Dariusz Piórkowski SJ: Taki obraz Boga to ludzka projekcja, wsączona przez diabelskie kłamstwo

Fot. Carolina Heza / Unsplash

"Jeśli uważamy, że Bóg domaga się cierpienia, aby nas znowu pokochać, to znaczy, że projektujemy na Niego samych siebie i czynimy z Boga karykaturę, tyrana i sadystę. Oczywiście taki obraz ukrywa się często za pobożnymi tekstami, stosownymi cytatami z Pisma Świętego, za teologicznymi skrótami, które utwierdzają te wykoślawione wizje. Co więcej, gdy niewinny Bóg przychodzi do nas w ludzkiej naturze, przybijamy Go do krzyża, a później, jako ludzie pobożni i wierzący, twierdzimy, że to On zsyła nam krzyże! Oba wypaczenia są szatańską pułapką" - pisze Dariusz Piórkowski SJ w książce "Ciało dla Ciała. Eucharystia i duchowa terapia". Autor przypomina w niej, że Eucharystia nie jest wyłącznie rytuałem religijnym, ale niezbędną częścią drogi wiary. Przez współgranie trzech rzeczywistości - modlitwy, konkretnych aktów i wspólnoty - uczy nas miłości, wrażliwości oraz uważności na wykluczonych i biednych. Wprowadza w głębsze poznanie Boga i Jego działania.

Cierpienie jest wielką tajemnicą. Tym, co chyba najbardziej nadaje się do tego, by się z nim zmierzyć, jest milczenie. Przede wszystkim nie możemy wszystkich rodzajów cierpienia i bólu fizycznego wrzucać do jednego worka. Ból fizyczny jest np. symptomem, że coś w naszym organizmie nie działa właściwie. Wtedy trzeba podjąć leczenie, minimalizować skutki choroby, znieczulać na tyle, na ile to możliwe. Czymś iście demonicznym byłoby nazywanie dobrodziejstwem znoszenia bólu dla samego bólu. Jest również cierpienie niczym niezawinione: to choćby ból małego dziecka, które rodzi się ciężko chore lub zapada na poważną chorobę. Są także naturalne katastrofy, które powodują ogromne zniszczenia i nieszczęścia. Lwią część cierpienia na tym świecie zadajemy sobie nawzajem sami. Jest też cierpienie wynikające z ludzkiej niewiedzy lub naiwności.

Trudno przypuszczać, aby Jezus pragnął doświadczyć powyższych udręk, jakby kryło się w nich coś wartościowego. Wydaje się, że chodzi raczej o ten rodzaj cierpienia, który moglibyśmy nazwać koniecznym. Pojawia się ono wtedy, gdy próbujemy być wierni dobru, na które się zdecydowaliśmy. Wierność powołaniu małżeńskiemu, zakonnemu czy kapłańskiemu, ale w ścisłym sensie też każdej formie chrześcijańskiego powołania, prędzej czy później natrafia na przeciwności, niedogodności, niezrozumienie, samotność i zmęczenie. Nie cierpi się samotności czy odrzucenia dla nich samych, bo to nic dobrego, ale ze względu na wyższe dobro, które wybraliśmy. Poczucie zawodu i niespełnienia często sprawia, że rodzi się pokusa porzucenia zobowiązań, złamania słowa, machnięcia ręką na wszystko. Innym razem cierpi się, a nawet znosi kogoś, ponieważ się go kocha. Czasem ktoś nie odwzajemnia miłości. To wszystko boli. Jezus mówi też o oczyszczającym cierpieniu, to znaczy o obumieraniu, które jest częścią życia i rozwoju. Polski psychiatra Kazimierz Dąbrowski opracował teorię dezintegracji pozytywnej, opisującej proces przechodzenia od mniej do bardziej doskonałej struktury psychicznej. Zaczyna się to już w chwili narodzin niemowlęcia, dla którego wyjście z łona matki jest rodzajem śmierci i specyficznego cierpienia. Dziecko traci dotychczasowy świat, umożliwiający mu wcześniej rozwój, ale w którymś momencie musi go opuścić, aby wejść w nowy "etap" życia. Z pewnością nie należy to do najprzyjemniejszych doświadczeń; chociaż niczego z tego przejścia nie pamiętamy, to jednak na pewno ten rodzaj śmierci odcisnął się jakoś na naszej psychice i ciele. W dużej mierze wiedza na temat skutków tego wydarzenia to chyba jeszcze terra incognita.

Za każdą z tych form cierpienia paradoksalnie stoi jakieś dobro. Jezus "do końca miłuje", chociaż jest odrzucony i zabity. Pozostaje wierny temu, co mówił i do czego się zobowiązał. Staje się całkowicie ubogi, pozbawiony wszystkiego, starty na proch, ponieważ w ten sposób obumiera nie tyle Jego grzeszne "ja", którego nie miał, ile życie ziemskie - jak ewangeliczne ziarno pszenicy (por. J 12,24). Jego cierpienie jest także cichym protestem wobec krzywdy wyrządzonej małym, odrzuconym, wykluczonym przez "prawo silniejszego" i ludzką niesprawiedliwość.

DEON.PL POLECA

Jako ludzie zajmujemy różne stanowiska wobec cierpienia, także tego koniecznego. Często reagujemy buntem, za którym stoi także wypaczony obraz Boga jako ciemiężyciela człowieka albo słabego i obojętnego na dolę ludzi bóstwa. Wśród wierzących może się jednak pojawić także subtelny pozór dobra, który nazwałbym sakralizacją bądź ubóstwieniem cierpienia. Każdy pozór dobra musi zawierać jakieś dobro - inaczej nie byłby atrakcyjny. Ksiądz Józef Tischner pisał w "Miłości w czasach niepokoju", że szczególnie w naszym polskim katolicyzmie mocno ujawnia się podatność na romantyczną religijność, która "kocha cierpieć. Wydaje się tej religijności, że tym, co łączy człowieka z Bogiem, jest ból, cierpienie, smutek. W ten sposób ta postawa w pewnym sensie rozwiązuje sobie problem cierpienia (…). Można starać się usunąć z siebie jakoś pamięć o cierpieniu, udawać. Ale w pewnym momencie można wpaść na genialny pomysł, że cierpienie łączy, łączy z drugim".

Ta religijność wypływa także z naszej historii i kultury. Ogrom cierpienia, niewoli i udręk, których często nie rozumiemy lub wobec których stajemy bezradni, prowokuje różne wyjaśnienia. Jednym z nich jest racjonalizacja i gloryfikacja cierpienia. W ten sposób często radzimy sobie z bezsilnością lub ją maskujemy. Szukamy winnych. Gdy cierpienie się przedłuża, łatwiej je "znieść", jeśli nada mu się automatycznie boski, uświęcający charakter. Wtedy nietrudno też dojść do wniosku, że im więcej cierpienia, tym lepiej, gdyż - jak mniemają niektórzy - Bogu można podobać się tylko wtedy, gdy się cierpi. Rzekomo taka miała być wola Ojca wobec Syna w Ogrójcu. Syn nie chciał cierpieć, ale Ojciec chciał, jakby w samym cierpieniu tkwił klucz do zbawienia i miłości. Z tym fałszywym przekonaniem wiąże się często wypaczony obraz Boga obrażonego, żądnego ludzkiej krwi i bólu swego stworzenia w zamian za wyrządzone Mu przez człowieka zniewagi. Tymczasem tak naprawdę jest to ludzka projekcja bożka wsączona przez diabelskie kłamstwo. Jeśli uważamy, że Bóg domaga się cierpienia, aby nas znowu pokochać, to znaczy, że projektujemy na Niego samych siebie i czynimy z Boga karykaturę, tyrana i sadystę. Oczywiście taki obraz ukrywa się często za pobożnymi tekstami, stosownymi cytatami z Pisma Świętego, za teologicznymi skrótami, które utwierdzają te wykoślawione wizje. Co więcej, gdy niewinny Bóg przychodzi do nas w ludzkiej naturze, przybijamy Go do krzyża, a później, jako ludzie pobożni i wierzący, twierdzimy, że to On zsyła nam krzyże! Oba wypaczenia są szatańską pułapką. To raczej Bóg cierpi z nami i za nas w Chrystusie, bo nas kocha.

Jezus nigdy nie powiedział, że cierpienie jako takie jest dobre. Nigdy nie mówił, że cierpienia należy szukać, bo dzięki niemu człowiek dojrzewa, uczy się i uszlachetnia. I to nieprawda, że każde cierpienie posiada jakąś szczególną wartość. Tak, ono nas dotyka, jest obecne w tym świecie i nie trzeba go sobie wynajdywać ani zadawać, jakby było warunkiem uświęcenia. Jezus jednak nie usuwa go magicznie, co stanowi dla wielu z nas sporą zagadkę. Równocześnie już Księga Hioba przypomina, a Chrystus tę przestrogę potwierdza, że cierpienia nie należy zbyt łatwo utożsamiać z winą konkretnego człowieka, z karą za grzechy. Owszem, niektóre rodzaje cierpienia są konsekwencjami ludzkich błędów i grzechów. Cierpienie może też przyczynić się do naszego dobra, oczyszczając i otwierając nam oczy, ale nie samo z siebie, tylko wtedy, gdy pozwala nam zatrzymać się w biegu, podjąć refleksję, zwrócić się ku Bogu i ludziom.

Fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Ciało dla Ciała. Eucharystia i duchowa terapia"

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dariusz Piórkowski SJ: Taki obraz Boga to ludzka projekcja, wsączona przez diabelskie kłamstwo
Komentarze (2)
RK
~Robert Kowalski
14 listopada 2023, 11:33
"Taki obraz Boga to ludzka projekcja, wsączona przez diabelskie kłamstwo" A któż to kłamstwo sączył ludziom przez całe wieki, kto straszył mściwym Bogiem, grzmiał z ambon o karaniu potomków do 5pkolenia, kto z lubością cytował Starotestamentowe zalecenia Księgo Kapłańskiej?
EM
~Ewa Maj
4 listopada 2023, 21:12
Przecież to jest dość powszechny obraz Boga. Twierdzenie, że jest "demoniczny" może dodawać ciężaru osobom i tak już udręczonym przez taki obraz Boga a jednocześnie przecież pragnącym zadowolić Go ze wszystkich sił.