Abp Grzegorz Ryś: czasem mamy myślenie kompletnie nieewangeliczne

fot. YouTube.com)

"To jest też wyzwanie dla Kościoła. Żeby więcej myślał o tych, których nie ma, niż o tych, których ma" - mówi arcybiskup Grzegorz Ryś.

"Nie raz mnie intrygowało, skąd ta radość w Bogu z nawróconego grzesznika. Większa z jednego, który się nawraca niż z 99, którzy nie potrzebują nawrócenia. Nie denerwuje was to, że Pan Bóg tak myśli? To jest denerwujące. Do momentu, jak nie przeczytamy do końca Ewangelii".

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Grzegorz Ryś: czasem mamy myślenie kompletnie nieewangeliczne
Komentarze (3)
TK
Teresa Kmiecik
19 listopada 2018, 11:38
Dziękuję za tę homilię! Pierwszy raz słyszę o "problemie" nie-marnotrawnego brata, a już myślałam,że błądzę czepiając się jego zazdrości, pychy, braku miłości. Może trzeba się kiedyś "zgubić", aby odzyskać wzrok na swoją pychę. To takie proste, a tak trudno dostrzec, że Miłość Ojca nie jest proporcjonalna do zasług, ale proporcjonalna do potrzeb dziecka.
Kamil Trojanowski
18 listopada 2018, 17:01
szczęść Boże, Nieustannie ujmuję mnie i napawa niesamowitym poczuciem humoru, stosowane przez księży z lubością mówienie o tych którzy są obecni w kościele,o tych ktorych tam nie ma. A jeszcze częściej narzekanie na tych co do kościoła nie chodzą, po kolędzie nie przyjmują itd. Urocze to tylko doprawdy nie wiem czemu ma służyć? Odbijając lekko pałeczkę, co wieszkość hierarchów kościelnych i księży parafialnych robi, aby z tymi ktorzy do kościoła nie chodzą się spotkać, aby do nich dotrzeć i aby ich kościołowi przywrócić? Tylko tak konkretnie bez opowiadania bajek dla dorosłych;-)
Andrzej Ak
18 listopada 2018, 17:20
Sami zwykle nie mają pomysłów, a Duchowi Świętemu chyba się boją powierzyć, bo co powiedzą inni. Ci którzy się odważą pójść za Duchem Świętym porwać się Mocy Bożej być może zostaną sygmatyzowani przez otoczenie, albo przypną im łatkę "wariatów". Co więc robią ci bez pomysłów?  Zrzucają obowiązki na innych czyli na wiernych. Nich oni chodzą, niech oni coś robią... Oczywiście nie wszyscy tak myślą! A właściwie myślenie, chęci, a czyny to niekończący się teatr wojen wewnętrznych które targają serca tych co coś mają, coś mają do stracenie i z obawy o tą stratę się wciąż ociągają, ociągają się aby pójść za Panem. I tak kardynałowie idą za papiestwem, biskupi za kardynałami itd. Każdy idzie za kimś i nie widzi iż być może wszyscy nie idą za Panem Jezusem, lecz innymi panami tego świata. A może to my wierni powinniśmy tak naprawdę przewodzić tej trzodzie?