Posłani między wilki - rozważanie K. Osucha SJ
"Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki" - tak brzmi pierwsze zdanie ewangelii czytanej dzisiaj, w piątek po 14 niedzieli zwykłej. Z kilku kolejnych zdań apostołowie dowiedzieli się, dlaczego Jezus użył tak drastycznego porównania: "jak owce między wilki"!
Apostołowie i uczniowie przeżyli przy Jezusie wiele cudownych i cudnych wydarzeń. W ich serdecznej pamięci kumulowały się nauki Kogoś najwyraźniej nie z tej ziemi. Choć nieraz okazywali się dość "tępi", to jednak Jezus robił na nich wielkie wrażenie.
Poruszały ich czyny Jezusa pełne miłości i mocy. Stopniowo nabierali dobrej pewności siebie. Może czasem gratulowali sobie, że idąc za Jezusem, postawili na "dobrą kartę". Każdego dnia olśniewało ich genialne i pełne prostoty nauczanie Jezusa. Odczuwali moc Jego słów. Podziwiali Go także za to, że nikomu nie dał się przechytrzyć. Zastawiane pułapki rozpoznawał natychmiast i udaremniał jednym celnym zdaniem. Także manifestująca się potęga demonów przestała ich przerażać, widzieli bowiem, że Mistrz uwalnia opętanych jednym słowem, jednym gestem. W uczniach Jezusa rosło więc poczucie pewności i bezpieczeństwa.
Ogromne znaczenie miały również niezliczone cudy Jezusa. Patrzyli na nie codziennie i nabierali przekonania, że oto są świadkami zapowiadanej ery mesjańskiej. Królestwo Boże stawało się czymś dotykalnym i oglądanym. A u podstaw i ponad tym wszystkim był Bóg Ojciec - coraz bardziej poznany, bliski i miłujący najserdeczniej.
Nie jest to wszystko, co kształtowało nową świadomość uczniów i apostołów Jezusa. Ale i wszystko inne też tchnęło wyjątkowością, absolutną nowością i gruntowało poczucie bezpieczeństwa. Może czasem wydawało się uczniom Jezusa, że jeszcze trochę a oderwą się i wzlecą ponad to wszystko, co jeszcze pozostawało zwyczajne i naznaczone trudem…
I oto pewnego dnia Mistrz skonfrontował apostołów z najbliższą przyszłością, która zdawała się nie mieć już racji bytu. Jaki to musiał być szok, gdy słowa Jezusa spadły na nich jak ciężkie kamienie: "Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mt 10,16-23).
Po wszystkich cudownych czynach i pouczeniach usłyszeli apostołowie rzeczy niemieszczące się w głowie i wyobraźni. Różne myśli zaczęły kotłować się w ich głowach. Może na pierwszy plan wybijało się pytanie pełne niedowierzania i żalu: «To jak to jest, Panie? Po tym wszystkim, cośmy przy Tobie i z Tobą przeżyli, mamy być w końcu owcami rzuconymi na pożarcie wilkom? Pozwolisz na to? Nie, to niemożliwe! Przecież dotąd uczestniczyliśmy niemal wyłącznie w Twoich oszałamiających sukcesach. Patrzyliśmy na tłumy Tobą zachwycone, wiwatujące i gotowe obwołać Cię królem Izraela. Dotąd rozpierała nas wielka duma. Cieszyliśmy się, że właśnie nam przydarzyło się coś tak wielkiego i jedynego w historii Izraela (a i ludzkości)… A teraz, co słyszymy, co nam przepowiadasz!»
Dziś już ogarniamy całą paschalną drogę Jezusa. I lepiej wiemy, jaką drogą będą podążać pokolenia wierzących w Jezusa Chrystusa. Nasz Zbawiciel, jako pierwszy złożył Bogu Ojcu Ofiarę, pełną miłości i niewyobrażalnej udręki. Tylko tak mogło, a przynajmniej tak dokonało się dzieło zbawienia wszystkich ludzi. - Kto naprawdę idzie za Jezusem i chce mieć udział w Jego Misji zbawiania człowieka, niech nie spodziewa się drogi łatwej, miłej i komfortowej. Raczej należy spodziewać sie, choć niekoniecznie w tak drastycznej postaci, tego, o czym mówi Jezus w rozważanej perykopie.
Nie miejmy złudzeń
Dożyliśmy takich czasów - niby to pełnych tolerancji, oświeceń i wszelkiego możliwego postępu - kiedy to jednocześnie, rok w rok, zabijanych jest sto kilkadziesiąt tysięcy chrześcijan. - Dlaczego? Bo są Chrystusowi. Bo uwierzyli Zbawicielowi łagodnemu jak baranek. Bo sami nie chcą zabijać i stosować przemocy. Bo na swych sztandarach wypisują Jedno Imię: Boga Żywego i Prawdziwego, który objawił Siebie światu i udzielił ludziom we Wcielonym Synu Bożym, Jezusie Chrystusie.
Są, i z dziwnym przyśpieszeniem dopełniają się takie czasy ("złe dni", por. Ef 5, 16), które najprawdopodobniej i nas żyjących, zdawać by się mogło, w polskim zaciszu wiary, będą coraz bardziej zdumiewać, szokować i boleć. Za wiarę w Jezusa Chrystusa trzeba być gotowym płacić coraz większą cenę. Wielu z nas wierzących już wie, jaką cenę płacić trzeba choćby w (niektórych, coraz liczniejszych) miejscach pracy, w dyskusjach pełnych wrogości i ataków na religię, na wiarę, na chrześcijaństwo, na Kościół, na kapłanów, na tradycję i kulturę zbudowaną na gruncie Ewangelii.
- Co rusz pojawia się jakiś nowy atak wychodzący a to Rady Europy, a to z Parlamentu Europejskiego, a to z takiego czy innego lobby, a to od jednej czy paru naszych partii i rodzimych polityków (albo tak przekonanych, albo usłużnie i opłacalnie poprawnych politycznie, po europejsku, oczywiście, jakżeby inaczej).
Jezus mówił wtedy i dziś mówi do nas: Nie miejcie złudzeń. Nie jesteście na pięknej wyprawie krajoznawczej. Odbywacie jedyną w swoim rodzaju i niepowtarzalną podróż przez czas i ziemię do wiecznego i w innym wymiarze zbudowanego Domu Ojca. W tej podróży macie obok siebie serdecznych przyjaciół…, ale jednocześnie zagrażają wam i atakują duchy z gruntu złe; takie, którym Boska Miłość jest najzupełniej obca. Ich żywiołem stało się to, by uwodzić, kłamać, nienawidzić, zabijać, a przynajmniej poniżać to, co Bóg uczynił jako dobre (por. Rdz 1, 18. 25), a nawet "bardzo dobre" (Rdz 1, 31). Bóg, jako "miłośnik życia" (por. Mdr 11, 26) ochrania, nasyca dobrami i podnosi na wyższy poziom to, co z miłości stworzył. Szatan zaś (ze swymi ziemskimi, jak ktoś ironicznie stwierdził, "akolitami", stoi pod każdym względem na antypodach Boskiej Miłości. Chciałoby się dopowiedzieć: Nic na to nie poradzimy, ale rozum swój, a zwłaszcza wiarę w zbawczą Wszechmoc Boga mieć możemy i powinniśmy!
"Kościół wojujący" - "polski w szczególności"Jesteśmy dalecy od wyczerpania treści dzisiejszej ewangelii (nie mówiąc już o czytaniu z proroka Ozeasza 14,2-10. Pozostając zasadniczo przy jednym (także dziś szokującym i "gorszącym") wątku Jezusowego pouczenia, przytoczę jeszcze słowa, które Jan Paweł II, jeszcze jako Kardynał, wypowiedział w roku 1976 w czasie wizyty duszpasterskiej w USA.
Z perspektywy minionego czasu można widzieć w poniższych jego słowach rodzaj spełniającego się proroctwa: "Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów" (za: "Encyklopedia nauczania społecznego Jana Pawła II" pod red. ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego, hasło: Masoneria >>)
Niedawno Benedykt XVI, coraz częściej i podstępniej atakowany, nie bez powodu przypomniał jeden z coraz rzadziej używanych przymiotów Kościoła: "Pojęcie Ecclesia militans - Kościoła wojującego - nie jest dziś modne. - W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe, oddaje coś z prawdy. Widzimy, że zło chce opanować świat i konieczne jest podjęcie walki ze złem. Widzimy, że zło posługuje się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do różnych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza moralne fundamenty społeczeństwa. Św. Augustyn powiedział, że cała historia jest walką dwóch miłości: miłości własnej, aż do pogardzania Bogiem, i miłości Boga, aż do pogardzania sobą w męczeństwie. My uczestniczymy w tej walce, a w walce ważne jest mieć przyjaciół".
Ostatnia próba Kościoła
Pozostaniemy w temacie, przywołując na zakończenie (raczej mało znany i "nagłaśniany") temat z Katechizmu (nr 675-677), noszący intrygujący tytuł "Ostatnia próba Kościoła". Tekst nie jest ani "miły", ani łatwy, ale warto skojarzyć go z Jezusowym posłaniem chrześcijan (apostołów i nas) jak owce między wilki.
"Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących (por. Łk 18, 8; Mt 24, 12). Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię (por. Łk 21,12; J 15,19-20), odsłoni “tajemnicę bezbożności" pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele (por. 2 Tes 2, 4-12; 1 Tes 5, 2-3; 2 J 7; 1 J 2, 18. 22).
To oszustwo Antychrysta ukazuje się w świecie za każdym razem, gdy dąży się do wypełnienia w historii nadziei mesjańskiej, która może zrealizować się wyłącznie poza historią przez sąd eschatologiczny. Kościół odrzucił to zafałszowanie Królestwa, nawet w formie złagodzonej, które pojawiło się pod nazwą millenaryzmu (Por. Kongregacja Św. Oficjum, dekret De Millenarismo (19 lipca 1944): DS 3839), przede wszystkim zaś w formie politycznej świeckiego mesjanizmu, “wewnętrznie perwersyjnego" (Por. Pius XI, enc. Divini Redemptoris; potępia w tej encyklice “fałszywy mistycyzm" tej “karykatury odkupienia pokornych"; Sobór Watykański II, konst. Gaudium et spes, 20-21).
Kościół wejdzie do Królestwa jedynie przez tę ostateczną Paschę, w której podąży za swoim Panem w Jego Śmierci i Jego Zmartwychwstaniu (por. Ap 19, 1-9). Królestwo wypełni się więc nie przez historyczny triumf Kościoła (por. Ap 13, 8) zgodnie ze stopniowym rozwojem, lecz przez zwycięstwo Boga nad końcowym rozpętaniem się zła (por. Ap 20, 7-10), które sprawi, że z nieba zstąpi Jego Oblubienica (por. Ap 21, 2-4). Triumf Boga nad buntem zła przyjmie formę Sądu Ostatecznego (por. Ap 20, 12) po ostatnim wstrząsie kosmicznym tego świata, który przemija (por. 2 P 3, 12-13)".
Częstochowa, piątek, 13 lipca 2012 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Skomentuj artykuł