Pewna kobieta skarżyła się sąsiadce, że nowy proboszcz w jej parafii nie zapowiada się za dobrze. Ta wysłuchała wszystkich żalów i pretensji swojej rozmówczyni, po czym zapytała: "A rozmawialiście z nim albo modliłaś się za niego?".
Czy przeszła ci kiedyś przez głowę myśl, co by było, gdyby Maryja powiedziała Panu Bogu "nie"? Przecież miała swoje poukładane życie, miała swoje plany na przyszłość, miała Józefa… Aż tu nagle przychodzi do Niej Anioł i mówi: "Przyniesiesz ludziom Jezusa na świat…". Musiała zaryzykować wszystko, żeby wtedy powiedzieć "tak": swoje dobre imię, dobre relacje z rodziną, z ludźmi z miasteczka, nawet swoje życie. Musiała w końcu zaryzykować też coś najcenniejszego dla młodej dziewczyny, czyli miłość drugiego człowieka, miłość mężczyzny - Józefa. Miała wybór, wolną wolę. Mogła się nie zgodzić. Jak ogromną trzeba mieć ufność w Tobie, Panie, żeby w takim momencie się nie wycofać. Jaką odwagę trzeba mieć w sercu, żeby powiedzieć "tak" i powtarzać je każdego dnia, aż po krzyż?
Ostatni kapłan na kontynencie>>
I dopiero tu, od tego "tak", wszystko się zaczyna. Zaczyna się historia Jezusa z Nazaretu, który mimo że minęło dwa tysiące lat od tamtego najważniejszego w dziejach ludzkości "tak" wypowiedzianego przez Maryję, nadal przynoszony jest nam na świat, tak zupełnie prawdziwie, namacalnie, pod postaciami chleba i wina. Przychodzi do nas, bo ktoś, kto miał swoje lepiej lub gorzej poukładane życie, swoje większe lub mniejsze plany na przyszłość, wykazał się ogromną ufnością i odwagą i powiedział kiedyś Panu Bogu "tak". "Tak", które powtarzał Ci, Panie, każdego dnia w seminarium. "Tak", które powtarza w codziennej Eucharystii, spotkaniu z drugim człowiekiem w konfesjonale. "Tak", które słychać w nim w każdej niełatwej lekcji religii w szkole, w każdym domu podczas wizyty duszpasterskiej, w każdym powstaniu z upadku grzechu…
Czy przeszła ci kiedyś przez głowę myśl, co by było, gdyby w twoim kościele zabrakło kapłana? Gdyby nie było ich wcale…?
Pewna kobieta skarżyła się kiedyś sąsiadce w autobusie, że nowy proboszcz w jej parafii nie zapowiada się za dobrze, bo "to i tamto robi tak i tak", "na to wydaje pieniądze, a tu skąpi", "o to w ogóle nie pyta, a tu się rządzi…". Kobieta wysłuchała wszystkich żalów i pretensji swojej rozmówczyni, po czym zapytała: "A rozmawialiście z nim albo modliłaś się za niego?".
Twoim wrogiem nie jest ksiądz, tylko grzech… Nie marnujmy więc swojego i innych czasu na obmowę i plotki. Jak byłoby nam wstyd, gdyby Jezus narodził się w naszych czasach, a my siedząc przy stole w domu, czekając na herbatkę, na kuchence gazowej postawilibyśmy czajnik obmowy i plotek na temat Marii, która "nie wiadomo z kim, nie wiadomo co robiła", na temat Józefa, z którego zrobilibyśmy pantofla, rogacza i tchórza… "A Syna to dopiero wychowali! Skończył z łotrami na krzyżu…". Czy ktoś z nas miałby odwagę iść, porozmawiać ze Świętą Rodziną? Zapytać, czy nie potrzebują pomocy? Czasem nie trzeba wiele. Nie trzeba kogoś nawracać, wystarczy zacząć od zamknięcia ust i zamiany słów obmowy na słowa modlitwy…
Kiedy podczas mszy świętej padają słowa o modlitwie za księży, biskupów czy papieża, nachodzą nas wątpliwości: "Przecież oni już tacy wyświęceni", "Pan Bóg się o nich troszczy pewnie bardziej i Matka Boża ogarnia". Po co więc księżom moja modlitwa? Tłumaczymy sobie, że to przecież ich praca, żeby się modlić za nas, a nie odwrotnie… Wbrew pozorom i tym wszystkim wątpliwościom, to tacy sami ludzie jak my, ze swoimi słabościami, zwątpieniem, poranieni, czasem może mniej święci od niejednego z nas… To ludzie, którzy tak jak my, a nieraz może nawet dużo bardziej, potrzebują modlitewnego wsparcia.
Jest jakiś paradoks w tym, jak postrzegamy kapłaństwo… Nie widzimy w kapłanie człowieka, tylko świętego albo raczej świętoszka i oburzamy się każdym jego upadkiem. Nie widzimy w kapłanie Bożego wojownika, który walczy o nasze dusze, który zostawił siebie i powiedział Panu Bogu "tak", tylko widzimy tchórza lub wygodnickiego, który w kapłaństwo uciekł przed światem. "…a bo sobie pewnie żony nie mógł znaleźć", "…taki nieśmiały i średnio przystojny", "no i pieniędzy teraz będzie miał", "patrzcie, jakim autem jeździ!" , "ten to ma dobrze, ani żony, co zrzędzi, ani dzieci, spokój ma…".
A ksiądz to nie święty czy świętoszek, tylko człowiek. To nie tchórz, tylko wojownik. Każdy z nas, katolików, wbrew temu, co próbują nam wmówić media i współczesny świat, to nie święty tchórz, tylko człowiek wojownik, który potrzebuje modlitwy, a nie obmowy. I skoro oni, kapłani, potrafili powiedzieć "tak" i zaryzykować całe swoje życie dla Pana Boga i dla nas, by jak Maria przynosić nam Ciebie, Jezu, w Eucharystii, to może zamknijmy czasem nasze usta i zamiast obmawiać, zacznijmy się zwyczajnie za nich modlić…
***
Adoracja Najświętszego Sakramentu połączona z modlitwą w intencji kapłanów - każdy pierwszy czwartek miesiąca, godz. 19.00, Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym "Źródło Miłosierdzia", Sanktuarium Chrystusa Cierpiącego w Bielanach.
Skomentuj artykuł