Siostra Borkowska: to jest tak idiotyczne założenie, że niewiele jest głupszych

(fot. Jacek Zelek / TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów)
TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów

"Przychodzi kandydatka głęboko przekonana, że jak na próg wejdzie, aureola wyrasta. Jeszcze się drzwi za nią dobrze nie zamknęły, a ona już się maca za uszami" - mówi siostra Borkowska.

Igor Borkowski: Ciche wygodne życie. Jeść dadzą, do pracy nie trzeba chodzić, użerać się, bać o dzieci i ich przyszłość, zgryzać z tą obcą kobietą, znaczy synową, która chodzi po kuchni. Długo można wyliczać. Nawet nie trzeba się zastanawiać, w co się ubrać. I do tego zbawienie duszy na gwarancji…

Małgorzata Borkowska OSB: Masz pełną rację, tak jest postrzegane od zewnątrz nasze życie. Bo fakt, że my musimy, jak każdy człowiek, zarobić na siebie, na ogół nie mieści się ludziom w pojęciach. Tak, tak, patrzący z daleka nie pojmują: jak to, Kościół was nie żywi? No, już widzę, jak nas Kościół hierarchiczny będzie żywił…

Często też myśli się, że ktoś do klasztoru wstąpi, ofiarę złoży z siebie, życie modlitwy ma wspaniałe i niezmącone niczym. Nieprawda. Wszyscy jesteśmy nędzni ludzie i trzeba nas wychowywać. I Pan Bóg nas wychowuje. Nie przychodzi to wychowanie ani przez ciągłe rozkosze duchowe, ani nawet przez częste rozkosze duchowe, ani przez sjestę. Zapewniam.

Mój Pan ma prawo żądać ode mnie służby o suchym pysku. Nie musi mnie cały czas marchewką pociągać czy trzymać mi tej marchewki przed nosem, żebym szła.

Są chwile, oczywiście chwile, ja bym to nazywała chwile zrozumienia, jakieś jaśniejsze, owszem są. Tyle że one są daleko od siebie. To jest tak jak tankowanie benzyny. Nie tankujesz co pięć minut, tylko jedziesz na tej zatankowanej benzynie kawał drogi i dopiero po ujechaniu jakiegoś odcinka potrzebujesz następnego zatankowania.

Pamiętam, to, co ci przedtem mówiłam, że w sytuacji bezgrzeszności wszyscy bylibyśmy jak mnisi i nie byłoby potrzeby wyodrębniać życia monastycznego jako Bogu oddanego, bo każde byłoby Bogu oddane. Wiesz, kiedy ja na to wpadłam? To mi przyszło do głowy, gdy latem byłam na plaży, więc było to jeszcze za świeckich czasów, za studenckich czasów.

I to na plaży nachodzą takie myśli?

No, a gdzie, i czemu nie na plaży, a co ci plaża w tym wadzi? Jeśli człowiek jest czymś intensywnie zajęty, to może i na plaży czy gdzie indziej dokonać rozmaitych spostrzeżeń i dojść do różnistych wniosków. Utkwiło mi to w pamięci, jako skojarzenie, że to wtedy się stało. Wiesz co, to tak jakbyś mnie zapytał, czy człowiek zakochany może myśleć o kochanej osobie na plaży.

Wracając do tej mnisiej wygody i pytania o korzyści z powołania. Zakładamy idealistycznie, że w klasztorze występuje stan bezgrzeszny.

To jest tak idiotyczne założenie, że niewiele jest głupszych. Ale się zdarza czasami.

Przychodzi kandydatka głęboko przekonana, że jak na próg wejdzie, aureola wyrasta. Jeszcze się drzwi za nią dobrze nie zamknęły, a ona już się maca za uszami. I potem zamiast dostrzegać, że jakoś ta aureola nie wyrosła, zauważa, że tym innym zakonnicom, co są tu rok, dziesięć, pięćdziesiąt lat, też jakoś nie wyrosła… i gorszy się strasznie, jaki zły przykład! Jej mistrzyni mówi, że ma robić tak i tak, a widzi właśnie, że jakaś zakonnica robi inaczej, bo ktoś gada na schodach, a to grzech, na schodach absolutnie nie wolno! Albo nie w tym czasie gada; albo jeśli się pokłócą stare mniszki. Nowicjuszki jedna przez drugą pędzą do swojej mistrzyni z ciężkim doświadczeniem, jakie to są zgorszone. A same się potrafią kłócić w nowicjacie, że hej! - Bo tamte już tu są tak długo! - Posiedź, zobaczysz, czy się zmienisz.

Siedzi się dla zmiany?

No, między innymi też. Jeżeliby człowiek nie wzrastał, nie przemieniał się, to kiepska byłaby ta służba. Z tym jednak, że absolutnie nie wolno sądzić nikogo, a już zwłaszcza, gdy w klasztorze jest się tak blisko jedna od drugiej czy jeden od drugiego. Bo sądzi każdy według własnych standardów. Gdzie on się umie opanować, tam każdy powinien… a nigdy nie wiesz, od czego ta druga osoba startowała, jakie ma podłoże, dziedzictwo, co z domu wyniosła, gdzie i jak się wychowywała, jakie ma geny wreszcie.

Nie ma żadnego prawa nikt osądzać, czy ten drugi idzie w służbie Bożej szybko, bo nie wie, jakie są jego siły, jaki jest punkt wyjścia. To jest to, co św. Paweł pisze - jeden drugiego brzemiona noście. To nie dość mi własnego ciężaru? Figa z makiem. Właśnie nie o to chodzi. No, ale jeśli się widzi własny ciężar, to już jest dobrze. Ale ostatecznie to nawet dla własnego dobra nie powinno się chodzić tylko z własnym ciężarem; jeśli nie ma innej lepszej motywacji, to choćby dlatego.

Fragment książki "Porozmawiajmy jak Borkowska z Borkowskim".

Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. "Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku", "Czarna owca", "Oślica Balaama", "Sześć prawd wiary oraz ich skutki", tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka czasopism "Więź" i "Via Consecrata"

Igor Borkowski, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, praktyk i teoretyk dziennikarstwa, pisał reportaże, teraz pisze o reportażu. Zagląda za klasztorną kratę, by przyjrzeć się życiu mniszemu. Lubi czas i jego zmienność, dlatego sporo uwagi w swoich badaniach i publikacjach poświęca tanatologii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Siostra Borkowska: to jest tak idiotyczne założenie, że niewiele jest głupszych
Komentarze (1)
TM
~Tomek Mazurek
3 lutego 2020, 17:51
To mądra Siostra. Szczególnie na uwagę zasługują jej uwagi na temat rozpasania polskiego kleru.