Stworzeni, by przyjąć Światło - Ofiarowanie
Z dalszej relacji Egerii wyraźnie wynika, że wysoka ranga tej uroczystości opierała się na jeszcze dobitniejszym ukazaniu prawdy, zakorzenionej już w tajemnicy Bożego Narodzenia, że Jezus jest „światłością świata” (J 8, 12). W ciągu wieków z różnych powodów nastąpiło jednak przesunięcie akcentów. Dziwnym trafem na czoło wysunął się fakt oczyszczenia Matki Bożej, przez co święto przybrało charakter maryjny. Czterdziesty dzień po Narodzeniu obchodzono w tymże duchu aż do 1970 roku, kiedy Kościół przywrócił mu pierwotną nazwę i wymowę. Za kluczowy uznano hymn Symeona, podkreślający powszechną zbawczą misję Jezusa Chrystusa.
Środkiem, który ma nam posłużyć do lepszego zrozumienia, na czym ta misja polega, jest symbol światła. Ale pojawia się tutaj pewien kłopot. W naszych czasach, w których ludzka twórczość skupia się głównie na rozwoju technologii, techniki i nauk empirycznych, uwagę człowieka przykuwa pytanie: jak coś zrobić lub wytworzyć. Nadmierna koncentracja na tym, co dotykalne i mierzalne, niepostrzeżenie przyćmiewa zdolność człowieka do kontemplacji i dialogu z symbolami, które rządzą się odmiennymi prawami i wymagają stawiania innych pytań. Piszę o dialogu, ponieważ symbole mówią do nas i odsyłają nas do rzeczywistości niewidzialnej.
Zapytajmy się, czy nie oswoiliśmy się zanadto ze światłem, które w naszej epoce łatwo „wyprodukować” magicznym pstryknięciem wyłącznika? Czy w świetle dostrzegamy coś więcej niż tylko służkę na nasze zawołanie? Często światło elektryczne jest dla nas zaledwie pożytecznym narzędziem obok telewizora, samochodu czy komputera. Jednakże naturalne żywioły, jak ogień czy woda, różnią się od przedmiotów codziennego użytku. To nie my je stworzyliśmy, dlatego mogą one pomieścić w sobie więcej sensów. Dlatego te proste symbole pojawiają się w liturgii, a także w wielu arcydziełach literatury światowej, pełniąc funkcję materialnych pośredników między tym, co niewyrażalne, a naszą ziemską rzeczywistością.
Liturgia odwołuje się zatem do drzemiącej w nas właściwości odkrywania wielu wymiarów w niektórych rzeczach stworzonych. Dzięki prostocie duchowego spojrzenia i specyficznej sprawności rozumu, jesteśmy w stanie dojrzeć w symbolu rzeczywistość, która prześwituje spoza zewnętrznej powłoki dostępnej zmysłom. Jak wobec tego odczytać symbolikę święta Ofiarowania, które Jezusa porównuje do „światła na oświecenie pogan”?
Pójdźmy jednym z potencjalnych tropów, dzięki któremu możemy przybliżyć się do tajemnicy światła. Każdy z nas zapewne doświadczył już w swoim życiu działania mniej lub bardziej namacalnej formy duchowej ciemności. Czasami przybiera ona postać chwilowego zagubienia i braku jasności, kiedy nie wiemy jaką decyzję należy podjąć lub nie potrafimy znaleźć właściwego rozwiązania problemu, który nas trapi. Innym razem ciemność staje się bardziej dojmująca i trwała, kiedy odnosimy wrażenie, że straciliśmy życiową orientację, kiedy ni stąd, ni zowąd zaczyna nas nękać i nurtować pytanie o sens - o „po co” ludzkiej egzystencji. Stajemy się podobni do Dantego, który na początku „Boskiej Komedii” oznajmia: „W środku wędrówki żywota naszego w wielkim i ciemnym zgubiłem się lesie, z właściwej drogi zejścia się nie strzegąc” (Piekło, księga I). Dopominamy się wówczas jakiegokolwiek uzasadnienia i znaczenia dla poszczególnych zdarzeń oraz ich następstw. Wbrew pozorom nie zadawalają nas zdawkowe odpowiedzi. Dzieje się tak, ponieważ szukanie sensu w przedziwny sposób spowija obłok ciemności. Chcielibyśmy go jakoś rozrzedzić, ale nie potrafimy, ponieważ pytanie o znaczenie przekracza nasze możliwości, dlatego rodzi się w nas niedosyt i wewnętrzny niepokój. Skąd bierze się w nas ten rodzaj ciemności, zakładając, że się w ogóle w nas pojawia?
Ciemność jest często negatywną stroną głębokich ludzkich tęsknot, których nie da się byle czym uciszyć. Ale to właśnie one sprawiają, że jesteśmy stale ku czemuś otwarci i zdolni do przyjęcia daru jak puste naczynia, jak ziemia spragniona wody. W gruncie rzeczy te tęsknoty, pytania, szukanie sensu skrywają w sobie mieszkające w nas pragnienie Boga, którego częstokroć nie rozpoznajemy. Według św. Augustyna życie ludzkie trwa i rozwija się dzięki tęsknocie za Bogiem, która porusza nas i motywuje od wewnątrz, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jeśli spojrzymy na naszą ciemność przez ten pryzmat, dojdziemy do wniosku, że nie można od niej uciec, gdyż przynależy ona do naszej natury.
Nie oznacza to jednak, że tylko ciemność określa człowieka, nie odstępując go ani na krok. W każdym z nas, bez względu na wyznawaną religię, mieszka również światło – znak pochodzenia i przynależności do Stwórcy, a także zapowiedź i przedsmak przyszłego nasycenia. Choćby było ono nikłe jak iskierka, rozbłyska we wnętrzu każdej ludzkiej duszy, gdyż Bóg „oświeca każdego człowieka, który na świat przychodzi” (J 1,9). Obecność ciemności i niepokoju zstępującego na nas w najrozmaitszych postaciach i z różnym natężeniem, uprzytamnia nam, że jesteśmy wciąż w drodze, że na ziemi nie ziszczą się wszystkie nasze dążenia.
George Herbert w wierszu „Koło garncarskie” opisuje jak to Bóg formował człowieka, przelewając na niego najrozmaitsze dary i błogosławieństwa. Jednak kiedy boski Garncarz doszedł do ostatniego z darów – ukojenia i pokoju, zawahał się na chwilę, zastanowił, i rzekł: „Jeśli me stworzenie obdarzę tym skarbem, wkrótce zacznie ono czcić moje dary, a nie mnie samego, znajdując spoczynek w naturze, nie w Bogu natury”. Po czym Bóg wpadł na genialny pomysł. Zdecydował, że mimo wszystko udzieli człowiekowi ukojenia, dodając mu jednak szczyptę niepokoju. „Pozwólmy mu więc być bogatym i spragnionym zarazem, aby jeśli nie dobroć, to przynajmniej niedosyt rzucił go w moje objęcia”.
Nasze ciemności przyzywają światło, potęgując pragnienie oświecenia i ukojenia. Kiedy Symeon nazywa Mesjasza światłem, które oświeca, odwołuje się właśnie do tego pragnienia. Starzec, wiedziony tym utajonym poruszeniem, otworzył się na olśniewające światło, które przychodzi do człowieka wypatrującego, ponieważ nadszedł czas, kiedy “ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa Światłość” (1 J 2,8).
Światło przyciąga, intryguje i zaprasza do wejścia w obręb jego oddziaływania, ale nas nie pochłania. Jezus przychodzi do każdego jak światło, ale nie po to by zastąpić ludzki rozum i zawładnąć całą istotą człowieka. Chrystus wychodzi naprzeciw ludzkiej tęsknoty pragnącej uchwycić sens i cel kruchego życia. Słowa i czyny Jezusa, przypieczętowane ostatecznie Jego śmiercią i zmartwychwstaniem, promienują jak światło, którego przyjęcie udziela nam wystarczających odpowiedzi, abyśmy nie musieli kroczyli w nieprzeniknionych mrokach, błąkając się w poczuciu chaosu.
Jednakże Zbawiciel nie podaje nam rozwiązań na tacy, nie zwalnia od trudu szukania, nie pozbawia nas odpowiedzialności za osobisty wkład w kształtowanie naszego życia. Jezus oświeca, to znaczy, wskazuje kierunek, naprowadza na właściwą drogę, pogłębia nasze spojrzenie na rzeczywistość, poszerza perspektywy, zadaje kłam iluzjom, wyprowadza z bezradności, udziela pewności i odwagi w działaniu.
Święto Ofiarowania jest zatem kolejnym Bożym zapewnieniem, że nie jesteśmy sierotami wydanymi na łup druzgocącej nas ciemności, gdyż sam Bóg postanowił „rozproszyć ciemności świata”, ukazując rodowód i przeznaczenie każdego z nas. Tak głęboko może sięgnąć tylko Boże światło, przenikając i odnawiając całe człowieczeństwo. W jednym ze swoich listów brat Roger z Taize pisze: “Kiedy dręczą cię twoje własne ciemności, Jego światło stale trwa i przenika to, co w Tobie nieprzejrzyste”.
Nic dziwnego, że w Kościele Wschodnim chrzest nazywa się oświeceniem. Ten aspekt Bożego działania staje się szczególnie widoczny w celebrowanej co roku Wigilii Paschalnej, którą zaczynamy po zmroku, poświęcając ogień i Paschał, po czym idziemy w procesji do ciemnego kościoła. Ofiarowanie Pańskie to ostatni takt w symfonii opiewającej radość Narodzenia Pańskiego a jednocześnie pomost łączący tę tajemnicę ze śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa, w której mamy udział jako „dzieci światłości” (Ef 5,8).
Skomentuj artykuł