Matka Boża znalazła mi narzeczonego, który wkrótce stał się moim mężem [ŚWIADECTWO]

fot. Ross Sneddon / Unsplash
Magda

Nie miałam już siły na nic. Wylądowałam w domu moich rodziców ze zwolnieniem lekarskim od psychiatry, leżąc w łóżku i bojąc się nawet wyjrzeć przez okno. Z perspektywy czasu stwierdzam, że przeżyłam własną śmierć. Niestety leki nie pomagały. I wówczas pojawił się ratunek. [ŚWIADECTWO]

Siadając do napisania świadectwa o Nowennie pompejańskiej, w zasadzie nie wiedziałam, od czego zacząć. Od tego, że miałam ciężkie dzieciństwo, awantury i burdy w domu? A może od tego, że byłam bardzo zbuntowaną nastolatką, która zbyt wcześnie wkroczyła w dorosłe życie? A może powinnam zacząć od mojego związku w dorosłym już życiu z żonatym mężczyzną, w który potwornie się uwikłałam i z którego nie potrafiłam wyjść, chociaż bardzo chciałam? A może powinnam zacząć od tego, że pewnego dnia Pan Bóg odgrodził mnie od moich dotychczasowych znajomych, przyjaciół, rodziny? Pewnego dnia zostałam sama w wielkim mieście. Tak wyszło. Miałam zatem dużo czasu do rozmyślania. To był czas dany mi od Pana Boga, żeby zastanowić się nad swoim życiem. Wróciłam do Kościoła. Cieszyłam się na samą myśl, że pójdę na mszę świętą. Byłam tak spragniona sakramentów, że z czasem uczęszczałam na mszę świętą codziennie. W tym czasie jednak nie wszystko układało się pomyślnie. Moje nawrócenie zaczęło się od samotności. Niestety noce były koszmarne. Cały czas czułam czyjąś obecność. Śniły mi się na przemian diabły i anioły. Pojawił się strach, który mnie nie opuszczał. Pojawiła się bezsenność i, co za tym idzie, usypianie się alkoholem, a później, z obawy przed uzależnieniem od alkoholu, lekami nasennymi. Pan Bóg wyprowadził mnie z tego po pewnym czasie. Myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety, problemy w pracy i samotność bardzo mi doskwierały. Byłam jednak tak zablokowana na ludzi, że nie potrafiłam otworzyć swojego serca dla nikogo.

Pewnego dnia przypomniałam sobie o Dzienniczku Siostry Faustyny. Zawsze chciałam go przeczytać. I wtedy wszystko się zaczęło. Dzienniczek wywarł na mnie ogromne wrażenie. Pewnej nocy miałam sen. Pan Jezus cierpiący na krzyżu wołał mnie do siebie: "Przyjdź do mnie!". Obok na ołtarzu leżało zdjęcie Siostry Faustyny. Po odwróceniu zdjęcia ujrzałam okropne znaki diabelskie, które wręcz parzyły. Po tym śnie oddałam swoje życie Panu Jezusowi. Całe życie, bez żadnych zastrzeżeń. W niedługim czasie obudził się we mnie głód komunii świętej. Miałam ogromne pragnienie przyjmowania jej codziennie. Pamiętam ostatnie czytanie Ewangelii podczas ostatniej chyba mszy świętej w moim starym życiu. To była historia o przerażonych apostołach na morzu, w nocy, w trakcie sztormu i o Panu Jezusie idącym po wodzie i wołającym do nich: "Odwagi. Nie bójcie się. Ja jestem".

DEON.PL POLECA

I tu się moje stare życie kończy.

Przyszły depresja i silne zaburzenia lękowe. Nie miałam już siły na nic. Wylądowałam w domu moich rodziców ze zwolnieniem lekarskim od psychiatry, leżąc w łóżku i bojąc się nawet wyjrzeć przez okno. Z perspektywy czasu stwierdzam, że przeżyłam własną śmierć. Niestety leki nie pomagały. I wówczas pojawił się ratunek. Nowenna pompejańska. Powiedziała mi o niej moja bratowa. Zaczęłam ją odmawiać. Z łóżka byłam w stanie podnieść się tylko po odmówieniu nowenny. Nowenna mnie uciszała i czułam w swym sercu spokój i matczyną miłość Matki Bożej. W tym samym czasie odczuwałam niestety całkowity brak Bożej obecności. Niedługo pojawiły się myśli samobójcze. Ale to nie były moje myśli. To były głosy z wewnątrz. Krzyczały, że jestem zerem, że nic nie znaczę, że jestem nieudacznikiem, który nikomu nie jest potrzebny, tym bardziej że Pan Bóg się ode mnie odwrócił i nie ma już dla mnie ratunku. "Zabij się!" - słyszałam w swojej głowie. Wytrwałam. Skończyłam odmawianie nowenny. Czułam się coraz lepiej.

Matka Boża znalazła mi narzeczonego, który wkrótce stał się moim mężem. Nie było łatwo, bo na drodze mojej i mojego jeszcze wówczas chłopaka cały czas stawały jakieś przeszkody. Moja mama przeciwstawiała się temu związkowi, jego rodzina również. To wszystko było jakieś dziwne, niezrozumiałe. Nie poznawałam mojej mamy - zachowywała się, jakby ją coś opętało. Dodam, że mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, bez nałogów, prowadzi własny biznes. Odnosiliśmy wrażenie, że komuś bardzo zależy, żeby ten ślub się nie odbył. Ale się odbył, w sanktuarium w Gietrzwałdzie. Podczas zaślubin ofiarowałam Maryi całe moje życie i moje małżeństwo.

Dzisiaj jestem już innym człowiekiem. Nie, nie jestem już całkowicie zdrowa. Ale z każdym dniem coraz zdrowsza. Wróciłam do pracy. Pan Jezus odbudowuje mnie od podstaw. Uświadamia mi moje wewnętrzne konflikty, cierpienia serca, które wypierałam, i zabiera to wszystko ode mnie.

Nie zrezygnowałam z różańca, nie potrafię bez niego żyć. Wciąż mnie uspokaja i daje spokój serca. Ze spokojem patrzę w przyszłość.

***

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Matka Boża znalazła mi narzeczonego, który wkrótce stał się moim mężem [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.