(fot. ♀Μøỳαл_Bгεлл♂BE BACK ON 29th AUG/flickr.com)
Ks. Jan Sochoń
Jakże ważną sprawą w życiu jest chleb. Piszę "sprawą", bo nie chodzi tylko o artykuł konieczny do istnienia, lecz o to, co on wywołuje i co sprawia w nas samych, w naszym myśleniu o świecie, religii, innych ludziach. Uświadamiając sobie to, czym jest chleb, przybliżamy rozumienie tego, kim jest człowiek i jakie ma i powinien sobie stawiać cele. Zwróćmy więc najpierw uwagę na pouczenia zawarte w Biblii.
Biblijne rozumienie chleba
Biblia ukazuje chleb (lehem), wytwarzany z pszenicy lub jęczmienia, będący synonimem pokarmu, jako konieczność egzystencjalną, jako obraz życia i wyraz jego podtrzymywania. W domach palestyńskich był on wypiekany każdego dnia. Ale księgi biblijne wskazują również jego wymiar religijny, uznając go za typ Eucharystii. Izraelici składali stałą ofiarę z dwunastu chlebów pokładnych, które zarówno w Namiocie Spotkania, jak i w świątyni leżały na osobnym stole i były zmieniane w każdy szabat. Ich właściwa nazwa to "chleb oblicza", ponieważ znajdowały się w każdej chwili przed obliczem Pana.
Prorok Ezechiel porównuje chleb do podpory, która łamie się podczas głodu. Kiedy Bóg mówi, że rozbije podporę chleba, oznacza to, że na niebezpieczeństwo zostaje wystawiona sama podstawa życia. "Podpora" to długa łyżka, wkładana do pieca. Jeżeli więc Bóg ją złamie, to nawet gdy ma się ziarno, nie można wypiekać chleba. I odwrotnie, gdy Bóg obiecuje, że Izrael będzie się mógł nasycić chlebem, obietnica ta mówi o życiu szczęśliwym. Natomiast w Księdze Kapłańskiej (26, 26) czytamy o "podporze chleba" w tym znaczeniu, że chleb czyni człowieka zdolnym do chodzenia. Widać zatem wyraźnie, że relacje Boga z ludźmi opisywane są w różnorodnej metaforyce. Chleb jednak zyskuje w niej miejsce wyróżnione.
Dlatego warto jeszcze wspomnieć o nim jako o wyrazie gościnności. Było to tak naturalne w żydowskiej kulturze, że Jezus, posyłając uczniów z religijnym przesłaniem, nakazał im, by nie zabierali chleba (Mk 6, 8), ponieważ zakładał, że otrzymają go od tych, którzy przyjmą ich nauczanie. Czy dzisiaj możemy poszczycić się podobnego typu wrażliwością? Chyba tak, przynajmniej ci z nas, którzy pamiętają, że chleb to przede wszystkim dar pochodzący od Boga. Z tego powodu wypowiadamy dziękczynienie za chleb, kreślimy na nim znak krzyża lub ze czcią całujemy. Nie tylko z okazji corocznych dożynek, lecz codziennie, gdyż nieustannie potrzebujemy Bożego wsparcia i życzliwości. Mam wciąż w pamięci moją mamę Franciszkę, która z uszanowaniem obchodziła się z chlebem; nigdy nie odważała się wyrzucać do kosza nawet najmniejszych okruchów; jakby nuciła cichutko początek Mojej piosenki Norwida: Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi przez uszanowanie Dla darów Nieba... Tęskno mi, Panie...
Pośród biblijnych znaczeń chleba należy wyróżnić to, według którego jest on słowem bądź z nim się łączy. Prorok Amos w sporze z kapłanem Amozjaszem słyszy z jego ust: "«Widzący», idź sobie, uciekaj do ziemi Judy! I tam jedz chleb, i tam prorokuj!" (Am 7, 12). A zatem chleb staje się warunkiem aktywności prorockiej, by ostatecznie wyrażać samo słowo przepowiadające i określające relacje człowieka z Bogiem i Boga z człowiekiem. W rozwijającej się historii zbawienia prorocy i mędrcy będą mówić o chlebie - żywym słowie samego Boga, czyli Bożej Mądrości. Jej zwieńczeniem okaże się Chrystus, w którego nauczaniu chleb i słowo Boże stanowią tę samą rzeczywistość. On sam oznajmił przecież bardzo wyraźnie: "Ja jestem chlebem życia" (J 6, 35). Zapewnia nam przez to nie tylko możliwość codziennej egzystencji, ale przede wszystkim szansę dostępu do skarbów wieczności. Dzieje się to już teraz, ponieważ Jezus łączy siebie, jako prawdziwy chleb, z Eucharystią.
Szalone wydarzenie
Podczas każdej Mszy Świętej przeżywamy rozmnożenie chleba jako rozdanie słowa oraz spożywamy ciało i krew Pańską. Nie sposób nie zadrżeć z przejęcia i religijnej, radosnej trwogi. Przyzwyczailiśmy się, co prawda, do tego wprost niemożliwego i w pewnym sensie szalonego wydarzenia, gdyż składają się nań zwykłe gesty kapłana, wyraźna symbolika chleba i wina, jak też związane z naszą kulturą liturgiczne zachowania. W tym wszystkim czujemy się zakorzenieni i niejako "u siebie". Niemniej jednak powinniśmy wciąż wzbudzać w sobie zdumienie i dziękczynienie. Podnosić serca i dłonie w poczuciu realizowania się największej z tajemnic. Jezus pośród nas, prawdziwy Chleb z nieba, żywy i ożywiający. Przekraczający cierpienie i śmierć. Bliski i kochający. Serce wielu z nas potrafi wypowiedzieć jeszcze wiele innych słów - znaków umiłowania i ludzkiej serdeczności. Trzeba je z własnego ducha wywoływać. Jesteśmy przecież ludźmi zdolnymi do wypowiadania się, porozumiewania i rozmowy. W przestrzeni języka spełniają się nasze najskrytsze pragnienia i nadzieje. Rozdawajmy słowa jak okruchy chleba, zaspokajającego nie tylko głód ciała, lecz i tęsknoty ducha. Chleb i słowo niech stają się znakiem możliwej jedności, wzajemnej życzliwości i przebaczenia.
Samo przeżywanie życia nie wystarczy. Musimy wiedzieć, co przeżywamy. Życie, nad którym się nie zastanawiamy, nie jest warte, by je przeżywać. Jeden z mistrzów duchowości napisał, że połowę naszego życia stanowi zastanawianie się nad nim, myślenie o nim, dyskutowanie, ocenianie go i wydawanie opinii o nim. Czy warto żyć? Czy życie jest dobre, czy może złe? Największa radość i największy ból biorą się z tego, co myślimy o swoim życiu i co odczuwamy. Refleksja to nasza niepowtarzalna siła. Zwłaszcza nad wiarą i miłością Boga i do Boga. Mogą oczywiście pojawić się pytania, na które nie znajdziemy odpowiedzi. Znamy jednak kierunek możliwych wyjaśnień. Trzeba powiedzieć: to moje życie, jedyne, niepowtarzalne i Bóg, który mnie ukochał. To są ci, których kocham, z którymi podążam ku Najwyższemu Dobru, do Betlejem Niebieskiego - Domu chleba.
Prośba o chleb
Codziennie, rano i wieczorem, powtarzamy słowa, których nauczył nas Jezus Chrystus: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie... daj nam chleba powszedniego". W tej głównej modlitwie naszej wiary zawarta jest więc prośba i o chleb. Chleb dla wszystkich. Bibliści dopatrują się w niej aluzji do Księgi Wyjścia (16, 4), gdzie czytamy: "będzie wychodził lud, i każdego dnia zbierał [mannę] według potrzeby dziennej". Jeżeli tak, to wypowiadając prośbę o chleb, prosimy Boga, aby karmił nas teraz, jak czynił to w przeszłości. Ale nasze błaganie może też mieć sens eschatologiczny. Mannę w czasach biblijnych uważano za chleb; oczekiwano, że w czasach ostatecznych Bóg ześle mannę, jak to czynił na początku, dlatego Jezus, kiedy mówił o chlebie, przywoływał również jego znaczenie odsyłające do życia wiecznego.
Nie musimy jednak przeciwstawiać sobie tych dwóch interpretacji. Zarówno Jezus, Jego uczniowie, jak i my obecnie, odnosząc się do chleba, myślimy o nim zarówno jako o darze Boga, jak i o chlebie wiecznym. Kiedy zatem wypowiadamy: "chleba powszedniego daj nam dzisiaj", miejmy na względzie cztery rzeczy: mannę na pustyni, suwerenną dobroć Boga okazywaną obecnie, Eucharystię i eschatologiczną przyszłość. W ten sposób odkryjemy, że Bóg w różnoraki sposób troszczy się o nas, zwłaszcza wtedy, kiedy znajdujemy się w sytuacji pustynnej, pozbawieni punktów orientacyjnych i zewnętrznego wsparcia. Zrozumiemy też, iż łaski płynące z Bożej strony są łaskami właśnie, a więc ich siła zależy od Dawcy, nikogo więcej; nie pytajmy zatem: dlaczego tak a tak się dzieje. Życzliwość Boga musi pozostawać niezależna. Wreszcie powinniśmy sobie jasno uświadomić, że największe szczęście spotyka nas w Eucharystii, nad którą nigdy dosyć refleksji. Wydaje mi się, że z każdej liturgii powinniśmy wychodzić pobudzeni do głębszego życia; uświadamiamy sobie, że mamy swój życiorys, swoją rodzinę, swoje ciało, swoje marzenia i tęsknoty - wszystko do osobistego przeżycia. Jako wyzwanie, gdyż wiele osób może nam pomóc, lecz kiedy wszystko zostanie powiedziane i zrobione, każdy z nas musi sam dokonać wyboru, jak żyć.
W tym przeto sensie pozostajemy samotni; niemniej jednak ta samotność wyraża naszą indywidualność i potęgę w oczach Stwórcy. Cieszymy się i radujemy szczęściem innych ludzi; czerpiemy z ich twórczego doświadczenia, uczestniczymy w wielkim kręgu tworzonym przez tradycję i zdobycze współczesności, lecz sami musimy realizować to, do czego zostaliśmy powołani. Musimy odkryć swój odrębny rys, duchowy wizerunek. To wymaga trudu i szczególnych zabiegów. Wymaga chleba. Także dlatego wciąż niestrudzenie modlimy się: "Ojcze nasz, daj nam chleba, dzisiaj, teraz, ale i na ucztę mesjańską". Niekiedy powtarzamy za Korolem Wojtyłą: Uwielbiam cię, blade światło pszennego chleba, w którym wieczność na chwilę zamieszka, podpływając do naszego brzegu tajemną ścieżką.
Chleb nakryty lnianym obrusem
Chleb, początkowo pieczony na rozpalonym kamieniu lub w popiele w postaci placków czy podpłomyków, stał się nieodłącznym elementem polskiej obyczajowości i tradycji kulinarnej. Odgrywał ważną rolę w religijnych obrzędach. W określonych rytach kulturowych stosowano różne postaci chleba, w zależności od dni i rodzaju uroczystości. Zygmunt Gloger zanotował, że pojawiały się na polskich stołach chleby weselne (kołacze, korowaje), zapustne (reczuchy, pampuchy, pączki, chrust), wielkanocne (baby, mazurki), wigilijne, pogrzebowe, zaduszkowe (perebuszki). "Chlebem żałobnym" lub żałosnym zwano ucztę pogrzebową. Polacy siadając do posiłku, zawsze zdejmują nakrycie z głowy, a gdy kęs chleba upadnie na ziemię, podnoszą go i całują jakby przepraszając za zniewagę.
Moja mama Franciszka, zgodnie z miejscowym zwyczajem, kładła chleb w pokoju wizytowym i nakrywała go lnianym obrusem. Kiedy zjawiali się zaproszeni goście, z uszanowaniem kroiła ten chleb i obdzielała nim przybyłych. Wynikało to z faktu, że sam proces powstawania chleba był długi, wymagał wiele pracy i znoju, począwszy od zasiania zboża, aż po wypiekanie w piecu. Było to zresztą niesamowite widowisko, zwłaszcza zimą, kiedy za oknem skrzył się śnieg, a dym z komina wił się w niebo smukłym, niebieskoszarym warkoczem. Pamiętam też, z jaką emocją posypywałem pajdę takiego chleba cukrem i jadłem z nieukrywaną rozkoszą. Dzisiaj tego rodzaju przeżycia mogą wydawać się banalne i nazbyt literackie, ale w latach biedy i dobijania się do normalności takimi nie były.
Wydaje się, że smak chleba pozostanie w polskiej wrażliwości znakiem wyjątkowo znaczącym i jednoczącym wszystkich. Dzielenie się nim to dzielenie się swym życiem, aby można je było świętować. A w religijnym sensie to potwierdzenie wiary, że zostaliśmy wezwani do wysiłku, którego owocem jest wspólne dobro. To przekonanie, że potrzebujemy innych ludzi, którzy chcieliby z nami być i tworzyć wspólnotę, w której wyznanie grzechów i świętowanie splatają się ze sobą na zawsze. Nigdy nie powinniśmy rezygnować z symboliki, jaka promieniuje z obecności chleba w naszej codziennej egzystencji. Sam Bóg przecież wybrał chleb, aby pod jego osłoną być z nami. Wojciech Bąk, poeta dzisiaj zapomniany, łączył w jedno doświadczenie główne teologiczne wątki dotyczące chleba, kiedy wyznawał: Ty, który jesteś Chlebem, który jesteś Winem, I Ojcem jesteś, i Duchem, i Synem -Ty, który jesteś Słowem!
Kiedy więc będziemy w swoim życiu wybierali częściej milczenie, zamiast ciągłego mówienia, wówczas powtórzymy wspomniany gest poety, nie utracimy polskich tradycji wiążących się z chlebem, a sam chleb będzie w naszych rękach i sercu znakiem miłości, dającej pełne szczęście.
Chleb i wino - wielkie tajemnice życia
Rozpoznając własne życie jako liturgię, głębiej sobie uświadamiamy, że wszystko, co czynimy, jest zakorzenione w Bogu. Każdy nasz gest, uśmiech, niekiedy chmurne spojrzenie, wiodą do źródła istnienia. Najmniejszy szczegół codzienności jest ważny i zasługuje na szacunek. Nie jesteśmy bowiem stwórcami rzeczywistości, ale ją wciąż otrzymujemy w darze. To tak, jak dzieje się w rodzinie. Obecność ojca i matki, nawet jeżeli są od nas fizycznie oddaleni, sprawia, że odczuwamy ich promienną czułość i opiekę. Wystarczy, że zawołamy, a przybiegną z widoczną troską w sercach. Zawsze mają na podorędziu chleb, wokół którego gromadzimy się każdego dnia. To dzięki sile zawartej w chlebie doświadczamy prawdziwej natury życia jako współczującego bycia z innymi. Wszyscy potrzebujemy pomocy, gdyż jesteśmy słabi, narażeni na cierpienie i często sami jesteśmy jego sprawcami.
Kiedy zatem bierzemy do ręki kromkę chleba, dobrze, gdybyśmy pamiętali, że naszą powinnością ma być związanie naszej kruchości z kruchością tych, z którymi mieszkamy, pracujemy, świętujemy. Aby móc powiedzieć: jesteśmy razem, choć tak bardzo różnimy się od siebie i zazwyczaj ranimy siebie nawzajem gnuśnością, a nawet duchową zaborczością. Podobne znaczenie ma picie wina, u nas w Polsce jeszcze niezbyt doceniane. To nie dziwi, ponieważ nasz krajobraz nie jest śródziemnomorski, lecz północny, a to wpływa na nasz narodowy charakter i styl życia. Jednak pojawienie się chleba i wina na naszych stołach powinno wyzwalać specjalne rytuały: należy je kosztować i oceniać, mówić o nim kilka dobrych słów, opowiedzieć historię krainy, z której pochodzi, rozlać do kieliszków - nie więcej niż do połowy - i wznieść toast. Przede wszystkim za życie, na znak pochwały istnienia będącego darem od Boga.
Jeżeli każdy z nas, zapewnił w jednej ze swoich konferencji Henri J. M. Nouwen, będzie trzymać pewnie swój kielich, z jego licznymi smutkami i radościami, i uzna go za swoje jedyne i niepowtarzalne życie, inni, widząc to, poczują się zachęceni, by w ten sam sposób unieść własne. Oczywiście, życie nie jest łatwe ani proste. Ale nie musimy go przeżywać w osamotnieniu. Usiądźmy, jeżeli to możliwe, do stołu, aby świętować prawdę, że choć rany w życiu każdego z osobna są niekiedy nie do wytrzymania, to gdy przeżywamy je w przyjaźni jako cząstkę naszych wspólnych trosk, stają się źródłem uzdrowienia. Dlatego tak ważny jest chleb, i ważne jest wino - wywiedzione z natury pokarmy, łączące niebo z ziemią, ciało z duchem, trud i wytchnienie. W chlebie smakujemy jasne przestrzenie i wilgocią nabrzmiałe owoce, śpiew skowronków i szelest bocianich skrzydeł. W winie zaś czas i dynamizm układów słonecznych, które były, są i będą, gliniastą chropowatość żwiru i łupków skalnych, ostrość jesiennych przymrozków. Starajmy się więc odczuwać w sobie ciepło winnic, rosnących, jak mówi poeta, na łagodnych stokach Boga.
Nie potrafimy przeto wyobrazić sobie życia bez, choćby odrobiny, chleba i wina. One przynależą do naszej ludzkiej kondycji. Każą zastanawiać się nad sensem tego, co czynimy i powinniśmy czynić. Jezus potwierdził wartość chleba i wina także wówczas, kiedy mówił, że nie samym chlebem człowiek żyje, i że On sam jest chlebem z nieba, który daje życie światu. Mając to na względzie, powinniśmy działać, gdyż chleb i wino wymagają pracy i znacznego mozołu. Wtedy zyskamy przynajmniej kroplę mądrości.
Uciszmy zatem nadmierne pragnienia, poszukujmy mądrości, jedzmy chleb, pij my wino, ze świadomością, że kryją się w tym wielkie tajemnice życia.
Rozważanie pochodzi z ksiażki ks. Jana Sochonia pt: Widzimy tylko znaki. O wierze chrześcijańskiej
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł