Siostry z Broniszewic: bycie matką to dawanie dziecku czułości i poczucia, że jest kochane

(fot. Dariusz Kobucki / Studio Inigo)
s. Eliza Myk, s. Tymoteusza Gil

"Wyrzekłyśmy się biologicznego macierzyństwa, bycia matką dla dwójki, trójki, czwórki dzieci, po to, by być matką dla większej liczby ludzi. W Broniszewicach to obecnie pięćdziesięciu sześciu chłopaków. Jasne, że nie damy im biologicznej więzi, ale możemy sobie pozwolić na podejście do nich z cierpliwością, czułością, dać im poczucie bezpieczeństwa." - mówi s. Eliza Myk.

Piotr Żyłka: Nie jesteście matkami biologicznymi, składałyście śluby, wybrałyście taką drogę. Ale jesteście matkami w zakonie. Na czym polega bycie matką?

Eliza Myk: Przede wszystkim na rodzeniu i towarzyszeniu drugiemu człowiekowi w jego życiu.

P.: Co dla was znaczy być matką? Nie urodziłyście dzieci, które mówią do was: „mamo”.

DEON.PL POLECA

E.: Rodzić? Można rodzić fizycznie jak większość kobiet. Można też duchowo.

Ł.: Duchowe narodziny, czyli?

E.: Przyczyniam się do tego, że w sercu drugiego człowieka rodzi się poczucie bezpieczeństwa, poczucie bycia kochanym, ważnym, chcianym, zaopiekowanym. Gdy po nowicjacie byłam na swojej pierwszej placówce w Kielcach, nagle stanęłam przed zadaniem bycia mamą piętnastu dziewczynek w wieku od siedmiu do czternastu lat. To były dziewczynki z niepełnosprawnością w stopniu lekkim, pochodziły głównie z rodzin dysfunkcyjnych, ale były też podopieczne z tak zwanych normalnych rodzin.

Zadaniem moim i innych sióstr było od poniedziałku do piątku zapewnić dziewczynkom dom. Rano je obudzić, uczesać i wyszykować do szkoły, odprowadzić do szkoły, przyprowadzić z powrotem, odrobić lekcje, umyć, przygotować posiłki, wspólnie posprzątać sypialnie, łazienki, korytarze, zorganizować czas wolny, spacerować z nimi, wyjeżdżać na wycieczki. Najważniejsze było jednak to, że oprócz pomocy w codzienności byłam tam po to, żeby wysłuchać opowieści o ich pierwszych miłościach, o niepowodzeniach w szkole, otrzeć im łzy, przytulić, jeśli tego potrzebowały.

Dziewczynki często były świadome, czego brakuje w ich rodzinach, w ich domach, dlatego były wdzięczne, że się o nie dbało, że się je kochało. Bycie matką to z pewnością dawanie dziecku czułości i poczucia, że jest kochane. A to z kolei punkt wyjścia do opowieści o bezpieczeństwie i wartościach.

T.: Kobieta ma w sobie naturalny dar przekazywania życia, ale również jego przyjmowania. Pewnie dlatego, myślę, że Bóg stworzył kobietę do bycia matką.

Ł.: Jesteś kobietą, która świadomie wybrała drogę duchową, eliminującą możliwość zostania biologiczną matką.

T.: Nigdy nie chciałam być matką. Może dlatego, że sama byłam niesfornym dzieckiem, współczułam swojej mamie i podziwiałam, że potrafi być taką dzielną i fajną mamą. Ale nie miałabym odwagi postawić się w jej roli.

Ł.: Ale w Domu Chłopaków pojawił się Jarek...

T.: Dzięki niemu odkryłam blaski i cienie macierzyństwa. (uśmiech) W dodatku sam mnie wybrał, mówiąc do mnie „mamo”. Długo
biłam się z myślami, jak się zachować wobec takiej postawy, rozmawiałam z Elizą, czy mogę sobie pozwolić na bycie mamą. Jesteśmy zakonnicami, co jakiś czas zmieniają nam miejsca pobytu. Rozmawiałam też z panią psycholog, która powiedziała wprost: „Masz być dla niego mamą”. Dla Jarka to może być szansa na uzdrowienie z syndromu porzuconego dziecka. A w jego życiu i tak przyjdzie czas, że mamy już nie będzie tak często potrzebował. Zrozumie, że wystarczą wtedy spotkania raz na jakiś czas. Ale żebyście oboje tego chcieli, to na relację trzeba zapracować teraz.

Ł.: Jarek jest synem, będzie kiedyś dorosłym mężczyzną.

T.: Już jest mężczyzną, który zawrócił mi w głowie. (śmiech) To on mnie uczy macierzyństwa, cały czas. Popełniam przy nim błędy, których się wstydzę, i jednocześnie cieszę się, że mogę je popełniać i wyciągać wnioski. Cieszę się, że Jarek po prostu jest. Czasem nawet jest zbyt intensywnie. Na przykład gdy budowałyśmy dom, zwierzyłam się przy Jarku siostrom z moich obaw, miałam wrażenie, że jeśli nie kręcę się po okolicy, to te nasze obiboki – robotnicy na dachu – nic nie robią. Jarek oczywiście
to usłyszał i gdy chwilę później wyszliśmy na spacer, rzucił do panów na dachu: „E, obiboki tam, na dachu! Do roboty!”. Nie mów wszystkiego przy dzieciach – tego nauczyłam się w mig.

Myślę, że Bóg stworzył kobietę do bycia matką.

P.: Ale czy ten wymiar opieki macierzyńskiej, o którym mówicie, to jednak nie krok wbrew zasadom? Przecież idąc do zakonu,
właśnie rodzicielstwa i macierzyństwa się wyrzekłyście.

E.: Wyrzekłyśmy się biologicznego macierzyństwa, bycia matką dla dwójki, trójki, czwórki dzieci, po to, by być matką dla większej liczby ludzi. W Broniszewicach to obecnie pięćdziesięciu sześciu chłopaków. Jasne, że nie damy im biologicznej więzi, ale możemy sobie pozwolić na podejście do nich z cierpliwością, czułością, dać im poczucie bezpieczeństwa. Ciekawe, ale w odniesieniu do waszych stwierdzeń uważam, że bycie zakonnicą paradoksalnie nie zwalnia mnie z bycia matką. Jeśli brakuje takiego czułego, opiekuńczego serca, jeśli ktoś staje się zakonnicą, eliminując ze swojego życia ciepło, matczyność, subtelność, czułość, to potem o takich miejscach prowadzonych przez siostry zakonne mówi się, że to DPS-y czy szkoły, w których panuje tak zwany zimny chów. A tymczasem zakonnica może być naprawdę ciepła, kochająca, czuła, dobra i kobieca.

T.: Jak widzicie, trudno nam się wyrzec duchowego macierzyństwa, skoro w Broniszewicach chłopaki cały czas pragną kontaktu, chcą czuć, że jest się też dla nich i że oni w tej relacji mają swoje, ważne miejsce. Kto nie wie, o co chodzi, niech przyjeżdża do Bronek.

Fragment pochodzi z książki "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet".

Przeczytaj więcej o działalności sióstr:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Siostry z Broniszewic: bycie matką to dawanie dziecku czułości i poczucia, że jest kochane
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.