Bóg Ojciec i Matka
Jedną z najważniejszych dzisiejszych debat chrześcijaństwa jest dyskusja o języku kościelnym nieurażającym kobiet.
Magdalenia Środa, będąc pełnomocnikiem rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, stwierdziła na konferencji w Sztokholmie, że katolicka w przeważającej mierze Polska ma problemy ze zjawiskiem stosowania przemocy wobec kobiet. Powiedziała, że co prawda katolicyzm nie wspiera bezpośrednio, ale też nie sprzeciwia się przemocy wobec kobiet. Stwierdziła, że istnieją jednak związki, poprzez kulturę - która jest silnie oparta na religii - powodujące, że w katolicyzmie występuje dominacja patriarchalnej struktury społecznej i przypisywanie kobietom mniej ważnych ról w życiu publicznym.
Z jednej strony pojmowana najszerzej jest niesprawiedliwa dla Kościoła i chrześcijaństwa, bo to właśnie chrześcijaństwo zwróciło uwagę na godność kobiety, której nie dostrzegali starożytni i świat judaizmu. Słowo "przemoc" też ma wiele znaczeń i na pewno przepaść oddziela stosunek do kobiet w społeczeństwie katolickim od stosunku do kobiet w świecie islamu. Z drugiej strony problem równego statusu mężczyzn i kobiet w Kościele i społeczeństwie katolickim nie jest wydumany, pisali i piszą o nim także ludzie lojalni wobec Kościoła i kochający Kościół. Wiele lat temu najwybitniejszy dwudziestowieczny teolog katolicki Karl Rahner dopominał się o bardziej męskie chrześcijaństwo, wskazując, że wiele form pobożności zniechęca mężczyzn do Kościoła. Kościoły protestanckie wprowadziły natomiast po długich sporach święcenia kobiet, a o możliwości ordynacji kobiet w Kościele katolickim piszą także niektóre teolożki i teolodzy katoliccy. Jednym słowem, w samym Kościele trwa od dłuższego czasu debata na temat godności i praw kobiet, chociaż w Polsce nie zawsze się ją zauważa. Jednym z ciekawszych wątków tej debaty jest dyskutowany zwłaszcza w Kościołach anglojęzycznych problem języka inkluzywnego.
Seksizm językowy
Język inkluzywny to taki sposób porozumiewania się, który nie dyskryminuje żadnej z płci (najczęściej chodzi o kobiety). Wprowadzenia tego języka zaczęły się domagać przed kilkudziesięcioma laty feministki amerykańskie i brytyjskie, zwracając uwagę na to, że język angielski bywał często, jak powiedziałyby to same zainteresowane, seksistowski. Zaimek he (on) był odnoszony do osoby, która mogła być równie dobrze mężczyzną, jak i kobietą. Chairman, jak wskazuje końcówka wyrazu, to mężczyzna przewodniczący zebraniu lub organizacji, chociaż funkcję tę pełniła niejednokrotnie kobieta. Na dodatek w angielskim man mogło oznaczać i mężczyznę, i człowieka w ogóle. Tego rodzaju dyskryminacja charakteryzuje wiele języków, także polski. Kiedy wykładowca polskiej uczelni mówi: "Wszyscy moi studenci zdali na piątkę", nie ma na myśli wyłącznie mężczyzn - zresztą i tak pewnie więcej piątek było wśród pań. Dzisiaj standardowa angielszczyzna ma najczęściej charakter inkluzywny: w miejsce chairman zaleca się mówić chairperson, man to dzisiaj tylko mężczyzna, a człowiek to human lub human being. Zasad tych starają się przestrzegać rodzimi użytkownicy angielskiego i wpaja się je osobom uczącym się tego języka.
Jeśli Bóg jest mężczyzną...
To większe uwrażliwienie na język objęło również sferę religii. Przedstawicielki teologii feministycznej zaczęły zwracać uwagę na konieczność podobnego zrewidowania dyskursu religijnego i potrzebę stosowania języka inkluzywnego w liturgii, teologii i przekładzie Pisma Świętego. Przez inkluzywność teologia feministyczna rozumie nie tylko stosowanie w dyskursie religijnym języka, który nie wyklucza kobiet, ale także wzbogacenie języka teologii przez wyjście poza wyłącznie męskie metafory w opisie Boga. Tego rodzaju postulat to bynajmniej nie przejaw płytko rozumianej walki płci. Jak zauważa amerykański socjolog i teolog Peter L. Berger, dominująca w danej społeczności religia stanowi legitymizację określonego porządku społecznego. Innymi słowy, porządek społeczny narzuca pewną wizję Boga, zaś pewna wizja Boga wzmacnia ten, a nie inny porządek społeczny. (Wystarczy przypomnieć sobie zhierarchizowany świat średniowiecza i Boga w tym świecie pojmowanego przede wszystkim jako najwyższy władca). Teologia feministyczna, podnosząc od ponad trzydziestu lat postulat języka inkluzywnego, zachęca do tego, by zerwać z ciasnotą (często nieświadomą) myślenia i mówienia o Bogu, wskazując równocześnie na to, że wiele elementów naszego myślenia o Bogu oraz opisu Boga ma wciąż charakter patriarchalny, co prowadzi często do dyskryminacji kobiet w społeczeństwie i w Kościele. Najbardziej dobitnie ujęła to amerykańska teolożka protestancka Mary Daly, stwierdzając: "Jeśli Bóg jest mężczyzną, wówczas mężczyzna jest Bogiem"...
Jeżeli chodzi o stosowanie języka inkluzywnego do przedstawiania Boga, zwolenniczki i zwolennicy tej formy opisu powołują się na sporo argumentów. Przede wszystkim zwracają uwagę, że Bóg jest Duchem i Bytem transcendentnym i dlatego pojęcie płci nie ma w odniesieniu do Niego(?) żadnego sensu. Jednak nasz język kategoryzuje świat, a jedną z podstawowych kategoryzacji jest podział na rodzaj męski i żeński, zatem - by uniknąć wypaczonego obrazu Boga - powinniśmy opisywać Go(?) nie tylko jako Ojca, ale jako i Matkę. Zgadzają się z tym postulatem także teolodzy nieutożsamiani z feminizmem, na przykład wybitny teolog niemiecki J. Moltmann, który proponuje nazywać Boga "Macierzyńskim Ojcem". Warto także w tym miejscu przypomnieć słowa Jana Pawła I, który w jednym z przemówień powiedział: "Bóg jest naszym ojcem, a jeszcze bardziej Bóg jest naszą matką".
Kolejnego argumentu dostarcza sama Biblia, gdzie Bóg bywa przedstawiany w kategoriach żeńskich (na przykład w Księdze Izajasza 66,13 Bóg przyrównuje siebie do matki).
Jeszcze inny argument zwolenniczki i zwolennicy inkluzywności czerpią z tradycji chrześcijańskiej, przypominając, że do żeńskich kategorii w opisie Boga odwoływali się tacy myśliciele, jak Augustyn, Jan Chryzostom czy Bonawentura, nie mówiąc o mistyczkach, jak Juliana z Norwich. Wreszcie zwraca się uwagę na to, że z upływem wieków teologia chrześcijańska wypracowała wiele pojęć odnoszących się do Boga, nieobecnych w Biblii, takich jak tomistyczny Pierwszy Poruszyciel czy Pierwsza Przyczyna, nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by wzbogacić język opisu Boga i nie tyle zastąpić kategorie męskie żeńskimi, ile stosować właśnie język inkluzywny obejmujący obie te kategorie lub neutralny rodzajowo.
Biblia inkluzywistyczna
Najdalej posunięte próby stosowania języka inkluzywnego w dyskursie religijnym obserwujemy w angielszczyźnie, zarówno w przekładach biblijnych, tekstach liturgicznych, jak i języku teologii. Począwszy od połowy lat 80., ukazało się kilkanaście przekładów Pisma Świętego, głównie Nowego Testamentu, na język angielski, cechujących się mniejszym lub większym stopniem inkluzywności języka. Większość z nich, ale nie wszystkie, powstała w obrębie wspólnot protestanckich. Inkluzywność obejmuje tutaj nie tylko opis Boga, ale także fragmenty Biblii opisujące rolę i miejsce kobiet w Kościele i społeczeństwie, które tłumaczy się w taki sposób, by usuwać ich patriarchalny charakter. Na przykład Pawłowe wezwanie "bracia", często spotykane w Listach, oddaje się w przekładzie jako "bracia i siostry". Niektóre przekłady opisują Boga za pomocą słów neutralnych pod względem rodzaju lub za pomocą zaimków nie tylko męskich, ale i żeńskich. (W angielszczyźnie jest to o tyle łatwe, że zdecydowana większość rzeczowników, w tym rzeczownik "God", nie ma rodzaju gramatycznego).
Ktoś mógłby powiedzieć, że nawet jeśli stosujemy język inkluzywny do opisu Boga w dyskursie religijnym, to że wolno nam postępować podobnie w przekładzie Biblii, lecz sprawa nie jest taka prosta. Nie trzeba wielkiej wnikliwości, by zauważyć, że przekład wierny literze nie zawsze jest zgodny z duchem oryginału. Co się tyczy Biblii, trzeba pamiętać, że powstawała ona w środowisku patriarchalnym, co skutkowało często przedstawianiem kobiet w niekorzystnym świetle i traktowaniem ich jak istot niższych od mężczyzn i podległych mężczyznom. Stąd postulat zwolenniczek i zwolenników języka inkluzywnego, by niektóre miejsca Biblii zmodyfikować w przekładzie, oddzielając to, co należy do istoty przesłania biblijnego, od tego, co jest wynikiem myślenia patriarchalnego. Jest to problem każdego przekładu, zwłaszcza biblijnego, kiedy odbiorcę przekładu i autora oryginału oddziela przepaść kulturowa i czasowa. Teologia feministyczna odwołuje się często do teorii ekwiwalencji dynamicznej przekładu wybitnego współczesnego tłumacza Biblii i teoretyka przekładu Eugene Nidy, zgodnie z którą przekład ma mieć taką postać, by reakcja odbiorcy tekstu była podobna do reakcji odbiorcy tekstu oryginalnego. Paweł w swoim pozdrowieniu wymienia tylko braci, dlatego że był dzieckiem swego czasu, co oznacza, że w przekładzie skierowanym do czytelnika żyjącego w innej kulturze można, a nawet należy rozszerzyć jego pozdrowienie także na siostry.
Właśnie tego rodzaju inkluzywne podejście do przekładu Biblii, a zwłaszcza przekładu tekstów stosowanych w liturgii, zaniepokoiło watykańską Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów i skłoniło do opublikowania w maju 2001 r. instrukcji Liturgicam authenticam opatrzonej podtytułem "Wykorzystanie języków narodowych w publikacjach ksiąg Liturgii Rzymskiej". Instrukcja ta przedstawia wiążące stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec prób wprowadzenia języka inkluzywnego do liturgii przez Kościoły lokalne, a zwłaszcza Kościół amerykański i inne Kościoły anglojęzyczne. Krajowa konferencja biskupów amerykańskich przedstawiła Watykanowi do aprobaty lekcjonarz (księgę z biblijnymi tekstami mszalnymi na każdy dzień) oparty na inkluzywnym przekładzie Biblii już w 1992 roku. Na konieczność wprowadzenia takiego lekcjonarza wskazywali niektórzy biskupi, powołując się na względy duszpasterskie - chodzi głównie o to, by młode i wykształcone kobiety nie czuły się dyskryminowane przez patriarchalny język niektórych fragmentów Biblii i nie odchodziły z Kościoła. Po długich negocjacjach episkopatu amerykańskiego i Watykanu lekcjonarz ten ostatecznie nie zyskał aprobaty, a Kongregacja Nauki Wiary sporządziła zestaw norm dotyczących przekładów Biblii, odrzucających podejście inkluzywne. Normy te zostały powtórzone i rozbudowane w instrukcji Liturgicam authenticam.
Nie miejsce tu na szczegółową analizę tego dokumentu, zresztą nie on tu jest najważniejszy, lecz sam problem języka inkluzywnego. Czy domaganie się tego języka to, jak pisał przed laty amerykański "Time", oznaka nowej reformacji, czy też wyłącznie wynik poddania się presji "politycznej poprawności"? Czy skoro mówimy o Bogu "Pierwsza Przyczyna", możemy modlić się w czasie mszy "Ojcze-Matko w niebie"? A stosowanie języka inkluzywnego w celu obrony godności kobiet? Nie da się zaprzeczyć, że niektóre teksty biblijne brane dosłownie dyskryminują kobiety.
Przypomnijmy jeszcze raz tezę Petera Bergera, że religia to legitymizacja pewnego porządku społecznego. Może rację mają te teolożki i ci teolodzy, którzy twierdzą, że Kościół wyglądałby inaczej, gdyby język patriarchalny zastąpić językiem inkluzywnym? Bo chociaż nikt nie powołuje się oficjalnie na nakaz Pawła, by kobieta w Kościele milczała, to przecież kobieta w Kościele milczy. Czy ta "milcząca obecność", jak zatytułowała swą książkę polska teolożka Elżbieta Adamiak, to nie skutek patriarchalnego języka, który narzuca określoną wizję religii, ta zaś określoną wizję relacji międzyludzkich w Kościele i poza Kościołem? Czy jedną z przyczyn popularności kultu maryjnego nie jest właśnie patriarchalna wizja Boga, do Którego(?) nie ma bezpośredniego dostępu i trzeba prosić o to Maryję?
W opublikowanym jakiś czas temu w "Gazecie" reportażu opisującym desperację ludzi strajkujących w obronie miejsc pracy w Fabryce Kabli w Ożarowie można było przeczytać, że strajkujący poprosili księdza o odprawienie mszy do Matki Bożej z prośbą, by wstawiła się u Chrystusa, bo jak argumentował jeden z nich: "każdy syn musi słuchać się matki"... A jeśli na tej mszy śpiewano popularną pieśń Serdeczna Matko, której jedna ze zwrotek mówi, że "kiedy Ojciec zagniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze"...?
Skutki patriarchalnej wizji Boga widać nie tylko w Kościele, ale także w chrześcijańskiej wizji życia społecznego i ogólnym oglądzie świata. Na zależność między wizją Boga a aprobowanym modelem życia społecznego zwraca uwagę amerykański językoznawca George Lakoff, który pokazuje, że dla Amerykanów o prawicowych i konserwatywnych poglądach pojęcie "ojciec" odnoszone do Boga oznacza przede wszystkim kogoś surowego, kto nakazuje i wymaga. Natomiast amerykańscy liberałowie pojęcie to utożsamiają przede wszystkim z troskliwością i opiekuńczością Boga.
Karykatura chrześcijaństwa?
Nie powinniśmy jednak lekceważyć obaw Watykanu, których wyrazem jest instrukcja Liturgiam authenticam. Wszak w słowach liturgii wyraża się często istota naszej wiary. Czy gotowi bylibyśmy wyznawać Credo nicejskie w inkluzywnej postaci, jaką proponuje jeden z amerykańskich Kościołów protestanckich, gdzie zamiast o Duchu, który pochodzi od Ojca i Syna, mowa o Duchu pochodzącym od Rodzica i Dziecka? Czy jest to jeszcze uprawomocniony język inkluzywny czy karykatura chrześcijaństwa?
Problem języka inkluzywnego widziany w szerszej perspektywie to problem języka w dyskursie religijnym w ogólności i jako taki nastręcza szczególnych trudności w wypadku chrześcijaństwa, bo przecież język w chrześcijaństwie odgrywa pierwszoplanową rolę. Kościół nigdy nie wykluczył ze swej wspólnoty kogoś, kto się łajdaczył; wykluczał za to tych, którzy mówili lub pisali coś inaczej, niż głosiło Magisterium. Greckie hai´resis, z którego wywodzi się słowo "herezja", oznacza wybór. Czy język inkluzywny to lepszy wybór, którego skutkiem jest "to samo, ale pełniej", czy też, jak chcą niektórzy, herezja? Część biskupów, teologów i wiernych z ulgą i zadowoleniem przyjęła stanowisko Watykanu. Inni zareagowali smutkiem i nadzieją, że nie jest to stanowisko ostateczne. Istotnie, debata dotycząca języka inkluzywnego jeszcze się nie zakończyła. Jest to jedna z najważniejszych debat we współczesnej teologii i warto uważnie śledzić jej przebieg, ponieważ to właśnie ona może zadecydować o tym, jakie będzie chrześcijaństwo przyszłości.
Skomentuj artykuł