Błogosławieni tęskniący za Bogiem

Zdjęcie ilustracyjne (Fot. pl.depositphotos.com)

Cienka jest granica oddzielająca błogosławieństwo od przekleństwa, szczęście od nieszczęścia, spełnienie od pustki. Ocieramy się o nią wcale nie wtedy, gdy podejmujemy wielkie wyzwania duchowe, ale gdy zmagamy się z codziennością. Zdarza się, wcale nierzadko, że ten, kto wczoraj się śmiał, dzisiaj płacze, zaś ten kto był zelżony i wyrzucony, nagle otrzymuje nagrodę.

W większym lub mniejszym stopniu każdy z nas przeżył podobne wzloty i upadki. Kiedy słuchamy niedzielnego Słowa, zwłaszcza Ewangelii Błogosławieństw, nieodparcie nasuwa się jedna myśl - że mimo wszystko szczęście nie zależy jedynie od warunków, w jakich przychodzi człowiekowi żyć. Można mieć wszystko i być nieszczęśliwym.

Można mieć niewiele i być najszczęśliwszym na świecie. Czy jednak na pewno stan posiadanie jest najważniejszy? Czy o naszym szczęściu decydują li tylko materialne dobra?

Biada bogaczom, uśmiechniętym od ucha do ucha, sytym chleba i sławy. Biada zadowolonym z codziennego życia optymistom i szczęściarzom, których omijają cierpienia. Tak najprościej można zinterpretować niedzielną Ewangelię. Krótko mówiąc - biada tym, którzy są szczęśliwi za życia. Problem w tym, że taka interpretacja jest nieprawdziwa i dla wielu krzywdząca. Z takiego rozumowania można wysnuć jeszcze bardziej błędny wniosek, że lepiej (i bezpieczniej) jest być chorym niż zdrowym, biednym niż bogatym, smutnym niż radosnym.

DEON.PL POLECA

Dlatego bardzo myli się ten, kto tę Ewangelię chciałby zredukować do krytyki wymierzonej w ludzi majętnych, szczęśliwych, zdrowych, żyjących na przyzwoitym poziomie.

Patrząc z tej perspektywy, musielibyśmy zapomnieć na przykład o „Magnificat”. W tym hymnie czytamy, że Bóg nie gustuje w biedzie, w smutku, w beznadziei. Jezus z wielką mocą dopomina się natomiast o sprawiedliwość dla najniżej stojących w hierarchii społecznej, troszczy się o ubogich, pomnaża chleb i wino, uzdrawia. Nigdzie też ewangeliści nie zanotowali, żeby na kogokolwiek, łącznie z wrogami, Jezus zesłał jakiekolwiek nieszczęście, choćby tylko ból zęba.

Błogosławieństwa są istotnym elementem Jezusowego orędzia o Królestwie Bożym.

Pierwszymi obywatelami tego Królestwa są ubodzy Bogiem - ludzie tęskniący za Nim, głodni Boga i zasmuceni niemożnością realizacji swojego pragnienia. Głodni i ubodzy to ci, którzy wiedzą, że nie mają szczególnych powodów do szczycenia się właściwą relacją z Bogiem. To, ci którzy - choć mają wiele, nie mają najważniejszego - Boga. To celnik modlący się w kącie świątyni; cudzołożnica lejąca łzy na stopy Jezusa; syn marnotrawny i wielu innych. Oni zdołali usłyszeć Jezusa, zaufali Mu i według Jego wskazówek zaczęli kształtować swoje życie.

Cienka jest granica oddzielająca błogosławieństwo od przekleństwa, szczęście od nieszczęścia, spełnienie od pustki. Szczęście jednak nie do końca zależy od warunków, w jakich przychodzi nam żyć. A w życiu każdego człowieka przychodzi chyba taki moment, gdy uświadamia sobie, co jest ważne i co tak naprawdę się liczy.

Ta świadomość jest błogosławieństwem zwłaszcza wtedy, gdy rodzi w ludzkim sercu tęsknotę za Bogiem, autentyczną miłością i spełnieniem. Natomiast brak tej świadomości, zwłaszcza, gdy człowiek zbliża się do progu swojego życia, bardzo często staje się przekleństwem. „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę” (Jr 17,5). „Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją” (Jr 17,7).

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Błogosławieni tęskniący za Bogiem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.