Czuły Kościół odważnych kobiet
Dostaliście kiedyś od kogoś "z liścia"? Ten tekst będzie o tym, dlaczego warto czasem "z liścia" dostać. Zwłaszcza od kobiety. Tym bardziej, jeśli ta kobieta jest zakonnicą. Ja dostałem.
Ale nim do tego dojdziemy, przeczytajcie, co następuje.
Chciałoby się powiedzieć: To jest nasz czas! To jest czas Kościoła! Nieprawdopodobne? Rzeczywiście, patrząc na kondycję naszej wspólnoty, trudno w to uwierzyć. Można nawet o tym całkowicie zapomnieć. Dlatego przypomina nam o tym zbliżająca się uroczystość Wniebowstąpienia. Świętować z wiarą Wniebowstąpienie oznacza dla wierzących uświadomić sobie swoje zadania na ziemi. Chrześcijanin patrzący w niebo, tam, gdzie wstąpił Jego Mistrz, musi stąpać twardo po ziemi. Wniebowstąpienie można nazwać przekazaniem Kościołowi przez Jezusa pałeczki głoszenia Dobrej Nowiny. Uczniowie mają głosić ludziom miłość Boga i być w świecie znakiem i narzędziem Bożej łaski i Królestwa Bożego. Czas Jezusa nie minął, ale zaczął się mój czas. Czas mojego życia. Czas konfrontacji ideałów z rzeczywistością. Czas wzięcia się z życiem za bary i nieunikania odpowiedzialności za Boskie sprawy złożone w ludzkie ręce.
Czy to jeszcze w ogóle jest możliwe? Czy jeszcze na to nas stać? Czy możemy wyjść z tego marazmu, który często nas paraliżuje? Jeśli chcecie znaleźć odpowiedzi na te pytania, pojedźcie do prowadzonego przez cudowne siostry dominikanki Dom Chłopaków w Broniszewicach. A jeśli z jakichś względów nie możecie tam pojechać, przeczytajcie najnowszą książkę „Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet” (z s. Eliza Małgorzata Myk i s. Agnieszka Gil rozmawiają Łukasz Wojtusik i Piotrek Żyłka). W bardzo wielu przekazach medialnych, książka ta została niestety zredukowana do tego, co wcale nie jest jej głównym przesłaniem – krytyki księży i Kościoła instytucjonalnego.
To bardzo krzywdzące dla sióstr, które owszem – wspominają o trudnych doświadczeniach w kontaktach z niektórymi księżmi (kto ich nie miał, ręka do góry!), ale głównie dzielą się swoją wiarą opartą na osobistej relacji z Bogiem, którego mocy, czułości i troski doświadczają każdego dnia. „Dumna jestem z bycia kobietą Boga i wiem, że «mój Facet» upomni się o krzywdzące traktowanie swoich kobiet” – dzieli się swoją intymną relacją z Bogiem s. Eliza.
Broniszewickie siostry opowiadają też o Kościele ze wszystkimi jego zaletami i ułomnościami. Pokazują Kościół Domu Chłopaków, w którym ludzie biedni, bezbronni, odrzuceni, niechciani, znaleźli swoje miejsce, zrozumienie, miłość i czułość. Mówią też o Kościele swoich marzeń, który nie wyklucza, nie wojuje, nie potępia, ale pragnie być czułą matką dla wszystkich, bez wyjątku. „Marzy mi się Kościół, w którym księża pochylają się nad krzywdą i cierpieniem człowieka” – mówi s. Tymoteusza. Ganią panoszący się w polskim Kościele klerykalizm i mają rację, bo jest to nowotwór, który toczy naszą wspólnotę. Taka krytyka nie wszystkim się spodoba. Zwłaszcza zaś tym, którzy nie lubią zmian, i którzy niekoniecznie są zadowoleni z poczynań papieża Franciszka.
To właśnie Ojciec Święty cały czas zaprasza nas do wyjścia. Nie doszukuje się wrogów Kościoła w sekularyzmie, liberalizmie, materializmie, konsumpcjonizmie, dżenderach i mediach. Papież zaprasza nas, byśmy zamienili czekanie na człowieka na wyjście do niego. To właśnie robią dominikanki z Broniszewic i o tym opowiadają w swojej książce oraz w mediach, w których czują się jak przysłowiowe ryby w wodzie. Robią to bez zuchwałości, ale też i bez lęku. Pokazują nam, jak nie obrażać się na świat, ale „łowić ludzi” dla Chrystusa wszelkimi dostępnymi sposobami. I trzeba przyznać – mają do tego talent.
Uświadamiają nam, że nie możemy siedzieć i czekać aż ludzie, zwłaszcza ludzie młodzi, „zatęsknią i wrócą”, jak stwierdził niedawno jeden z polskich biskupów. Jakby chciał powiedzieć: „Kochani, nie gorączkujmy się, usiądźmy, zainstalujmy się wygodnie i poczekajmy, aż ludzie przyjdą. Wcześniej czy później przecież życie ich do tego zmusi: «Przyjdzie czas – będzie nasz»”. Siostry takiej postawie mówią głośne „Nie!”, które mocno wybrzmiewa w ich książce. To będzie budziło sprzeciw tych, którzy chcą dalej wygodnie siedzieć i czekać. Nie zazdroszczę siostrom, bo wiem, jak boli sprzeciw ze strony najbliższych, od których oczekuje się raczej zrozumienia i wsparcia, niż potępienia.
„Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet” to książka odważna, wskazująca Kościołowi, zwłaszcza temu sklerykalizowanemu, drogę odnowy. Dokładnie dwa lata temu, 10 maja 2019 roku, w czasie spotkania z przełożonymi zakonów żeńskich, papież Franciszek mówił: „Musimy iść naprzód w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: jaką pracę powinny wykonywać w Kościele siostry, kobiety konsekrowane?”.
Papież podkreślił, że zakonnice nie powinny pracować jako pomoc domowa dla kapłanów: „Nie po to stałaś się zakonnicą, aby być służącą księdza” – zaznaczył. Książka broniszewickich dominikanek bardzo dobrze to pokazuje, zmieniając obraz zakonnicy utrwalony w naszym społeczeństwie przez dziesiątki, a może i setki lat. Czy jest w tym coś bulwersującego, albo nawet gorszącego? Oczywiście, że nie. Oburzą się jedyne ci, którzy chcieliby misję zakonnic zredukować do sprzątania, prania, gotowania i służenia jako tania siła robocza dla proboszczów. Nie zdziwię się, jeśli wśród owych oburzonych znajdą się same siostry zakonne, dla których poczucie bezpieczeństwa jest ważniejsze niż realizacja w wolności powołania, jakim Bóg je obdarzył.
Kilka lat temu, kiedy jeszcze jako kleryk miałem okazję w Rzymie studiować z ludźmi z całego świata, poznałem siostrę zakonną z Indii, która była przełożoną generalną jednego ze zgromadzeń, nie pomnę już którego. Kiedy zakończyliśmy rok akademicki, na pożegnanie, owa siostra zamiast czułych słów, dała mi jedną z najważniejszych lekcji w życiu. Trzy razy uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz (tak, tak – „dostałem z liścia”!). Kiedy zdumiony zapytałem, co ma znaczyć jej zachowanie, odpowiedziała, że „dzięki temu zapamiętam, by nigdy nie być wyniosłym klechą, zwłaszcza wobec sióstr zakonnych”.
Taka profilaktyka. Rzeczywiście – zapamiętałem. Jeśli nawet niewielka krytyka kleru obecna w książce odważnych sióstr będzie przez niektórych moich współbraci odebrana, jako wymierzony im policzek, to bardzo dobrze. Może dzięki temu przestaną być zarozumiali i wyniośli. Jako ksiądz za tę krytykę bardzo serdecznie Elizie i Tymce dziękuję. Dziękuję też za to, że przypominają o lekcji płynącej z Wniebowstąpienia: czas Jezusa nie minął, ale zaczął się mój czas. Czas mojego życia. Czas konfrontacji ideałów z rzeczywistością. Czas wzięcia się z życiem za bary i nieunikania odpowiedzialności za Boskie sprawy złożone w ludzkie ręce. Jak to zrobić? Odpowiedź znajdujemy w książce dominikanek z Broniszewic.Dziękuję Wam, Łobuziary! Dziękuję Wam, Łobuzy!
Skomentuj artykuł