Biopsja potwierdziła najgorsze. Na szczęście święty Józef zaczął działać [ŚWIADECTWO]
Biopsja wykonana na prostacie potwierdziła najgorsze. Nowotwór - i to bardzo złośliwy. Skupiłem się na perspektywie śmierci.
Święty Józef był zawsze ważny w wychowaniu religijnym, jakie otrzymaliśmy od naszych rodziców. W kościele w Poznaniu, do którego uczęszczaliśmy, co tydzień odbywało się nabożeństwo do opiekuna Świętej Rodziny. Od znajomych kapłanów, którzy przeżyli okres wojenny, słyszeliśmy o św. Józefie z Kalisza, przed którego obrazem dziękowali Bogu za ocalenie z II wojny światowej. Jednak dopiero od kiedy nasze kontakty z Kaliszem stały się bliższe, zaczęliśmy poznawać historię obrazu i kultu św. Józefa Kaliskiego. Gdy 25 lat temu powstawała diecezja kaliska, św. Józef z całą mocą wkroczył w dzieje wszystkich naszych parafii i każdego z nas. Uczyliśmy się na nowo, że ten wielki święty, opiekun Zbawiciela i Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny, jest też patronem Kościoła i każdego z nas. Że został dany nam ku obronie.
Bardzo złośliwy nowotwór
Gdy w 2014 roku znalazłem się na badaniach mających określić stopień zagrożenia chorobą serca, pielęgniarka, która pobierała krew, zaproponowała, że może wykonać dodatkowe badania na PSA (badanie przesiewowe w kierunku raka prostaty). Zgodziłem się bez wahania, myśląc, że na pewno wynik potwierdzi dobre samopoczucie. Ten był jednak niepokojący.
PSA przekraczało wartość 11 ng/ml. Natychmiast zlecono badania, które potwierdziły prawdziwość tego wskazania. Lekarze orzekli, że istnieje zagrożenie nowotworowe.
Dokładne badania zostały wykonane w styczniu 2015 roku. W tym samym czasie odezwało się też serce. Zbyt wysokie ciśnienie krwi, które utrzymywało się dłuższy czas, doprowadziło do arytmii. Zabrano mnie natychmiast do szpitala w Pleszewie. Badania, koronografia, dobra diagnoza i świetnie dobrane leki skutkowały zakończeniem dotychczasowych problemów. Natomiast biopsja wykonana na prostacie potwierdziła najgorsze. Nowotwór - i to bardzo złośliwy.
Początkowo skupiłem się na perspektywie śmierci. Wystarczył jednak dzień poświęcony na przemyślenia i zadanie pytania o sens życia. Wiara przypomniała mi o Bogu, dla którego żyjemy. Ale Chrystus mówił przecież, że możemy prosić. Natychmiast skierowałem się do św. Józefa. Podczas osobistej modlitwy i mszy świętej zawierzyłem wszystko Bogu poprzez tego świętego. Prosiłem go, by wstawił się za mną u Jezusa, i - jeśli będzie to zgodne z wolą Bożą - prosił o zdrowie dla mnie. Pierwszym uczuciem, które przyszło, był absolutny spokój wewnętrzny i pogodzenie się z tym, co ma nastąpić. Jednak trzeba było też działać.
Operacja odbyła się 19 marca
Trafiłem do lekarzy, którzy orzekli możliwość operacyjnego usunięcia nowotworu. Tak się stało. Operacja została przeprowadzona w Gdańsku. Jej datę wyznaczono na 19 marca. Jak nie uwierzyć, że św. Józef zaczął działać? Byłem zupełnie sam w obcym mieście, wśród nieznanych ludzi. Mimo to pamiętam, że nie było nawet jednej takiej chwili, w której pojawiłby się lęk. Czułem szczególną opiekę św. Józefa. Pielęgniarki, lekarze - wszyscy byli niezwykle życzliwi. Operacja trwała ponad cztery godziny i udała się. Wyniki histopatologii potwierdziły złośliwość nowotworu. Jednak czwartego dnia po operacji mogłem już wrócić do domu. Wszystko goiło się błyskawicznie. Gdy tylko miałem taką możliwość, pojechałem podziękować za wszystko św. Józefowi. W sierpniu przeprowadzono jeszcze leczenie radioterapią i wynik PSA ustabilizował się na poziomie zerowym. Tak jest do dzisiaj, dwa lata po operacji.
Drugi nowotwór
Gdy w październiku 2015 roku chciałem z bliskimi dziękować za wyleczenie, okazało się, że pojawiło się kolejne ognisko nowotworu, zupełnie innego. Znów pierwsze kroki skierowałem do św. Józefa. "Ratuj! O ile tak będzie chciał Bóg. Ale Ty, św. Józefie, dużo możesz u swego Syna. Proszę, proś Jezusa o łaskę zdrowia" - mówiłem. Na początku grudnia 2015 roku rozpoczęło się leczenie chemioterapią. Trwało ono do czerwca 2016 roku i znów badania po tym okresie wykazały zanik nowotworu. Gdy tylko odzyskałem siły, udałem się do św. Józefa, by dziękować za odzyskane zdrowie. Dwa razy w ciągu półtora roku usłyszeć "masz nowotwór" to żadna przyjemność. Widocznie jednak właśnie w taki sposób moja wiara i zaufanie Bogu musiały być wystawione na próbę. Zawierzyłem Mu i poprzez św. Józefa, poprzez Maryję - przecież oboje stoją obok Jezusa w pięknym obrazie kaliskim. W każdą środę, obok modlitw do Maryi, Matki Nieustającej Pomocy, wierni w Kaliszu zanoszą modlitwy do św. Józefa. Jakże pełniejsze są one dla mnie dzisiaj. Jestem głęboko przekonany, że wyprowadzenie z tych dwóch doświadczeń zawdzięczam szczególnie św. Józefowi, który został nam dany jako niezwykły orędownik w sprawach trudnych. Oczywiście na mojej drodze do zdrowia spotkałem tylu życzliwych ludzi. Ich rola była wielka, ale nieraz splot różnych okoliczności i zdarzeń pokazał, że jest też Ktoś jeszcze. Ktoś, kto czuwa, prowadzi, opiekuje się i sprawia, że po tylu doświadczeniach można nadal pracować i służyć ludziom.
Mamy wielkiego orędownika - św. Józefa
Święty Józefie, składam to świadectwo dzisiaj przy Twoim kaliskim obrazie, by wyrazić wdzięczność i radość. Robię to również po to, byśmy nie lękali się przychodzić ze wszystkim do Ciebie - niezwykłego orędownika.
Dziękuję za zdrowie, ale też za wewnętrzny spokój spływający na człowieka, który zawierza się Bogu, biorąc za przykład św. Józefa i ufając jego opiece.
Przecież św. Józef też miał swoje plany życiowe. Gdy Bóg go wybrał i obdarzył zaufaniem, on, mąż bogobojny i świątobliwy, zapomniał o sobie i odtąd jego "żyć" oznaczało "żyć dla Boga". Myślę, że to on uprosił dla mnie ten wewnętrzny pokój i umiejętność godzenia się z wolą Bożą. To on wstawił się za proszącym, stąd zdrowie, które powróciło, zobowiązuje do szerzenia chwały Bożej i dania tego świadectwa.
Nie lękajmy się niczego, gdyż mamy wielkiego orędownika - św. Józefa!
***
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł