Głoszą go za pomocą własnych czynów. Poznając ich działalność, można przypomnieć sobie, czym i po właściwie jest Kościół.
Dostrzeganie dyskryminacji nie jest oznaką kompleksów - jest przejawem słusznej niezgody na niesprawiedliwość.
Siostry Eliza Myk i Tymoteusza Gil w rozmowie z Piotrem Żyłką i Łukaszem Wojtusikiem opowiadają o pracy z dziećmi z niepełnosprawnością, wyzwaniach, jakie wiążą się z życiem we wspólnocie zakonnej we współczesnej Polsce i o trosce o życie - ale tej prawdziwej, która polega na proponowaniu pomocy kobietom w trudnej sytuacji, a nie fundowaniu rajdów antyaborcyjnych furgonetek po miastach Polski.
Siłą sióstr jest ich autentyczność. Na pewno nie są one tymi, które „wkładają na ludzi ciężary nie do uniesienia, same jednym palcem ciężarów tych nie dotykając”. Siostry z Domu Chłopaków głoszą ewangeliczny radykalizm - ale głoszą go za pomocą własnych czynów. Poznając ich działalność, można przypomnieć sobie, czym i po właściwie jest Kościół.
Kiedy zatem siostry mówią o tym, że kobiety w Kościele zbyt często są pomijane, uciszane i traktowane jako wierzące drugiej kategorii - to nie robią tego ani na złość Kościołowi (bo same tworzą jego najczulsze oblicze) ani z powodu wspomnianych wcześniej kompleksów, których posiadanie zarzucił im pewien zakonnik (zresztą to, że ma się kompleksy, nie jest żadną przeszkodą w zabieraniu głosu - większość z nas je posiada!). Krytyka pewnych skostniałych struktur może przyczynić się do zmian na lepsze - chociażby do tego, że w naszym Kościele będzie więcej troskliwości i otwartości na potrzeby słabszych, mniej uprzywilejowanych osób.
Dla mnie to, że siostry dostrzegają przejawy niesprawiedliwości w Kościele jest dowodem na to, że poza wielkimi sercami mają również odwagę i przytomne umysły.
Polecam zatem zrobić dwie rzeczy: przeczytać „Siostry z Broniszewic”, a potem wesprzeć Dom Chłopaków. Czas docenić czułość i cierpliwość, którymi za sprawą sióstr jest przepełnione to miejsce.
Skomentuj artykuł