Choroba zaatakowała prawą rękę i nogę. Czuję się dobrze dzięki prymasowi Wyszyńskiemu
Zachorowałam, mając 36 lat. Lekarze postawili diagnozę - stwardnienie rozsiane. Dzisiaj jestem szczęśliwa, dziękuję Bogu za otrzymaną łaskę i ufam bezgranicznie, że nasz wielki Ksiądz Prymas wstawił się za mną. [ŚWIADECTWO]
Z głęboką ufnością, że modlitwa moja za zdrowie, zanoszona do Boga za pośrednictwem kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, została wysłuchana, podaję szczegóły mojej choroby i obecnego dobrego samopoczucia.
Zachorowałam w listopadzie 1981 roku, mając wówczas 36 lat. Przebywałam w szpitalu na Lindleya od 17 listopada 1981 roku. Pod koniec tego miesiąca lekarze postawili diagnozę - stwardnienie rozsiane. Miałam zaatakowaną prawą nogę i rękę. Powtórnie byłam w szpitalu przez kilka miesięcy w 1982 roku, ale stan mojego zdrowia stale się pogarszał. Z trudem już poruszałam się po domu, a gdy byłam zmuszona jechać na badanie lekarskie, mąż znosił mnie po schodach z pierwszego piętra.
W połowie 1983 roku otrzymałam obrazek z wizerunkiem księdza Prymasa i modlitwę o jego beatyfikację. Od tej pory z głęboką wiarą modliłam się za pośrednictwem kardynała Stefana Wyszyńskiego o tak bardzo potrzebne mi zdrowie, potrzebne nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla mojej rodziny: mąż mój zachorował mniej więcej w tym samym czasie co ja i przechodził dwukrotną operację nowotworu krtani, wskutek czego stracił głos. Mam dwie córki. Starsza w tym roku zdała maturę, młodsza przystąpiła do pierwszej Komunii świętej i przeszła do trzeciej klasy. Dzieci te tak bardzo jeszcze potrzebują naszej rodzicielskiej opieki, a biorąc pod uwagę stan naszego zdrowia nieraz muszą nam pomagać.
W tym roku zostałam przyjęta na kurację do szpitala wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, gdzie przebywałam od 16 czerwca do 20 lipca i gdzie zastosowano nową kurację. Po powrocie do domu czuję się na tyle dobrze, że wychodzę samodzielnie na miasto, do kościoła. Mieszkając na ul. Zakroczymskiej, wsiadam do autobusu na ul. Konwiktorskiej i jadę na Krakowskie Przedmieście, skąd wracam na piechotę do domu. Mogę się zajmować gospodarstwem i wykonywać ręczne roboty.
Jestem szczęśliwa, dziękuję Bogu za otrzymaną łaskę i ufam bezgranicznie, że nasz wielki Ksiądz Prymas wstawił się za mną za pośrednictwem tak bardzo umiłowanej przez niego Matki Bożej do Chrystusa, który tylu ludziom przywrócił zdrowie. Zdaję sobie sprawę, że medycyna idzie wciąż naprzód i niejednokrotnie choroby uważane dotychczas za nieuleczalne, tak jak moja, mogą być zwalczone, ale każdą szlachetną pracą lekarską kieruje Bóg.
Ja - dziękując Bogu za poprawę mojego zdrowia - nadal modlę się o to, by mój stan nie pogorszył się i pozostał taki, jak jest obecnie.
Skomentuj artykuł