Antychryst już działa

(fot. shutterstock.com)

Wszyscy chcemy, żeby było dobrze. Wielu z nas chce nawet, aby było lepiej. Szkopuł w tym, że według Jezusa do tego, co dobre, droga często wiedzie przez to, co gorsze.

"Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem oraz: Nadszedł czas. Nie chodźcie za nimi" (Łk 21, 8)
Dzisiejsza Ewangelia znowu zaskakuje. Jezus zapowiada zburzenie świątyni, którą sam cenił i do niej pielgrzymował. Jego proroctwo spełniło się w 70 roku po Chr. , gdy Rzymianie zrównali ją z ziemią. Równocześnie Chrystus ostrzega uczniów przed fałszywymi mesjaszami, a także zapowiada czas dawania świadectwa i odstępstw, czyli prześladowań. Czy słowa Jezusa odnoszą się tylko do tego, co już się wydarzyło? Czy te dramatyczne wydarzenia i prześladowania należą już do przeszłości? Czy nie narażeni jesteśmy na pokusę rozmaitych mesjaszy, którzy, odwołując się do ludzkiego pragnienia pokoju, szczęścia i dobra, obiecują nam złote góry i wybawienie z wszelkich kłopotów?
Z pomocą przychodzi nam Katechizm Kościoła Katolickiego, który w kilku punktach nawiązuje do dzisiejszej Ewangelii. Najpierw twierdzi, że Jezus nie był żadnym przeciwnikiem świątyni, ani nie zamierzał jej niszczyć w ramach kary za nieprzyjęcie Go jako Mesjasza. Przeciwnie. Katechizm stwierdza, że "przed swoją męką Jezus (…) zapowiedział w ten sposób znak czasów ostatecznych, które zostaną zapoczątkowane wraz z Jego Paschą (KKK, 585). Trzeba dodać, że dla Żydów świątynia była też obrazem świata, takim mikrokosmosem. Na przykład, menora - świecznik siedmioramienny oznaczał siedem planet widocznych na firmamencie. Zniszczenie świątyni to symboliczny rozpad dotychczasowego świata. I chociaż wyglądało to dramatycznie, zdaniem Jezusa, od tego momentu zaczęła się nowa era w historii ludzkości i zbawienia. Kres świątyni to początek czasów ostatecznych. Koniec świata już się zaczął wraz ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. I będzie "trwał" aż do Jego powtórnego przyjścia na ziemię.
Podobnie będzie z chrześcijanami i całym Kościołem. Zanim dojdzie do powszechnego zmartwychwstania, wydarzy się coś, o czym chyba nie chcemy w Kościele słuchać, zwłaszcza tam, gdzie nam się powodzi. Chodzi o to, że wszyscy wierzący muszą przejść dokładnie tę samą drogę, co ich Pan. Drogę próby, zwątpień i odrzucenia. Nie powinno więc dziwić, dlaczego Jezus mówi o prześladowaniach uczniów. Stwierdza to również wyraźnie Katechizm, komentując dzisiejszą Ewangelię: "Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących" (KKK, 675). A jednak dziwimy się w Kościele, gdy takie prześladowania się zdarzają albo gdy ludzie porzucają wiarę. Nikt z nas tego nie pragnie i lepiej, żeby ich nie było. Niemniej wolimy Kościół pełen triumfu, znaczenia, ugruntowanej pozycji społecznej, tytułów, całowania po rękach, wpływu na szerokie masy - a to często jest pokusa Antychrysta. Tymczasem Katechizm dodaje: "Kościół wejdzie do Królestwa jedynie przez tę ostateczną Paschę, w której podąży za swoim Panem w Jego Śmierci i Jego Zmartwychwstaniu. Królestwo wypełni się więc nie przez historyczny triumf Kościoła zgodnie ze stopniowym rozwojem, lecz przez zwycięstwo Boga nad końcowym rozpętaniem się zła" (KKK, 677).
Na czym jednak polega próba Kościoła, skoro już żyjemy w czasach ostatecznych? Katechizm kontynuuje: "Prześladowanie, które towarzyszy pielgrzymce Kościoła przez ziemię, odsłoni "tajemnicę bezbożności" pod postacią oszukańczej religii (dokładnie "religijnego oszustwa", prz. wł.), dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele" (KKK, 675).
Antychryst to inaczej diabeł, który sprytnie wykorzystuje nasze, skądinąd słuszne, pragnienie, aby było lepiej. Problem jednak nie w tym, że żywimy takie pragnienie, ale w rozwiązaniach, których oczekujemy, a potem je łatwowiernie przyjmujemy. Religijne oszustwo to próba uporania się z naszymi problemami tylko z pomocą ludzkich środków dostępnych na ziemi, z wykluczeniem Boga, co Kościół nazywa pseudomesjanizmem. W praktyce wygląda to tak, że człowiek znacznie więcej oczekuje od różnych stworzeń niż od samego Boga i staje się bałwochwalcą - odstępuje od prawdziwej wiary, nawet jeśli ustami wyznaje wiarę w Boga.
Św. Ignacy Loyola też przestrzega w swoich regułach o rozeznawaniu duchów przed pozorami "religijnego oszustwa". I pisze tak: "Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia w anioła światłości [por. 2Kor 11,14] i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli stara się ją doprowadzić do swoich celów" (CD 323). Diabeł odwołuje się najpierw do tego, co w nas dobre - podąża, jak pisze św. Ignacy, za tym, czego pragniemy, potwierdza słuszność tych pragnień, powoli je wyolbrzymia, a następnie czyni nas podatnymi na każde rozwiązanie, nawet jeśli z Bogiem nie mają zbyt wiele wspólnego.
Antychryst działa wtedy, gdy ktoś obiecuje szybkie i niezgodne z Ewangelią rozwiązania palących ludzkich problemów. Wszelkiej maści totalitarmy, różni uzdrowiciele, autorzy ezoterycznych książek, mających uzdrowić człowieka w oparciu o jego własne moce i możliwości, manipulatorzy żerujący na ludzkiej biedzie, założyciele sekt - to tylko niektóre przykłady.
Ale Katechizm zwraca uwagę na jedną z najbardziej rozpowszechnionych form bałwochwalstwa, czyli na "polityczną formę świeckiego mesjanizmu" (KKK, 676). Nie chodzi tylko o totalitaryzmy. Gdzie tu kryje się pułapka? Otóż nie w tym, że chcemy budować lepsze społeczeństwa, bardziej zasobne i bezpieczne, lecz w tym, że od polityków oczekujemy nieraz cudownych recept, szybkich reform, jakby oni byli bogami. Łatwo przekroczyć tę granicę, kiedy na rzeczywistość ziemską patrzymy tak, jakby Bóg nie miał w niej nic do powiedzenia i zrobienia. Za czasów Jezusa niektórzy ludzie, mylnie pojmując Jego misję, chcieli Go obwołać królem, aby im dostarczał chleba każdego dnia.
Często na powtarzającym się w odstępach czasu mechanizmie wygórowanych oczekiwań i następujących po wyborach rozczarowaniach, mają miejsce kolejne zmiany obozów władzy. Pokusa politycznego mesjanizmu pojawia się w świecie, ale także w Kościele. Jezus ostrzega swoich uczniów, aby nie dali się zwieść tym, którzy twierdzą, że można bez Boga stworzyć raj na ziemi. Ale można go również próbować tworzyć, ulegając "pobożnej" pokusie, gdy politycy odwołują się do Boga i religii, ale tak, by Boga nagiąć do własnych celów, choć pozornie wszystko wydaje się w porządku. Obie formy mesjanizmu politycznego są praktycznym zaprzeczeniem wiary chrześcijańskiej. I próbą, która przesieje wiarę wielu wierzących.
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Antychryst już działa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.