HA TIKWA הַתִּקְוָה

(Fot. pl.depositphotos.com)

Na narodziny Jezusa, oprócz Jego najbliższych, nikt nie czekał. Wprawdzie naród żydowski, w oparciu o proroctwa spisane przez charyzmatycznych krzewicieli odnowy religijnej, rozwinął ideę mesjanizmu, ale swoich nadziei nie związał z Jezusem. Krótkie, ziemskie życie Mistrza z Nazaretu było niczym elektroniczny impuls na ekranie radaru. Zaświeciło i zostało dostrzeżone tylko przez tych, co uwierzyli. Dla innych pozostało zamkniętym rozdziałem historii. I dodajmy - pozostaje zamkniętym rozdziałem po dzień dzisiejszy.

Kilka dni temu ks. prof. Tomáš Halík w rozmowie z Piotrem Marciniakiem („Rozmowy na 20-lecie” w TVN24 GO) w kilku zdaniach ujął doskonałą diagnozę religijności polskiego społeczeństwa: - Dzisiaj mierzymy się z idolatrią - bałwochwalstwem. To ono właśnie - bałwochwalstwo - jest głównym wrogiem wiary. Nie ateizm. Dzisiaj niektóre względne wartości są absolutyzowane. Bałwochwalstwo to absolutyzacja wartości relatywnych. Bogiem staje się naród, partia, przywódca, kariera, pieniądz. Monoteizm jest zastępowany przez „money-teizm”. To wszystko jest bałwochwalstwem. Powinniśmy relatywizować fałszywe absoluty. Tak postępował Jezus i takie jest też nasze zadanie - mówił czeski duchowny.

To ze wszech miar słuszna diagnoza. Dzisiaj problemem nie jest ateizm, a więc niewiara w Boga. Ludzie są wierzący. Problem w tym, że często wierzą w wykreowane przez siebie bożki. Nawet będąc w Kościele i uważając się za gorliwych katolików, ludzie w miejsce Boga - wartości absolutnej - potrafią postawić wartości względne, takie jak - tu także zgadzam się z ks. Halikiem - naród, partię, przywódcę, karierę, pieniądz. W Polsce widać to jak na dłoni.

Uroczystość Narodzenia Pańskiego przypomina nam, że jest Jeden Bóg i nie ma innego. „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami” (J 1,14). Słowo stało się widzialne. Nie tylko słyszalne! Bóg stał się widzialny! Nie tylko słyszalny! Widzimy Niemowlę złożone w żłobie - w stajni - „bo nie było dla Niego miejsca w gospodzie”. A potem? Potem widzimy je niemal natychmiast po narodzeniu zagrożone śmiercią, skazane na tułaczkę, ucieczkę do Egiptu. Dalej, przez 33 lata, nie będzie wcale lepiej: Nazaret, Jerozolima, Golgota, krzyż…

DEON.PL POLECA

Na narodziny Jezusa, oprócz Jego najbliższych, nikt nie czekał. Wprawdzie naród żydowski, w oparciu o proroctwa spisane przez charyzmatycznych krzewicieli odnowy religijnej, rozwinął ideę mesjanizmu, ale swoich nadziei nie związał z Jezusem. Krótkie, ziemskie życie Mistrza z Nazaretu było niczym elektroniczny impuls na ekranie radaru. Zaświeciło i zostało dostrzeżone tylko przez tych, co uwierzyli. Dla innych pozostało zamkniętym rozdziałem historii. I dodajmy - pozostaje zamkniętym rozdziałem po dzień dzisiejszy.

W wigilijnym tekście pisałem, że dzisiaj najbardziej potrzebujemy nadziei i pragniemy nowego początku. Jesteśmy zmęczeni pandemią, zachodzącymi zmianami, permanentną niepewnością. Świat wygląda dzisiaj trochę tak, jak w czasach narodzin Jezusa: również i dzisiaj mało kto czeka na Jego narodziny. Czekają tylko najbliżsi, ci co naprawdę wierzą. Coraz częściej nie rozpoznajemy Boga w naszej codzienności. Dlatego szukamy nadziei w bożkach: narodzie, partii, przywódcy, karierze, pieniądzu. A świat bożków to nic innego, jak nieustanne kłótnie, zazdrość, nienawiść, rywalizacja, niszczenie innych.

Izrael również popełnił ten błąd. Nie tylko wówczas, gdy swojej nadziei nie związał z Jezusem. Naród żydowski ten błąd popełniał wielokrotnie. Obietnice, które otrzymywał od Boga, „rozmieniał” na pomniejsze przymierza, na własne siły, zapominając o Bogu i Jego obietnicach. W końcu zawsze wchodził w przestrzeń beznadziei i odkrywał, że Boga w niej nie ma. Musiał zawrócić, by odnaleźć nadzieję, obietnicę i miłość. Nie bez powodu współczesny hymn Izraela nosi tytuł „Ha tikwa”, czyli „Ta nadzieja”.

Dziecię złożone w żłobie, w które dzisiaj się wpatrujemy, to nasza Nadzieje. Innej nie było i nie będzie. To właśnie Chrystus, gdy tylko pozwalamy, by był częścią naszego życia i nam towarzyszył, sprawia, że najgorsza nawet sytuacja, jaka w życiu nas spotyka, nie jest ostateczna. On zawsze wskazuje nam przestrzeń do zagospodarowania i drogę wyjścia z beznadziejnej sytuacji. Macie takie doświadczenie?

W sytuacji beznadziei często zadajemy pytania o przyczyny takiego czy innego nieszczęścia. Tymczasem powinniśmy zadawać sobie inne pytanie: w jakiego Boga wierzę. W Boga, który stał się człowiekiem - Emmanuelem - Bogiem z nami, by zanurzyć się w naszej beznadziei? Czy w bożka, który daje złudną nadzieję i krótkotrwałą siłę? Zróbmy dzisiaj krok w stronę Betlejem. Zróbmy krok w stronę Nowonarodzonego, by odnowić naszą nadzieję. Bóg zrobi resztę w swoim czasie.

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

HA TIKWA הַתִּקְוָה
Komentarze (1)
AZ
~Adrian Zabek
26 grudnia 2021, 06:08
Od razu skojazylo mi sie, ze niektorzy w miejsce Jezusa wstawiaja papieza Franciszka, a w miejsce Ewangelii wstawiaja klimatyzm, migracjonizm, tolerancjonizm i inne izmy. Kazdy kij ma 2 konce.