Nie zostały zmumifikowane. I nie poddały się rozkładowi. Ponad sto ciał świętych stanowi dla naukowców zagadkę nie do rozwiązania.
Zazwyczaj były chowane w ziemi. Ekshumowano je po dziesięciu, osiemdziesięciu, stu pięćdziesięciu latach dlatego, że wymagał tego proces beatyfikacyjny lub kanonizacyjny. Były nienaruszone. Niektóre pozostawały takie przez nienaturalnie długi czas, inne zachowały się w stanie świeżości do dziś.
Św. Bobola i przepis na nieśmiertelność
Gdy stosuje się techniki balsamowania, ciało zostaje najpierw pozbawione wnętrzności, a konserwacji zostaje poddana jedynie zewnętrzna powłoka. W procesach naturalnej mumifikacji - np. w gorących piaskach pustyni, torfowiskach lub w lodach - można wskazać przyczynę zachowania szczątków. W tym kontekście zadziwia przykład św. Andrzeja Boboli, którego nienaruszone ciało znaleziono w masowym grobie po kilkudziesięciu latach po zgonie. Zadziwia w dwójnasób, gdyż mocno okaleczone podczas tortur, jakim Bobola został poddany przed śmiercią, powinno poddać się rozkładowi bardzo szybko. Nie ma też żadnych podstaw, by podejrzewać, że uległo naturalnej konserwacji - gdyż ciała spoczywające razem z nim uległy naturalnemu procesowi rozkładu. "To wbrew naturze" - stwierdziła komisja złożona z lekarzy i profesorów z Rzymu, która przeprowadziła badanie ciała w 1745 r., czyli 88 lat po zgonie. Naukowcy zaświadczyli, że zwłoki nie były balsamowane, a mimo to zachowały naturalny kolor żywego ciała, elastyczność i miękkość tkanek.
O tym, że ciało zostało zachowane w sposób nadzwyczaj dobry świadczą reakcje radzieckich komunistów. W 1922 r. ukradli ciało z kościoła w Połocku, a gdy - rzucone o podłogę - nie rozsypało się, rozpoczęli badania. Zaangażowany był w nie m.in. Aleksander Bogdanow, rewolucjonista, ideolog, zajmujący się badaniami nad transfuzją krwi i tym, jak uczynić człowieka nieśmiertelnym. Niektórzy mówią, że badając ciało św. Andrzeja, sowieci chcieli znaleźć skuteczny sposób na zabalsamowanie zwłok Lenina. Radzieccy uczeni nie zdołali odkryć, czemu ciało Boboli pozostaje nienaruszone. Ostatecznie wystawiano je w budynku Wystawy Higienicznej w Moskwie, podając zwiedzającym nieprawdziwe wyjaśnienie, że przyczyną dobrego stanu zwłok są "konserwujące właściwości ziemi".
Powstrzymana natura
Proces gnilny ludzkich zwłok rozpoczyna się w lecie już 24 godziny po śmierci. W zimie - po 7-8 dniach. Zaczyna się od początkowego odcinka jelita grubego i rozprzestrzenia na brzuch, powodując jego zielonkawe zabarwienie. Zwłoki są rozkładane początkowo przez florę trawienną (enzymy i bakterie), potem - przez florę próchniczną (grzyby), następnie przez owady. Po trzech do sześciu latach od śmierci z człowieka pozostaje jedynie szkielet.
Tymczasem podczas ekshumacji zwłok św. Katarzyny Laboure w 1933 r., a więc 57 lat po śmierci, "Serce (…) zachowało swój kształt. Mogliśmy łatwo dojrzeć w nim drobne włókna, pozostałości zastawek i mięśni" (relacja dr. Roberta Didiera, przewodniczącego komisji lekarskiej). Komisja, dokonująca rozpoznania ciała św. Teresy z Ávila w 1914 r. (a więc 332 lata po śmierci), opisuje, że podczas pobierania relikwii z ciała świętej za każdym razem wyciekała krew w czerwonym kolorze. Dokumenty komisji lekarskich zaświadczają także o bardzo dobrym zachowaniu ciał św. Łucji Filippini (dokumenty z 1926 r., czyli po 194 latach od śmierci), św. Franciszka Ksawerego (z 1974 r., czyli 422 lata po śmierci) i innych.
Cud na czas
Twarze zmumifikowanych zakonników i mieszczan w krypcie Ojców Reformatów w Krakowie, czy przypisywanych Jeremiemu Wiśniowieckiemu zwłok na Świętym Krzyżu, zostały zachowane w dużo gorszym stanie niż np. obecnie zmumifikowana twarz św. Rity z Cascii (zmarła w 1457 r.). Zanim doszło do mumifikacji, ciało pozostawało świeże co najmniej przez 169 lat. "Ciało jest zachowane w całości, białe, nienaruszone, jakby niedawno umarła" - napisano w raporcie przed beatyfikacją. Jak zaświadczają dokumenty beatyfikacyjne, co jakiś czas wydzielał się z niego przyjemny, różany zapach. "Ilekroć widziałem ciało błogosławionej Rity, czułem, że z jej ciała wydobywa się miły zapach, który wzbudza pobożność; nie jest on sztuczny, ale duchowy (…). Pamiętam nawet, że kiedy byłem dzieckiem, czując ten zapach, pytałem się mojej ciotki mniszki, co tak pachnie koło ciała błogosławionej, a ona mi mówiła, że zapach ten wychodzi z ciała (…), a jest to rzeczą publicznie znaną i wiadomą" - zeznawał jeden ze świadków podczas procesu. Po momentach gdy pachniało intensywniej, przyjeżdżał zazwyczaj do Cascii ktoś, kto zaświadczał o nadzwyczajnym cudzie, którego doświadczył za sprawą Rity.
W 1745 r. podczas kolejnego otwarcia trumny stwierdzono znaczny rozkład szczątków, a w 1892 - podczas kolejnego rozpoznania, okazało się, że zachowane zostały jedynie zasuszone dłonie, stopy i częściowo - twarz. Pod habitem znajdował się szkielet. Tak jest do dziś: części twarzy uzupełniono w sposób sztuczny, część jest naturalnie zmumifikowana. Nie wiadomo, dlaczego ciało zmieniło utrzymywany tak długo stan.
Jednym z najnowszych, dobrze udokumentowanych, jest przypadek św. Urszuli Ledóchowskiej, zmarłej w 1939 r. Gdy 22 kwietnia 1959 r. dokonano jej ekshumacji, członkowie Trybunału Prawnego Kurii Rzymskiej, ówczesna matka generalna Zgromadzenia Franciszka Popiel i kilka sióstr zastali ciało w stanie nienaruszonym. Podobnie było podczas kolejnej ekshumacji, jesienią 1988 r., gdy szczątki Urszuli przygotowywano do przewiezienia z Rzymu do Polski. Przed przewiezieniem wstrzyknięto weń substancję, która miała zapobiec uszkodzeniom. Ciało zaczęło sinieć.
Żywa krew
Fenomenem jest krew św. Januarego, męczennika chrześcijańskiego z 305 r. , którą zebrała do flakoników, tuż po jego ścięciu, jedna z chrześcijanek. Zapieczętowane od szesnastu wieków w taki sposób, że nie da się ich otworzyć, dwie ampułki, są przechowywane w skarbcu katedry w Neapolu. Krew jest skrzepnięta, a dzień przed datą ścięcia świętego (19 września) staje się płynna i pozostaje taka przez osiem dni. Dzieje się to w różny sposób, trudno więc mówić o jakiejś substancji, która w wyniku potrząsania zmieniałaby konsystencje. Bywa, że krew burzy się i wrze. Od 1700 lat tylko dwa razy cud się nie wydarzył. 22 marca świadkiem cudu krwi św. Januarego był papież Franciszek. Gdy podczas jego spotkania z duchowieństwem i osobami konsekrowanymi w katedrze w Neapolu podano mu do ucałowania ampułkę z krwią świętego - patrona miasta, ta w jego obecności w połowie się rozpuściła.
Naukowcy przeprowadzający badania ampułek, nie znaleźli racjonalnego wyjaśnienia tego zjawiska. "Substancja, czczona od wielu wieków, rzuca wyzwanie każdemu prawu przyrody i każdemu tłumaczeniu, które nie odwołuje się do tego, co nadprzyrodzone. Krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha: nie jest więc jakąś «alienującą» pobożnością, lecz znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania" - stwierdził prof. Gastone Lambertini.
- To znak istnienia życia wiecznego oraz wezwanie do wiary w zmartwychwstanie Chrystusa i zmartwychwstanie ciał wszystkich ludzi, którzy istnieli na ziemi - powiedział kard. Corrado Ursi, jeden z arcybiskupów Neapolu.
Interesujące zjawisko wiąże się z ciałem św. Charbela Makhloufa (zm. 1898 r.), niezwykle ostatnio popularnego mnicha z Libanu. Charbel został pochowany bezpośrednio w ziemi, bez balsamizacji i bez trumny. Cztery miesiące później ciało nadal było elastyczne i sączyła się z niego lepka substancja. Zwłoki zbadano i pochowano w ocynkowanej trumnie. Dwadzieścia trzy lata później substancja znów zaczęła sączyć się z ciała. Za jej przyczyną dochodziło i do dziś dochodzi do uzdrowień. Ciało pozostawało nietknięte do 1950 r.
Vittorio Messori, włoski dziennikarz, znany z dociekliwych prac dotyczących Kościoła, stwierdza, że nieniszczejące ciała zmarłych są zgodne z chrześcijańską logiką. Wierzymy przecież w zmartwychwstanie ciał. "Kiedy ciało jakiegoś świętego lub błogosławionego zostaje znalezione nietknięte, to jest to znak interpretowany jako zapowiedź zmartwychwstania".
Skomentuj artykuł