Ten, kto nie odnalazł w życiu Celu, będzie żałował dokonanych wyborów, widząc w nich jedynie stracone szanse. Będzie chciał cofnąć czas, by uniknąć tego, co już się stało. Będzie żył w wiecznym "wczoraj", tracąc szanse, które daje "dziś", i nie zauważając okazji, które przyniesie "jutro".
"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało" (J 1,1-3). Bardzo mocne jest to zdanie otwierające Ewangelię wg św. Jana. Widzimy w nim wielki majestat Słowa, możemy dostrzec Jego moc, która stwarza i podtrzymuje w istnieniu cały kosmos. Chwilę później Ewangelista pisze jednak słowa, które sprawiają, że nasze zwoje mózgowe zaczynają się przegrzewać: "A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas" (J 1,14).
Bardzo lubię podkreślać, że tłumacząc ten fragment dosłownie, możemy powiedzieć, że Słowo "rozbiło namiot wśród nas". To pokazuje, że jest Ono dynamiczne - rozbija namiot, czyli coś przenośnego, co jest schronieniem w drodze. Jeśli go rozbija, to znaczy, że samo jest również w drodze - a do tego idzie razem z nami, jest wśród nas! Namiot Słowa jest wydzielonym w ludzkim sercu miejscem przeznaczonym na spotkanie z Bogiem, które jest oczyszczającym odpoczynkiem dającym moc do tego, by iść dalej.
Namiot z Janowego Prologu o Słowie ma swojego "poprzednika" ze Starego Testamentu: "Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem" (Wj 33,7). Namiot, o którym mówi Księga Wyjścia, znajdował się poza obozem. Żeby spotkać się z Bogiem, trzeba było wyjść poza swoje codzienne sprawy, zostawić na chwilę toczące się zwyczajne życie i udać się w odosobnienie. Ewangelia Jana mówi nam jednak, że Słowo, które w Jezusie Chrystusie stało się Ciałem, "rozbiło namiot wśród nas" (J 1,14). Zmienia się więc perspektywa - to nie człowiek wychodzi, by spotkać się z Bogiem, ale to On przychodzi do człowieka, żeby wkroczyć w to, co jest jego codziennością.
"Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie [dosł. przychodzący], przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie»" (J 1,15). Dynamika jest po stronie Boga, który jest Przychodzącym. To piękne sformułowanie, które pokazuje, że Wcielenie nie jest jedynie faktem historycznym, który kiedyś się stał, a dziś go jedynie wspominamy. Jest wciąż naszą teraźniejszością! Co więcej, kieruje nasz wzrok ku przyszłości, z której Chrystus do nas przychodzi. Bóg istnieje ponad czasem, dla Niego nie ma "wcześniej" i "później", ale jest wieczne "teraz" - jest nim Królestwo Niebieskie.
I tego chce On nauczyć człowieka właśnie poprzez Wcielenie, wkraczając jako Władca Czasu w historię świata: "Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył" (J 1,18). Boga nikt nie widział, bo wszystko dotąd zakryte było cieniem, czyli tajemnicą, za którą skrywał się Jego majestat. Syn Boży, stając się człowiekiem, ściągnął z Boga zasłonę niewiedzy, dając ludziom naukę - Ewangelię, która zawiera w sobie klucz do odnalezienia i zrozumienia sensu ludzkiego życia. Człowiek ma jednak w sobie wielką trudność w przyjęciu tego Bożego światła: "Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli" (J 1,10-11).
Nasza przeszłość bywa niekiedy tak pełna cieni, tak trudna i bolesna, że stajemy się całkowicie zamknięci i obojętni na jakąkolwiek Dobrą Nowinę, pogrążając się coraz bardziej i bardziej w ciemnościach. Ten, kto nie odnalazł w życiu Celu, będzie żałował dokonanych wyborów, widząc w nich jedynie stracone szanse. Będzie chciał cofnąć czas, by uniknąć tego, co już się stało. Będzie żył w wiecznym "wczoraj", tracąc szanse, które daje "dziś", i nie zauważając okazji, które przyniesie "jutro". Ten natomiast, kto wyznaczył sobie Cel, ma nadzieję. Dla niego bowiem Przyszłość to nie wypadkowa zdarzeń, lecz coś, co porządkuje teraźniejszość. Trzeba powiedzieć nawet, że Przyszłość to dla niego Ktoś, kogo imię brzmi: "Jahwe jest zbawieniem".
Dlatego Bóg chce wkraczać w naszą teraźniejszość, żeby rozświetlać mroki i odkrywać przed nami obrazy kierujące naszą uwagę w stronę przyszłego życia. Takich znaków pełno mamy wokół siebie, na wyciągnięcie ręki. Potrzebujemy jednak światła Bożego Słowa, by odkryć to, że naszą przyszłością jest Prawda. Niekiedy szukamy "oświecenia" na różne sposoby - to tu, to tam - miotając się i błąkając po omacku, próbując nowych rzeczy, sięgając po coraz to inne "mądrości" na temat Boga i życia po śmierci.
Czasem jednak warto spojrzeć na to, co ma się pod samym nosem, na wyciągnięcie ręki. "Mądrość wychwala sama siebie, chlubi się pośród swego ludu. Otwiera swe usta na zgromadzeniu Najwyższego i ukazuje się dumnie przed Jego potęgą. (…) W Jakubie rozbij namiot i w Izraelu obejmij dziedzictwo!" (Syr 24,1-2.8). Zgromadzenie to Kościół, czyli wspólnota wierzących zebranych w imię Pana, która spotyka się, by Go wychwalać. Niezależnie od swojej grzeszności, Kościół jest sakramentem, czyli znakiem obecności Boga w świecie. Grzeszność zaciemnia tę obecność i niekiedy bardzo utrudnia jej odkrycie, ale nigdy nie sprawia, że Bóg porzuca swoją Oblubienicę.
Wspólnota Kościoła ma natomiast w swoim posiadaniu wielki skarb, jakim jest Eucharystia - sakrament realnej (a do tego po prostu fizycznej) obecności Boga w świecie. Trzeba jednak podkreślić, że realna obecność Boga podczas Eucharystii nie jest związana tylko z Chlebem. Ona została nam dana po to, żebyśmy nakarmieni Ciałem Chrystusa sami mogli stać się Jego obecnością w świecie. A zatem Eucharystia i Kościół - dwie rzeczywistości, które dla wielu z nas są bliskie i dobrze znane, którymi niekiedy bywamy znudzeni czy zmęczeni, w których jednak Słowo wciąż rozbija wśród nas swój namiot.
"W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1,4-5). Ciało Chrystusa, jeśli ma nam dawać życie, musi być przez nas przyjmowane ze świadomością, że to nie nagroda, ale spotkanie, które ma pomóc odkryć, że Bóg nie jest gdzieś na zewnątrz mnie, ale we mnie. A o tym, zdaje się, zapominamy - oddzielamy to, co dzieje się w sakramencie, od tego, co dzieje się w naszym życiu. Eucharystia pozostaje wtedy tylko czymś zewnętrznym, co nie ma na nas większego wpływu, a daje tylko jakieś poczucie spełnionego obowiązku wobec bóstwa, które domaga się ofiar i czasu spędzonego na modlitwie.
Chodzi jednak o coś więcej niż o oswojenie siły wyższej, by nie przeszkadzała nam spokojnie żyć, a przy okazji pomogła spełnić marzenia i zachcianki. Eucharystia to namiot Boga rozbity przez Niego wśród ludzi, a ze strony człowieka - nieustanna prośba wypowiadana słowami św. Pawła: "Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych" (Ef 1,18).
Skomentuj artykuł