Kościół powinien opowiadać o swoich bohaterach. Historia Michała Boyma [ROZMOWA]

Kościół powinien opowiadać o swoich bohaterach. Historia Michała Boyma [ROZMOWA]
Fot. Domena publiczna

Cierpliwie nauczać a nie nakazywać, przekonywać a nie zmuszać. Na drodze, którą idzie człowiek, być jak ta woda deszczowa, która poi, obmywa i schładza a nie kamień, który rani stopę. Tak powinien dziś pełnić swoją misję Kościół według Agnieszki Couderq, autorki powieści historycznej o Michale Boymie, jezuickim misjonarzu w Chinach. Jej zdaniem powinniśmy atrakcyjnie opowiadać o naszych bohaterach, a znajomość historii może uchronić nas przed powtarzaniem tych samych błędów.

Wojciech Żmudziński SJ: Powieść historyczna "Ostatni wysłannik cesarza Ming", której jest Pani autorką, opisuje historię jezuickiego misjonarza Michała Boyma, który w XVII wieku walczył o to, by Chiny stały się krajem katolickim. Nie udało się. Ówczesny Kościół, który nie był wolny od wewnętrznych napięć zaprzepaścił tę szansę. Na ile wewnątrzkościelne spory zaważyły na tym, że Chiny nie są dzisiaj katolickie?

Agnieszka Couderq: Jednym z dwóch podstawowych problemów, z którymi musiał się zmierzyć Boym był brak obeznania większości duchownych i hierarchów kościelnych z obcymi i niekiedy bardzo rozwiniętymi kulturami, w których przyszło Kościołowi działać. Za brakiem obeznania szły niezrozumienie, brak wrażliwości czy wręcz arogancja wobec nieznanego. To zawsze kończy się źle zgodnie z przysłowiem "pycha kroczy przed upadkiem". Chiny są tego najlepszym przykładem. Niepotrzebna walka z wypracowanymi przez jezuitów "rytami chińskimi", które umiejętnie przystosowały działania ewangelizacyjne do uwarunkowań w cesarskich Chinach, zaprzepaściła ogromny sukces jezuitów, którym udało się ugruntować obecność chrześcijan na ziemi chińskiej. Przypominam, że ojcowie Michele Ruggiere i Matteo Ricci w 1582 roku zastali na terytorium cesarstwa całkowity zakaz wstępu dla obcokrajowców. Ponadto każdemu Chińczykowi, który by ich przyjmował, groziła kara śmierci. Ostatecznie, w 1721 roku cesarz Qing Kangxi, rozgniewany sprzeciwem Watykanu wobec rytów chińskich, zakazał misji chrześcijańskich w Chinach i wydalił misjonarzy. W swoim dekrecie Kangxi stwierdził: "Doszedłem do wniosku, że ludzie Zachodu są naprawdę małostkowi. Nie można z nimi rozumować, ponieważ nie pojmują większych spraw tak, jak my pojmujemy je w Chinach". Jak wiadomo, w 1941 roku Propaganda Fide przyznała rację jezuitom. O dwa wieki za późno. W konsekwencji z owoców pracy katolickich ojców skorzystali skwapliwie anglosaksońscy protestanci. Przybywszy do Chin w połowie XIX wieku oparli się całkowicie na metodach wypracowanych przez jezuitów. Zaproponowana przez misjonarzy inkulturacja przyniosła także korzyści i stronie chińskiej, która zyskała europejską wiedzę matematyczną, astronomiczną i inżynieryjną, a nawet dziś obowiązujący i nota bene dopracowany w latach pięćdziesiątych XX wieku przez Komunistyczną Partię Chin system romanizacji znaków chińskich pin-yin, oparty jest w uderzającym stopniu na systemie romanizacji stworzonym przez jezuitów.

Drugim problemem, z jakim mierzył się ojciec Boym i o którym jest także mowa w mojej powieści, jest sojusz ołtarza z tronem, uwikłanie Kościoła w sprawy bieżącej polityki i myślenie kategoriami władzy świeckiej. Między innymi chodziło o niechęć Watykanu wobec nowej dynastii portugalskiej Braganza, której król Jan IV Odnowiciel uwolnił Portugalię spod panowania ściśle powiązanych z Watykanem Habsburgów. Rezultatem tego były wysiłki stolicy papieskiej mające na celu zmniejszenie znaczenia działań Portugalii wspierającej misje na Dalekim Wschodzie. Watykan wolał wysyłać misjonarzy na statkach heretyków holenderskich, byleby nie korzystać z usług floty portugalskiej. Watykan wspierany był przez braci kardynałów Barberini, reprezentujących francuskiego Króla Słońce -  Ludwika XIV. W początkach pontyfikatu papieża Inocentego X, bracia Barberini, oskarżani o nadużywanie swych kardynalskich pozycji do bogacenia się, zmuszeni byli uciec do Francji pod ochronę króla i kardynała Mazarina. To ugruntowało ich związek z Francją. Ostatecznie, w roku 1663, cztery lata po samotnej śmierci ojca Boyma, który nie zdradził chińskich braci w wierze nawet za cenę swego życia, powstała w Paryżu organizacja o nazwie Société des Missions Etrangères de Paris nastawiona na prowadzenie działalności misyjnej właśnie na Dalekim Wschodzie. Jak mówi francuska Wikipedia, była to organizacja "niepozbawiona charakteru patriotycznego" i dała ona niewątpliwie zaczyn dla kolonialnej ekspansji Francji na Dalekim Wschodzie. Poległa przy tym całkowicie unikalna szansa na katolickie Chiny.

DEON.PL POLECA

Co dzisiaj powinno zmienić się w Kościele, aby nie przegapił on podobnych okazji pojawiających się we współczesnym świecie? Czy potrzeba nam więcej odwagi, przebojowości, wiary w siebie? A może podobne okazje (do zawojowania świata) należą tylko do przeszłości i Kościół utracił już zdolność do rozwoju, a Pani książka jest tylko ciekawym wspomnieniem?

- Według mnie, w świecie współczesnym Kościół ma ogromny potencjał i to także na Zachodzie, gdzie obecnie zdaje się być na pozycji straconej. Wystarczy się przejść ulicami Los Angeles czy San Francisco, by zobaczyć wśród kartonowych „domów” ofiary współczesnego świata, ludzi zagubionych, chorych, w pętli nałogu, zrozpaczonych i porzuconych. To jest szansa na nową misyjność. Kościół musi powrócić do swego modelu działania z czasów wczesnego chrześcijaństwa i uwolnić się od uwikłań biznesowo-politycznych, które ograniczają jego wolność działania. Nie znaczy to, że nie ma prowadzić dyplomacji, ale w ostatecznym rozrachunku musi stać przy swych apostolskich zasadach.

Musi przy tym działać jak mądry rodzic, nauczyciel, a używając terminologii chińskiej "mistrz". Ma cierpliwie nauczać a nie nakazywać, przekonywać a nie zmuszać. Być na drodze, którą idzie człowiek, jak ta woda deszczowa, która poi, obmywa i schładza a nie kamień, który rani stopę. Trzymać się ściśle nauk Chrystusa, który przygarniając grzeszników, przebaczając im te biblijne siedemdziesiąt siedem razy, jednocześnie nie czynił z ich grzesznych zachowań akceptowalnej normy w imię źle pojętej miłości i tolerancji. Pewne zasady nie mogą być z gumy bo wówczas przestają być zasadami.

Takie podejście jest ukazane w mistrzowskim filmie Martina Scorsese „Milczenie” traktującym o prześladowaniach chrześcijan po powstaniu chłopów na wyspie Shimabara przeciwko feudalnej władzy szogunatu Edo w latach 1637 – 1638. Wspominam o tym powstaniu także w mojej powieści, ponieważ część japońskich chrześcijan uciekła do stolicy królestwa Ajutthai (obecnie Tajlandia) i skupiła się wokół jezuickiej misji i kościoła Św. Pawła, gdzie przebywał i nauczał także Michał Boym. W filmie pojawia się postać Kichijiro – chrześcijańskiego chłopa, będącego przewodnikiem filmowych jezuitów na ziemi japońskiej. Kichijiro jest człowiekiem upadłym, tchórzliwym, który donosi na swych towarzyszy władzom i wielokrotnie wyrzeka się wiary chrześcijańskiej, a jednocześnie zawsze do niej powraca. Trafia nawet do więzienia, w którym również siedzi uwięziony w skutek jego zdrady jezuita. Kachijiro spowiada się u niego z wyrządzonych mu krzywd i każdorazowo otrzymuje rozgrzeszenie.

Żyjemy w czasach, kiedy wiele czynników celowo lub przypadkowo działa na rozproszenie ludzkiej energii prowadząc do atomizacji społecznej. Rolą Kościoła jest temu przeciwdziałać. Kościół musi jednoczyć ludzi wokół wspólnego działania. Wspaniałym doświadczeniem takiego współdziałania chrześcijańskiego w naszych czasach była dla mnie pielgrzymka do Santiago de Compostela, podczas której przebywając w albergues i spotykając innych pielgrzymów czułam się jakbym była we wczesnochrześcijańskiej wspólnocie, gdzie wszyscy byliśmy rodziną.

Zbytki uśpiły Kościół. W rezultacie pozwolił on na wymazanie ze świadomości ludzi prawdy o swej kluczowej roli w tworzeniu zachodniej kultury i nauki oraz kształtowaniu duchowych podstaw.

No właśnie, Kościół, który przez wieki rozwijał naukę i był awangardą kultury i sztuki, dzisiaj postrzegany jest przez jednych jako zacofany, wsteczny, mało aktywny w świecie, a przez innych jako usiłujący nadążyć za nowinkami nadwyrężając swoją tożsamość. Kiedyś Kościół miał atrakcyjną propozycję dla świata, dzisiaj świat ma wiele propozycji dla Kościoła, który przestał być liderem zmian. Jak Pani na to patrzy?

- Kto dziś wie, że Izaak Newton był autorem równie licznych rozpraw z dziedziny wiary. Prawie nikt nie pamięta, że pierwszy opis negatywnych skutków koncentracji kapitału odnajdujemy w "Utopii" autorstwa katolickiego uczonego, Tomasza More’a, który został ścięty przez swego przyjaciela, króla Anglii, Henryka VIII Tudora, za przeciwstawianie się odejściu Anglii od wiary katolickiej. To More jako pierwszy zdefiniował określenia tak dziś powszechne jak monopol i oligopol.

Równie mało ludzi wie o szkole ekonomii i prawa Uniwersytetu w Salamance, pod którą podwaliny położyli w pierwszej połowie XVI wieku dominikańscy tomiści i którą rozwijali kolejni duchowni. To właśnie uczeni szkoły w Salamance sformułowali pojęcie prawa naturalnego, a następnie wysnuli z niego idee równości praw każdego człowieka i jego prawa do wolności osobistej, ekonomicznej i wolności sumienia – koncepcji, które dziś przeciętny człowiek łączy ze znacznie późniejszym antyklerykalnym Oświeceniem. Te przykłady unaoczniają skalę zaniedbań i zafałszowań w kształtowaniu wizerunku Kościoła, który dziś najbardziej kojarzy się przeciętnemu zjadaczowi chleba z procesem Galileusza i Świętą Inkwizycją.

Kościół powinien promować prawdę o swych dokonaniach i nauczyć się efektywnie konkurować z materialistycznymi nurtami w sztuce i nauce. Aby to zrobić musi jednocześnie łączyć, wspierać i wzmacniać katolickie środowiska twórców i naukowców, których jest w świecie wielu, a zarazem, przy użyciu dostępnych mu narzędzi, odbudowywać swój prawdziwy wizerunek. Warto przy tym korzystać z narzędzi tak łatwych w odbiorze jak film. Badania psychologiczne pokazują, iż nic tak nie oddziałuje na człowieka jak obraz i dobrze opowiedziana opowieść o inspirującej postaci. Biblia jest przecież tego najlepszym przykładem.

Sukces wielu produkcji filmowych o tematyce chrześcijańskiej, których przykładem może być serial "The Chosen" czy film "Dźwięk wolności" z Jimem Caviezelem, dobitnie świadczy o powszechnym zapotrzebowaniu na chrześcijańskie treści i na bohaterów, za których przykładem chce się iść. Osiągnięcia i poświęcenie ludzi wiary powinny trafiać na ekrany świata w postaci filmów zrobionych przez wybitnych reżyserów. Historie opowiadające o ich życiu i dokonaniach pomogą odnowić Kościół. Tylko Kościół sam musi chcieć się odnowić.

Dziękuję Pani za podzielenie się tymi cennymi refleksjami.

W powieści "Ostatni wysłannik cesarza Ming" Agnieszka Couderq opowiada historię, która może być inspiracją dla ludzi Kościoła na czas obecnych przemian. Ksiądz bp Michał Janocha, Przewodniczący Rady ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego KEP, w liście do Autorki wyraził nadzieję, że "wytrwałość ojca Boyma w dążeniu do prawdy, wbrew wszelkim przeciwnościom i jego niewzruszona wiara, zainspirują czytelników Pani powieści do głębszych przemyśleń". Oby heroizm tego jezuickiego misjonarza sprzed lat, obudził uśpiony w zbytkach i sklerykalizowany zachodni Kościół. Obyśmy ucząc się na błędach, dostrzegli - jak mówi dobitnie pani Couderq - "ofiary współczesnego świata, ludzi zagubionych, chorych, w pętli nałogu, zrozpaczonych i porzuconych. To jest szansa na nową misyjność".

socjusz przełożonego Prowincji Wielko­polsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego, współpracownik portalu DEON.pl oraz Jezuici.pl. Opublikował między innymi: Niebo jest w nas; Miłość większa od wiary; Pogromcy zamętu; Ro­dzice dodający skrzydeł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Andrzej Draguła

Niebanalne, esencjonalne i prowokujące do myślenia teksty o Kościele

Być z Kościołem, gdy przeżywa momenty swojej świetności, swój „złoty wiek”, nie jest trudno. Wyzwaniem stają się chwile, w których przechodzi on przez „noc”; okresy, gdy...

Skomentuj artykuł

Kościół powinien opowiadać o swoich bohaterach. Historia Michała Boyma [ROZMOWA]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.