Dawno nie byłeś na mszy? Oto 6 sposobów, jak wrócić

(fot. shutterstock.com)

Być może zdarzyło ci się, że jakoś oddaliłeś się od Kościoła i przestałeś chodzić na mszę. Mogło być wiele powodów, ale jednak przełamałeś się, chcesz wrócić, znów regularnie przyjmować Komunię i uśmiechać się na "znak pokoju" do ludzi w ławce obok. Nie wiesz, jak zacząć?

To całkowicie normalne, że czujesz strach przed powrotem. Możesz bać się, że inni będą wytykać cię palcem i obgadywać, że ksiądz pozna cię i będzie robił niemiłe wyrzuty. Jeśli tak jest, to przeczytaj kilka naszych rad i spróbuj nie zniechęcać się zbyt szybko. Małymi krokami wszystko wróci do normy.

1. Weź głęboki oddech - podobno najważniejsze jest nastawienie. Łatwo jest powiedzieć, że masz nie przejmować się zdaniem innych, ale ważne, żeby od tego zacząć. Jeżeli chodzisz do większej parafii, to z pewnością nikt, kogo spotykasz, nie pamięta dokładnie twojej twarzy. Największe parafie w Polsce mają dziesiątki tysięcy wiernych, więc szansa, że ktoś cię pozna, jest bardzo znikoma. A jeżeli pochodzisz z małej miejscowości albo po prostu jesteś znanym celebrytą, to pamiętaj, że "w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia" (Łk 15, 7). Bóg się cieszy, że wróciłeś. Inni niech myślą, co chcą.

DEON.PL POLECA

2. Ubierz się odpowiednio - ponieważ ustaliliśmy, że nie przejmujesz się zdaniem innych, rodzime przysłowie "jak cię widzą, tak cię piszą" nie jest najważniejsze. Nie do końca przekonują mnie argumenty tych, którzy mówią, że dobry ubiór na niedzielną mszę świętą to kwestia szacunku dla Boga. Przecież zawsze najlepiej czuł się pośród tych ubogich i odrzuconych, których nie było stać na wytworne stroje. Dlatego ubierz się dla siebie. Wielu ekspertów od psychologii zauważa, że schludne i dobrze dobrane ubranie znacząco poprawia pewność siebie i podnosi poczucie własnej wartości. Tego ostatniego nie można oczywiście budować wyłącznie na modnych ciuchach, ale skoro działa, to dlaczego sobie nie pomóc?

3. Nie idź sam - większość ludzi na mszy świętej jest dla siebie anonimowa. Mała grupka kojarzy się, czasem rozmawia po wyjściu i wymienia najnowsze plotki. Sam doświadczyłem tego wielokrotnie. Konkretne godziny w rodzinnej parafii oznaczały spotkanie kilku osób, które stale się na niej pojawiały. Bardzo prawdopodobne jednak, że nie poznasz nikogo i będziesz czuł się obcy i trochę skołowany. Pomyślisz: przecież msza to spotkanie miłującej się wspólnoty chrześcijan, która gromadzi się wokół Jezusa, dlaczego nie próbują się poznać? To dobry temat do narzekania, ale zmianę warto rozpocząć od siebie. Są dwie drogi. Pierwsza: weź bliską ci osobę i idźcie razem. Zabierz rodziców, dziadków, chłopaka - dziewczynę, sąsiada. To dobry moment nie tylko na wspólną modlitwę, ale także czas na dobrą rozmowę, dłuższy spacer i przebywanie razem. Druga: zagadaj do kogoś. To wydaje się o wiele trudniejsze, ale zauważyłem, że ludzie bardzo często chcą porozmawiać z innymi nawet na bardzo błahe tematy. Tak samo jak ty boją się jednak wyjść z inicjatywą. Bądź pierwszy. Może uda się wam spotkać w następnym tygodniu i później. Pójście na mszę będzie wtedy szansą na spotkanie kogoś, kogo lubisz i jesteś ciekawy, co u niego.

4. Przyjdź wcześniej - wszystkie twoje lęki ileś tam razy mocniej spotęgują się, jeżeli wpadniesz do kościoła w ostatnim momencie zdyszany, zakłopotany i przyciągający wzrok kilku osób z tyłu świątyni, które nie przepadają za skrzypiącymi drzwiami. Daj sobie czas, bądź 15 minut wcześniej, chłoń atmosferę, przyglądaj się tym, którzy przychodzą, pomódl się, porozmawiaj z Gospodarzem. Ludzka psychika działa jak gąbka, jest bardzo elastyczna, ale potrzebuje czasu, by z jednego wrażenia przejść w inne. Nie można od razu przejść z gwaru miasta i hałasu do spokoju i harmonii we wnętrzu świątyni. Potrzeba czasu. Zaserwuj go sobie tyle, ile potrzebujesz. Moje optimum to 20 minut.

5. Zaangażuj się - problem nie dotyczy tylko ciebie. Większość ludzi, których spotkasz obok siebie, również ma z tym problem. Jak możesz się zaangażować? Śpiewaj (na tyle na ile potrafisz), śledź z uwagą, co dzieje się na ołtarzu i co mówi ksiądz. Szczególną uwagę zwróć na czytania w czasie liturgii, a zwłaszcza na Ewangelię. Staraj się jej nie zapomnieć, by po wyjściu z kościoła jeszcze przez chwilę pomyśleć, czy było w niej coś, co szczególnie cię poruszyło. Jeśli nie było niczego takiego, nie przejmuj się. Spróbujesz w kolejnym tygodniu. Kiedy jest zbiórka na tacę, wrzuć, na ile cię stać. Ogłoszenia duszpasterskie - posłuchaj, czy coś nie przypadnie ci do gustu. Jeden z parafian mówi o nowej grupie, która będzie działać przy kościele - pomyśl, czy nie chciałbyś się w nią zaangażować. Opcji jest mnóstwo, patrz i słuchaj uważnie.

6. Bądź realistą - po pewnym czasie zaczniesz odczuwać radość z kolejnych, powtarzających się, niedzielnych cykli. Niestety msza święta, mimo że jest skoncentrowana na Bogu, jest organizowana i przeżywana przez ludzi. Dlatego nie spodziewaj się, że za każdym razem będzie tak pięknie jak na początku. Zdarzy się, że ksiądz będzie niewyspany, kantorzy śpiewający psalmy będą okropnie fałszować, stojący obok w ławce zamiast dobrymi perfumami będzie zionął wczorajszą kolacją, a ty sam będziesz apatyczny, rozproszony i nieco zażenowany tym wszystkim. Nie przejmuj się, to minie. Trudno co niedzielę być w idealnej formie i świetnie przygotowanym do spotkania z Bogiem. Spokojnie, On doskonale wie, jak słabi jesteśmy i podatni na wszelkie czynniki zewnętrzne. Daj sobie więcej luzu w tej kwestii i przeczekaj. Za tydzień będzie zupełnie inaczej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dawno nie byłeś na mszy? Oto 6 sposobów, jak wrócić
Komentarze (2)
TK
Teresa Kmiecik
16 września 2016, 13:28
Smutne ... ktoś, kto to pisał traktuje niedzielną Eucharystię jak "pobożną rozrywkę". Jeśli ktoś lata temu przestał chodzić do kościoła to napewno nie z tak błachych powodów jak autor domniema.
AN
Aldona Nowacka
7 marca 2016, 22:52
Czy Michał Lewandowski to prawdziwa osoba, czy może pseudonim jakiejś starej katechetki? Przepraszam, mam wrażenie, że artykuł ten pisała osoba, która nie wie nic o życiu. Czy naprawdę uważasz, że jeśli ktoś nie był od dawna w Kościele, to powinien zwracać uwagę na takie szczegóły, jak odpowiedni strój, czy zaangażowanie w liturgię? Ja nie postawiłam stopy w Kościele przez ponad 20 lat. A odeszłam kiedyś, ponieważ osoby które mnie motywowały do chodzenia, używały tylko takich argumentów jak ładne ubranie, głośny śpiew, i przymus za przymusem. Nie widziałam w tym Boga, jedynie przykry  obowiązek. Kiedy tylko zaczełam decydować sama o sobie, stało się jasne, że do Kościoła nie wejdę nawet "przypadkiem". I tak zaczęło się moje smutne życie, w którym dotknęłam dna samotności. Dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze ludzi, którzy pokazali mi, że istnieje inny Kościół, taki pełen osób, które nie oceniają mnie po wyglądzie, czy po rodzaju zaangażowania. Pewnego dnia weszłam poprostu do tego budynku. I nikt nie patrzył na to, jak byłam ubrana, na to że przyszłam sama, a nawet spóźniłam się kilka minut. Siedziałam sama w kąciku, nie znałam tekstu żadnej z modlitw czy pieśni. I tam spotkałam... JEGO!!! On czekał tam na mnie. Jezus czekał na mnie każdego dniam kiedy byłam na Niego obrażona. Dzięki Niemu odnalazłam radość. Bo poczułam, że nikt mnie nie ocenia, jestem taka, poprostu...zwyczajna! Każdej osobie, która chciałaby powrócić do Kościoła odradzałabym czytanie tego artykułu. Gdybym znalazła go wcześniej, napewno nie pomyślałabym, że w Kościele ktoś na mnie rzeczywiście czeka. Raczej myślałabym o wszystkich upokorzeniach z mojego dzieciństwa. Czuję się zażenowana, że są osoby w Kościele, które ciągle myślą takimi kategoriami. Panu Lewandowskiemu życzę przemyślenia tego, co piszę. Szczęść Boże.