Kim jest dla mnie Jezus?
Św. Paweł stawia nam bardzo mocne pytanie: „Jeżeli głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania?” (1 Kor 15,12). Porusza ono ważną kwestię dotyczącą tego, czy wyznawana i praktykowana przez nas wiara ma przełożenie na życie codzienne? Nie trzeba dużo główkować, żeby udzielić następującej odpowiedzi: nie zawsze tak jest.
Wiemy to z własnego doświadczenia. Skąd bierze się w człowieku taki rozdźwięk? Można słusznie odpowiedzieć, że ze skłonności do zła będącej konsekwencją grzechu pierworodnego. Podrążmy jednak jeszcze głębiej. A może jest coś nie tak z naszą wiarą? Może brakuje w niej zaufania w słowa Ewangelii i wewnętrznego mocnego przekonania popartego dostępnymi argumentami (choć oczywiście niewyczerpującymi), że historia Jezusa z Nazaretu to nie mitologiczna opowieść, ale coś, co wydarzyło się naprawdę?
Co niedzielę wypowiadamy uroczyste Credo. Strzelamy jak z karabinu, wyrzucając z siebie kolejne wyuczone na pamięć frazy. Czy zastanawiamy się jednak wtedy nad tym, jakie słowa wypowiadamy, jak wielką mają wagę i jak poważne niosą (powinny nieść) ze sobą konsekwencje dla naszego życia chrześcijańskiego? To są słowa o naprawdę wielkim znaczeniu. Opisują w telegraficznym skrócie – ale zarazem bardzo precyzyjnie – prawdy chrześcijańskiej wiary, odwołując się do momentów z historii Kościoła, kiedy toczono teologiczne (i polityczne) boje o to, żeby jak najdokładniej opisać największe zbawcze tajemnice.
Warto więc może, przynajmniej od czasu do czasu, usiąść do tekstu Credo i zmierzyć się z tym, co tam znajdujemy – zrewidować stan własnej wiedzy religijnej, a przy okazji zapytać siebie samego, czy prawdy chrześcijańskiej wiary są dla mnie czymś realnym, czy tylko mitem. Wiele twierdzeń, które zostały na przestrzeni wieków uznane za heretyckie, czyli niezgodne z prawowierną nauką, mają się dziś nad wyraz dobrze. Najwięcej problemów przysparza chyba prawda o tym, że Bóg w Jezusie Chrystusie stał się człowiekiem. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, w jak subtelny sposób niekiedy jej zaprzeczamy. Dlatego też pytanie o Credo to nie tylko kwestia prawd wiary, ale to przede wszystkim pytanie o osobę Jezusa Chrystusa: czy jest on dla mnie postacią mitologiczną czy historyczną?
„Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15,20). Zmartwychwstanie, centrum naszej wiary, wynika z faktu Wcielenia: nie tylko w sposób chronologiczny, ale przede wszystkim przyczynowo-skutkowy. Chrystus stając się człowiekiem, podlegał w swym ciele przemijaniu oraz cierpieniu i śmierci. Dzięki temu, że zmartwychwstał, uczynił naszą cielesność drogą do zbawienia, przezwyciężając starożytną ideę zbawienia rozumianego jako wyrwanie duszy z więzienia ciała. Odtąd nie ma już podziału na złe ciało i dobrą duszę. Odtąd też sacrum przenika się z profanum. Okazuje się jednak, że nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Rozdwojenie w człowieku ma się dobrze. Czyżby na nic ofiara Chrystusa?
Jeśli trudno nam uwierzyć w zmartwychwstanie Jezusa, to przypomnijmy sobie przestrogę św. Pawła: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara (…) Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor 15,17.19). Zmartwychwstanie zmienia perspektywę i dodaje mocy obietnicom wypowiedzianym przez Jezusa w błogosławieństwach, które za chwilę omówimy, gdyż nie są one już wtedy słowami rzucanymi na wiatr, nie są obietnicami bez pokrycia.
W ludziach, którzy za prawdę o Zmartwychwstaniu oddawali i wciąż oddają swoje życie, można dostrzec mocne przekonanie co do prawdziwości słów Psalmisty, że człowiek wierzący „jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie. Liście jego nie więdną, a wszystko, co czyni, jest udane” (Ps 1,3), oraz tych autorstwa św. Pawła mówiących, że „jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15,20). Oddali swoje ciała jak nasiona rzucone w ziemię – z wiarą, że „wyrosną” one na nowo do życia wiecznego. I tu dochodzimy do kwestii zasadniczej: czy Królestwo Niebieskie jest celem mojego życia? Twierdząca odpowiedź na to pytanie umożliwia zrozumienie i przyjęcie słów błogosławieństw.
„Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją” (Jr 17,7). Od zaufania zaczyna się wiara rozumiana jako osobowa relacja z Bogiem. Człowiek, który przyjmuje Słowo Boga i dzięki temu odczytuje Jego wolę jest „podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców” (Jr 17,8).
Dopiero w kontekście słów z Księgi Jeremiasza można właściwie zrozumieć, na czym polega błogosławieństwo sytuacji, w której człowiekowi czegoś brakuje. Do tego bowiem odwołuje się Mistrz z Nazaretu, wygłaszając pełne pociechy i nadziei zdania: „Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie” (Łk 6,20-23).
Materialne ubóstwo, głód, smutek i odrzucenie ze strony ludzi są same w sobie złem doświadczanym przez człowieka – i nie czynią go błogosławionym. Są brakiem, który może jednak zostać wypełniony przez Boga Wcielonego przynoszącego obietnicę Królestwa. Doświadczane cierpienie może nabrać sensu wtedy, kiedy przyjmie się Dobrą Nowinę o zbawieniu. Przyjęcie jej oznacza pozwolenie na to, żeby Bóg stał się częścią mojego codziennego życia, żeby został przeze mnie „wplątany” w troski dnia powszedniego. Wiara „pozwalająca” Bogu na tak wiele jest możliwa tylko wówczas, gdy przyjmie się prawdę o Wcieleniu w całej jej rozciągłości i ze wszystkimi jej konsekwencjami.
„Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzewu na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną” (Jr 17,5-6). Ten urywek z prorockiej księgi tłumaczy nam natomiast sytuację człowieka, który nie jest w stanie zdobyć się na zaufanie Bogu i oddziela grubą kreską to, co w jego życiu jest duchowe, od tego, co materialne. Bóg Bogiem i Ewangelia Ewangelią, ale w życiu codziennym trzeba kierować się innymi prawami.
Zbawiciel wypowiada cztery „biada” w odpowiedzi na cztery błogosławieństwa jako przykład tego, że każdą z trudnych życiowych sytuacji możemy przyjąć w perspektywie obiecanej nam wiecznej przyszłości lub z nastawieniem, że to kolejny dzień jest jedyną przyszłością, na którą się czeka. Niech więc Jego słowa zadudnią w naszych uszach, poruszając do głębi nasze serca: „Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom” (Łk 6,24-26).
Skomentuj artykuł