Owce, wilki, pasterzy brak

fot. © Mazur/cbcew.org.uk

Dla części z wiernych rok 2020 był czasem ostatecznego rozstania się z Kościołem. Nie brak też jednak takich, dla których był ekspresową lekcją z tego, jak bardzo to właśnie my, świeccy, jesteśmy Kościołem. Pytanie, w co przekujemy ten potencjał.

Starzec o ponurej twarzy, brodzący w czerwonej cieczy i skupiony na rzucaniu kamieniem – taki obraz w oczach niemałej części naszego społeczeństwa przyjął w 2020 roku Kościół katolicki w Polsce. Odwołuję się tu oczywiście do instalacji Jerzego Kaliny „Zatrute źródło”, która we wrześniu stanęła na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Warszawie.

Świadomie jednak mówię o „starcu”, a nie o Janie Pawle II, bo w żadnym razie w tym, co chcę tu wyrazić, nie idzie o samego papieża, ale o przygnębiającą metaforę Kościoła, jaką stanowić może rzeźba Kaliny.

Powodów, by tak ją potraktować, jest wiele. Choćby sam rzut kamieniem, według intencji artysty stanowiący ostrzeżenie dla tych, którzy „z czerwonej flagi przeszli na tęczową”. Czy nie słyszymy tu echa słynnych słów abp. Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”? Słów, które chociaż wypowiedziane już blisko półtora roku temu, wciąż rezonują z bolesną mocą?

To słynne sformułowanie przypomnieliśmy sobie szczególnie pod koniec lipca, kiedy na figurze Chrystusa przed kościołem Świętego Krzyża zawisły tęczowe flagi. Jedni mówili wtedy, że to właśnie potwierdzenie tego, z jaką zarazą mamy do czynienia. Inni przytomnie zauważali, że kto sieje wiatr, zbiera burzę. Nie można z żywych ludzi stojących za skrótem LGBT czynić kozła ofiarnego, tematu zastępczego dla afer pedofilskich w Kościele, i liczyć, że pozostanie to bez konsekwencji.

Ostrzeżenie tak, ale dla kogo?

Wśród żartobliwych interpretacji, jakimi obrosła instalacja Kaliny, była i taka, że Jan Paweł II swoim kamieniem mierzy w polski episkopat – to do niego kieruje swoje ostrzeżenie. U podstawy takich odczytań stanęły zatrważające informacje, jakie docierały do nas w tym roku m.in. z filmu „Zabawa w chowanego”, z kolejnych dziennikarskich śledztw Zbigniewa Nosowskiego czy w końcu z dokumentu „Don Stanislao”. Ujrzeliśmy w tym roku episkopat w całej jego mizerii, jako zajęty ratowaniem resztek swojego dobrego imienia kosztem ofiar molestowania. Ujrzeliśmy biskupów jako grono słabe, wewnętrznie podzielone i niebędące w stanie wydusić z siebie przekonującego słowa, zapalającego serca i jednoczącego.

Określenie „duszpasterze”, odwołujące się do ewangelicznych przypowieści o opiece pasterza nad stadem, niektórym z nas już nie przechodzi przez usta. W myślach pojawia się raczej wyraz „wilki”.

Podziały w łonie episkopatu dały o sobie najwyraźniej znać w czerwcu, gdy bp Edward Janiak oskarżony w filmie braci Sekielskich o tuszowanie pedofilii, skierował do biskupów nieoficjalny list oskarżający prymasa Wojciecha Polaka o niszczenie wizerunku Kościoła. Niszczeniem owym miało być m.in. zawiadomienie Watykanu o sprawie bp. Janiaka. Od tego momentu nie było już złudzeń co do tego, że stan mentalny polskiego episkopatu jest alarmujący. Samo rozesłanie takiego listu przez bp. Janiaka pokazało, że miał podstawy, by od innych biskupów spodziewać się zrozumienia i wsparcia. Co więcej, już po ujawnieniu listu nie było żadnej liczącej się reakcji z ich strony, którą moglibyśmy odebrać jako troskę o wiernych, zdezorientowanych i przytłoczonych sytuacją.

Mówimy NIE

Co jeszcze wyczytamy w rzeźbie Kaliny o polskim Kościele AD 2020? Warto przywołać dwie ingerencje, z jakimi spotkała się instalacja. Do basenu, w którym stanęła rzeźba, już w pierwszych dniach wrzucono wielką dmuchaną kaczkę. Sensu tego gestu nie będę tu tłumaczyć, dość powiedzieć, że dla wielkiej części społeczeństwa, także dla zaangażowanych katolików, upolitycznienie Kościoła i zblatowanie z jedną partią, której reprezentanci wpuszczani są na ambonę, stało się już nieznośne.

Dlatego przecież z takim entuzjazmem witany był tzw. list zwykłych księży, który wprawdzie nieporadnie sklecony, przypominający nieco zapewnienia Miss Polonii o tym, że kochają świat, zawierał jednak kluczowe zdanie: „My też mówimy NIE wobec nadużyć polityków i grzechów Kościoła – naszych grzechów”. Tego właśnie było trzeba w momencie, gdy siły polityczne już zapowiadały tworzenie straży świątynnych dla obrony kościołów, a biskupi nie zareagowali na to stanowczym: „NIE, takiego wsparcia i uwikłania politycznego nie przyjmujemy”.

Nie można z żywych ludzi stojących za skrótem LGBT czynić kozła ofiarnego, tematu zastępczego dla afer pedofilskich w Kościele, i liczyć, że pozostanie to bez konsekwencji.

Drugi performance przy instalacji „Zatrute źródło” miał miejsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Wówczas do basenu z rzeźbą wskoczyła grupa kobiet, które wykonały w nim gesty zasłaniania się przed głazem rzucanym przez figurę. To tylko mały odprysk działań w przestrzeni publicznej, jakie obserwowaliśmy podczas manifestacji trwających na ulicach po wyroku TK. Jeśli ktoś sprowadza te protesty do buntu aborcjonistek pod hasłem „Mój brzuch, moja sprawa”, to albo nie ogarnia złożoności sytuacji, albo świadomie manipuluje. Wyrok TK wzbudził niepokój także zaangażowanych katolików i katoliczek, przeciwników aborcji. Stało się tak z powodów, o których szerzej mówiłam w dyskusji zorganizowanej przez magazyn „Kontakt”.

Ekspresowa lekcja z bycia Kościołem

W tle całości tych zmagań mamy w dodatku pandemię. Dla wiernych przyzwyczajonych w dużej mierze do tego, że ich życiem religijnym kieruje ktoś inny, oderwanie od standardowych praktyk religijnych mających miejsce w świątyni było niewątpliwie wstrząsem. Mam podstawy, by sądzić, że dla niektórych był to wstrząs terapeutyczny, prowadzący do uświadomienia sobie własnej wolności i odpowiedzialności, konieczności osobistego, niezapośredniczonego kształtowania relacji z Bogiem.

Dla części z wiernych rok 2020 był czasem ostatecznego rozstania się z Kościołem. Nie brak też jednak takich, dla których był ekspresową lekcją z tego, jak bardzo to właśnie my, świeccy, jesteśmy Kościołem. Pytanie, w co przekujemy ten potencjał. Jedno jest pewne: takiej przyspieszonej zmiany epok w naszym pokoleniu jeszcze nie widzieliśmy.

Redaktorka w Wydawnictwie „Więź”, autorka książek „Osobliwe skutki małżeństwa”, „Zostały mi słowa miłości. Maria Hiszpańska-Neumann: życie i twórczość” oraz wywiadu rzeki z bp. Michałem Janochą „A piękno świeci w ciemności”. Publikowała m.in. w „Kontakcie”, „Tygodniku Powszechnym”, „Przewodniku Katolickim”, „W Drodze”. Żona i matka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Owce, wilki, pasterzy brak
Komentarze (20)
ZK
~zasmucony katolik
31 grudnia 2020, 14:39
Dla mnie rok 2020 byl rokiem przelomu, wierze jeszcze bardziej niz wierzylem, poznalem bowiem znaczenie slow: Mlyny Boskie miela powoli ale dokladnie, Czlowiek mysli Pan Bog kresli. Myslalem czesto, Panie Boze ty to widzisz i nie grzmisz. Doczekalem sie, z Kosciolem sie nie pozegnam bo Kosciol jest Chrystusowy, nie jest wlasnascia tych sodomitow czy Judaszow, TW ich nazywaja. mysleli ze im sie udalo, tak moze myslec tylko czlowiek nie wierzacy w Boga. Bedzie nas mniej ale silniejszych w wierze. Kosciol wyjdzie oczyszczony.
ZM
~z miłością i odpowiedzialnością kapelanów zatwardziałych
31 grudnia 2020, 01:46
JPIi prowadził mas do źródła "bo źródło bo źródło.." no i nic nie mówił do usranej śmierci w drodze tym za nim że źródło capi gównem jech owego zdroju "nauki wiary" JPII był pierwszy przy źródle i nie ostrzegł idących jego śladami żeby się przy tym źródle nie pochorowali jednym słowem JPII z gęby zrobił dupę ... stając się szafarzem ...wzorca ...z miłością i odpowiedzialnością koncelebrowanego zatwardzenia koncelebry zatwardziałoci
KS
Konrad Schneider
2 stycznia 2021, 07:55
~z miłością i odpowiedzialnością kapelanów zatwardziałych: Dlaczego ktos z redakcji dopuscil do takiego wpisu?
DS
~do starych capów zaprawdę powiadam wam
31 grudnia 2020, 01:41
JPIi prowadził mas do źródła "bo źródło bo źródło.." no i nic nie mówił do usranej śmierci w drodze tym za nim że źródło capi gównem jech owego zdroju "nauki wiary" JPII był pierwszy przy źródle i nie ostrzegł idących jego śladami żeby się przy tym źródle nie pochorowali jednym słowem JPII z gęby zrobił dupę ... stając się szafarzem ...wzorca ... zatwardzenia
AZ
~Andrzej Z Doliny
30 grudnia 2020, 22:39
"A bramy piekielne go nie przemoga" choćby nie wiem jak tego Pani chciała i oczekiwała.
ML
~Marek Leszczyński
30 grudnia 2020, 22:29
Trzeba odejść od "wielkich narracji" w kierunku praktyki ewangelizacji i poszukania współczesnych środków przekazu prawd wiary. Kościół nie może podążać za światem, przypodobywać się. Kościół powinien zmieniać świat podejmując wyzwania. Ubolewanie nad kondycją moralną hierarchii ma sens o ile odniesie się to do kondycji ogółu społeczeństwa. Rewolucja 68 zmieniła rzeczywistość społeczną, pytanie tylko czy można odwrócić ten proces używając języka minionych epok ? To duże zadanie intelektualne, duchowe i ewangelizacyjne dla nowego pokolenia ludzi Kościoła, zwłaszcza teologów świeckich. Rewolucja miłości może dokonać się w dialogu, nie zaś konfrontacji.
KR
~Kazimierz Robertowski
30 grudnia 2020, 13:23
Myślę że myli pani wizerunek Kościoła, z rzeczywistością Kościoła. Wizerunek kreują media, zgodnie z tym kto im płaci - a rzeczywistość jest nieraz kompletnie inna. Żyjemy w czasach, w których wielu ludzi daje się nabrać na pijar i sądzi, że to jest prawda.
RA
~romek andrzejewski
31 grudnia 2020, 09:51
Nie jest tak źle ,po prostu odpadlo to co miało odpaść , to że katolicy są mniejszoscia wiadomo od dawna , ale lokalnie mają mocne struktury, teraz tylko zdrajcy pojawili się w pełnej krasie, to taki czas pruby przed resetem, jak zechce Bóg to wszyscy będziemy wierzący i tego się trzymajmy ,tylko znikną mieszacze,
KS
~krzysztof sikorski
30 grudnia 2020, 12:52
Napisane z pazurem....tyle, że to pazur kury domowej. Artykuł napisany bez szerszej perspektywy. "tak przyspieszonej zmiany epok jeszcze nie widzieliśmy" .... intelektualna zaćma? . " Zabrania się zabraniać" czołowe hasło lat 60 XX wieku. Rewolucja seksualna. Wyzwolenie! Mężczyzn? Zawsze obyczajowo byli wolni. Wyzwolenie kobiet! Wreszcie mogły równać do rodzaju męskiego, wprawdzie płytkiego,ale jednak bagna. Dotychczas to kobieta była znakiem moralności. Po rewolucji przestała być wyznacznikiem kultury obyczajowej, co w kilka dekad przełożyło się na życie całego społeczeństwa i jednostek.Dziś tylko wyłażą na wierzch skutki tamtej rewolucji. Biskupi muszą porzucić crego Chrystusa " odpuść 77 razy", gdy mają do czynienia z sodomią. Biskup musi mieć siłę podnieść i rzucić kamieniem przy pierwszym zgłoszeniu, a deklaracje, kajanie się sodomity wydają się w dzisiejszych warunkach oczekiwań społecznych już bez znaczenia. To wypadek zawsze ze skutkiem śmiertelnym.
JY
~john yossarian
31 grudnia 2020, 17:12
Łomatko...
MR
~Marcin Rotmiński
30 grudnia 2020, 09:00
Pani Ewa dostrzegła tylko jedno w sprawach Kościoła Anno Domini 2020. Jakoś nie zauważyła ogromnej ilości pozytywnych, dobrych akcji podejmowanych przez duszpasterzy i świeckich wobec ludzi ubogich, potrzebujących, chorych. Pani myślenie jest warszawocentryczne, natomiast gdyby Pani wyruszyła ze swojej twierdzy - kilkanaście kilometrów poza stolicę - zauważyłaby pani Kościół żywy, dynamiczny, rozwijający się, angażujący wielu ludzi starszych i młodych. Tak to jest, gdy się Kościoła nie kocha, nie rozumie, traktuje z pozycji zewnętrznego krytyka, któremu nie zależy na dobru ludzi wierzących. Jak wielu takich domorosłych teologów radowałoby się, gdyby Kościół w Polsce był niszowy, marginalny, ostatecznie skompromitowany. Wtedy by uznali, że swój cel osiagnęli.
AM
~Andrzej Mackiewicz
30 grudnia 2020, 11:32
O co Ci chodzi Marcinie ? Potrzebujesz przeczytać "laurkę" na koniec roku ? Lubisz "chwalenie kogoś", "chwalenie się" ?
KS
Konrad Schneider
30 grudnia 2020, 11:42
~Marcin Rotmiński: Ja odebralem ten artykul inaczej. Gdyby Pani Ewa nie widziala tej ogromnej ilosci pozytywnych, dobrych akcji, to by juz dawno wystapila z Kosciola. Przeciez to jest wolny kraj, mozemy robic co chcemy! Pani Ewa zwrocila po prostu uwage na rzeczy, ktore zadna miara nie powinni miec miejsca. Zacytuje jeszcze: "Jedno jest pewne: takiej przyspieszonej zmiany epok w naszym pokoleniu jeszcze nie widzieliśmy". Trudno sie z tym nie zgodzic...
30 grudnia 2020, 12:10
Czyli jest OK i oby tak dalej? To chciałeś nam powiedzieć? Alleluja i do przodu!
KS
Konrad Schneider
30 grudnia 2020, 08:20
Dziekuje Pani za te perspektywe. Natura nie lubi prozni - wobec dengrengolady i bezholowia pasterzy zawsze znajda sie wierni, ktorzy poprowadza stado. To moze byc szansa dla polskiego Kosciola. Tak dzieje sie przeciez w wiekszosci krajow katolickich na swiecie. My po prostu doganiamy innych...
KN
Krzysiek Niepiekło
30 grudnia 2020, 11:43
A może zamiast doganiać, to warto pójść w drugą stronę?
30 grudnia 2020, 12:09
@Krzysiek Niepiekło czyli dokąd?
KS
Konrad Schneider
30 grudnia 2020, 13:22
Krzysiek Niepiekło: Wlasnie? Czyli dokad? Do czasow slusznie minionych? :-)
KN
Krzysiek Niepiekło
30 grudnia 2020, 14:15
Trzeba cofnąć się do Ewangelii i nauki Jezusa. To On jest Jedynym Nauczycielem i jedynym Pasterzem. No a ludzie poszli za pasterzami, którzy sami siebie pasą i robią sobie dobrze. Przecież według nauki Jezusa to każdy miał mieć w sobie tego Bożego Ducha i to ten Duch miał każdego prowadzić. Każdy uczeń Jezusa miał głosić Ewangelię i dzielić się z innymi swoją wiarą. To są te talenty, które Bóg nam dał.
KS
Konrad Schneider
31 grudnia 2020, 16:12
Krzysiek Niepiekło: Mam wrazenie, ze myslimy podobnie. Kazdy uczen Jezusa ma Bozego Ducha. I na tym polega obecnie prawdziwa ewangelizacja, ze my jako swieccy nie bedziemy bili czolem przed duchowienstwem, tylko przejmiemy rowniez odpowiedzialnosc za nasz Kosciol. Czyli dogonimy Afryke, Ameryke Poludniowa, Ameryke Lacinska, gdzie Ewangelia jest gloszona przede wszystkim przez swieckich katechetow.