Dwunastu apostołów Jezusa: czy Chrystus otoczył się bezbarwnymi ludźmi?

Dwunastu apostołów Jezusa; fot. depositphotos.com

Z imienia znamy ich wszystkich, choć z niektórymi mamy problem – jak z Natanaelem – ale to wynika z faktu, iż jednych znamy z pierwszego, a innych z drugiego imienia, a jeszcze innych z przezwiska. Często jednak nie bierzemy pod uwagę faktu, że do tej dwunastki dołączył jeszcze jeden: Paweł, no i zapominamy, że w miejsce Judasza został wybrany Maciej. W rzeczywistości jednak niewiele wiemy o nich samych i o ich losach. Czyżby Jezus celowo wybrał ludzi pasywnych i bezbarwnych?

Po co w ogóle byli mu uczniowie

Pomijając fakt, że każdy bardziej znaczący nauczyciel miał i ma swoich uczniów, a każdy przewodnik duchowy takich, którzy korzystają z jego mądrości, Jezus wybrał uczniów do czegoś znacznie większego: jako swoich zaufanych współpracowników. Bóg zwykle nie działa sam, ale przez ludzi. Ale choć pewna „hierarchia” relacji nigdy nie została złamana – bo „uczeń nie przewyższa nauczyciela”, to jednak Jezusowi zależało, aby tym, co połączy go z jego apostołami, była serdeczna przyjaźń. Dlatego też nie miał przed nimi tajemnic, ale objawił im wszystko, co odnosiło się do jego misji – tym bardziej, że to właśnie uczniowie mieli ją kontynuować i rozwijać. Powołał ich więc po to, aby byli razem i stworzyli grupę przyjaciół (Bóg i oni), ale też aby jako przyjaciele Boga, w jego imieniu, potrafili działać.

DEON.PL POLECA

 

 

Powołanie, a nie umowa-zlecenie

Tym, co charakteryzuje powołanie – i co odróżnia go od umowy na wykonanie jakiegoś zadania – jest jasno określony czas obowiązywania „umowy”: na zawsze. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że „umowa” nie jest „podpisana” w tradycyjny sposób i nie wiąże ona mocą prawa, ale mocą miłości „na zawsze”. To właśnie dlatego w wezwaniu: „pójdź za mną” zawiera się jednocześnie warunek: „zostaw wszystko, co masz”, tak abyś nie miał do czego wrócić, bo zresztą skoro powołanie jest „na zawsze”, to powinieneś sobie uświadomić, że „nie wrócisz”. Apostołowie rzeczywiście nastawili się na taką perspektywę, dlatego śmierć Jezusa tak bardzo „zamieszała” w ich planach. „Czyżby to jednak był koniec?”. Dopiero zmartwychwstanie, a ostatecznie zesłanie Ducha Świętego dało im pewność, że ich misja wciąż trwa. Choć prawdę mówiąc, łatwiej jest człowiekowi uwierzyć w śmierć, niż w powstanie z martwych, dlatego zaskakujące może wydawać się to, że niektórzy z uczniów nawet w chwili wniebowstąpienia wciąż jeszcze zmagali się z własną niewiarą w to, co widzą.

I to właśnie na takich ludziach Jezus oparł Kościół?

To rzeczywiście niesamowite, a nawet nieco irytujące dla czytelnika Ewangelii, że niektórzy z apostołów mieli tak małą wiarę, ale jeszcze bardziej niesamowite jest to, że na takich ludziach Jezus oparł swój Kościół oraz misję pójścia z Ewangelią na cały świat. Jeśli sami mieli tak małą wiarę, to aż strach pomyśleć, czego mogli nauczyć innych. W tym kontekście jednak kluczowe okazuje się działanie Ducha, który daje mi mądrość i energię, ale przede wszystkim odwagę, aby podjęli tę misję. Mimo wszystko jednak większość z nich pozostała mocno anonimowa. O niektórych krążą legendy, ale o innych nie wiemy prawie nic. Na przykład Andrzej – z jego życia wspominamy tylko fakt, że przyprowadził swego brata do Jezusa. Tenże brat Filip ma niewiele większe zasługi, choć opowiadanie z Dziejów Apostolskich o nim, jak wykłada naukę o Jezusie dworzaninowi królowej etiopskiej jest bardzo poruszające i pouczające. Natanael, który tak ładnie się zaprezentował przy pierwszym spotkaniu z Jezusem, potem ginie w tłumie. Praktycznie nic nie wiemy o Judzie Tadeuszu i Szymonie, a nawet – przez koncepcje o. Stanisława Ziemiańskiego SJ – nie do końca wiadomo, czy „umiłowanym uczniem” był Jan, czy raczej… wskrzeszony z martwych Łazarz. Mimo tych wątpliwości, jak to zawsze bywa w każdej grupie - nawet w grupie biskupów - kilku apostołów nadrabia braki sławy pozostałych.

Piotr zawsze był pierwszy, nawet gdy się „wygłupił”

Niewątpliwym liderem pośród Dwunastu pozostaje Piotr. Wiemy o nim bardzo dużo, może głównie za przyczyną Ewangelii Marka, która jest zapisem nauczania właśnie Piotra, a w której on sam siebie nie oszczędza, ale niejednokrotnie ukazuje siebie z jak najgorszej strony, aby dzięki temu uwypuklić wspaniałość samego Jezusa. To Piotra Chrystus nazwał „błogosławionym” (gdy ten w imieniu wszystkich powiedział o Jezusie, że jest „Synem Boga żywego”), ale i „diabłem” (gdy dyskretnie, ale stanowczo go upominał, żeby innych nie straszył wizją swego męczeństwa). To Piotr potwierdził ponadczasowy sens powołania, gdy powiedział, że nie odejdą od Jezusa, bo on ma „słowa życia wiecznego”. To Piotr z zapałem zaklinał się, że nie zna Jezusa, a kilka dni później z całą prostotą zapewniał, że kocha go – może nie w sposób dokonały, ale najlepiej jak tylko potrafi. Niewątpliwie Piotr wybija się na czoło grupy Dwunastu – nie tylko dlatego, że Jezus powierzył mu zadanie lidera, ale również ze względu na swą niespokojną duszę. Co prawda nie zawsze trafiał w sedno, ale przecież nie popełnia błędów tylko ten, kto nie robi nic – choć ostatecznie to „nic-nie-robienie” okazuje się największym błędem, jaki może popełnić każdy człowiek. Stąd i dziś w Kościele chyba lepszy jest ten, który może nie zawsze pospieszy z trafnym komentarzem, niż ktoś, kto ukrywa swoją nieporadność za tzw. „mądrym milczeniem”.

Nie tylko Piotr potrafił błyszczeć

Gdyby cały dynamizm grupy opierał się na wyjątkowym charakterze jednego człowieka, to byłoby za mało – w takiej sytuacji gdyby tego jednego zabrakło, całość by się posypała, każdy poszedłby w swoją stronę. Ostatecznie Kościół, zbudowany na (wydawać by się mogło) „wątpliwej jakości fundamencie”, jakim byli apostołowie, był w stanie przetrwać. Jak to możliwe? Złożyła się na to nie tylko wierność tych najbardziej anonimowych, ale także wielobarwność kilku innych, wśród których warto wspomnieć Tomasza. Najwięcej napisał o nim Ewangelista Jan – być może specyficzny humor Tomasza imponował młodszemu od niego przyjacielowi Jezusa? A był to humor, jakim niewątpliwie Tomasz potrafił ubogacić życie innych i nieco rozładować napiętą sytuację między uczniami, jak wtedy, gdy Jezus wybierał się, aby wskrzesić Łazarza. Wszyscy wiedzieli, że nie będzie to bezpieczna podróż ze względu na Żydów, którzy już planowali zabicie Jezusa. Tomasz jednak uciął wszelkie obawy i dyskusje mówiąc: „Chodźmy i my, aby razem z nim umrzeć”. To oczywiste, że nie planował własnego męczeństwa, ale rozładował atmosferę strachu, że stanie im się coś złego. Na innym miejscu, gdy nie rozumiał, o czym mówił Jezus, nie milczał pokornie, ale dosłownie zirytowany odpowiedział Nauczycielowi: „Nie wiemy, dokąd idziesz – jakże więc mamy znać drogę”. Tym samym zmusił Jezusa, aby nieco spuścił z tonu i zaczął mówić… ludzkim językiem. W końcu, już po zmartwychwstaniu, gdy sam z grona Dwunastu pozostał jako ten, który nie widział Jezusa, zaczął stawiać absurdalne żądania, których wcale nie należy tłumaczyć dosłownie, bo kiedy w końcu przyszedł do niego Jezus, on po prostu ucieszył się jego widokiem.

DEON.PL POLECA


Cóż więc – choć większość apostołów pozostała na poziomie „grzecznych ministrantów” (co wcale ich nie przekreśla), to jednak najciekawsze i najbardziej pouczające doświadczenia zafundowali nam ci, którzy wcale grzeczni nie byli. W nich ostatecznie też widzimy, że dla Jezusa najważniejszym kryterium powołania było coś zupełnie innego – nie to, czy ktoś potrafił głęboko się kłaniać…

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook). Po godzinach wolontariusz w krakowskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dwunastu apostołów Jezusa: czy Chrystus otoczył się bezbarwnymi ludźmi?
Komentarze (5)
NK
~Nie Katolik
23 lipca 2025, 14:31
Faryzeusze to byli kolorowi ludzie.
MW
~Marian Wawrocki
22 lipca 2025, 10:08
Nie ma się o co spierać - czy byli barwni czy bezbarwni. Na tle Syna Bożego każdy stworzony człowiek jakoś słabo wypada.
SI
~Stanisław Ilasz
22 lipca 2025, 09:12
bezbarwnymi ludźmi? przecież poszli na cały świat, wszyscy, z wyjątkiem Jana, uwielbili Boga śmiercią męczeńska, większość z nich jest dobrze znana na terenach, po których się poruszali, choćby Św. Jakub.
WT
~Wojtek T.
21 lipca 2025, 15:34
Messori pisze w jednej ze swoich książek, że Pan Jezus specjalnie wybrał stosunkowo proste (w sensie np. wykształcenia) osoby, żeby przekazały wiernie Jego naukę, co było szczególnie ważne na początku istnienia Kościoła. Bo intelektualiści, czy uczeni w Piśmie i Prawie zaczęliby coś dodawać, przekręcać, zmieniać zgodnie ze swoim widzimisię...
HZ
~Hanys z Namysłowa
20 lipca 2025, 23:25
Wiara może góry przenosić,w Kościele brakuje wiary,wiary w Boga w Trójcy Świętej Jedynego,tyle razy już o tym pisałem, apostołowie nie byli doktorami profesorami,ale mieli to czego dziś brakuje, Wiarę, obecnie wszyscy są Tomaszami, bo nie widzieli, może są tylko sługami niewierzących który mówią,To masz zrobić i nie dyskutuj.