„Nieważne, jak umrę…”

Depositphotos.com (127941628)

Wychodząc od wzruszająco szczerych i wypowiedzianych na krótko przed śmiercią słów włoskiego jezuity kard. Carlo Marii Martiniego, autorzy podcastu dotykają w swej rozmowie różnych aspektów tajemnicy ludzkiego umierania.

W przededniu Uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego oraz związanej z tymi świętami listopadowej zadumy Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ w 27. odcinku „Dialogów w połowie drogi” rozmawiają o śmierci, zwracając przede wszystkim uwagę na: lęk przed śmiercią, który nie przekreśla zaufania do Pana Boga, ale jest wręcz konieczny; przez swą nieuniknioność i brutalność śmierć podważa sens wszystkich naszych działań i dokonań – całego życia; chrześcijaństwo nie jest „opium dla ludu” i nie służy uśmierzaniu lęku istnienia i lęku przed śmiercią; a na koniec wzruszający cytat z innego zmarłego jezuity, o. Stanisława Musiała…

DEON.PL POLECA

WZ: „Stoję wobec nieuniknioności mojej śmierci. I jest ona już bardzo bliska. Jestem w ostatniej poczekalni. Zwróciłem się do Pana z żalem, że jego śmierć i zmartwychwstanie nie wyeliminowały naszej nieuniknionej śmierci. Odzyskałem pokój serca wobec nieuniknionego faktu śmierci dopiero wtedy, gdy zrozumiałem, że wymaga ona od nas ostatecznego aktu zawierzenia. Pragniemy być z Jezusem i wyrażamy to pragnienie zamykając oczy i zostawiając wszystko w Jego rękach.” (kard. Carlo Maria Martini SJ).
Ze względu na ten szczególny kontekst listopadowych, świątecznych dni pozwoliłem sobie tak niecodziennie i szczególnie zacząć.

Lęk przed śmiercią

ES: To idąc tym tropem, zapytam, myślisz o swojej śmierci? Boisz się jej?
WZ: I na jedno i na drugie pytanie odpowiem, że tak. Nie tylko z racji wieku, ale z racji tego, że przecież bywało w moim życiu, że śmierć przybliżała się, czy to do mnie, czy do kogoś z moich przyjaciół, bliskich, a również potem i zabierała, więc zawsze to było takie pomyślenie o tym, “a kiedy ja?”. No i plus pogrzeby, bo w ‘tym fachu’, że się tak wyrażę...
ES: Ja pamiętam jako dziecko, no może wczesny okres nastoletni miałam we zwyczaju dołączać do pacierza modlitwę do świętego Józefa i tam wybrzmiewała fraza ‘Patronie dobrej śmierci’. Przez jakiś czas trzymała się mnie ta modlitwa, ona później jakoś tak wymknęła się z tego pacierza, ale było coś takiego bardzo bliskiego w tym wezwaniu.
WZ: Ten cytat kardynała Martiniego przytoczyłem na początku, bo kiedy go pierwszy raz przeczytałem, to bardzo mnie wzruszył. Wzruszył i oczywiście napełnił taką dumą, że to mój współbrat, że taka dojrzałość. A dojrzałość na czym polegająca? Że człowiek takich horyzontów, takiego wykształcenia mógł to jakoś ubrać w jakiś strasznie mądre słowa. A tymczasem tak prosto i tak pokornie przyznał się do lęku przed śmiercią. Do tego lęku, który jest po coś. Bo to jest takie śliczne w tym cytacie, że odzyskałem pokój ducha dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem, że to jest po to, żeby wszystko inne zamknąć i zostawić tylko te drzwi absolutnej, totalnej ufności.
ES: Tak sobie myślę, że w kontekście śmierci w zetknięciu się z tą rzeczywistością jesteśmy nieporadni i to nie tylko, kiedy myślimy o swoich perspektywach. W zetknięciu ze śmiercią naszych bliskich, których śmierć zabierała, którzy odchodzili, w tej naszej postawie jest coś ujmująco, a nawet urzekająco nieporadnego.
WZ: Urzekające jest również to, jeśli ktoś taki jak Martini potrafi się do tej nieporadności przyznać. Doświadczamy tylu innych słabości jakiejś takiej kruchości naszej ludzkiej kondycji, ale umieć się do tego przyznać i jednocześnie, nie tylko ubrać w ładne słowa, ale tak pokazać, że to jest coś, co nas de facto do Pana Boga przybliża, a nie oddala.

Tajemnica i ‘bezsens’ śmierci

ES: Umieć przeżyć to, a nie odsuwać od siebie, przykrywać jakimś tysiącem różnych masek, płaszczyków itd. Tu oczywiście gdzieś tam z tyłu głowy Halloween mi się przypomina i nie po to, żebyśmy teraz jakąś krucjatę tutaj rozpoczynali, tylko żeby tak pokazać, że to jest właśnie takie słabe radzenie sobie, a właściwie nie radzenie sobie ze śmiercią. Jakieś karykaturalne jej przedstawianie, banalizowanie, co rzecz jasna finalnie wcale nie pomaga sobie z nią poradzić.
WZ: Nie buduje, nie pomaga. Nieporadność przy tajemnicy śmierci, której to nieporadności lęk jest takim bardzo szczególnym wyrazem, jest czymś, co de facto stawia nas na właściwej pozycji w relacjach z Panem Bogiem. Bo jakbyśmy zaczęli tak ‘chojraczyć’, że ja jako chrześcijanin, że ja jako ksiądz, ja, jako redaktor…
ES: Że ja na tylu już pogrzebach byłem...
WZ: A to jest chleb powszedni, dopóki jakoś nie zbliża się do ciebie, a nie daj Boże, kiedy ciebie dotknie. Nie tylko, że się zbliży, ale kiedy ciebie dotknie, to wtedy dopiero się okazuje, jaki jesteś słaby, jaki jesteś kruchy. Mówi się, że życie sprawdza, ale śmierć...
ES: No to jest ostateczny sprawdzian i to jest takie bardzo dotkliwe, że ona najczęściej jest nagła, bo nawet jeżeli ktoś choruje i my się spodziewamy, to jest kwestia tygodni, dni, godzin. To ten moment, kiedy nadchodzi, to on jest zawsze jakoś zaskakujący, że to już. Więc, nagła, ostateczna, brutalna śmierć.
WZ: Brutalna, tak właśnie. To na filmach ‘amerykanskych’, jak to zwykliśmy mówić, to jeszcze wszystko zdąży powiedzieć, zdąży się jeszcze pożegnać, rzucić żartem jakimś i dopiero wtedy zamyka oczy. Ale tak naprawdę śmierć jest zawsze nie w porę. Śmierć jest brutalna i jest też – powiedziałbym – bez sensu. Śmierć jest bez sensu, jest zaprzeczeniem sensu, który jakoś tak w ciągu życia sobie układamy, budujemy. Staramy się, żeby nasze działania miały sens. I przychodzi śmierć, i okazuje się, że to wszystko cośmy robili, wszystkie nasze dokonania są bez sensu, bo ona się w ogóle z tym nie liczy. No to dobrze, to jeszcze, żebyś mógł to skończyć, to jeszcze, żebyś mógł się pożegnać, to jeszcze, żebyś...
ES: I oczywiście taką ścieżką można dojść do takiego miejsca, w którym zakwestionujemy w ogóle sens zrobienia czegokolwiek. No bo przecież prawdą jest, że przyjdzie ten moment i umrzemy to bez sensu jest cokolwiek zaczynać. Ale to oczywiście nie jest odpowiedź na te pytania, na te wątpliwości, które formułujemy.
WZ: Śmierć jest tak bez sensu, że nas zmusza do poszukania takiego sensu, który by jakoś mógł się jej przeciwstawić. Śmierć jest bezczelna – tak bym jeszcze powiedział.

Żyć ze świadomością nowego horyzontu

ES: Ta perspektywa jest dla nas, czy powinna być dla nas też oczywista. Nie sposób przed nią uciekać. Ten lęk gdzieś cały czas jest, to jest jakiś horyzont w różnym stopniu widziany przez nas, dostrzegany. Bo przecież idąc, jak rozejrzymy się, to gdzieś tam horyzont dostrzeżemy, ale nie zawsze się rozglądamy, ale on tak czy inaczej jest.
WZ: To jest jak cień, który zawsze nam towarzyszy. Nie koncentrujemy się na nim, ale nie ma tak, żeby go nie było. Chrześcijaństwo, i ten cytat z Martiniego z początku pokazuje, że dojrzałość i dojrzałe chrześcijaństwo nie polega na tym, że raptem cień znika. Wręcz przeciwnie, że on jest po coś.
ES: Ty się godzisz na ten cień, jakoś godzisz się z tym lękiem i to – to może paradoks – daje ci spokój.
WZ: Tak, ale spokój nie taki, że nic nie odczuwam, że spokój taki, jak po przyjęciu jakiegoś środka uśmierzającego ból.
ES: Od opium dla ludu, tak, religia?
WZ: No właśnie, cytat z Martiniego jest przeciwieństwem tego, co Lenin nam próbował wmówić. Nie, chrześcijaństwo nie uśmierza ból istnienia. Chrześcijaństwo nie odbiera ci tego, co cię tak naprawdę czyni człowiekiem, że stawiasz czoła rzeczywistości, a śmierć jest tej rzeczywistości częścią.
ES: Chrześcijaństwo nie jest jakąś zasłoną, za którą sobie wepchniemy trudne dla nas rzeczy, nie jest jakimś schowkiem, w którym sobie pochowamy wszystko, co trudne i będziemy szczęśliwi i weseli, tylko jest właśnie przeżyciem, jest sposobem przeżycia życia i śmierci.
WZ: Zamykamy oczy, żeby wszystko oddać w Jego ręce.
ES: No to nie mogę, nie przywołać drugiego jezuity. Od jezuity zaczęliśmy, no to może z jezuitą skończymy. To są słowa ojca Stanisława Musiała. I tak powiem, że odkąd je usłyszałam, przeczytałam, to stały się dla mnie bardzo ważne, jeśli chodzi o myślenie o śmierci, o oczekiwanie na to, co nieuniknione i wyrażają pragnienie, a wobec innych powiedziałabym życzenie: „nie jest ważne, czy umrę pięknie, czy prozaicznie, budująco, czy z przerażeniem w oczach, jako grzesznik czy w posiadaniu wszelkich biletów do nieba? Nieważne, byle tylko Chrystus zamknął mi oczy”.

Jezuita, uratowany grzesznik; poprzednio duszpasterz akademicki w Opolu i Krakowie, proboszcz we Wrocławiu, prowincjał (2008-2014), a obecnie proboszcz w Tomsku (Rosja, Syberia); inicjator Deon.pl i Modlitwy w Drodze.

Twitter: wziolek_sj

 

Politolog, nauczyciel akademicki, dawca krwi, amatorka biegów długodystansowych, współpracuje z Radiem Doxa, Modlitwą w drodze i Deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

„Nieważne, jak umrę…”
Komentarze (1)
MJ
~Maciej Jaworski
1 listopada 2023, 18:29
... o tak ... zostawiamy absolutnie wszystko z czym wędrowaliśmy przez życie ... a ,,siostra śmierć,, chce być czuła i łagodna, pomimo przeróżnych okoliczności w których dane Jej się stanąć ... Ona wie, że owo ,,pozostawienie wszystkiego, boli ... ale wie też dużo więcej, bo zna powód tej chwili ... i chce zawsze, byśmy narodzili się w Jezusie na NOWO ... I kto wie, może to Ona, siostra Śmierć, też potrzebuje naszej pomocy w Jej pomocy mam ? ...