Krzysztof Dzieńkowski SJ: Marzy mi się, żeby młodzi byli usłyszani [ROZMOWA]
O młodych, którzy szukają czegoś więcej, choć statystyki nie są optymistyczne, o ewangelizowaniu na Instagramie i towarzyszeniu ludziom tam, gdzie są, w rozmowie z Martą Łysek opowiada Krzysztof Dzieńkowski SJ.
Marta Łysek: Czy młodzi potrzebują Pana Boga? Jeszcze szukają czegoś więcej, czy mają milion rzeczy więcej w internecie i niczego nie potrzebują?
Krzysztof Dzieńkowski SJ.: Przyznam, że na ogół pracuję z dość wyjątkową młodzieżą, bo to osoby, które przyjeżdżają na rekolekcje w ciszy. Bywa, że są osoby mniej praktykujące, które czegoś szukają. Trzeba odrobinę pragnienia i odwagi, żeby wejść w rekolekcje w ciszy – i co tam się okazuje? Że młodzi sami mają taką refleksję, że media, ilość bodźców ich przytłacza, odbiera im komfort życia. Zaczynają szukać innych, prostszych dróg życia, które będą zdrowsze. Ćwiczenia duchowe pomagają im przez kilka dni, w takim specjalnym środowisku nabrać dystansu do nadmiaru bodźców, odkryć, co służy, a co nie, i potem jakoś troszeczkę reformować sobie życie. Więc tak, ci, którzy do mnie przychodzą, szukają.
A ci, którzy nie przychodzą?
- Tych sam szukam w internecie, na Instagramie. I staram się, żeby to, co publikuję, było dostosowane do tego młodego człowieka, żeby spotkać się z nim tam, gdzie on jest. Żeby filmik był krótki, dynamiczny, chwytliwy – i dopiero stopniowo, z czasem mogę podprowadzić pod trudniejsze treści i np. doświadczenie Ćwiczeń Duchowych. Staram się mówić w taki sposób, żeby człowiek był to w stanie przyjąć, bo sam jestem użytkownikiem internetu i wiem, jak mi czasem jest ciężko się zatrzymać nad jakimiś bardziej wymagającymi treściami, kiedy już jestem w fazie scrollowania (śmiech).
Śmieszne treści, krótkie filmiki - to jest sposób? Nasz częściowo zasiedziały Kościół przywiązany do długich kazań jest w stanie wyjść do młodych i mówić do nich krótkim filmikiem? Ta mała grupa księży, którzy to robią, to jest trend czy ewenement?
- Są dwa kierunki. Albo łapiesz uwagę dobrą formą, albo dajesz młodym przestrzeń spotkania, relacji. Są takie żywe wspólnoty i tam nie trzeba się nie wiadomo jak spinać, żeby forma była atrakcyjna, bo jest już wspólnota, jakaś bliskość, wzajemne zrozumienie. Gdy tego nie ma i warunki są trudniejsze, wtedy młodzi księża starają się dostosować z formą głoszenia. Jest taki fajny motyw księży tiktokowych. Patrzę na nich teraz z dużym podziwem, wcześniej patrzyłem tak z przymrużeniem oka: bez przesady, tak się wygłupiać… Ale oni są obecni w taki sposób, w jaki młodzież jest teraz między sobą obecna, dlatego mają z młodymi jakiś link, jakieś porozumienie. A wtedy pojawiają się pytania i można na nie odpowiadać.
Inaczej, niż na kazaniu…
- I to jest super! Jest taki ksiądz Piotr Jarosiewicz. On nie głosi kazań, tylko odpowiada na pytania, które padają. W kościele najczęściej jest na odwrót, bo taki jest kształt liturgii, nikt tam nie zadaje pytań, tylko otrzymuje mniej lub bardziej duchową porcję jakiegoś głoszenia.
Jacy są młodzi? Jak ich widzisz?
- Relacje to jest dla nich spore wyzwanie. To jest charakterystyczne dla młodego człowieka, że bariery w relacjach są duże, że są obawy przed bliskością, takim bezpośrednim kontaktem. Mają sporą trudność z poczuciem wartości, tożsamością. Poza tym słuchają, myślą, są krytyczni. Ale ostatnie dane statystyczne nie są najbardziej optymistyczne.
Co z tymi statystykami robić? Masz jakieś odpowiedzi, marzenia?
- Nie chciałbym się wymądrzać, bo nie jestem katechetą ani duszpasterzem z poważnym stażem. Marzenia mam takie, żebyśmy mieli wspólnoty młodych. Tego się nie da robić na wielką skalę, ale da się robić owocnie. To, co będzie trzymać młodych przy sobie i przy Bogu, to będzie wspólne doświadczenie, zarówno indywidualne, ale też doświadczenie przyjaźni, relacji. Jeśli jest wspólnota złożona z kilku osóbek, które są zagubione, samotne, mające bardzo dużo niezaspokojonych potrzeb, to gdy przyjdzie z zewnątrz ktoś, kto jest daleko od Boga i Kościoła, to raczej się nie zatrzyma dłużej przy takiej wspólnocie.
Potrzebujemy inwestować we wspólnoty, które będą żyły i przyciągały tym, że jest w nich radość, zdrowe relacje, że ludzie żyją inaczej. Takie miejsca w Polsce są, takie wspólnoty młodych, które się dynamicznie rozwijają i rozrastają.
Piękne marzenie.
- Mam jeszcze drugie, ale na nie trzeba mieć czas i pojemność, żeby móc słuchać. Marzy mi się, żeby młodzi byli właśnie usłyszani. Na Instagramie czuję się, jakby mi brakowało uszu… Jest dużo problemów, pytań, bywa, że odzywają się do mnie osoby, które mają problem z sakramentami, cierpią z powodu skrupułów, albo osoby homoseksualne się do mnie odzywają. Kiedy widzę, że jest taka potrzeba, staram się nagrać im głosówkę, kilka minut, takie prawdziwe słowo z serca, ale afirmujące, które mówi, żeby ten człowiek szukał swojego miejsca nawet, jak formalnie nie może przystępować do sakramentów. Niech za wszelką cenę szuka, bo Bóg się na niego nie wypina. I czasami ci ludzie ze łzami odpisują, że coś takiego im ksiądz powiedział...
Myślę, że jak będziemy mieli czas i chęci, żeby słuchać ludzi, nie pouczać ich, tylko spotkać tam, gdzie są, i im towarzyszyć, to będzie szansa, że zostaną na dłużej. Pytanie, z kim oni się skonfrontują lokalnie w swojej społeczności wierzącej…
Ksiądz z Instagrama może się nieco różnić od księdza z parafii?
- Takie zarzuty usłyszałem ostatnio… Jest zresztą taki nurt byłych katolików i katoliczek i oni ukuli określenie „fajni księża”. Czyli tacy, którzy próbują zwieść te biedne młode osóbki i im pokazać, że jest jeszcze taka tkanka Kościoła, miła, życzliwa, słuchająca, zdrowa. No i to według nich jest tylko pułapka, bo te biedne osoby i tak później wpadną jak śliwka w kompot. Ostatnio jakaś moja rolka się rozpędziła, zaczęli na profil przychodzić ludzie spoza mojej bańki i komentować: „a, to kolejny fajny ksiądz, co próbuje wciągnąć w sidła”.
Jak się z tym czujesz? Co robisz?
- Mam chęć polemizować, ale przy pewnej skali nie ma siły. Widzę, że najlepiej jest robić swoje. Po prostu robić swoje, spokojnie i do przodu.
Mam poczucie, że to jest mocno demotywujące dla ludzi Kościoła, który chcą zrobić coś dobrego, miłego, życzliwego. Jak takie reakcje tłumaczyć młodym?
- Lubię się powoływać na kontekst, w którym jesteśmy. I na to, że Kościół przez długi czas był masowy i za to zapłaciliśmy pewną cenę. Jako duży organizm zmieniamy się powoli. Trzeba to uszanować, tak jak szanuje się tempo zmian w społeczeństwie, rodzinie.
Jak w takim razie Ty opowiadasz o Kościele?
- Powołuję się na swoje świadectwo i na Bożą wierność. Nawet bardziej na Bożą wierność! Możemy mówić że trwa jakiś etap w życiu Kościoła, ale ten etap w pewnym sensie trwa, od kiedy Kościół powstał. I jeśli ja w tym Kościele doświadczyłem spotkania z Bogiem i tu, w tym Kościele, nie w innym, przez tych ludzi Kościoła Chrystus mi się objawił, jeżeli Bóg jest wierny mimo tego, co się dzieje z tą oblubienicą w pobrudzonej sukni, to jak ja mógłbym odciąć od Kościoła?
To jest moje doświadczenie. Co by się nie działo z Kościołem, mam zamiar zostać tu, gdzie jestem. Nie mówię, że gdzie indziej nie ma Boga, ale tu jest Bóg, który mi się objawił, który mi się dał doświadczyć. I to może być argument dla osoby, która ma żywe doświadczenie Boga w Kościele przez sakramenty, przez posługę księży. To może być argument, żeby czasem, jak przychodzi rozczarowanie, nie wychodzić, nie rezygnować, kiedy ta schorowana oblubienica tym bardziej potrzebuje kurażu. Ale trzeba też takiej dużej ludzkiej dojrzałości, żeby znieść trudną różnorodność, którą niesie ze sobą Kościół.
Młodym nie przychodzi to łatwo.
- Nie, bo młodzi ludzie są często idealistami i chcieliby się utożsamić z tym, co jest nieskazitelne, kryształowe. Widać to na przykład w kulturze instagramowej. Ktoś jest na świeczniku, ale jak gdzieś moralnie podpadnie, to natychmiast się uruchamia cancel culture. I jest tu jeszcze gorsza, niż się to stereotypowo mówiło o Kościele. Na Instagramie jest jeszcze gorzej. Ludzie chcą się identyfikować z czymś nieskazitelnym, zwłaszcza, jeśli chodzi o Kościół, wiarę…
Opinie o Kościele też nie pomagają.
- To też widać w kontekście rówieśniczym: co ja mam powiedzieć, jak mam się czuć, skoro moje koleżanki, koledzy mówią, że jak jestem w Kościele, to jestem współodpowiedzialny za pedofilię? To są bardzo nieuczciwe narracje, zwykły szantaż, który się pojawia także u poważnych influencerów. Albo takie narracje, które też słyszałem u dużych influencerów: jeśli chcesz być uczciwy, to albo się zgadzasz ze wszystkim, czego naucza Kościół, albo powinieneś go opuścić, jeżeli z czymkolwiek się nie zgadzasz. A przecież Kościół dopuszcza pewne napięcie. Jest hierachia prawd wiary. Można w takim napięciu trwać w Kościele - i szukać.
Skomentuj artykuł