Prawie czy całkiem nagi?
Mówi Jan Ewangelista, że Piotr Apostoł, łowiąc ryby z towarzyszami, był "prawie nagi". W innych tłumaczeniach czytamy, że Piotr "był rozebrany", natomiast w wydaniach ekumenicznych i dosłownych, że Apostoł był najzwyczajniej w świecie nagi.
Powie ktoś: a jaka to różnica? Nagi całkiem czy tylko trochę? Rzeczywiście, czepianie się słówek, chwytanie za słowo nie jest najlepszą z metod prowadzenia dyskusji. W tym jednak przypadku coś jest na rzeczy i jak można przypuszczać, sygnalizuje to pewnego rodzaju trudność, o którą, chcąc nie chcąc, potykamy się dość często. Zwłaszcza gdy przychodzi nam mówić o Panu Jezusie jako Bogu.
Owszem, Jezus był człowiekiem, miał ciało, ale postąpić krok dalej i uznać, że nic, co ludzkie, nie było Mu obce - przed takim postawieniem sprawy się wzbraniamy. Cuda - owszem, wino i chleb, uczta - czemu nie, ale już na przykład przedśmiertelny pot, na dodatek przekrwiony - raczej nie. Nic w tym dziwnego. Oleodruki i gips, styropian i tombak nie cierpią, nawet w teatrze, woni potu.
Tymczasem Jezus zarówno przed śmiercią, jak i po śmierci niezmiennie spotyka się ze swymi przyjaciółmi przy posiłku. I jak widać to, co zaczęło się przy weselnym stole w Kanie Galilejskiej, nieustannie trwa i nawet śmierć nie była w stanie tego zmienić. Przeciwnie, dzisiaj jaśniej to widzimy niż apostołowie: śmierć umożliwiła Jezusowi bycie zawsze i wszędzie. Czasoprzestrzeń przestała Go już ograniczać, ale stała się sakramentem, a więc znakiem Jego obecności, więcej - jest Jego obecnością. To dlatego w tej samej chwili, w której spotykający Zmartwychwstałego rozpoznają Go, On znika im z oczu. Jednocześnie zaprasza: "towarzysz mi". W ten sposób wskazuje na owo Wszędzie, a nie tylko na Jerozolimę i Rzym, gdzie On Jest.
A co z nagim Piotrem? Ano to, że jego fizyczna nagość jest bez znaczenia. Po prostu rybołówstwo nie jest zajęciem dla panów w smokingach, a poza tym, czy raczej przede wszystkim, Piotr i jego towarzysze żyli w czasach przedfreudowskich i ich wyobraźnia nie redukowała wszystkiego do jednego. Proszę wybaczyć żartobliwy ton, ale zgodnie z wielowiekową tradycją w okresie paschalnym kaznodzieja powinien pamiętać o risus paschalis, czyli o śmiechu wielkanocnym symbolizującym radość ze zmartwychwstania Chrystusa. Robię więc, co mogę, żeby zbożnej tradycji stało się zadość. Ale ad rem.
Tak naprawdę Piotr aż do bólu obnażył się trochę wcześniej, na dziedzińcu arcykapłana, kiedy po trzykroć wyparł się znajomości z Jezusem. Natomiast teraz Jezus nagiego Piotra znowu przyodziewa. Daje mu jego dawne ubranie, na dodatek wyprane i odnowione. Jezus przypomina Piotrowi, że mu ufa i jak nigdy nie przestał, tak nie przestanie mu ufać. Trzeba też przyznać, że to ogołocenie dobrze Piotrowi zrobiło. Piotr spobożniał. Wyzbył się przecież uczciwej, acz pyszałkowatej pewności siebie, i już nie zapewnia Chrystusa o gotowości umierania za Niego, ale po trzykroć, choć ze smutkiem, powtarza, że prawdę o miłości zna tylko Bóg-człowiek, a on, człowiek - no cóż, wierzy, że miłość wciąż przed nami.
Niedaleko.
Skomentuj artykuł