"Absolutna miłość Maryi do Boga okazuje się płodna - rodzi Jezusa. To samo dotyczy Kościoła. Kościół będzie Matką, jeśli będzie absolutnie skoncentrowany na Bogu, czyli kiedy będzie Dziewicą. Bez tego Kościół jest biedny" - pisze abp Grzegorz Ryś.
Święty Franciszek i Maryja
Franciszek kontemplował Golgotę na sposób Maryi. Ale nie tylko rozważanie Męki, lecz w ogóle myślenie o eremie jest u Franciszka myśleniem maryjnym. Dorzućmy jeszcze jeden tekst, który pięknie pokazuje jego podejście do Matki Bożej.
Jest to tekst dość późny (napisany w 1221 roku, a więc pięć lat przed śmiercią): "Pozdrowienie Najświętszej Maryi Dziewicy". Myślę, że powinien on być przetłumaczony trochę inaczej, niż go tłumaczą nasi bracia franciszkanie, którzy zaczynają od słów: "Bądź pozdrowiona…". Warto byłoby może zacząć ten tekst od słowa: "Zdrowaś…", ponieważ Franciszek z premedytacją rozbudowuje "Pozdrowienie anielskie". Gdybyśmy po polsku w ten sposób oddawali łacińskie słowo "Ave", gdybyśmy odmawiali tę modlitwę, rozpoczynając ją od słów: "Bądź pozdrowiona, Maryjo pełna łaski", to byłoby dobrze. Natomiast Franciszek rozpisuje tu "Ave Maria", a więc nasze: "Zdrowaś, Maryjo". Dlatego sądzę, że ten tekst byłby tłumaczony bardziej po myśli Franciszkowej w ten sposób:
"Zdrowaś, Maryjo, Pani, święta Królowo, święta Boża Rodzicielko, Maryjo,
która jesteś Dziewicą, uczynioną Kościołem i wybraną przez najświętszego Ojca z nieba,
którą On uświęcił wraz z najświętszym umiłowanym Synem Twoim
i Duchem Świętym Pocieszycielem.
W Tobie była i jest wszelka pełnia łaski i wszelkie dobro.
Zdrowaś, Pałacu Jego. Zdrowaś, Namiocie Jego. Zdrowaś, Domu Jego.
Zdrowaś, Szato Jego. Zdrowaś, Służebnico Jego. Zdrowaś, Matko Jego.
I wy, wszystkie święte cnoty, które Duch Święty swą łaską i oświeceniem wlewa w serca wiernych,
abyście z niewiernych uczyniły wiernych Bogu".
To jest śliczny tekst, który można sobie wziąć na niejedną medytację. Chcę zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze, jest to pochwała Najświętszej Dziewicy. Dziewiczość, czystość to cnota ściśle ewangeliczna. Stary Testament jej nie zna. W Starym Testamencie nikt nie podejmował życia samotnego. Błogosławieństwem Bożym było mieć rodzinę, a już największym błogosławieństwem było liczne potomstwo. Stary Testament właściwie nie zna ludzi żyjących w celibacie. Jest jeden jedyny - Jeremiasz, ale niech nas Bóg broni przed taką duchowością celibatu. Samotność Jeremiasza miała pokazać narodowi wybranemu, że Bóg go przeklął. Jeremiasz był przerażony stanem tego ludu. Młody chłopaczek, który wychował się w wiosce pod Jerozolimą, miał wielkie wyobrażenia na temat narodu wybranego, po czym przyszedł do Jerozolimy i się załamał… Jego wielkie ideały legły w gruzach. Jest nawet taki fragment: "Pójdę do kapłanów, bo ci na pewno lepiej żyją" (por. Jr 5,4–5: "Ja zaś powiedziałem sobie: To tylko prostacy postępują nierozsądnie, bo nie znają drogi Pana, obowiązków wobec swego Boga. Może pójdę więc do ludzi wybitnych i będę mówił do nich. Ci bowiem znają drogę Pańską, obowiązki wobec swego Boga. Lecz oni także pokruszyli jarzmo, potargali więzy"). To się dopiero zdziwi! Widząc to wszystko, zaczyna prorokować "przeciwko nim" - tak go odczytują. Jeremiasz mówi: "Nie ostaniecie się. Naród, który w taki sposób żyje, nie ma w sobie siły przetrwania". To nie było miłe proroctwo - ani dla nich, ani dla niego; on ten naród kochał do szaleństwa! I w którymś momencie sięgnął po tak silny znak jak życie samotne. Chciał im pokazać: będziecie bezpłodni tak jak ja, nie będziecie mieć dzieci, Bóg wam nie będzie błogosławił. Koniec. Wasze żony będą wdowami, wasze matki będą bez dzieci. Bóg was przeklął.
Powołanie do miłości
Przychodzi Nowy Testament, Ewangelia - i dziewictwo eksploduje. Jest taki wybuch tego charyzmatu, że dla kogoś, kto czyta tylko Stary Testament, jest to zupełnie niepojęte. Bardzo wielu ludzi - wcale nie kapłanów - żyje dziewictwem. Ono ma pokazać, że jest możliwa całkowita koncentracja na Bogu. Dziewictwo nie jest rezygnacją z miłości! Tak naprawdę jest tylko jedno jedyne powołanie chrześcijańskie: powołanie do miłości. Ono ma różne formy. Ale nie ma powołania do braku miłości czy do rezygnacji z miłości. Gdyby ktoś przeżywał czystość jako sposób na to, żeby nikogo nie kochać… nie daj Boże. Chodzi o to, że ktoś potrafi kochać Boga miłością wyłączną, że potrafi się skupić na Nim radykalnie. I to jest Maryja - Dziewica. W pełni skupiona na Bogu. Zakochana w Nim do szaleństwa. Warto o tym myśleć i mówić, bo dziś świat nic z tego nie rozumie.
Franciszek mówi o Maryi: "Jesteś Dziewicą, uczynioną Kościołem". To znaczy: Maryja w swoim dziewictwie jest absolutnym wzorem dla Kościoła. Ona jest też wcieleniem Kościoła. Wszystko to, co Kościół ma najważniejszego do zrobienia, widzi w Maryi, która jest Dziewicą.
Koncentracja na Bogu
Jednocześnie o Kościele mówimy "Matka". Przez co Kościół jest Matką? Przez to, że jest tak jak Maryja skoncentrowany wyłącznie na Bogu. Wtedy staje się Matką. Kościół dlatego jest Matką, że najpierw jest Dziewicą; tak jak Maryja, która jest Dziewicą i dlatego jest Matką. Bo przez to, że w sposób dziewiczy jest zakochana w Bogu, to z tej Jej dziewiczej miłości do Boga rodzi się potomstwo, którym jest Chrystus, Syn Boga. Jej absolutna miłość do Boga okazuje się płodna - rodzi Jezusa. To samo dotyczy Kościoła. Kościół będzie Matką, jeśli będzie absolutnie skoncentrowany na Bogu, czyli kiedy będzie Dziewicą. Bez tego Kościół jest biedny. Bo chodzi w nim o przekaz życia, ale żeby to życie w Kościele przepływało, musi on być absolutnie skoncentrowany na Bogu.
"Jesteś Dziewicą, uczynioną Kościołem". Kościół od Maryi uczy się dziewiczej płodności. To ma wielkie znaczenie dla ludzi wybierających życie w czystości. To też jest wybór jakiegoś ojcostwa, wybór płodności - w innym wymiarze.
Jest tu też wiele innych pięknych określeń Maryi: "Zdrowaś, Namiocie Jego, Zdrowaś, Domu Jego". Maryja jest Tabernakulum. W średniowiecznych kościołach kaplice Najświętszego Sakramentu były najczęściej pod wezwaniem Matki Bożej. Dlaczego? Bo średniowieczni ludzie pamiętali Maryję, która szła przez Palestynę do Elżbiety i niosła w łonie Chrystusa. Była takim właśnie Tabernakulum, Namiotem, w którym zamieszkał Bóg.
Kościół będzie Matką, jeśli będzie absolutnie skoncentrowany na Bogu, czyli kiedy będzie Dziewicą. Bez tego Kościół jest biedny. Bo chodzi w nim o przekaz życia, ale żeby to życie w Kościele przepływało, musi on być absolutnie skoncentrowany na Bogu.
W "Pozdrowieniu Maryi" Franciszek używa określeń, które pozornie są ze sobą sprzeczne, albo przynajmniej pozostają ze sobą w kontraście. Najpierw Ją chwali jako Namiot, a potem jako Dom. Namiotu potrzebujemy, kiedy idziemy w drogę, a dom to miejsce, gdzie możemy się zatrzymać na stałe. Chwali Maryję najpierw jako Służebnicę, a potem jako Matkę. Kontrasty. Ale to jest trochę tak jak w przypadku Pana Boga, którego najlepiej się opisuje za pomocą kontrastów. Jest i niezmienny, i zmienny. Daje się poznać i jest tajemniczy. Jest bliski i daleki. Takie jest też doświadczenie człowieka otwartego na Pana Boga, że łączy w sobie nieraz postawy skrajne, które jednak w końcu jakoś się uzupełniają i łączą w harmonijną całość.
Maryja i "zwykła" droga do świętości
Modlitwa Franciszka do Maryi kończy się pochwałą wszystkich świętych cnót, "które Duch Święty swą łaską i oświeceniem wlewa w serca wiernych, aby z niewiernych uczyniły wiernych Bogu". To też jest ciekawe, że choć Maryja najpierw jest chwalona od strony swoich przywilejów, szczególnego wybrania przez całą Trójcę (uświęcona przez Ojca razem z Synem i Duchem Świętym), na końcu jest pozdrowiona w cnotach, które są najprostsze, dostępne dla wszystkich. Po tym wszystkim, co Franciszek powiedział o wyjątkowości drogi Maryi - że jest Królową, że jest Bożą Rodzicielką, że jest Oblubienicą Ducha Świętego itd. - po tych wszystkich nadzwyczajnych przymiotach mówi o najprostszych cnotach, które są wlewane wszystkim wiernym w serca przez Ducha Świętego. Jest taka droga ku Panu Bogu, która jest zwykła, bardzo przeciętna. Można do Pana Boga iść na drodze powołania wyjątkowego, jakie przeżyła Maryja, kiedy została wezwana do macierzyństwa wobec Słowa Bożego, ale jest też w Niej samej taka droga ku Bogu zwykła, przeciętna. Droga zwykłych cnót, takich jak pracowitość - Maryja idzie pomóc swojej starszej krewnej, o której dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym i wymaga pomocy.
Michał Giedroyć był "tylko" zakrystianem
Biskup Wacław Świerzawski był zafascynowany krakowskim świętym, który 7 listopada 2018 roku został Błogosławionym Kościoła Katolickiego. Michał Giedroyć żył w XV wieku i pochodził z rodziny książęcej, ale był niepełnosprawny, w związku z czym nie mógł studiować ani być księdzem - w tamtych czasach to było nie do pomyślenia. Został zakrystianem w kościele św. Marka. Zasadniczo nic więcej nie robił - przygotowywał wino i wodę do mszy, dbał, żeby obrus był czysty, sprzątał kościół… Tyle. A gdy umarł, na jego pogrzebie był cały Kraków. Należy do grona tych ludzi, dzięki którym XV wiek w Krakowie został nazwany "felix saeculum" - szczęśliwy wiek, bo święci ocierali się o siebie na ulicach, tylu ich było naraz. Świerzawski zawsze tak komentował postać Giedroycia: potrafił on w sposób nieprzeciętny wykonywać najprostsze rzeczy. To był jego tytuł do świętości. Można sobie postawić bardzo wysoką miarę w wykonywaniu najbardziej pospolitych spraw. I to jest w tekście o Maryi: z jednej strony jest wyjątkowość Jej powołania, a z drugiej - cnoty, które są w każdym, dla każdego możliwe, bo Duch każdemu chce je wlewać. Od tej strony Maryja staje się nam wyraźnie bliższa. Można na modlitwie kontemplować największe przywileje maryjne, począwszy od tego, że jest Bożą Rodzicielką, ale można też i trzeba Ją naśladować w tym, co najprostsze, co jest zwykłą ludzką cnotą.
Fragment książki abp. Grzegorza Rysia "Czysta Ewangelia"
Skomentuj artykuł