Jak rozmawiać ze swoją połówką? [WYWIAD]
"Po ludzku należałoby nie odpuszczać, zemścić się i żeby dać sobie upust - upokorzyć". O tym, dlaczego warto odpuścić i nie bać się mówienia o własnych uczuciach - mówią Łucja i Adrian.
Karol Wilczyński, DEON.pl: Jakie macie sposoby na to, żeby powiedzieć współmałżonkowi, że czujecie się przez niego skrzywdzeni? Że coś wam zrobił? Nawet jeśli są to małe rzeczy - takie jak niepozmywanie naczyń, choć można szukać trudniejszych przykładów.
Łucja: U nas od samego początku niezawodnym sposobem był dialog. Mieliśmy to szczęście, że spora część naszych nauk przedmałżeńskich była poświęcona właśnie dialogowi. Już wtedy dostaliśmy wskazówki i zasady dobrego dialogu i od tamtego momentu podjęliśmy niełatwą pracę, by taki rodzaj rozmowy (zwłaszcza na trudne tematy) funkcjonował w naszym narzeczeństwie, a później małżeństwie. Chcieliśmy regularnie mówić sobie o tym, co czujemy, czego potrzebujemy, co nam przeszkadza itp. Przestrzeganie zasad dialogu, choć brzmi to dosyć formalnie, ułatwia przekazywanie sobie we właściwy sposób różnych trudnych spraw.
Adrian: Te "cięższe" tematy zdarzają się oczywiście nieco rzadziej niż problemy typu "zmywanie naczyń" lub "przygotowanie obiadu". To nie znaczy, że są one mniej ważne. Codzienne sytuacje również rodzą konflikt, niepokój i nie wolno ich lekceważyć.
Naszym sposobem na zapoczątkowanie rozmowy, dialogu - jest codzienny rytuał picia kawy. Staramy się każdego dnia spędzić minimum 15-20 minut razem, które poświęcamy na dialog, o którym mówiła Łucja. Jeśli nie mamy sobie nic do przekazania w temacie "chciałbym się czymś podzielić", to rozmawiamy o innych sprawach.
Tworzymy sobie dogodne warunki do dialogu. Jest to 15-20 minut, podczas których: nie odbieramy telefonów, nie czytamy i nie piszemy smsów, nie sprawdzamy niczego w internecie. I wtedy mogę mieć pewność, że skupiamy się na treści przekazywanych sobie słów.
Ten kwadrans każdego dnia poświęcamy na dialog o tych wszystkich żalach i zmartwieniach, ale też o tym, co przyjemne. Ostatnio też takim specjalnym czasem dla naszego małżeństwa jest wspólny spacer z psem.
Jak nie bać się powiedzieć współmałżonkowi o problemach, krzywdzie?
Łucja: Rozmowa, gdy mamy poczucie skrzywdzenia jest bardzo trudna. Muszę przyznać, że lęk towarzyszy mi zawsze. Jest on spowodowany tym, że nie mam pewności, czy dobrze opiszę swoje uczucia, a bardzo chcę, żeby Adrian mnie dobrze zrozumiał. Boję się tego, że nie powiem dokładnie tego, o co mi chodzi.
Często więc stosujemy taki zabieg, że druga osoba parafrazuje, powtarza to, co usłyszała, aby pokazać, co zrozumiała. Dzięki temu coraz rzadziej boję się oceny Adriana, a nawet jeśli zaczynam coś takiego czuć, to od razu mówię o tym: "Adziu, boję się, że pomyślisz sobie, że..."
Adrian: Wydaje mi się, że ważne jest poczucie bycia zespołem, tego że jesteśmy po to, by się wzajemnie wspierać. Że są też między nami różnice charakteru czy temperamentu.
To, co jest nadrzędne, to świadomość, że jako małżeństwo działamy razem. Z Łucją próbujemy wypracować taki sposób rozmowy, który nie będzie kompromisem.
Kompromis jest rozwiązaniem, w którym żadna ze stron nie jest zadowolona. A chodzi o to, żeby się rozumieć i dążyć do porozumienia.
Porozumienie nie jest kompromisem. W porozumieniu chodzi o to, by zrozumieć odmienny punkt widzenia drugiej osoby, w pewnym sensie myśleć tak jak ona, wręcz przyjąć to, co ona mówi jako "swoje" i w ten sposób dojść do zgody.
Łucja: Dokładnie. Mi zawsze pomaga to, że Adrian stara się minimalizować napięcie czy jakieś bariery. Daje mi też przestrzeń i czas, żebym poukładała sobie wszystko w głowie. Nie wymusza na mnie rozmowy tu i teraz. Wie, że jestem wolnomyślicielem [śmiech]. Mówi "usiądźmy, pogadajmy na spokojnie". To jest bardzo ważne. Od razu jest łatwiej rozmawiać, gdy czuję jego troskę, gdy Adrian nie zaczyna mówić, dopóki ja nie skończę...
Co pomaga oswoić się ze strachem? Z tym, że w przecież to naturalne - nikt nie lubi ani słyszeć, ani mówić o trudnych rzeczach.
Łucja: Lęk oswaja pewność (a co za tym idzie poczucie bezpieczeństwa), że nasza rozmowa na jaki temat by nie była zawsze będzie miała pewne określone ramy i rządzi się konkretnymi zasadami. Znów wracam do wytycznych dialogu małżeńskiego (potrzebuje on czasu, ufności, pokory, odwagi oraz daje mi pewność, że druga osoba mnie nie będzie chciała ocenić, a zrozumieć).
Bardzo ważna jest dla mnie świadomość tego, że Adrian chce dla mnie tylko dobrze, że po prostu mnie kocha. Że on nie jest przeciwko mnie. Że jesteśmy razem, we wszystkim.
Adrian: Ważne jest, by się wzajemnie uspokajać. Emocje są naturalne, rodzą się niezależnie od nas, ale nie trzeba dawać się im opanowywać. Należy pamiętać, że emocje nie są ani dobre ani złe, ale dobre lub złe będą słowa, reakcje, to jak poradzimy sobie z emocjami w naszym dialogu.
Najważniejsze jest to, by ich nie zamykać, nie chować, ale je komunikować i mówić o nich drugiej osobie całkiem otwarcie, np.: "poczułem się przygnębiony/zdenerwowany/zdołowany, gdy powiedziałaś...."
Kiedy zaczyna się przemoc w związku? Kiedy przekraczamy granicę?
Łucja: Gdy mamy do czynienia z intencjonalnym i zamierzonym działaniem przeciwko współmałżonkowi naruszającym jego prawa, dobra osobiste i powodującym cierpienie.
Nie są to działania jednorazowe. Układają się w pewien cykl, stają się trwałą postawą.
Przekraczamy granice, świadomie łamiąc zasady naszego życia rodzinnego. Granice w każdym małżeństwie będą inne (dla jednego przekroczeniem granic będzie inne spojrzenie lub ton, dla drugiego szturchnięcie, krzyk itd.).
Adrian: Przemoc w związku zaczyna się bardzo szybko. Każdy atak na godność ludzką jest początkiem przemocy wobec człowieka, bo go dewaluuje (najpierw odziera się go z godności, zaczyna traktować jak zwierzę, później przedmiot, a na końcu jak śmiecia).
Potykamy się o kamienie, a nie o góry, więc wywalenie się naszego małżeństwa zaczyna się od mało dostrzegalnego zła. Granice każda rodzina może ustalać wg swojego temperamentu, dążeń i zachowań wzajemnie akceptowanych (nie mylić z tolerowanymi). Bo gdy dwoje ludzi mówi do siebie tylko szeptem, to nawet podniesienie głosu o pół tonu będzie zastraszające dla drugiej osoby.
Jak to jest z przebaczeniem? Pewnie znacie takie sytuacje, że jeden ze współmałżonków, który ma poczucie krzywdy, boi się rozmowy i ucieka od niej, np. w pracę. No tak, jest wiele wymówek, pewnie też znacie niektóre z nich. Co poradzić osobie, która utraciła to poczucie bezpieczeństwa i zaufanie?
Adrian: Zawsze powinniśmy trzymać nasze "ja" wysoko w hierarchii wartości - "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego".
Jeśli skupiamy się na rzeczach, które są poza rodziną - pracy, znajomych itp. - by uciec przed poczuciem, że np. żona mi czegoś nie wybaczy, to żyjemy w totalnym gruzowisku pozostałym po wartościach.
Praca i pieniądze są ważne, utrzymują nas przy życiu, dają satysfakcję społeczną, ale skupienie się tylko na tym niszczy. Rozbija fundament, czyli system wartości. Jeśli uciekam do pracy, znajomych, hobby to może oznaczać, że nie lubię siebie, nie uważam siebie za osobę odważna i odpowiedzialną, nie daje sobie szansy na poprawę tej sytuacji do której doprowadziłem. Sam siebie poniżam.
Skutecznym sposobem, by odzyskać to zaufanie w związku, poczucie bezpieczeństwa, to... zacząć od siebie. Odbudować poczucie własnej godności.
Łucja: Wydaje mi się, że takie sprawy wynikają stąd, że najczęściej uciekamy przed samym sobą. W pracę. Uciekamy przed dziećmi, wyzwaniami itp.
Jak mówi papież Franciszek: "Trzeba przejść przez wyzwalające doświadczenie zrozumienia i wybaczenia sobie samym". Tylko ten proces zrozumienia samego siebie i ostatecznego przebaczenia jest warunkiem wyzwolenia. Proces bardzo trudny i żmudny, zarówno dla danej osoby jak i jej rodziny, ale tak jak mówi Franciszek: "wyzwalający".
Adrian: Jeśli to my jesteśmy skrzywdzeni, mamy takie poczucie, to trzeba pamiętać o tym, żeby szybko wybaczyć, ale nie zapominać.
Oczywiście, nie da się podać jednej recepty na katar i nowotwór. Przebaczenia będzie wymagała poranna kłótnia i krzyki z powodu niedomkniętej lodówki, próbując zrobić sobie na złość, jak i to, że ukrywamy coś przed sobą: uzależnienie, hazard, zdradę, coś co może całkowicie zachwiać poczuciem tego, że uczestniczymy w sakramencie małżeństwa.
Pojęcia nie mam jak przebaczyć w skrajnych sytuacjach, ale jestem pewny że bez wsparcia z Góry jest to niemożliwe: bez relacji miłości z Bogiem, bez uświadomienia sobie, że nawet w takich dramatach nie jesteśmy jedynymi aktorami i między nami jest właśnie Bóg.
W większości sytuacji przekroczenia granicy, po ludzku należałoby nie odpuszczać, zemścić się i żeby dać sobie upust - upokorzyć. Wtedy się modlę, bo sam z siebie nie zawsze potrafię przebaczyć i potrzebuję nadludzkiego wsparcia.
* * *
Łucja Dubrawska-Anczarska i Adrian Anczarski - małżonkowie od pięciu lat, od siedmiu miesięcy rodzice małej Marianny. Prowadzą spotkania dla narzeczonych w ramach wspólnoty Małżeńskie Drogi. Z zamiłowania i wykształcenia filozofowie.
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Prowadzi projekt "Przyjąć przybysza".
Skomentuj artykuł