Ratowali Jezusa, nie chronili chłopca
Sytuacja w Bełchatowie powinna być potraktowana jako interwencja kryzysowa, a nie była tak przeprowadzona - ze szkodą dla wszystkich.
Sytuacja z kradzieżą hostii w Bełchatowie budzi wiele emocji po obu stronach, bo mamy do czynienia z dwoma typami wrażliwości, które niekoniecznie na siebie zachodzą. Pierwsza to wrażliwość religijna, która zwraca uwagę na fakt, że w kościele mogło dojść do świętokradztwa, a w dalszej konsekwencji do profanacji hostii. Z drugiej strony mamy ludzi, których wrażliwość została ukąszona przez fakt, że potraktowano dziecko w taki sposób jakby był przestępcą, nie biorąc pod uwagę ani jego wieku, ani prawa do obrony zgodnie z wymogami prawa świeckiego. Wygląda więc na to, że w Bełchatowie doszło do sytuacji, w której miała miejsce koluzja dwóch porządków - religijnego i świeckiego z powodu nieadekwatnej reakcji zarówno duchownych, jak i policji. Dodatkowo w komentarzach pojawia się niezrozumienie dla faktu, że dla osób wierzących mogło dojść do obrazy uczuć religijnych, gdyby rzeczywiście chłopak ten w świadomy sposób chciał dokonać świętokradztwa i profanacji.
Nie dziwi mnie to, że ksiądz zareagował, gdy zobaczył, że chłopak wypluł i schował konsekrowany komunikant do kieszeni. Trzynastolatek z Bełchatowa zrobił coś, czego zrobić nie wolno katolikowi, zatem nie tylko ksiądz, ale każdy wierzący powinien w takiej sytuacji zareagować. Wierzymy, że konsekrowana hostia to nie jest jakiś zwykły chleb, dlatego nie można przejść obok tej rzeczywistości traktując ją w symboliczny sposób. Podkreślam, że nie zaskakuje mnie błyskawiczna reakcja księży, ani przekonanie, że muszą "zainterweniować", bo obojętność nie wchodzi tu w grę. Problem jednak mam z tym jakich dobrano środków, aby sytuację właściwie rozwiązać. Powinna być ona potraktowana jako interwencja kryzysowa, a nie była tak przeprowadzona - ze szkodą dla wszystkich.
Zacznijmy od tego, że chłopak zachował się w nieodpowiedzialny sposób i jeśli robił to świadomie, to mógł popełnić grzech ciężki. W tym wypadku zadaniem księdza jest pouczenie go w ramach rozmowy duszpasterskiej o powadze jego czynu. Jednak czymś innym jest zatrzymanie chłopca w celu odbycia z nim takiej rozmowy, a czymś innym przeistoczenie jej w przesłuchanie, oparte na przekonaniu, że chłopiec z pewnością miał złe intencje i musi być potraktowany jak przyłapany na uczynku przestępca. Mam wrażenie, że tu leży główny problem. Księża wezwali policję, bo założyli, że dojdzie do profanacji hostii, a co za tym idzie do obrazy uczuć religijnych, ale pomysł z wezwaniem władz powinien pojawić się na samym końcu, a nie jako pierwsze rozwiązanie.
Gdy sprawcą czynu jest osoba małoletnia, to nie wystarczy mieć w głowie paragraf, że istnieje coś takiego jak obraza uczuć religijnych, która jest przestępstwem w prawie cywilnym. Jeśli składam zawiadomienie na policję o zatrzymaniu osoby niepełnoletniej pod zarzutem obrazy uczuć religijnych, to muszę pamiętać, że nie mam prawa jej przesłuchiwać, ani jej grozić zmuszając ją w ten sposób do uległości. Kodeks prawa karnego precyzuje kryteria takiego przesłuchania, a zwłaszcza to kto może brać w nim udział i jest tam napisane, że takich praw nie mają księża. Nie wolno dokonać przesłuchania domniemanego sprawcy bez obecności psychologa i rodzica. Ponieważ nie znamy dokładnego przebiegu wydarzeń, które miały miejsce przed przyjazdem policji, dobrze, że w tej sprawie wypowiedziała się kuria archidiecezji łódzkiej, stwierdzając, że "zachowanie księży w Bełchatowie było po prostu nie na miejscu".
Zakładam, że księża mieli dobre intencje, ale nie do końca dobrze im to wyszło. Nie pomogła im w tym także policja, której interwencja też budzi wątpliwości. Moim zdaniem duchownym zabrakło zrozumienia złożoności sytuacji, w której brali udział, a która z braku odpowiedniej wiedzy i być może również kwalifikacji doprowadziła do dylematu albo-albo: albo "ratujemy Jezusa", albo "chronimy chłopaka" - tak jakby jedno wykluczało drugie. Zabrakło adekwatnego zachowania wynikającego ze zrozumienia, że stanęli wobec sytuacji kryzysowej wymagającej szczególnej wrażliwości na religijny i prawny aspekt podejmowanych przez nich czynów.
Nic nie wiemy o tym chłopcu, który został potraktowany jak domniemany przestępca, a nie członek tej wspólnoty wiernych. Nie wiemy czy on zrobił to w wyniku ignorancji, czy w celu prowokacji. Nawet jeśli wiedział, że popełnia grzech ciężki, to jestem niemal pewien, że nie wiedział, że jego zachowanie może być potraktowane jako przestępstwo. Z pewnością nie był przygotowany na to, że znajdzie się w sytuacji przypominającej przesłuchanie i możemy się jedynie domyślać czy cała sytuacja nie wywołała w nim traumy duchowej bądź psychologicznej.
Nie wystarczy myśleć, że „musimy zareagować, aby nie doszło do profanacji”, ale raczej „musimy zareagować w sprawie powstrzymania profanacji tak, żeby nie doszło do popełnienia innego przestępstwa”. Z wypowiedzi księży można wnioskować silny lęk i z góry założoną tezę o powiązaniu chłopca z satanistami. To przejaw szerszego problemu związanego z bezrefleksyjnym podejściem do zagadnienia zagrożeń duchowych i rozszerzenia paniki moralnej, a z drugiej strony nieświadomością zaostrzenia w prawie karnym kwestii dotyczących obrazy uczuć religijnych - zwłaszcza w przypadku postępowania wobec osób nieletnich. Nie wystarczy, że ksiądz chce wiedzieć dlaczego chłopak nie spożył hostii. Musi także wiedzieć co może zrobić w takim przypadku, a czego mu nie wolno. Wszystko wskazuje na to, że ci księża nie byli tego świadomi, a to sygnał abyśmy na podstawie tego przykrego zajścia głębiej zreflektowali nasze strategie duszpasterskie.
W Bełchatowie księża nie tyle interweniowali, co reagowali na gorąco z przekonaniem, że wszystkie kroki podejmują zgodnie z prawem. Okazuje się, co potwierdziła kuria, że byli w błędzie. Chłopiec został potraktowany przedmiotowo. Pozostaje bowiem pytanie z jaką intencją i w jakich okolicznościach, czy nie pod wpływem przymusu psychicznego i w pewny sensie fizycznego, spożył hostię? Cieszę się, że arcybiskup Ryś właściwie ocenił powagę sytuacji z Bełchatowa. Mam nadzieję, że dzięki temu zarówno chłopiec i jego rodzice, jak i wszyscy zgorszeni postępowaniem księży, widzą że problem nie został zlekceważony. Ufam, że wyniknie z niego większe dobro, a sami księżą w tym przypadku nie zostaną potraktowani jako przestępcy.
Skomentuj artykuł