Duchowość fastfoodowa. Gdy praca, urlop i pieniądze stają się złotą klatką

fot. Simon Abrams / Unsplash
Piotr Kwiatek OFMCap

Nie chodzi o wskazanie, że świat czy kultura współczesna ze wszystkim, co proponują, są złe, ale o refleksję, czy zapisana w nich ogromna ilość pozytywności nie zasłania nam Najwyższego Dobra; czy to, co dzisiejsza cywilizacja daje, nie utrudnia podróży do Nieba. Wtedy obiektywne dobra - jak technologia, spotkania biznesowe, praca, wakacje, pieniądze - mogą stać się złotą klatką.

To człowiek tworzy kulturę, ale ona także kształtuje nasze życie. Codziennie zalewa nas niezliczona ilość dźwięków, obrazów, medialnych propozycji i atrakcji. Niektórzy badacze i eksperci zdrowia psychicznego podkreślają, że w związku z szybkim ewolucyjnym procesem mózg ma problem z przystosowaniem się do tych jakościowych zmian. Chronicznie bywamy zmęczeni, wypaleni i uskarżamy się na brak wolnego czasu. Żyjemy w pośpiechu i pod ciągłą presją. Przestajemy mieć czas dla siebie i Boga. Rozwój naszej wiary ogranicza się do odprawienia rekolekcji parafialnych.

Kulturoznawcy wskazują na wszechobecną dzisiaj tendencję do tymczasowości i płynności w podejściu do życia. Nic nie jest trwałe, wszystko może ulec zmianie i przedefiniowaniu, np. małżeństwo czy płeć, a nawet pojęcia dobra i zła. Relatywizm dotyka nie tylko sposobu przeżywania wartości, ale także ich samych. Mimo że świat cyberprzestrzeni i technologii jest ogromnym dobrodziejstwem i daje wiele możliwości, sposób korzystania z nich nie zawsze bywa właściwy.

Warto zatem zastanowić się, jak współczesna kultura - nie tylko związana z negatywnością, ale także z pozytywnością - może dysfunkcjonalnie wpływać na nasze życie duchowe. Umiejętność widzenia zarówno kontekstów pozytywnych, jak i negatywnych jest niezwykle potrzebna w dojrzałym życiu duchowym.

Przykład życia

Na potwierdzenie przytoczonych powyżej badań podam przykład. Historię tę usłyszałem od jednego z zakonników pracujących w Filadelfii z emigrantami z Chin. Opowiada ona o pobożnym Josephie.

Człowiek ten był wyjątkowo gorliwym katolikiem i należał do wspólnoty, która nie była akceptowana przez komunistyczny reżim Chin. Z tego powodu prześladowano ją i brutalnie zwalczano. Jednak ów chrześcijanin miał niezmiernie silną wiarę, za którą wielokrotnie płacił wysoką cenę: był zamykany w więzieniu, bity, szykanowany, na różne sposoby grożono mu i go niszczono. Mimo to on nie tylko nie zaparł się wiary, ale stawała się ona mocniejsza.

W końcu w "cudownych" okolicznościach udało się uzyskać dla niego wizę do USA, dokąd wyemigrowała wcześniej jego rodzina. Wkrótce Joseph dołączył do bliskich mieszkających w Pensylwanii.

Po ośmiu latach br. Tom spotkał Josepha i zaciekawiony, pozdrawiając go, zapytał: "Witaj Joseph, co u Ciebie? Jak Ci się teraz powodzi?". Ten z błyskiem w oku opowiadał, jak wszystko dobrze się mu układa: cieszy się bliskością rodziny, ma pracę, a nawet został szefem w restauracji.

Po wysłuchaniu relacji o pomyślnej przemianie losu zakonnik dodał: "Pamiętam, jak wiele musiałeś wycierpieć tylko dlatego, że uczestniczyłeś w liturgii i się modliłeś". Joseph zasmucił się i zawstydzony wyznał: "Wiesz, Tom, tutaj nie chodzę już do kościoła. Nie mam czasu, bo największy utarg mamy właśnie w niedzielę". To, czego nie mógł odebrać mu wrogi komunistyczny system pomimo prześladowania, niebezpieczeństwa i cierpienia, oddał dobrowolnie. Sprzedał swoją wiarę bez walki, po cichu - za powodzenie.

Inwestycja w dojrzałą wiarę

Bez większego wysiłku możemy dostrzec związek między sposobem przeżywania codzienności a życiem duchowym. Coraz trudniej jest się modlić, trwać w wyciszeniu czy uważności. W rozhukanym świecie reklam i kolorowych propozycji niezmiernie trudno jest usłyszeć natchnienia Ducha Świętego czy poczytać słowo Boże choćby przez piętnaście minut. Modlitwa w ciszy szybko potrafi nas zmęczyć, a nawet znudzić. Tymczasem wejście w nią wiąże się z przyjęciem wyzwania podobnego do uczestnictwa w maratonie człowieka, który ma trudności, aby zadbać o regularny spacer. Trzeba podjąć działania, które nie pozwolą na to, by zaangażowanie w rozwój wiary podlegało iluzji szybkich i spektakularnych efektów: dlaczego jeszcze nie jestem mistykiem czy świętym, przecież modlę się na różańcu i codziennie chodzę do kościoła?

Rozwój dojrzałej relacji z Panem Bogiem ze swej natury zakłada zaangażowanie, inwestycję czasową, zmęczenie, a nawet codzienność porażek. Nie jest to jazda pociągiem Pendolino w wygodnym przedziale, umilana filiżanką kawy, ani pośpieszne jedzenie fastfoodowego posiłku na stacji paliwowej. Mentalność współczesnego człowieka można porównać do niedoświadczonego podróżnika, który wybrał się na dworzec PKP, aby kupić bilet na podróż "byle gdzie, tylko szybko, przyjemnie i wygodnie". Niestety, owo podejście do życia szeroko wchodzi na teren sfery duchowej. Chcemy modlić się bez wysiłku, najlepiej szybko i przyjemnie, aby było nam dobrze. W książce "Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga" autor odpowiada na pytanie o symptomy towarzyszące procesowi nawracania człowieka. Następuje to wówczas, kiedy ludziom z jego otoczenia lepiej się z nim żyje. Wartości modlitwy nie poznaje się po tym, jak modlący się po niej czuje, ale jak inni czują się w jego towarzystwie.

Związanie codzienności z Bogiem

Trzeba mieć świadomość, że w naturę życia duchowego i jego rozwoju wpisany jest proces, walka, wybór i obcowanie z pytaniami bez odpowiedzi - Tajemnicą. Życie staje się polem zmagań, weryfikacji i w konsekwencji cenną lekcją mądrości. Wszystko, co przeżywamy, jest naturalnym środowiskiem wzrostu w poznaniu Boga i siebie samego. Dobrze ilustruje to obraz dziecka stawiającego pierwsze kroki: upadek i powstanie. Ten proces nieustannie się powtarza, aż nogi się wzmocnią i wypracuje się lepsza koordynacja. Choć lekcje życiowe są bolesne i czasem żmudne, dziecko się nie poddaje. Włożony trud przekształca w konkretny efekt i sukces. Nabywa potrzebne kompetencje życiowe. Podobnie dzieje się w życiu duchowym. Trudno wzrastać bez pomyłek, błędów, wahań oraz prób pokonania własnych lęków i ograniczeń. Nie sposób prawdziwie rozwijać wiarę bez wychodzenia ze strefy komfortu i przyzwyczajeń.

W nowicjacie (pierwszym roku formacji zakonnej) przeczytałem wiele książek na temat modlitwy. W jednej z nich spotkałem najprostszą i najcenniejszą wskazówkę: "Jeśli chcesz się modlić, zacznij to robić!". Modlitwa nie musi być idealna, przyjemna ani kwiecista. Powinna nam pomóc łączyć codzienność z Bogiem i uczyć kochać każdego człowieka, nie tylko tego, który obdarza nas podobną relacją. Życie duchowe domaga się przekraczania utartych schematów i przyzwyczajeń. Walka nie odbywa się wyłącznie na poziomie dobro - zło, materia - duch, grzech - łaska, ale również na poziomie dobro - wyższe dobro. Trzeba pielęgnować troskę o coraz lepszą wiarę. Święty Paweł daje świadectwo wygranej: "Jednak ze względu na Chrystusa uznaję za bezwartościowe wszystko, co przynosiło mi zysk. I naprawdę uważam, że to wszystko jest bezwartościowe w porównaniu z bezcennym darem poznania Chrystusa Jezusa, mojego Pana. Dla Niego odrzucam wszystko i uważam za śmieci" (Flp 3,7-8).

Budowanie na skale

Nie chodzi o wskazanie, że świat czy kultura współczesna ze wszystkim, co proponują, są złe, ale o refleksję, czy zapisana w nich ogromna ilość pozytywności nie zasłania nam Najwyższego Dobra; czy to, co dzisiejsza cywilizacja daje, nie utrudnia podróży do Nieba. Wtedy obiektywne dobra - jak technologia, spotkania biznesowe, praca, wakacje, pieniądze - mogą stać się złotą klatką. Wspaniałą sprawą jest udanie się na koncert albo zorganizowanie w niedzielę przyjęcia, aby cieszyć się obecnością bliskich. Jeśli jednak przeszkadza to w spotkaniu z Panem Jezusem podczas liturgii, w rzeczywistości więcej tracimy, niż zyskujemy. Tak samo, jeśli dużo pracujemy i nie mamy czasu ani siły na wieczorną modlitwę, taki styl życia nie przyniesie trwałych duchowych korzyści. Pismo Święte obrazowo mówi o "budowaniu domu na skale i na piasku" (Mt 7,24-27). Każdy dzień odsłania przed nami, czy dobrze inwestujemy: co jest dla nas ważne, a co ważniejsze, co pilne, a co pilniejsze.

Warto modlić się o mądrość i odwagę w podejmowaniu dobrych wyborów. Pomocny może być w tym Psalm 1, który w przekładzie z Biblii Tysiąclecia zatytułowany jest "Dwie drogi". Zaczyna się on słowami: "Szczęśliwy, kto nie słucha rady bezbożnych, nie wstępuje na drogę grzeszników i nie zasiada w gronie szyderców, lecz upodobał sobie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą. On jest jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód, które przynosi owoc w swoim czasie. Jego liście nie więdną i wszystko, co robi, jest udane" (Ps 1,1-3). Tekst ten wskazuje, jak ważne jest środowisko, w którym żyjemy: może ono inspirować nas ku dobru, ale też kontestować naszą wiarę. Do rozwoju, który przynosi dobre efekty, potrzeba "właściwej gleby, słońca i wody". Nie wszystko, co wydaje się złe, uniemożliwia rozwój wiary, tak samo jak nie wszystko, co pobrzmiewa pozytywnie, ułatwia to zadanie.

Fragment przygotowywanej książki br. Piotra Kwiatka OFMCap, która ukaże się nakładem Wydawnictwa SERAFIN.

Brat Piotr Kwiatek - kapucyn, doktor psychologii. Wykłada psychologię komunikacji w Wyższym Seminarium Duchownym Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie oraz interwencje pozytywne na Uniwersytecie Humanistycznospołecznym SWPS - studia rekomendowane przez założyciela nurtu psychologii pozytywnej, prof. Martina E. P. Seligmana. Autor książek: "Kochaj Boga i nie bój się być szczęśliwym", "Ucieszyć się życiem. Cztery okna wdzięczności", "W świetle cienia. Trudności w drodze do szczęścia", "Sztuka życia bez narzekania" oraz "Psalmoterapia", a także we współpracy z s. Anną Marią Pudełko AP: "365 dni w rytmie Psalmów" i "Komunikacji można się nauczyć".

Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika "Głos Ojca Pio".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Duchowość fastfoodowa. Gdy praca, urlop i pieniądze stają się złotą klatką
Komentarze (1)
MB
~M B
4 października 2023, 12:19
Bardzo dobra refleksja. Dziękuję za tę zachętę do wytrwałej modlitwy. Bóg zapłać.