Przestań się wreszcie nawracać człowieku

(fot. unsplash.com)

W czasie mszy w Niedzielę Palmową śmiałem się sam do siebie. Nie, nikt się nie przejęzyczył ani głupio nie zachował. Po prostu padają w niej takie słowa, że ile razy je słyszę, tyle razy mam poczucie, że chyba źle trafiłem i nie pasuję do tego miejsca.

Problemu nie mam z miejscem, ale z sobą samym. Jeszcze przed błogosławieństwem palm usłyszałem: "drodzy bracia i siostry, przez 40 dni przygotowywaliśmy nasze serca przez modlitwę, pokutę i uczynki chrześcijańskiej miłości". Zatyka mnie w takich sytuacjach, bo zwykle mam świadomość, że ani jednego z wymienionych nie zrobiłem dobrze lub, co gorsza, nie zrobiłem wcale. Mimo że w Środę Popielcową skrzętnie wynotowałem listę rzeczy, które w Poście chcę robić. Miało być dobrze, wyszło jak zwykle. Schemat noworocznych postanowień zrealizowałem w pełni.

Na szczęście moje odgórne znajomości zrobiły swoje i w tym roku poszedłem po rozum do głowy, że jednak nie o to tutaj chodzi. Olśnienie przyszło w czasie czytania biskupa Rysia (z relacji znajomych wiem, że nie jestem tutaj wyjątkiem) i jego Skandalu miłosierdzia. Chodzi o ten fragment: "Taką miłością miłosierną zrodzoną z wewnętrznego zobowiązania Boga jesteśmy przywracani do życia - o tym mówi przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Każdy z nas przez krzyż Chrystusa zawarł z Nim przymierze. Bóg jest wierny swojemu słowu i zawsze pozostaje dla nas dobry, bo nie może zaprzeć się samego siebie. Mimo naszych najcięższych zdrad. Nowy Testament mówi o tym wprost «Jeśli jesteśmy niewierni, On pozostaje wierny, gdyż nie może wyprzeć się samego siebie» (2 Tm 2, 11-13). To nie nasza wierność zmusza Boga do dobroci wobec nas, ale wewnętrzna wierność Boga".

To jest bardzo rewolucyjne podejście. Jesteśmy niewierni. Jesteśmy zdrajcami. Wszyscy, bez wyjątku. Bluźniercami, cudzołożnikami, kłamcami, zabójcami. Jeśli Bóg pochyla się nad nami tak jak Samarytanin pochylił się nad leżącym obok drogi poranionym Żydem, to znaczy, że wróg pochylił się nad wrogiem. Biskup Ryś pisze bardzo wyraźnie, że nie jesteśmy przyjaciółmi Boga, jesteśmy Jego wrogami i dzieli nas granica trudna do przezwyciężenia.

DEON.PL POLECA

Więc możesz się starać mnożyć pobożne uczynki, planować dokładnie, co zrobisz w Wielkim Poście, wmawiać sobie farmazony, że po tej ostatniej spowiedzi będziesz już czysty i nie popełnisz żadnego grzechu. Możesz codziennie dziękować Bogu, że nie jesteś taki jak inni, że nie grzeszysz nieczystością albo nigdy niczego nie ukradłeś. Mówić, że nawróciłeś się, że odtąd już będzie inaczej albo sądzić, że kiedyś będzie taki moment, że zaczniesz wszystko od nowa i będzie lepiej. Możesz, tylko po co?

Granica, która istnieje między nami a Bogiem, nie jest z ludzkiego punktu widzenia możliwa do przejścia. Ale to nic. To On robi pierwszy krok. Tam, gdzie my wciąż wybieramy zło, On jest wierny i nie zmienia swojego podejścia. A to znaczy, że wszystkie nasze próby doskonalenia siebie (a takim są wielkopostne postanowienia) nie są wiele warte, jeżeli nie zdamy sobie sprawy, że nie jesteśmy dobrzy i że nieustannie potrzebujemy miłosierdzia Boga.

Zrób w tym tygodniu eksperyment i pomyśl, że naprawdę nie musisz udowadniać sobie ani innym, że jesteś doskonały. Że jakkolwiek będziesz się starał, to niewiele to da. Zamiast tego przypomnij sobie te wszystkie chwile, kiedy było kiepsko, i idź do spowiedzi. Nie przyszedł powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników. Pamiętasz?

Michał Lewandowski - redaktor DEON.pl, publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przestań się wreszcie nawracać człowieku
Komentarze (23)
25 marca 2016, 00:05
Szanowny Autorze, Studiujesz filozofię, więc wiesz, zapewne co to „wiek metafizyczny” i że jeszcze musisz przeżyć raz tyle ile teraz masz lat, żeby się do niego choćby zbliżyć. Studiuj, pracuj, zdobywaj doświadczenie, zainteresuj się teologią, zrób ĆD Ignacego. A później wróć z "manowców", podejmuj się za trudnych tematów o człowieku, cierpieniu, nawróceniu i sensie życia. Naprawdę wszyscy na tym skorzystają.
25 marca 2016, 00:08
Ale z ciebie mądrala.
Andrzej Ak
24 marca 2016, 23:15
Z jedną uwagą bp Ryś mówi o miłosierdziu dla tych co toną na falach mórz i oceanów grzechów tego świata. I faktycznie każdy kto będzie prosił o miłosierdzie może je otrzymać póki jeszcze żyje. Jest jednak jeszcze inna możliwość, a mianowicie taka iż pójdziemy z Bogiem na całość. Oczyszczenie, miłosierdzie i oddanie się Bogu w jak największym stopniu. Po jakimś czasie Bóg zacznie nas naprawiać od środka, po to abyśmy byli gotowi do przyjmowania Jego darów w postaci bardzo wielu różnych Charyzmatów. Właśnie tak dowiesz się, iż zachowanie Dekalogu procentuje, iż Bóg nie tylko potrafi odpuszczać grzechy, ale również sowicie nagradzać. A więc nawracjaj się, nawracaj, aż w końcu kiedyś Bóg Cię przekręci na swoją stronę. I obyś tak wytrwał do końca swoich dni tu na Ziemi, bo wówczas nie ominie Cię nagroda w Niebie.
14 kwietnia 2017, 23:00
dokładnie tak jest !!! ale kto się nie nawraca nie zrozumie wcale ale będzię tkwił w przeświadzczeniu, że po co przecież i tak mu nigdy nie dorówna a On i tak jest miłośierny I wybaczy... Ja przechodzę proces nawracania od roku i od podstwa, żyję tak jak On chce, jak nakazał nie według tego co ja chcę i cały ten chory świat pełen bożków. Odbyłam spowiedź generalną , żyję w czystości , modlę się nowenną pompejańską.Powiem tak, nie spotkało mnie w życiu nic piękniejszego, otrzymałam ogrom łask a w moim życiu dzieją się rzeczy po ludzku niemożliwe. Bóg nas kocha bezgranicznie, chcę nas prowadzić , obdarować ale trzeba Mu na to pozwolić i żyć tak jak przykazał. Ja już przestałam być bożkiem sama dla siebie a z tego co widzę to tak ma 80% ludzi , ewentualnie jest nim praca, sukces lub pieniądze.
24 marca 2016, 22:56
Religijna ściema dla zindyktrynowanych.
J
Jakub
24 marca 2016, 22:07
Nie można traktować nawrócenia jako zaprzestania grzeszenia, gdyż tak po prostu się nie da. Nawrócenie to zdanie sobie sprawy, że sami nic nie zrobimy ze swoimi grzechami i musimy je ofiarować przebaczającemy Bogu. Trzeba nam pozwolić na Jezusowe "umycie nóg".
24 marca 2016, 13:16
nie musisz udowadniać sobie ani innym, ze jesteś doskonały. Że jakkolwiek będziesz się starał, to nieiwele to da. No i fajnie, dziękuję bardzo za pomoc. Dzisiaj zadałam sobie właśnie  pytanie: a ty , po co tak krążysz po tym internecie, nie masz nic innego do roboty? Przecież masz, a tak się wysilam, a to zdjęcia a to muzyczka, a to komentarze. Nie lepiej żyć spokojnie jak do tej pory, przecież wokół mnie też są ludzie. Dlatego mam pytanie do piszących tutaj: co wami powoduje, że tu piszecie, angażujecie się w rozmowy, wymiany zdań. Dziękuję za ewentualne odpowiedzi. A.
Andrzej Ak
24 marca 2016, 23:21
To proste; wielu pragnie zaistnieć, gdzie się tylko da. Są też tacy co próbują ewangelizować. No i są tacy co zawsze będą mieć odmienne zdanie. Czy kogoś pominąłem? No tak tych co szukają, szukają ciekawych artów, postów, zdjęć, szukają kreatywnej weny, szukają siebie samych. No i tych co są po prostu ciekawi świata.
24 marca 2016, 23:29
Wiesz Andrzej co ci powiem, że ja się bardzo dobrze czuję w swoim towarzystwie. Taka jest prawda :-) Ja siebie chyba nawet bardziej niż troche lubię i pozwalam sobie czasem na zbyt wiele tak jak tutaj. To się nazywa szarogęszeniesię. 
24 marca 2016, 23:34
A w sprawie Jezusa - tam wtedy zabrakło ludzi zdeterminowanych do niesienia pomocy. Dla mnie osobiscie za bardzio zachwiane proporcje - Jego zgoda na smierc z drugiej strony zgoda ludzi na tę śmierć, tak zwyczajnie po prostu. I to wlecze się od tamtych czasów do dzisiaj.
24 marca 2016, 23:39
Dzisaj w kościeel - niosą Jezusa do ciemnicy, a mi jakoś tak smutno i przykro. No jest mi dzisiaj bardzo przykro.
A
andrzej_a
25 marca 2016, 00:34
Niestety ofiarę życia jaką ofiarował Jezus Bogu dla naszego zbawienia musimy zaakceptować, tak jak św Piotr zaakceptował umycie nóg. Musimy zaakceptować to wszystko co przeżywał Jezus i uświadomić sobie, iż tak wielka ofiara była potrzebna, aby pokonać grzeszność ludzkości. Jezus wedle św Jana sam niósł Krzyż, nie było żadnego Szymona. Wspomina o tym bp Ryś od 33 minuty (www.youtube.com/watch?v=xf4Aof_JwKE) Jezus zupełnie osamotniony zmagał się z ciężarami grzechów ludzi, których On przyjął jako współbraci. Dlatego tak często rozmawiał z grzesznikami i pouczał Apostołów, iż chorzy potrzebują lekarza. Jezus doświadczył bardzo głęboko niesprawiedliwości tego świata, dlatego tak często ujmuje się za tymi najsłabszymi, a w pogardzie ma tych pysznych i bogatych. Nie raz widziałem takich, gdy się Do niego o coś modlili, a ja chcąc ich wspomóc wstawiałem się za nimi i doświadczałem oziębłości Jezusa. Jest to bardzo rzadkie, ale tak właśnie jest. Bóg nie lubi ludzi pysznych i bogatych, gdyż oni zwykle pogardzają słabszymi tego świata, czyli Jego wybrańcami. Natomiast wstawia się za tymi co doświadczają niesprawiedliwości tego świata. I nieważne dla Niego jest, że bogaci są bardzo religijni, a ci biedni upadają w grzechach na każdym kroku. Jezus zupełnie z innej perspektywy patrzy na ten nasz ziemski świat. I nie ma przesady w tym, iż wielu wierzących ostatecznie trafia do wymiarów cierpień, a nie do Nieba.
Andrzej Ak
25 marca 2016, 00:41
Tak dla przykładu. Mnie osobiście już parokroć Jezus zawstydził, gdy chciał abym wszystko co miałem oddał jakiemuś biednemu człowiekowi. Zwykle każdy z nas da parę złotych i myśli, że jest względem Boga OK. A Bóg pragnie, aby oddać wszystko potrzebującemu, a nie tylko trochę.   Wiara w Boga jest naprawdę trudna i człowiek naprawdę potrzebuje wiele czasu, aby dojrzeć do miłości (agape), której od nas wymaga Bóg. Dlatego trochę nie dziwię się, iż tak wielu ludzi prosi i nie jest wysłuchiwanych, bo zapominają choćby o znaczeniu słów modlitwy " i odpuść nam nasze winy jaki i my odpuszczamy". Takie proste, a takie dla wielu z nas trudne i niezrozumiałe. Wiara i wiara to istna przepaść która prowadzi ku wymiarom cierpień, nawet za życia. Czasami wystarczy odwiedzić szpitalny korytarz, aby dostrzec cierpienia ludzi, którzy nawiedzają wymiar cierpień jeszcze za życia. Nie twierdzę iż wszyscy świadomie sobie na te cierpienia zasłużyli, ale dla niektórych to ostatni dzwonek, aby się nawrócić na miłość Boga po przez okazanie miłości innnym, ofiarowanie siebie innym. To nie jest takie łatwe.
25 marca 2016, 10:07
Andrzeju i oddałeś wszystko potrzebującym? Ja to myślę, że nie do końca chodzi o branie wszystkjiego dosłownie. Myślisz , że Jezus byłby szczęśliwy gdybyś uszcześliwił innego sam stając przed dylematem jak związać koniec z końcem a wszystko po to, żeby wypełnić słowa oddaj wszystko co masz i w dodatku będzie to gwarancją że faktycznie za Jezusem podażasz?  Mnie się wydaje, ze tu chodzi raczej o nieprzywiązywanie się do czegokolwiek. W związku z tym nawet ten, co powszechnie może uchodzić za bogatego bo ma dom z basenem może na codzień wypełniać słowa oddaj wszystko lepiej niz ten co nic nie ma  Ten co oddał wszystko czyli dom z obejsciem  bo chce za wszelką cenę wprowadzić w czyn słowa oddaj wszystko , może faktycznie oddać wszystko ale do końca życia będzie go zżerac zawiść, zazdrość, poczucie krzywdy, niesparwiedliwości, nie bedzie potrafił pogodzic się z taka ofiarą . Taka ofiara jest nic niewarta, dlatego nie można oceniać serca kogokolwiek na podstawie tego co posiada w sensie materialnyym, bo to  nie świadczy o jego sercu. Przemiana mogła się dokonać i w sercu bogacza, może zostawić sobie i rodzinie dom ale pomagać ludziom na wiele innych sposobów, niekoniecznie idąc mieszkać pod most.
25 marca 2016, 13:09
     Na deon.pl przebywam wśród podobnych do siebie: życzliwych, złośliwych, samotnych lub spełnionych; ale jednak niespokojnych, bo szukających, wciąż szukających - jeśli nie dla siebie, to dla innych. Pozdrawiam.
25 marca 2016, 14:39
Dobrze powiedziane, też pozdrawiam:)
24 marca 2016, 13:07
Komentarz do zdjęcia. Tonący brzytwy się chwyta.
Andrzej Ak
25 marca 2016, 00:47
Czasami tonąc trzeba uwzględnić możliwość utraty życia i walczyć o własną duszę, aby nie poszła w niewolę do upadłych, którzy człowieka mają w strasznej nienawiści, bo z naszego powodu zostali wyrzuceni z Nieba. Bóg i Jego Miłosierdzie jest ostatnią szansą dla duszy.
25 marca 2016, 20:06
Aha
A
Ard
24 marca 2016, 11:13
Mnóstwo wiernych  na sposób tradycjonalistyczny podchodzi do okresu Wielkiego Postu, często nawet nie uświadamiają sobie po co jest dany Wielki Post. Robią, jakieś tam bezmyślne postanowienia, które i tak po jakimś czasie porzucają. Ale tak trzeba, bo tak robili ojcowie, dziadkowie, a teraz oni. Brak refleksji.
Andrzej Ak
24 marca 2016, 23:23
To się nazywa wiarą nieświadomą, tzw "żyjący nie oddychający" Duchem Bożym.
24 marca 2016, 09:16
No to może autor skończy ze spełnianianiem oczekiwań wskazanych mu przez księdza, biskupa a zapisanych w książce pełnej mitów. Może warto zastanowić się, że dość już tego podporządkowania się propagandzie religijnej. Trzeba się uwolnić od schematów i bezsensownego łażenia do kościółka. 
24 marca 2016, 09:44
Dobrze, że jesteś Bazyli :-)