Ignacjańskie spotkania ze Słowem Łk 23, 44-53
Śmierć jest wydarzeniem powszechnym, a przecież tak bardzo indywidualnym. Do tego stopnia jest ona nieunikniona, iż dotyczy także Syna Bożego, skoro zechciał naprawdę stać się człowiekiem.
Zarazem moment naszej śmierci jest czymś na wskroś osobistym i niepowtarzalnym, i to nie tylko dlatego, że nikt za nas nie może stawić mu czoła; jest tak przede wszystkim dlatego, że wówczas ujawni się to, jacy naprawdę jesteśmy. A jak wygląda mój stosunek do myśli o własnej śmierci? Czy coś się zmienia w tym moim nastawieniu wobec świadomości, że Bóg sam zapragnął zakosztować ludzkiej śmierci, żeby człowiekowi pokazać, jaki rzeczywiście jest?
Rozważanie o. Roberta Grzywacza SJ
[-medytacja_2xi2014_grzywacz.mp3-]
Z Ewangelii według św. Łukasza (Łk 23, 44-46. 50.52-53; 24, 1-6a)
Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego". Po tych słowach wyzionął ducha. Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. On to udał się do Piłata i poprosił o Ciało Jezusa. Zdjął Je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany. W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężów w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał".
Skomentuj artykuł