Co jest najmocniejszym przesłaniem “Gwiezdnych wojen", a przy tym doskonałym wprowadzeniem w Rok Miłosierdzia? - na pytanie odpowiada Jim McDermott SJ.
Nie wiem, czy istnieje na świecie film mający bardziej szokujące zakończenie od "Imperium kontratakuje" z trylogii "Gwiezdne wojny". Główny bohater (Luke Skywalker) traci rękę, którą odcina mu "astmatyczny" seryjny morderca Darth Vader, który na domiar złego informuje biedaka, że jest jego ojcem.
Dalej widzimy scenę, w której dobry charakter Han Solo zostaje zamrożony w karbonicie, i to na całą wieczność. W samym środku tych dramatycznych wydarzeń film najzwyczajniej w świecie się kończy.
Miałem wtedy dziesięć lat i szczerze znienawidziłem ten film. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, że na dokończenie przerwanej w tak kluczowym momencie historii będę musiał czekać aż trzy lata. Dzisiaj "Imperium kontratakuje" należy do moich zdecydowanych faworytów.
Jako mężczyzna w średnim wieku gustuję w filmach mających niestandardowe i dramatyczne zakończenia. Cała zresztą seria przygód "gwiezdnych wojowników" należy do moich ulubionych historii i z pewnością poznam najnowszy obraz "Przebudzenie mocy". W całej tej fikcyjnej fabule i wojnach toczonych w odległych galaktykach odnajduję lekcję tego, czym jest wiara, grzech oraz odkupienie.
Oczy szeroko zamknięte.
W połowie "Gwiezdnych wojen" jest scena, kiedy Luke próbuje nauczyć się, jak "poczuć siłę", energię wiążącą wszystkie żywe istoty. Nauka nie idzie mu najlepiej i wówczas jego mentor Ben Kenobi, by umożliwić mu prawidłowe widzenie, każe mu zdjąć z głowy chroniący go przed zranieniami hełm. Rada okazuje się właściwa. Nasz bohater może poczuć siłę i zacząć działać.
Przesłanie tej historii powtarza się w każdym z sześciu odcinków “Gwiezdnych wojen" i mówi nam, że nasze zmysły mogą nas bardzo mocno rozpraszać. Otaczający nas świat nieustanie domaga się naszej uwagi. Aby odnaleźć się w tej gęstwinie absorbujących nas rzeczy, musimy, od czasu do czasu, zatrzymać się i wsłuchać w to, co dzieje się w naszym wnętrzu. Być może wydaje się to sprzeczne z intuicją, jednak naprawdę działa.
Większość miłośników pierwotnej trylogii "Gwiezdnych wojen" nie uznaje późniejszych produkcji. Dzieło powstałe prawie 30 lat temu, mimo siermiężnych dialogów i niedopracowanych efektów specjalnych, miało w sobie pewien charyzmat.
Pamiętam dokładnie plakat reklamujący pierwszy epizod. Był na nim chłopiec z plecakiem samotnie zmierzający w kierunku pustyni. Prosty obrazek, a jednak za chłopcem ciągnął się delikatny cień przepowiadający, kim się stanie: czarnym charakterem - Darthem Vaderem.
W jaki sposób osoba staje się "złym człowiekiem"? To kolejne fundamentalne pytanie wypływające dla mnie z "gwiezdnej epopei". Odpowiedz jest dość prosta: zaczynamy ulegać strachowi. Mistrz Yoda ujął to w następujący sposób: "Strach prowadzi do złości. Złość do nienawiści. Nienawiść do cierpienia".
Jednak w “gwiezdnych przygodach", zresztą jak i w realnym życiu, nie jesteśmy w stanie całkowicie pozbyć się strachu. Jedyne, co możemy kontrolować, to nasza reakcja na niego. Grzechem nie jest strach, zdenerwowanie czy nawet desperacja, ale niewłaściwa na nie odpowiedź.
To, w jaki sposób będziemy chcieli pozbyć się tego dyskomfortu. W "Imperium kontratakuje" Luke często porzuca treningi, gdyż są one zbyt bolesne. We wcześniejszym epizodzie widzimy, jak Anakin morduje całą wioskę tylko po to, by choć trochę ulżyć swojemu żalowi po stracie matki. W późniejszym czasie przeobrazi się w Dartha, gdyż nie zniesie myśli, że jego żona może umrzeć.
Jest wiele bardzo przenikliwych definicji grzechu. Niektóre z nich mówią o egoizmie, który James Keenan SJ nazywa "zobojętnieniem na kochanie". Ważną dla mnie rzeczą płynącą z "Gwiezdnych wojen" jest przypomnienie, że grzech może być reakcją na desperację i wówczas objawia się robieniem rzeczy tylko po to, by przerwać ból.
Wiem, że dobro jest w tobie.
Mentorzy Luka - Ben Kenobi oraz mistrz Yoda - to klasyczne przykłady mędrców uczących młodego bohatera, jak siłą woli unosić różne przedmioty czy posługiwać się laserowym orężem. O wiele ważniejsza jest jednak wiedza o tym, jak być człowiekiem, jak działanie pod wpływem strachu lub gniewu prawie zawsze prowadzi na manowce.
Niezwykle istotna jest świadomość, że największą przeszkodą w realizowaniu dobra jest nasze zwątpienie oraz że potwór, którego najbardziej się obawiamy, kryje się w nas samych.
Jakkolwiek nasi mentorzy, Kenobi oraz Yoda, udzielają mądrych wskazówek, to w kwestii zasadniczej się mylą. Uznają bowiem, że główny wróg Darth Vader musi zostać zniszczony. Ich długotrwała z nim przyjaźń zostaje całkowicie wymazana przez okropności, jakich się dopuścił.
Jedyne, co pozostało, to zło, które trzeba unicestwić - głoszą nasi mędrcy. Luke nie zgadza się na takie rozwiązanie. Ostatecznie nie tylko nie zabije Vadera, ale wierzy, że może on przejść na jasną stronę mocy.
Nasze społeczeństwo nazbyt często kojarzy miłosierdzie ze słodkimi obrazkami Jezusa otoczonego stadem owieczek. To, co kocham w "Gwiezdnych wojnach", to fakt, iż miłosierdzie ukazane jest tu jako radykalne odrzucenie wszelkiego rewanżu. To decyzja idąca na przekór zdrowemu rozsądkowi, wydająca się szaleństwem i oczywistym pakowaniem się w niebezpieczeństwo.
Równocześnie jednak miłosierdzie jest drogą, na której bohater osiąga doskonałość. W historii Luka to, co faktycznie uczyniło go rycerzem światła, to nie wygrane pojedynki, ale zgoda na przebaczenie prześladowcy Vaderowi i uwolnienie go przed nim samym.
Gdy po raz pierwszy spotykamy Dartha Vadera, jego oblicze zakrywa ciemna, przerażająca maska, która wraz z metalicznym głosem całkowicie pozbawia go cech ludzkich. W miarę rozwoju akcji poznajemy jednak, że jest to raczej jego więzienie niż dobrowolna ochrona.
Aparatura podtrzymuje jego życie oraz zakrywa przerażające blizny powstałe w wyniku niechlubnych działań. To dokładny obraz tego, czym jest grzech: więzieniem wybudowanym przez nas samych, z którego nie wiemy, jak się wydostać. Co więcej, nie wierzymy, że zasługujemy na wolność, tak jak Vader mówiący na końcu do Luka: "Powrót do rycerzy Jedi? Dla mnie jest już za późno".
Najmocniejszym przesłaniem “Gwiezdnych wojen", a przy tym pięknym wprowadzeniem w Rok Miłosierdzia, jest prawda, że nigdy nie jest za późno, że zawsze w głębi nas jest dobro, bez względu na to, co uczyniliśmy. Musimy tylko zamknąć nasze oczy, odłączyć się od tego, co nas rozprasza, i chwycić wyciągniętą w naszą stronę dłoń.
Przetłumaczył Jarosław Mikuczewski SJ
Skomentuj artykuł