Coraz częściej słyszę opinie, że jestem modernistą. To mnie cieszy

(fot. YouTube / Strefa Wodza)
Marcin Jakimowicz / Tomasz Nowak OP

- Przyznam, że kiedyś miałem wątpliwości, że dużo głoszę, a nikt mnie nie prześladuje. Trochę się tym zaniepokoiłem. I zacząłem się modlić: „Panie Boże, jeżeli ja źle głoszę, to mnie nawróć, a jeżeli dobrze głoszę, to dlaczego nikt mnie nie prześladuje?”. I zaraz następnego dnia odmówili mi dwóch kazań, bo rzekomo głoszę złą naukę - opisuje Tomasz Nowak OP.

Marcin Jakimowicz: Często ojciec słyszy, że jest zwiedziony, że jest modernistą? Czyta w ogóle ojciec takie rzeczy na Facebooku? Wchodzi w te przepychanki?

Tomasz Nowak OP: Raczej nie. Ale coraz częściej słyszę takie opinie na swój temat. I to mnie akurat cieszy. Przyznam, że kiedyś miałem wątpliwości, że dużo głoszę, a nikt mnie nie prześladuje. Trochę się tym zaniepokoiłem. I zacząłem się modlić: „Panie Boże, jeżeli ja źle głoszę, to mnie nawróć, a jeżeli dobrze głoszę, to dlaczego nikt mnie nie prześladuje?”. I zaraz następnego dnia odmówili mi dwóch kazań, bo rzekomo głoszę złą naukę.

Mój ulubiony zwrot? „Pluszowe chrześcijaństwo”. Piszę o miłosierdziu Bożym albo o uwielbieniu w Tauron Arenie. Co słyszę? „Pluszowe chrześcijaństwo”. „Prawdziwe” jest wówczas, gdy walimy z piąchy, wytykając światu wszystkie błędy. Mycie nóg jest już „pluszowe”. Zdumiewające...

DEON.PL POLECA

Tak. Tylko jeśli sięgnąć głębiej, czy to jest fundowane na lęku, na obawie o coś, na oskarżeniu, czy na pragnieniu dobra, poszukiwaniu sensu? To samo zresztą widać w Ewangelii. Przyszedł Jan Chrzciciel, nie jadł, nie pił, mówili: „O, zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy, je i pije, mówią: „Żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. Jest też midrasz o Mojżeszu. Kiedy Mojżesz chodził środkiem obozu, mówili: „Specjalnie tak chodzi, żebyśmy mu się kłaniali”. Kiedy chodził na zewnątrz, mówili: „Patrzcie, gardzi nami”. Jeśli wstawał rano, żeby zbierać mannę, mówili: „Specjalnie wstał rano, żeby zbierać najlepsze kawałki”. A jeśli wstawał późno i zbierał… „Nie chce mu się, lubi sobie pospać” (śmiech). Zawsze się kij znajdzie, żeby psa uderzyć. Jezus mówi, że „mądry umie rozeznać” (Łk 7,35).

Widział ojciec braci, którzy byli zgaszeni przez hejt? Ojców Wojtka Jędrzejewskiego czy Adama Szustaka, którym taka internetowa jatka podcięła skrzydła?

To właśnie moment na odniesienie do Boga. Dopóki zostaję z tym sam, zawsze będzie mnie to kąsać jak żmije na pustyni. Natomiast jeżeli patrzę na Ukrzyżowanego, przychodzą mi na myśl Jego słowa: „Mnie też to czynili”, „w tym jesteś do Mnie podobny”, „nie łudźcie się, jeżeli z zielonym drzewem to czynią, co się stanie z suchym” (por. Łk 23,28–31). Jeżeli Mnie prześladowali, was będą prześladować. Ale patrzcie na Mnie cały czas. Nie zwracajcie uwagi na to, jak was prześladują, nie liczcie, ile hejtów dostaliście, tylko patrzcie na Mnie. Wtedy doświadczycie pokoju serca. Bo moje jarzmo jest słodkie i lekkie. Oczywiście łatwiej powiedzieć niż to przeżywać. Ale taka właśnie jest nauka Jezusa. I jeśli za Nim idziemy, robi się o wiele łatwiej, chociaż wciąż cierpimy.

Jest też druga niebezpieczna tendencja. Niektórzy zaczynają swą opowieść od tego, w jaki sposób są prześladowani przez biskupów, księży, media. W myśl zasady: „Im więcej prześladowań, tym lepiej”. To również chore…

Oczywiście, że tak. Bo tu dochodzi do głosu interpretacja, że „jesteś znakiem sprzeciwu” (Łk 2,34). Znakiem, któremu będą się sprzeciwiać. Tylko że my tu cały czas krążymy wokół tematu posłuszeństwa. Kogo ja słucham? Komu jestem posłuszny? Czy tego mnie uczy Bóg? Czy uczę się tego sam od siebie, czy od kogoś, kto wcale nie mówi od Boga?

Doskonale pamiętam kazanie pewnego nieżyjącego już biskupa, który powtarzał w kółko: „Każde dobro będzie ukarane!”. I moi znajomi zaczęli bać się rykoszetu „ciemnej strony mocy”. Mówili: „Po cholerę robić coś dobrego, skoro zaraz dostaniemy po pysku?”. Znam ludzi, którzy żyją w tak paraliżującym lęku, że wolą się nie wychylać. Tymczasem w Biblii nie znajduję słów o tym, że „każde dobro będzie ukarane”. Jest w świecie duchowym coś takiego jak rykoszet złego ducha?

Oczywiście, że nie ma. W nowicjacie przychodzą fazy strachu, bo człowiek jest trochę podobny do studenta medycyny: o jakich chorobach czyta, takie odnajduje w sobie (śmiech). Każdy nowicjusz, czytając o etapach życia duchowego, zaraz wszystkie w sobie odnajduje, łącznie z nocą ciemną zmysłów i nocą ciemną ducha. Jako mistrz nowicjatu często rozmawiałem z takimi braćmi i jak któryś mówił: „Ja to chyba mam noc ciemną”, trochę sobie z tego żartowaliśmy, bo przecież żeby mieć noc ciemną zmysłów – a tym bardziej ducha – coś trzeba w życiu duchowym przejść, prawda? Najpierw więc żartowaliśmy, a potem zadawałem pytanie: „W której komnacie to się dokonuje? Raczej nie w nowicjacie. Możesz się uspokoić”. Można się z tego śmiać, ale rzeczywiście widzę, że Duch Święty teraz inaczej rozkłada akcenty i posyła świeckich do głoszenia słowa. A jednocześnie właśnie ci ludzie potrzebują towarzyszenia duchowego, by czerpać z tego bogactwa, które jest w Kościele.

Nie trzeba wyważać otwartych drzwi. Papież Benedykt mówił w katedrze w Warszawie do księży, że mają być fachowcami od życia duchowego. Nie od budowania kościołów czy innych rzeczy, tylko od posługi duchowej. Można to rozszerzyć na siostry zakonne, które mają przecież tyle doświadczenia i praktyki z życia w swoich wspólnotach, że mogą pięknie towarzyszyć świeckim duchowo. Bardzo często ktoś przychodzi do mnie z pytaniem czy trudnością, na której się od kilku miesięcy czy nawet lat zawiesza, bo czegoś się boi albo czegoś nie jest pewny, a ja widzę, że wystarczy jedno zdanie, na przykład: „To nie na tym etapie”, albo: „Teraz to jest niemożliwe”, albo: „To na pewno nie jest prawda”, albo: „To jest pokusa”, żeby ruszył z miejsca. Jedno zdanie i on nagle tak rusza do przodu, że jego rozwój duchowy jest godny pozazdroszczenia! Ale wcześniej jest ten moment wejścia w ślepą uliczkę przez jakieś kłamstwo czy przeświadczenie – czasami podsunięte przez demona, czasami przez kogoś z naszego otoczenia, a czasami nasze własne. Bardzo potrzeba wtedy kogoś doświadczonego w wierze i w życiu duchowym, żeby rozwiewał wątpliwości, żeby służył, żeby w ten sposób pomagał tym, których Pan Bóg chce posyłać do głoszenia Ewangelii. To ogromnie ważne i Pan Bóg będzie widział, że w Kościele potrzeba takich ludzi. Tylko trzeba zweryfikować kościelne struktury, całą formację, bo jeśli coś nie doskonali się w duchowej posłudze ludziom, to po prostu jest niepotrzebne. I myślę, że to się już mocno dzieje w polskim Kościele. Nie do przecenienia jest też dyskretna praca: nie superwidowiskowa, ale jednak znana. Choćby Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów…

Fragment książki "W ciemno za światłem" (Wydawnictwo WAM)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Coraz częściej słyszę opinie, że jestem modernistą. To mnie cieszy
Komentarze (2)
DD
~Dorota Drejer
8 kwietnia 2021, 20:40
Nam, zwykłym parafianom bardzo potrzebne jest duchowe towarzyszenie. A nie ma chętnych księży. Ci, którzy cokolwiek robią - są tak obciążeni, że ludzie nie mają sumienia do nich iść. A ci, co nie mają ochoty duszpasterzować - nie wzbudzają zaufania lub wprost mówią takie rzeczy, które duchowo rozwijającego się człowieka odstręczają.
JS
~Jolanta Stępień
6 kwietnia 2021, 15:39
Ojciec wybrał taką drogę realizacji swojego kapłaństwa. Inni księża wybrali inną drogę. Ojciec jest modernistą, inni są tradycjonalistami. I to chyba żaden wielki problem, bo potrzebna jest w Kościele różnorodność.