerwanie tych więzów relacją seksualną z kimś, kto nie jest małżonkiem, boże być dopuszczalnym powodem do rozwodu. Jeśli tak jest, Jezus mówiąc o tym miał też w zamyśle ponowny ożenek. Zdanie „chyba w wypadku nierządu” (Ewangelia wg św. Mateusza 19:9) oznacza, że rozwód i ponowne małżeństwo są dopuszczalne w zaistniałej sytuacji, jakkolwiek by ją interpretować. Ważne jest, by zauważyć, że tylko zdradzona osoba ma prawo do ponownego ożenku. Mimo że w tekście nie ma o tym mowy, Boża łaska zezwalająca na ponowny ożenek jest dla osoby zdradzonej, a nie dla zdradzającej. Mogą być sytuacje, w których „osoba winna” może się ożenić, ale nie ma o tym mowy w tekście Pisma Świętego. Niektórzy uważają, że werset z Listu św. Pawła do Koryntian 7:15 opisuje kolejną wyjątkową sytuację pozwalającą na powtórny ożenek osobie wierzącej z którą rozwiódł się niewierzący małżonek. Jednak w tekście nie ma mowy o powtórnym ożenku, a jedynie o tym, że wierzący nie musi żyć dalej w małżeństwie z osobą niewierzącą, która chce odejść. Inni uważają, że znieważanie (małżonka lub dziecka) stanowi też powód do rozwodu. Biblia jednak nic o tym nie mówi. I choć wszystkie te sytuacje mogą być ważnym powodem rozwodu, lepiej jest nie podważać Pisma Świętego, które jest Słowem Bożym.
B
Betta
30 stycznia 2015, 13:28
Widze ze nie wielu zrozumialo przeslanie tego swiadectwa. Szkoda...Ja wam dziekuje i zycze zebyscie wytrwali w lasce czystosci do samego konca. Mam nadzieje ze bedziecie inspiracja dla innych ludzi w podobnej sytuacji. Ja sama bylam w narzeczenstwie przez 5 lat zanim wzielam slub i tez zylismy w czystosci na poczatku duzo nas to kosztowalo ale potem Bog dal nam tyle sily ze nie bylo to dla nas zadnym problemem.
B
bogusia
30 stycznia 2015, 13:31
Jakie świadectwo? Czego? Życia w permanentnym grzechu. Ten pan ma żoną a żyje z kochakną.
O
olle
30 stycznia 2015, 17:14
To nie jest świadectwo narzeczonych o życiu w czystości. To  antyświadectwo, bo mówi w jaki sposób można otrzymać sakament komunii pomino rozwodu i życia w drugim związku. Tak jak wiele osób zauważyło: wszystko się sprowadza do seksu: jeśli go nie ma to wszystko OK?
DS
drugi syn
30 stycznia 2015, 13:19
boli mnie takie świadectwo, zazdroszcze im, tak czuje. zjedli ciastko i zostało im ciastko, a ja jestem sam. jestem jak syn marnotrawny, ale ten co został w domu przy Ojcu
A
anna
30 stycznia 2015, 14:17
Czeka Pana zycie wieczne :) Zresztą tu na ziemi tez możemy doznać szczęścia, bo Bóg je nam daje. A przyjemności życia nie muszą być związane z cielesnością! Można czerpać radosc z pomocy innym, z rozmową z przyjacielem, z modlitwą, spotkaniami grup w kościele. Głowa do góry! Niech Pan myśli o Bogu i niesie z pokorą krzyż który On Panu dał :) 
R
R.
30 stycznia 2015, 14:21
Zawsze można przestać nim być - odkryć swoje powołanie, a nie męczyć się calą resztę życia będąc na siłę przy Bogu, spełniając Jego "zachcianki", czyli przykazania. To nie jest chrześcijaństwo. Ja też jestem sam (kwestia homoseksualizmu) i też muszę wybierać. Ale Bóg pragnie żebym nie męczył się tkwiąc w trudnej z Nim relacji, chce żebym się spełnił odkrywając to do czego zostałem posłany... Skoro nie jest to małżeństwo (z naturalnych przyczyn), to może coś innego. Tyle dróg jest dojścia do Boga, ważne żeby nie porzucić swojej wizji życia tylko dlatego, że jest grzeszna. Powinno się porzucić ją dlatego, że Pan ma o wiele większy plan i będzie Mu przykro patrzeć, że taki cudowny plan sie marnuje, a człowiek jest nieszczęśliwy. 
DS
drugi syn
30 stycznia 2015, 16:39
widzę, że to czym się podzieliłem jest dość uniewersalne, nie chcę tłumaczyć o co mi chodziło, ale chciałbym się podzielić tym, że Bóg działa w moim życiu, każde moje słowo bierze na poważnie, wezwanie, prośbę o pomoc, krzyk o pomoc, gdy patrzę wstecz widzę że Bóg pomaga szczególnie gdy jestem wytrwały i go słucham, bo nawrócenie to jedno, a życie pełnią życia na 100% to drugie, Patrzeć Jezusowi w oczy to jedno, a wzrastanie do pełni radości w Jego oczach to drugie; wspólnota/bliscy w wierze/sakramenty/modlitwa/SłowoBoże/->Bóg leczy i posyła do życia, to długa i ciekawa droga, ekstremalna i ekscytująca, jestem gdzieś po środku tej drogi, czuje jej smak ale jeszcze nie jestem sobą, tym wolnym i szczęśliwym ps. polecam plaster miodu psalmy Adama Szustaka :) z dzisiejszych czytań: Pan umacnia kroki człowieka, a w jego drodze ma upodobanie. A choćby upadł, nie będzie leżał, bo jego rękę Pan podtrzymuje.
S
Słaba
30 stycznia 2015, 12:52
Sakramentalna żona p.Jerzego jest też człowiekiem ukochanym przez Boga. I powinna być zauważona przez człowieka. Choćby zauważona! - na tym pierwszym etapie. Choć tyle. Jakieś słowo o niej - nie tylko o żalu z powodu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd kościelny. Przecież ta "sprawa" dotyczy ludzi, a nie jakichś abstrakcji. Jaka jest jej sytuacja obecnie? Jaka była przez te wszystkie lata? Pani Małgorzato, panie Jerzy może na początek odmówcie codziennie "Ojcze nasz" w jej intencji. Tak powoli ze świadomym rozumieniem każdego słowa. Jeśli cała ta modlitwa okaże się za trudna do wypowiedzenia, to zacznijcie od samych słow: "Ojcze NASZ...". Ojcze wszystkich - nas i jej.
A
anonim
30 stycznia 2015, 12:50
Autorzy artykułu opisują swoją zaangażowaną i rzekomo głęboką religijność, ale jakoś nie przeszkadza im to nazywać swój grzeszny związek małżeństwem i mówić o białym małżeństwie... Jakie białe małżeństwo? Brak współżycia seksualnego uczynił z Was małżonków? Nie. Stańcie w prawdzie. To nadal konkubinat, tyle że może biały konkubinat. Nie mniej, życzę Wam wytrwania w czystości oraz w życiu sakramentalnym w Kościele.
B
bogusia
30 stycznia 2015, 12:50
Świadectwo że te pan zostawił żonę, żyje za zgodą kościoła w permanentnym grzechu cudzołóstwa, wciąga w to kochankę i swoje dzieci które kochance spłodził. Nazzywanie kochanki żoną jest oszustwem. Deonie, schodzisz do poziomu zwykłego szmatławca propagując cudzołóstwo.
Jack French
30 stycznia 2015, 14:51
Nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Komu Bóg rozumu nie dał, kowal mu go nie ukuje. „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości”. Jeszcze dużo by można było dodać apropo tego komentarza. Idź się módl, nawracaj i nie grzesz więcej.
A
Alicja
30 stycznia 2015, 12:49
Z bólem serca to czytam. Mężczyzna zostawił swoja żonę tylko dlatego, że nie dała mu potomstwa. Co z tamtą kobietą? Czy Pan Bóg nie dajac nam możliwości poczęcia upragnionego potomstwa nie daje nam krzyża lub nie otwiera możliwosci na inne rozwiazania (np adopcja? ile jest dzieci które pragną rodziny i domu!) tak wiec wybrał o wiele łatwiejszą drogę. Uciekł od obowiązku wobec Boga i swojej prawdziwej żony. Poznał nową, młodszą kobiete z którą sypiał bez sakramentu przed około 7 lat. Gdy nacieszyli sie sobą stwierdzili "teraz mozemy żyć w czystości zeby uzyskać zbawienie". To według mnie obłudna postawa i nie dziwie się że nie uzyskali rozwodu kościelnego. 
M
Marcin
30 stycznia 2015, 13:33
Nigdzie nie jest napisane, że był to jedyny powód. Na pewno była to podstawa do unieważnienia małżeństwa, a powodów mogło być znaczenie więce, co jest bardzo prawdopodobne - wszak nie opuszcza się ukochanej osoby tylko z takiego powodu.  A później żyli w grzechu, ale się nawrócili. Czemu nazywa pani nawrócenie obłudną postawą? Z zazdrości? Czy pani sama nie jest czasem obłudna, mówiąc w ten sposób? Nawet, gdyby nawrócili się po 40 latach grzesznego życia - dalej jest to powód do radości, nie krytyki.
A
Alicja
30 stycznia 2015, 14:01
Źle to sformułowałam z tym, że to był jedyny powód. Ale to jedyny ktory został podany. Wiem, jak wygląda rozwód kościelny, ponieważ osoba mi bliska jest w trakcie. Archidecezja robi "rozpoznanie", są rozmowy ze świadkami, rodzicami, dziećmi. Najprawdopodoniej nie uzyskali rozwodu ponieważ Kościół uznał, ze nie ma wystarczajacych powodów. Wierze, że skoro kościół nie dał Panu Jerzemu rozwodu koscielnego oznacza to że bez wiekszej przyczyny zostawił swoją poprzednią żonę wybierając łatwą scieżkę życia z młodszą kobietą. Dobrze, że sie nawrócili i wierze, Bóg da im życie wieczne gdy bedą załować za swoje grzechy i życ w czystości. Mimo to, uważam, ze ich nawrócenie przyszło gdy ich namiętnosć się wyczerpała. Czyli jak ktoś wyzej napisał "zjedli ciastko i zostało im ciastko". Uważam również, że Panna Małgorzata jako osoba wierząca, praktykująca i dojrzała (ze wzgledu też na wiek), wiedziała co robi i wybrała świadomie życie w grzechu. Wiadomo, że teraz już "po ptakach" i życzę im z całego serca wytrwałosci w postanowieniu. Jednak w tym całym świadectwie odczuwam pewną obłudę związaną z tym żalem za grzech. Ja nikomu  niczego nie zazdroszczę ponieważ mam swoje szczęśliwe życie. A recepta  na szczęście jest podana na tacy, wystarczy słuchać Boga i kroczyć wyznaczona przez Niego scieżką. 
O
olle
30 stycznia 2015, 20:04
Oni się nie nawrócili!. Mąż nie wrócił do żony, którą zostawił nie wiadomo dlaczego. Nawrócenie to POWRÓT do żony, a nie życie z inną partnerką, tylko bez seksu.  Obłudna jest postawa tych ludzi. Nawet nie wspomnieli co się dzieje z pozostawioną żoną. Czy jej też jest tak dobrze w życiu jak Jerzemu i Małgorzacie?  
?
??
30 stycznia 2015, 12:46
Czy miłość do innej kobiety niż żona nie jest już grzechem? Czy prowadzenie wspólnego życia w jednym domu z inną kobietą niż żona, nie jest już grzechem? Czy tylko seks z inną kobietą niż żona jest grzechem? Czy Autor (Jerzy) naprawdę uważa, że to  Pan Bóg daje mu miłość do innej kobiety niż żona??? (ostatnie zdanie tekstu).
M
Marcin
30 stycznia 2015, 13:38
Czy na świecie istnieje tylko miłość małżeńska? "Wspólnie podjęliśmy tą niełatwą dla nas decyzję życia w "białym małżeństwie" jak brat z siostrą." - tak określają tę miłość, miłość braterską. Proszę czytać ze zrozumieniem :) Prowadzenie życia z inną kobietą jest grzechem, ale życie w czystości jest w tym przypadku, gdy osoby mają razem dzieci, jedynym rozsądnym wyjściem z trudnej sytuacji - nie wyjściem idealnym, ale akceptowalnym i ratującym obie dusze białych "małżonków"
?
??
30 stycznia 2015, 20:14
Marcin, a jeśli to Ciebie opuści żona i zamieszka z innym mężczyzną "jak siostra z bratem" to też nie będziesz miał żalu do żony? Zaakceptujesz nowy związek swojej żony jako "ratujący obie dusze 'białych małżonków"? A co z miłością  do ciebie, jaką slubowała Ci żona? Przypuśćmy, że Ty nadal będziesz kochał żonę, ale ona nie wróci, bo - jak piszesz - może przecież żyć z innym, mieć z nim dzieci i obdarzać go miłością "braterską"?
,
,,,
30 stycznia 2015, 12:38
Przykro mi, że ja nie miałam takiego "wsparcia" i nigdy nie będę miała. Dlatego nie chce mi się już tego dalej ciągnąć....nie mam siły więcej...
S
Słaba
30 stycznia 2015, 12:58
O czym mówisz? Jakiego wsparcia potrzebujesz?
?
??
30 stycznia 2015, 12:21
Takie jednostronne to świadectwo, bo nie ma mowy co się dzieje z prawdziwą , sakramentalną żoną partnera Autorki? Czy Autorka była przyczyną rozpadu tamtego małżeństwa, a teraz usiłuje przekonać wszystkich, że nie robi niczego złego, bo się zaczęła modlić, jeździ do Medjugorie i żyje w czystości - ale jednak z cudzym meżem?
S
sc
30 stycznia 2015, 12:04
Hej, hej, a co czuje, myśli, przeżywa sakramentalna żona p. Jerzego? Jak tam z jej perspektywami na zbawienie? Czy p. Małgosia zastanowiła się nad tym, rozmawiając z Najświętszą Mateczką? 
A
Alfista
30 stycznia 2015, 12:32
Skądże, to są właśnie owoce Medżugorie.
S
sc
30 stycznia 2015, 12:53
Właśnie. Też jestem żoną w małżeństwie bezdzietnym - póki co przynajmniej, ale to prawdopodobna perspektywa na całe życie... Więc co, mam zostawić męża i znaleźć kogoś, kto mi da potomstwo, a potem jeździć do Medziugorje i z Najświetszą Mateczką obcować, żeby się wybielić??!?
A
Anna
30 stycznia 2015, 11:30
Cudowne świadectwo, dziękuję za nie....
B
bogusia
30 stycznia 2015, 12:46
Świadectwo jak można za zgodą kościoła deptać sakrament małżeństwa.
Jack French
30 stycznia 2015, 12:51
Sama się deptasz.
A
Alicja
30 stycznia 2015, 13:13
@jack french - odpowiedź poniżej poziomu. Bogusia ma całkowitą rację. Proszę poczytaj komentarze, ponieważ ludzie mają tutaj rację, a autorzy niestety pochwalili się grzechem i tuszują go tym, ze chodzą na pielgrzymki i żyją w czystości od 12 lat. Może Pan takze żyje w takim zwiazku i ciagle jest przekonany ze podczas Sądu Ostatecznego Bóg Ojciec przymróży oko? Niestety, Pan Jerzy i Panna Małgosia w tym artykule wybrali dobro doczesne (przyjemności zwiazane z uczuciem zakochania, seks, potomstwo, młoda kochanka oraz zbieranie benefitów jako człowiek "wierzący" ponieważ żyją w czystości w konkubinacie), odrzucili obowiązki wobec sakramentu. Niech Pan poczyta o sile sakramentu małżeńskiego, o przysiędze złożonej Bogu, o tym, ze mówimy drugiej połówce ze nie ważne co sie stanie, "nie opuszczę Cię aż do śmierci". Tak więc Pan Jerzy (autor swiadectwa) żyje w grzechu przede wszystkim dlatego, że opuscił żone i złamał przysięgę złożoną Bogu. Panna Małgorzata grzeszy ponieważ wiedząc o Jego grzechu postąpiła samolubnie, przez co zamknęła drogę do swojego zbawienia. Wierzę w to, ze przez prawdziwy żal i pokutę i życie w czystości mają szansę na zbawienie, ale nie sądze ze ten artykuł jest ukazaniem pokory. Jak napisałam powyżej w komentarzu wyczuwam obłudę i nie bez przyczyny biskup nie udzielił rozwodu kościelnego. Pozdrawiam i życzę Panu Jackowi Frencho ' owi otwartosci umysłu i serca oraz poszerzenia wiedzy na temat sakramentów oraz odpowiedzialności wobec Boga.
O
old_man
30 stycznia 2015, 15:19
A może tak trochę zaufania do Kościoła? Skoro Kościół, nie "kościół" pisany małą literą, dopuszcza takie sytuacje, to może to Pani się myli? O życiu jak brat z siostrą w związku niesakramentalnym jako drodze do Komunii Świętej pisał Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio. Czy Pani uważa się za mądrzejszą od Jana PAwła II i od Kościoła?
Jack French
30 stycznia 2015, 17:33
Fascynujące są domysły, jakie pani tutaj pisze. Tym tokiem myślenia, ja mogę wysunąć tezę, że świadectwo te krytykują osoby, które od a do z żyły wg przykazań i teraz czują się urażeni, niczym brat syna marnotrawnego. On też się żalił, że był taki dobry, a jego brat.... No właśnie. Znam sakrament małżeństwa z doświadczenia i z doświadczenia innych ludzi. Także z nauczania KK. Nie widzę, aby świadectwo w jakikolwiek sposób go deptało, stąd moja odpowiedź "Bogusi".  A pani sama w sobie pokusiła się o osąd dla tych ludzi, zajmując nie swoje miejsce. Po dwa nie przeczytała pani dokładnie pisząc, że oni wybrali pociechy doczesne (seks itp). Po trzy: dziękuję za życzenia, każdego dnia staram się poszerzać wiedzę, min. czytając teog typu świadectwa. Ale chwila... To nie ja zamknąłem umysł przed nim, tylko ktoś inny. Pozdrawiam z tymi samymi życzeniami.
A
anonim
30 stycznia 2015, 19:21
Niestety, trochę wprowadzasz w błąd. JPII nic nie pisał "o życiu jak brat z siostrą w związku niesakramentalnym jako drodze do Komunii Świętej". Pisał natomiast o tym, że: "Pojednanie w sakramencie pokuty — które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej — może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, „postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom”".
L
laura
30 stycznia 2015, 20:02
No i własnie "anonimie" , czy nie o taką sytację tutaj chodzi?  Na końcu wypowiedzi Małgorzaty pada pytanie, które świadczy, że wciąż szukają. Osobiście wierzę, że Boskie Miłosierdzie jest większe niż ludzkie. Z Panem Bogiem.
A
Alicja
30 stycznia 2015, 20:28
Domysły? Nie ma żadnych domysłów, czytam ze zrozumieniem i skadś się te dzieci wzięły (pociechy doczesne :)). Wiem, że to już musztarda po obiedzie, po prostu może zbyt emocjonalnie podchodzę do tematu bo na początku jest wzmianka ze rodzina katolików, że wychowanie w wierze, a potem mając 30 lat panna Małgorzata  wiąże się z żonatym i rodzi mu dwójkę dzieci (wbrew nauce KK). Napisał Pan, że Bogusia "sama się depcze" co uważam za dosyć niesmaczną odpowiedź. uważa Pan, że związek autorów nie depcze istoty sakramentu w kościele? Proszę wybrać sie do księdza i zapytać się go czy jeśli odejdzie Pan od żony do swojej przyjaciółki i będzie to tylko platoniczna miłość to czy może Pan nadal przyjmować komunię? Widzi Pan, Autor odszedł od swej żony z którą najprawdopodobniej dobrze się znał, był z nią długo , wziął ślub kościelny ze świadkami, teściami, rodziną. Nikt go do oświadczyn i ślubu nie zmusił. Podjął decyzję i zaprzysięgał przed Bogiem tej decyzji dotrzymać. A Panna Małgorzata wiedząc że jest to człowiek żonaty świadomie zgrzeszyła (osoba wychowana w wierze doskonale wie, ze wiązanie sie z osobą w sakramencie jest grzechem). Pan Jerzy i Panna Małgorzata spłodzili dwójkę dzieci , nacieszyli się sobą, poznali rozkosze zwiazane z cielesnością (a te są zastrzeżone dla małżonków wg KK) a gdy zakochanie i pożądanie przeminęło znaleźni się w wygodnej pozycji żeby pozostać w czystości. 
A
anonim
30 stycznia 2015, 21:04
No i własnie "anonimie" , czy nie o taką sytację tutaj chodzi?  Na końcu wypowiedzi Małgorzaty pada pytanie, które świadczy, że wciąż szukają. --- Niestety, z treści nic takiego nie wynika. NIC nie wskazuje na to że żałują i chcieliby naprawić ale nie mogą bo rozstanie byłoby wyrządzaniem kolejnego zła kolejnym osobom. Wygląda natomiast na to, że konkubenci usiłowali znaleźć coś co pozwoliłoby im nie wracać do sakramentalnych małżonków ale nadal żyć w swoim związku. Najpierw prróbowali uzyskać urzeczenie nieważności, a jak nie wyszło, to postanowili nie współżyć. Ale artykuły internetowe to nie jest źródło informacji pozwalającej na wydawanie tego typu orzeczeń. Osobiście wierzę, że Boskie Miłosierdzie jest większe niż ludzkie. --- Ja również tak uważam. Ale coś mi się wydaje że nie chodziło Ci o to by napisać to co tak naprawdę napisałaś. Bo skoro potrzebują tego większego miłosierdzia to oznacza że jednak coś jest nie tak...
Jack French
30 stycznia 2015, 21:48
Mówię o domysłach, jakobym rzekomo żył w związku niesakramentalnym i to powodowało moje zdanie.  PAni Bogusi odpisałem w tym samym duchu, w którym ona się wyrażała.  A mnie krew zalewa, jak ktoś stawia się w miejsce Boga i samemu osądza czyny tych ludzi. Przecież ta sytuacja jest tak delikatna, tak skomplikowana, tak wrażliwa, że kto z zewnątrz ma prawo do osądu? Po to jest te świadectwo, aby pomóc ludziom w podobnych sytuacjach. I nie rozumiem skąd antypatia w stosunku do tego, że p. Małgorzata pochodzi z rodziny katolickiej a jej życie w ten a nie inny sposób się poukładało. Nauka KK to nie są sztywne zakazy, prawa kanoniczne i logiczne osądy. KK znaczy drogę do zbawienia. Znaczy ją w sposób jak najbardziej rzetelny i najbardziej wg nas zbliżony do realiów, jakich oczekuje od nas Jezus. Ale ponadto jej życie pokazuje, że ona zrobiła naprawdę dużo, aby właśnie tę naukę wypełnić. O wiele łatwiej byłoby im olać KK i choćby Ewangelicki przyjąć. Za to jest chwała. Nigdy nikt nie osiągnie zbawienia wykonując polecenia, przestrzegając zasad i wypełniając wytyczne. Wiara to miłość relacji osobowej z Bogiem. A nie zbór praw.  A pani brzmi tak, jakby chodziło o wypełnienie zbioru praw.
A
anonim
30 stycznia 2015, 22:15
Niewątpliwie masz rację pisząc iż nikt nie osiągnie zbawienia wykonując polecenia, przestrzegając zasad i wypełniając wytyczne, i że wiara to miłość relacji osobowej z Bogiem a nie zbiór praw. Szkoda jednak że nie dopisałeś iż naturalnym owocem wiary będącej relacją osobową z Bogiem jest właśnie to przestrzeganie zasad i wypełnianie wytycznych oraz wykonywanie poleceń. Tyle że te przestrzeganie zasad i wypełnianie wytycznych jest już owocem wiary, a nie w celu zapracowania na nagrodę, jest już z miłości do Ojca, a nie ze strachu przed gniewem. I brak tego przestrzegania zasad i wypełniania wytycznych świadczy o braku wiary. Wierzysz w Boga? Słusznie robisz. Ale szatan też wierzy że jest jeden Bóg, a mimo to grzeszy... czymże więc różnisz się od niego? A jego wiara jest nawet silniejsza bo on nie miewa absolutnie żadnych wątpliwości. Zobacz Jk 2,14-26
Jack French
31 stycznia 2015, 13:55
Sęk w tym, że nie każde zbawienie jest takie samo. Bóg powołuje do siebie ludzi na miliardy róznych sposobów. Nie ma jednej wypracowanej metody i drogi. Zgadzam się, że wynikiem relacji wiary Bóg - ja, jest wypełnianie przykazań i wytycznych i te wypełnianie jest tego owocem. Ale przecież o to w tym chodzi, abyśmy się nawracali. Nie jest najgorszym popełnić grzech, lecz w nim trwać. Tutaj świadectwo idealnie orbazuje, jak z najbardziej skomplikowanego i ciężkiego grzechu można wyjść w sposób Boży. Nie każdy ma życie, które od narodzin idzie drogą ku Panu. Ilu świętych błądziło w o wiele gorszy sposób? A zostali świętymi. W tym sens.
A
anonim
31 stycznia 2015, 16:36
Sęk w tym, że nie każde zbawienie jest takie samo. Bóg powołuje do siebie ludzi na miliardy róznych sposobów. --- Nieprawda. Każde zbawienie jest takie same. Różne są co najwyżej drogi do jego osiągnięcia. Bóg powołuje ludzi na wiele sposobów nie dlatego, że Mu się nudzi i szuka sobie urozmaicenia lecz dlatego, że ludzie są różni i różne są ich sytuacje. Tutaj świadectwo idealnie orbazuje, jak z najbardziej skomplikowanego i ciężkiego grzechu można wyjść w sposób Boży. --- Z tym to już zdecydowanie nie zgadzam się. Jak już pisałem, nie ma tam drogi wychodzenia z konkubinatu więc nie można tego nazwać drogą wychodzenia z grzechu. Jest natomiast wyraziste poszukiwanie sposobu na to by nie porzucając swojego związku zalegalizować go wobec Kościoła. Przecież oni nie zamierzali i nie zamierzają się rozstać! Wygląda na to że fałszywie rozumiesz naukę Kościoła, błędnie rozumiesz to co mówi FC. Bo to nie jest tak, że Kościół wzywa do konkubinatów bez cudzołożenia, więc jak ktoś zaprzestanie współżycia to już może sobie żyć w swoim konkubinacie zgodnie z nauką Kościoła. Nie! Kościół wzywa do czego innego! Kościół wzywa do porzucenia życia w konkubinacie i jeśli to możliwe to powrotu do porzuconego małżonka. Kościół co najwyżej toleruje życie w niecudzołożnym konkubinacie gdy rozstanie byłoby wyrządzaniem zła np. dzieciom, ale gdy sytuacja się zmieni to nadal oczekuje rozejścia się.
Jack French
31 stycznia 2015, 17:34
A co ja niby miałem na myśli, że nie ma jednego sposoby na zbawienie? Gdzie napisałem, że samo w sobie zbawienie jest różne. Przecież jasno określiłem, że chodzi mi o drogę jaka do niego prowadzi. Proszę o czytanie ze zrozumieniem. Co do nauki KK względem rozwodników. Tylko nieroztropny, zatwardziały sercem człowiek, może w ten sposób osądzać tragedię ludzką. KK to nie zbiór praw, których paragrafy to niebo, a niewypełnienie to piekło. Idealnym rozwiązaniem sytuacji jest powrót do małżonka.. Jest tak wiele argumentów, histori ludzkiej tragedii, przypadków, które całkowicie zmieniłyby pańskie/pani pogląd. Wystarczy w nie zajrzeć. Nie zaczynać od studiowania prawa kanonicznego, ale od historii tych ludzi. Potem prawo kanoniczne, modlitwa i miłość. Wtenczas znajduje się rozwiązanie problemu.  Abstrahując od tego wszystkiego. Przykład z życia: znam osobę, która 'załatwiła' sobie rozwód kościelny. Nie ważne gdzie jak itd. Uważa pan, że obecny sakrament małżeństwa jest uświęcony? Przecież wszystko dokładnie wg praw i zasad w KK.  Chcę unaocznić jedno. Prawem i zasadami zasłaniali się faryzeusze. Jezus kazał miłować i czynić miłość. 
A
anonim
31 stycznia 2015, 18:58
A co ja niby miałem na myśli, że nie ma jednego sposoby na zbawienie? Gdzie napisałem, że samo w sobie zbawienie jest różne. Przecież jasno określiłem, że chodzi mi o drogę jaka do niego prowadzi. Proszę o czytanie ze zrozumieniem. ---  A niby gdzie twierdziłem iż napisałeś, że "samo w sobie zbawienie jest różne"? Nigdzie! Odniosłem się jedynie do tego co Ty sam napisałeś: "Sęk w tym, że nie każde zbawienie jest takie samo.". I właśnie dlatego odpisałem Ci: "Nieprawda. Każde zbawienie jest takie same.". Nie pisałeś również nic o żadnej drodze która prowadzi do zbawienia, lecz o mnogości sposobów powoływania ludzi, cytuję: "Bóg powołuje do siebie ludzi na miliardy róznych sposobów." Nie widzisz różnicy pomiędzy sposobami powoływania ludzi a drogami prowadzącymi do zbawienia tych powołanych? Więc najpierw sam czytaj ze zrozumieniem. I to od czytania ze zrozumieniem tego co sam napisałeś. cdn
A
anonim
31 stycznia 2015, 19:08
cd Co do nauki KK względem rozwodników. Tylko nieroztropny, zatwardziały sercem człowiek, może w ten sposób osądzać tragedię ludzką. --- Zdecyduj się człowieku o czym piszesz. Czy o nauce KK względem rozwodników czy o moim rzekomym osądzaniu tragedii ludzkiej. I jeżeli napisałem coś niezgodnego z nauką KK to wykaż to i sprostuj podając tą wg Ciebie prawdziwą naukę KK, a jeśli to co napisałem jest zgodne z nauką KK to dlaczego plujesz na mnie i niegodziwie insynuujesz że jestem nieroztropnym człowiekiem z zatwardziałym sercem? KK to nie zbiór praw, których paragrafy to niebo, a niewypełnienie to piekło. --- A czy ja gdzieś tak twierdziłem? Po raz kolejny usiłujesz mnie dyskredytować inynuując mi niegodziwie poglądy których nie wyrażałem. Idealnym rozwiązaniem sytuacji jest powrót do małżonka.. --- Zgadza się. Uważasz inaczej? cdn
A
anonim
31 stycznia 2015, 19:22
cd Jest tak wiele argumentów, histori ludzkiej tragedii, przypadków, które całkowicie zmieniłyby pańskie/pani pogląd. Wystarczy w nie zajrzeć. Nie zaczynać od studiowania prawa kanonicznego, ale od historii tych ludzi. Potem prawo kanoniczne, modlitwa i miłość. Wtenczas znajduje się rozwiązanie problemu. --- Są dwie kategorie ludzi. Jedni żyją tak jak myślą i pytają jak powinno być, a potem usiłują to realizować mniej lub bardziej udanie. A drudzy myślą tak jak żyją, nie pytają się jak powinno być, ale żyjąc w samozakłamaniu usiłują dowodzić, że powinno być właśnie tak jak oni żyją. Ty jak widzę należysz do tej drugiej kategorii. I niczym się w takim razie nie różnisz od tych wszelkich "nowoczesnych", którzy oczywiście uznają małżeństwo za nierozerwalne, ale dodają że rozrywanie nierozerwalnych małżeństw jest dopuszczalne gdyż ludzie mają prawo do szczęścia. Masz również jakieś kalekie, typowe dla relatywistów z moralnością Kalego, wyobrażenie o prawie kanonicznym. cdn
A
anonim
31 stycznia 2015, 19:30
cd Abstrahując od tego wszystkiego. Przykład z życia: znam osobę, która 'załatwiła' sobie rozwód kościelny. Nie ważne gdzie jak itd. Uważa pan, że obecny sakrament małżeństwa jest uświęcony? --- Zacznijmy od tego, że już nie raz spotkałem się z przypadkami, że ktoś nie miał pojęcia o okolicznościach, ale w swoim małym rozumku orzekał, że dana osoba załatwiła sobie rozwód kościelny. Ośmielam się więc powątpiewać w prawdziwość tego że znasz taką osobę. Ale oczywiście oszukanie sądu biskupiego jest teoretycznie możliwe. Tyle że w takim przypadku nie można mówić że ten ktoś obecnie żyje w sakramentalnym związku małżeńskim. Ale co to ma do rzeczy? To ma być argument dowodzący że zło nie jest złem skoro inni też tak robią? Przecież wszystko dokładnie wg praw i zasad w KK. --- Wypisujesz żenujące bzdury. A niby jakież to prawa i zasady KK mówią iż należy załatwiać sobie orzeczenia nieważności? Ale konkrety proszę!
Jack French
1 lutego 2015, 12:32
Bóg powołuje do siebie ludzi na miliardy różnych sposobów. Tym powołaniem jest nic innego jak droga do Niego. Czym może być innym powołanie przez Boga? Kompletnie nie rozumiem czego się przyczepiłeś, dlaczego i co w tym widzisz. Wygląda to tak, jakby przeszkadzało Ci cokolwiek, byle przeszkadzało. Ale to nie istotne. Mówisz, że ja na Ciebie pluję, słowami: Co do nauki KK względem rozwodników. Tylko nieroztropny, zatwardziały sercem człowiek, może w ten sposób osądzać tragedię ludzką. To wg Ciebie jest pluciem i obrażaniem, a następnie porównujesz mnie do małego rozumku, kalekiego rozumowania, samozakłamywania się itp. Jeśli uraziło Cię to, że odczytałem Twoje słowa jako zatwardziałe serce, to gratuluje Bożego odzewu, jaki wyraziłeś. 
Jack French
1 lutego 2015, 12:33
1) Nauka KK względem rozwodników jest usystematyzowana do tego stopnia, że niektórzy księża dają rozgrzeszenie niektórym parom, a innym nie dają. Zależy od punktu patrzenia osobistego księdza. Jeśli się z tym nie zgadzasz, to gratuluję doświadczenia w życiu, prawdziwym życiu KK. Niestety istnieje rozwarstwienie pomiędzy tym, co jest krystalicznie czyste w prawach i ogólnych nauczaniach, do tego jak podchodzą do tego niektórzy księża, wspólnoty i biskupi. Można na jedną rzecz patrzeć w sposób naukowy, a ktoś inny dokładnie na to samo przez pryzmat miłości i zrozumienia. Jeśli nie wiesz o czym mówię, to znaczy że nie masz doświadczenia empirycznego, tylko teoretyczne. Żeby nie było- nie krytykuję prawa kanonicznego. Nie krytykuję nauki KK. Żebyś zrozumiał a nie dostawał ciśnienia jak bańka mydlana w rowie mariackim - Złożoność problemu jakim są zwiazki niesakramentalne jest w takim stopniu, że nie ma możliwości ogólnikowego zamknięcia w ramy każdej pary. Mówiąc prościej: ideałem jest powrót do małżonka, pozostawienie konkubinatu itd. Ale rzeczywistość... Nie zawsze jest w stanie sprostać ideałowi. I sam mówisz o zranionych dzieciach itd itd. Jeżeli byś sie zastanowił głębiej, to zauważyłbyś że wyżej napisane świadectwo również do tego ideału nie może się dostać. Tutaj właśnie było to o Twoim zatwardziałym sercu itd.
Jack French
1 lutego 2015, 12:40
2) moja próba 'dyskredytacji' Twojej osoby polegała na niczym, ponieważ jej nie było. Piszesz o tym, jaki mam mały rozumek, jak wielu katolików nie umie pomyśleć i samookłamuje się. To jest dyskredytacja. Ja Ci piszę o tym, że puste wypełnianie wytycznych to złe postępowanie. Mówisz, że nie wyrażasz poglądu o tym, że puste wypełnianie wytycznych jest ok, a następnie kategorycznie odrzucasz powyższe świadectwo, które KK akceptuje. A więc logika: stawiasz wyżej swoje rozeznanie prawa i postępowania niż KK. W KK znajdziesz ludzi, którzy poprą Twoje argumenty jakiekolwiek wysnujesz, ponieważ ja też je znajdę. Wniosek? Znajdziemy wszystko, a wszystko to będzie manipulacją. Do tego zmierzam. Zarzuciłeś mi, że w moim małym rozumku nie znam osoby, która"załatwiła' sobie unieważnienie małżeństwa. Gratuluję intelektu, poznania oraz życia zawieszonego w próżni. I wcale nie mówiłem o przekupowaniu, które wskazywałoby na to, że osoba starająca się postąpiła źle i z tego powodu nadal jest w grzechu. Sytuacja jest inna, ale wybacz, nie mam zamiaru z Tobą jej analizować. Jesteś najbardziej zaciemnionym osobnikiem, z którym przyszło mi tutaj postować. Nie widać u Ciebie pola do dialogu (nie wiem, brak miłości, zakompleksienie, ciemnota), a ja go nie mam zamiaru wzbudzać, ani burzyć Twoich wyobrażeń o mnie ani o 'relatywistach' ani o ludziach samookłamujących się.
Jack French
1 lutego 2015, 12:42
Przecież wszystko dokładnie wg praw i zasad w KK. --- Wypisujesz żenujące bzdury. A niby jakież to prawa i zasady KK mówią iż należy załatwiać sobie orzeczenia nieważności? Ale konkrety proszę! Na koniec prosty konkret: Czy istnieją instytuacje i osoby, zajmujące się profesjonalnym postępowaniem w celu uzyskania unieważnienia małżeństwa? Czy istnieją biskupi, których osąd zostanie wypaczony przez osoby trzecie? Czy istnieje wyjście z zacietrzewienia, które Cię trapi?
A
anonim
1 lutego 2015, 17:32
Bóg powołuje do siebie ludzi na miliardy różnych sposobów. Tym powołaniem jest nic innego jak droga do Niego. Czym może być innym powołanie przez Boga? Kompletnie nie rozumiem czego się przyczepiłeś, dlaczego i co w tym widzisz. Wygląda to tak, jakby przeszkadzało Ci cokolwiek, byle przeszkadzało. Ale to nie istotne. --- Przyczepiłem się? Bo jak stwierdziłeś że: "nie każde zbawienie jest takie samo" to odpisując odpowiedziałem, że: "Nieprawda. Każde zbawienie jest takie same"? Nie widzisz różnicy pomiędzy sposobami powoływania ludzi przez Boga a drogami prowadzącymi do zbawienia tych powołanych ale twierdzisz że ja się przyczepiłem? Ale jak nie widzisz różnicy pomiędzy rumem a rumakiem to nic na to nie poradzę. Mówisz, że ja na Ciebie pluję, słowami: Co do nauki KK względem rozwodników. Tylko nieroztropny, zatwardziały sercem człowiek, może w ten sposób osądzać tragedię ludzką. To wg Ciebie jest pluciem i obrażaniem, a następnie porównujesz mnie do małego rozumku, kalekiego rozumowania, samozakłamywania się itp. Jeśli uraziło Cię to, że odczytałem Twoje słowa jako zatwardziałe serce, to gratuluje Bożego odzewu, jaki wyraziłeś. --- A wg Ciebie zarzucanie komuś że jest nieroztropnym i zatwardziałym sercem oraz osądzajacym tragedię ludzką nie jest pluciem i obrażaniem? Ale oburzyło Cię gdy stwierdziłem że ludzie którzy myslą tak jak żyją, żyjąc w samozakłamaniu usiłują dowodzić, że powinno być właśnie tak jak oni żyją? Nie wiem czy przeoczyłeś czy zignorowałeś, więc powtórzę: zdecyduj się o czym piszesz, czy o nauce KK względem rozwodników czy o moim rzekomym osądzaniu tragedii ludzkiej; i jeżeli napisałem coś niezgodnego z nauką KK to wykaż to i sprostuj podając tą wg Ciebie prawdziwą naukę KK, a jeśli to co napisałem jest zgodne z nauką KK to nie szkaluj mnie.
A
anonim
1 lutego 2015, 17:35
1) Nauka KK względem rozwodników jest usystematyzowana do tego stopnia, że niektórzy księża dają rozgrzeszenie niektórym parom, a innym nie dają. Zależy od punktu patrzenia osobistego księdza. Jeśli się z tym nie zgadzasz, to gratuluję doświadczenia w życiu, prawdziwym życiu KK. --- Pytasz czy się "z tym" nie zgadzam, ale nie bardzo wiem o co Ci chodzi. To że jedni dostają rozgrzeszenie, a inni nie jest oczywiście faktem. Ale wyciąganie z tego faktu wniosków sugerujących niejednoznaczność nauki KK jest już zdecydowanie fałszywym i tendencyjnym rozumowaniem. Każdy spowiadający się jest w swojej indywidualnej, osobistej sytuacji więc i spowiednik musi podejmować indywidualne decyzje. No i spowiednik osobiście podejmuje swoje decyzje więc całkiem oczywiste jest że ostatecznie zawsze zależą one od osobistego patrzenia danego księdza. A może być i tak, że dany spowiednik ma wypaczone pod tym względem sumienie. Ale nie świadczy to w żaden sposób o usystematyzowaniu czy nie usystematyzowaniu nauki KK względem rozwodników. cdn
A
anonim
1 lutego 2015, 17:36
cd Niestety istnieje rozwarstwienie pomiędzy tym, co jest krystalicznie czyste w prawach i ogólnych nauczaniach, do tego jak podchodzą do tego niektórzy księża, wspólnoty i biskupi. Można na jedną rzecz patrzeć w sposób naukowy, a ktoś inny dokładnie na to samo przez pryzmat miłości i zrozumienia. Jeśli nie wiesz o czym mówię, to znaczy że nie masz doświadczenia empirycznego, tylko teoretyczne. --- To że istnieje rozwarstwienie pomiędzy tym co jest krystalicznie czyste w prawach i nauczaniu a tym jak do tego niektórzy podchodzą to oczywiste i całkowicie naturalne (co nie znaczy że prawidłowe). Ale wbrew temu co ciągle sugerujesz, patrzenie w sposób jak mówisz naukowy wcale nie oznacza nie patrzenia przez prymat miłości i zrozumienia. Prawda pozostaje prawdą niezależnie od tego czy patrzysz na kogoś z miłością i zrozumieniem. To jedynie Tobie wydaje się, że cudzołóstwo przestaje być cudzołóstwem gdy się patrzy na cudzołożnika z miłością i zrozumieniem. Nie jestem spowiednikiem ani nawet księdzem czy biskupem więc oczywiście mam pod tym względem doświadczenia wyłącznie teoretyczne a nie empiryczne. Czyzbyś Ty był księdzem czy biskupem i w związku z tym miał doświadczenia empiryczne? Nie sądzę aby tak było. cdn
A
anonim
1 lutego 2015, 17:37
cd Żeby nie było- nie krytykuję prawa kanonicznego. Nie krytykuję nauki KK. Żebyś zrozumiał a nie dostawał ciśnienia jak bańka mydlana w rowie mariackim - Złożoność problemu jakim są zwiazki niesakramentalne jest w takim stopniu, że nie ma możliwości ogólnikowego zamknięcia w ramy każdej pary. Mówiąc prościej: ideałem jest powrót do małżonka, pozostawienie konkubinatu itd. Ale rzeczywistość... Nie zawsze jest w stanie sprostać ideałowi. I sam mówisz o zranionych dzieciach itd itd. Jeżeli byś sie zastanowił głębiej, to zauważyłbyś że wyżej napisane świadectwo również do tego ideału nie może się dostać. Tutaj właśnie było to o Twoim zatwardziałym sercu itd. --- Niby nie krytykujesz prawa kanonicznego i nauki KK, ale ciągle jednak sugerujesz że stosowanie się do nich oznacza brak miłości itp. Jeśli jednak przejdzie Ci zaślepienie złością to być może zauważysz że nawet nie próbuję zamykać jakiejkolwiek pary w ramy. I nawet w dn. 2015-01-30 21:04:08 stwierdziłem: "Ale artykuły internetowe to nie jest źródło informacji pozwalającej na wydawanie tego typu orzeczeń". Problem w tym, że Ty tylko w teorii niby uznajesz nauczanie KK, ale w praktyce je negujesz. Zachowujesz się tak jak ci wszyscy którzy oczywiście są przeciwnikami aborcji, ale uważają że czasem trzeba. ps mariacki to jest np. kościół na rynku w Krakowie, a rów to jest mariański.
A
anonim
1 lutego 2015, 17:39
2) moja próba 'dyskredytacji' Twojej osoby polegała na niczym, ponieważ jej nie było. Piszesz o tym, jaki mam mały rozumek, jak wielu katolików nie umie pomyśleć i samookłamuje się. To jest dyskredytacja. Ja Ci piszę o tym, że puste wypełnianie wytycznych to złe postępowanie. Mówisz, że nie wyrażasz poglądu o tym, że puste wypełnianie wytycznych jest ok, a następnie kategorycznie odrzucasz powyższe świadectwo, które KK akceptuje. A więc logika: stawiasz wyżej swoje rozeznanie prawa i postępowania niż KK. --- Dwa zasadnicze pytania: - gdzie i w jaki sposób KK zaakceptował świadectwo tego artykułu? - i w którym to niby miejscu kategorycznie odrzuciłem powyższe świadectwo? NIGDZIE ani nie ma żadnej akceptacji KK dla świadectwa tego artykułu ani ja nie odrzucałem powyższego świadectwa. A więc logika: najzwyczajniej fabrykujesz sobie rzekome fakty na podstawie których stawiasz mi potem zarzuty. W KK znajdziesz ludzi, którzy poprą Twoje argumenty jakiekolwiek wysnujesz, ponieważ ja też je znajdę. Wniosek? Znajdziemy wszystko, a wszystko to będzie manipulacją. Do tego zmierzam. --- Oczywiście, że można doszukać się czego się chce i że coś takiego jest maipulacją. Ale co to ma do rzeczy? Czego to ma dowodzić? cdn
A
anonim
1 lutego 2015, 17:40
cd Zarzuciłeś mi, że w moim małym rozumku nie znam osoby, która"załatwiła' sobie unieważnienie małżeństwa. Gratuluję intelektu, poznania oraz życia zawieszonego w próżni. --- Nieprawda. Ja stwierdziłem dwie rzeczy: - że już nie raz spotkałem się z przypadkami, że ktoś nie miał pojęcia o okolicznościach, ale w swoim małym rozumku orzekał, że dana osoba załatwiła sobie rozwód kościelny; - ośmielam się więc powątpiewać w prawdziwość tego że znasz taką osobę. Albo więc nie jesteś w stanie czytać ze zrozumieniem i dla Ciebie to żadna różnica, albo świadomie fałszujesz. Ale skoro śmiałem oznajmić iż powątpiewam w prawdziwość bo już nie raz spotkałem się z tego typu nieprawdziwymi deklaracjami, to uznałeś to za zarzut? I na tej podstawie uznałeś również że żyję zawieszony w próżni? Nie żyłbym zawieszony w próżni gdybym uznawał za prawdziwe wszystko co ktokolwiek napisze? Czy wystarczyłoby abym za prawdziwe uznawał to co Ty napiszesz? cdn
A
anonim
1 lutego 2015, 17:42
cd I wcale nie mówiłem o przekupowaniu, które wskazywałoby na to, że osoba starająca się postąpiła źle i z tego powodu nadal jest w grzechu. Sytuacja jest inna, ale wybacz, nie mam zamiaru z Tobą jej analizować. --- No i słusznie, że nie masz zamiaru jej analizować. Internet to nie miejsce do tego. Ale coś tu nie tak... to co piszesz teraz kłóci się z tym co pisałeś poprzednio... Przedtem stwierdziłeś: "znam osobę, która 'załatwiła' sobie rozwód kościelny. Nie ważne gdzie jak itd. Uważa pan, że obecny sakrament małżeństwa jest uświęcony? ". A skoro w KK nie ma rozwodów to pomyślałem sobie iż chodzi Ci o orzeczenie nieważności ale jak wielu mylisz pojęcia oraz że to orzeczenie nieważności było niezgodne z prawdą skoro było "załatwione". Ale nawet do głowy mi nie przyszło przekupstwo. Uznałem jedynie że choć małżeństwo było ważnie zawarte to jakimiś nieuczciwymi działaniami załatwiono orzeczenie nieważności. I stąd Twoje pytanie o uświęcenie obecnego małżeństwa. Teraz jednak zdajesz się sugerować, że osoba starająca wcale nie postąpiła źle i wcale nie jest z tego powodu w grzechu. Ale taka sugestia stoi w ewidentnej sprzeczności z tym co pisałeś poprzednio. Bo skoro osoba starająca się wcale nie postąpiła źle i nie jest w grzechu to znaczy że poprzednio małżeństwo było rzeczywiście nieważnie zawierane. Nie widzę więc powodów dla którym obecny sakrament małżeństwa miałby nie być uświęcony. No to w końcu jak to jest? "Załatwiła" niegodziwie uzyskanie orzeczenia nieważności i obecny związek nie jest uświęconym sakramentem małżeństwa? Czy nic nie "załatwiała" a po prostu uzyskała orzeczenie nieważności, czyli stwierdzenie że poprzednio małżeństwo nigdy nie zaistniało, a teraz żyje w uświęconym małżeństwie sakramentalnym? Piszesz sprzeczności oznajmiając w stylu "wiem ale nie powiem" i dziwisz się, wręcz oburzasz się że wątpię w prawdziwość tego co piszesz o tym małżeństwie... cdn
A
anonim
1 lutego 2015, 17:43
cd Jesteś najbardziej zaciemnionym osobnikiem, z którym przyszło mi tutaj postować. Nie widać u Ciebie pola do dialogu (nie wiem, brak miłości, zakompleksienie, ciemnota), a ja go nie mam zamiaru wzbudzać, ani burzyć Twoich wyobrażeń o mnie ani o 'relatywistach' ani o ludziach samookłamujących się. --- To co wypisujesz to niestety dość typowe reakcje człowieka który nie mając żadnych argumentów merytorycznych przechodzi do ataku personalnego.
A
anonim
1 lutego 2015, 17:44
JF: Przecież wszystko dokładnie wg praw i zasad w KK. A: Wypisujesz żenujące bzdury. A niby jakież to prawa i zasady KK mówią iż należy załatwiać sobie orzeczenia nieważności? Ale konkrety proszę! JF: Na koniec prosty konkret: Czy istnieją instytuacje i osoby, zajmujące się profesjonalnym postępowaniem w celu uzyskania unieważnienia małżeństwa? Czy istnieją biskupi, których osąd zostanie wypaczony przez osoby trzecie? Czy istnieje wyjście z zacietrzewienia, które Cię trapi? --- Poprzednio oznajmiłeś: "'załatwiła' sobie rozwód kościelny. Nie ważne gdzie jak itd". I stwierdziłeś że to dokładnie wg prawa i zasad KK. No to poprosiłem abyś KONKRETNIE podał te prawa i zasady KK. A w odpowiedzi co otrzymuję? Oczywiście ZERO konkretów, i zamiast nich enigmatyczne pytania oraz orzeczenie że trapi mnie zacietrzewienie. Trapi mnie zacietrzewienie bo zapytałem o konkretne prawa i zasady które rzekomo mówią iż należy sobie "załatwiać" orzeczenia nieważności? Ale oczywiście Ciebie to nic nie trapi gdy rzucasz fałszywe oskarżenia?
A
Alfista
30 stycznia 2015, 11:15
Przypominam , że rzekome objawienia Maryji w Medjugorie są przez Kościół nieuznane.
M
Mori-ka
30 stycznia 2015, 12:03
Nadal nieuznane - badania trwają.
A
Alfista
30 stycznia 2015, 12:34
Dwóch kolejnych biskupów miejsca wypowiedziało się o tym jednoznacznie. Jest wydany zakaz organizowania pielgrzymek.
H
horor
30 stycznia 2015, 11:12
Horor! Tragedia! Mam wrażenie, że ktoś pod przykrywką wiary zamiata pod dywan jakiś ogromny problem ze swoją seksualnością i cielesnością. Dla mnie jest to "anyświadectwo" jest aby unikać takich środowisk.Czy uda mi się w polskim kościele znleźć jakąś normalność?