Wdzięczna i otwarta. Jak dobrze przeżywać samotność i nie zamykać się na nowy związek
Trudno dostatecznie wyrazić, jak ważne w życiu jest spotkanie z Bożym teraz, gotowość przyjęcia Go tu i teraz i wyrażania Go wobec innych dokładnie w takim życiu, jakie teraz mam, w moim obecnym stanie. Jeżeli to moje „teraz” oznacza bycie osobą samotną, to pojawia się pytanie o duchowe przeżywanie tego stanu - zaznaczają autorzy książki „Duchowość, intymność i seksualność”.
Niektórzy przeżywają brak ukochanego partnera życiowego jako przeszkodę w życiu duchowym. Inni z kolei widzą zalety tego stanu, gdyż mogą skupić się na relacji z Bogiem i nie martwić się rozproszeniami typowymi dla życia w małżeństwie.
W zależności od tego, jak osoby samotne postrzegają swój stan, można wyróżnić trzy rodzaje przeżywania go.
Będą to ci, którzy są pogodzeni i usatysfakcjonowani życiem w pojedynkę. Ci, którzy nie są usatysfakcjonowani życiem w pojedynkę i czekają na kogoś, z kim mogliby dzielić życie, a także ci, którzy są usatysfakcjonowani życiem w pojedynkę, ale jednocześnie otwarci są na to, by szczerze zaangażować się w relację uczuciową.
Usatysfakcjonowani i otwarci
Jeśli satysfakcja oznacza dla nas posiadanie wszystkiego tego, co chcielibyśmy mieć, to takiego stanu zaznamy jedynie bardzo rzadko, o ile w ogóle w zaznamy go kiedykolwiek. Będzie on dla nas czymś nieuchwytnym i ulotnym.
Satysfakcja może jednak stać się naszym stylem życia, jeśli tylko uwierzymy, że polega ona na posiadaniu tego, czego autentycznie potrzebujemy, gdy nasze potrzeby kształtowane są przez naszą relację z Bogiem.
Ogromnie umacniające jest uwierzyć i powiedzieć samemu sobie: „Bóg wie, że zdecydowanie wolałbym żyć w małżeństwie. Ale w tym momencie mam właśnie to życie, które mam, i ono też jest dobre. Mam miłość mojego Pana. Mam ludzi, których kocham i którzy kochają mnie. Oddaję się więc temu życiu i pozwalam by ono się przede mną rozwijało. Nie będę siedzieć na dworcu życia czekając na małżeństwo. Małżeństwo może się kiedyś ziści, a może nie. Ja wybieram życie tu i teraz”.
Taki sposób życia jest realistyczny i pełen nadziei. Chroni nas przed staniem się zakładnikami czegoś na co nie mamy wpływu.
Żyjąc w ten sposób nie pozwalamy, by nasza preferencja stała się dla nas niezaspokojoną potrzebą, która będzie nas określać i definiować. Poszukując naszej satysfakcji tu i teraz, w chwili obecnej, unikamy wynikających z rozczarowania duchowych ran. Unikamy rozczarowania, które może prowadzić do duchowego wyobcowania.
Historia Rut
Rut jest wzruszającym przykładem osoby usatysfakcjonowanej życiem w pojedynkę a jednocześnie otwartej na zamążpójście.
W Księdze Rut w Biblii, nazwanej imieniem głównej bohaterki, czytamy o jej oddaniu dla jej teściowej Noemi. Rut nie miała wobec Noemi żadnych zobowiązań. Gdy zmarł jej mąż, Rut mogła po prostu wrócić do swoich krewnych, gdyż w rodzinie Noemi nie było dla niej żadnego kandydata do nowego małżeństwa. Jej miłość do Noemi sprawiła jednak, że nie wybrała tej opcji. Zarówno ona jak i Noemi były w trudnej sytuacji finansowej i musiały się wyprowadzić. Przyszłość była niepewna, jednak Rut była usatysfakcjonowana życiem. Była usatysfakcjonowana, gdyż miała to, czego istotnie potrzebowała.
Jej potrzeby były kształtowane przez jej miłość do Boga. Jej pogodzenie z życiem było tak głębokie, że można by z powodzeniem wyobrazić sobie inne zakończenie jej historii, bez ponownego zamążpójścia, gdzie pozostałaby razem z Noemi do końca jej dni, ciesząc się jej przyjaźnią i przyjaźnią z Bogiem. Nie dziwi fakt, że słowa pełnej oddania przyjaźni, które Rut kieruje do Noemi (Rt 1, 16- 17), są nieraz czytane podczas ceremonii sakramentu małżeństwa:
«Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana. Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci, jeśli coś innego niż śmierć oddzieli mnie od ciebie!»
Generalnie rzecz biorąc, te słowa Rut można odczytać jako słowa, które kieruje do nas Bóg - do nas jako do wspólnoty i do każdego z nas z osobna. Mówi, że zawsze będzie z nami. Nigdy nas nie zostawi. Jego zaangażowanie w relację z nami jest nieodwołalne. Nieprzemijalne orędzie Rut, orędzie głębokiego oddania, trafia do każdej wrażliwości. Jej słowa odzwierciedlają tę głęboką miłość, którą mamy w sobie (lub chcielibyśmy mieć) dla naszego Boga, naszych dzieci, rodzeństwa, rodziców, przyjaciół lub współmałżonka.
Taka miłość daje nam głęboką satysfakcję - jest nieocenionym, trwałym skarbem. Boaz, jej późniejszy mąż, musiał dostrzegać tę satysfakcję Rut. Ta satysfakcja dodawała jej piękna. Rut była osobą kochającą i kochaną. We właściwy sobie, pokorny sposób nosiła w sobie to poczucie, tak jak się nosi oznaki szlachectwa. Boaza pociągała ta jej satysfakcja. Rut nie potrzebowała męża, ponieważ Bóg zaspokajał jej potrzeby. Jednocześnie była jednak otwarta na związek małżeński.
Książkę „Duchowość, intymność i seksualność” Johna Galindo i Owena F. Cummingsa, wydaną nakładem wydawnictwa WAM, można kupić tu.
WAM/dm
Skomentuj artykuł