Parada ukrzyżowanych

(fot. Natasha Mayers / flickr.com / CC BY)

W pierwszej kolejności zostali wezwani do namaszczenia ludzie chorzy, a szczególnie rodzice ze swoimi chorymi dziećmi.

Sektor po sektorze, powoli zaczął się tworzyć wąż nieszczęść ludzkich ustawionych w kolejkę po pocieszenie, czy raczej po rodzaj sakralnej autoryzacji ich cierpienia, przekraczającego wszelką możliwość ludzkiej aprobaty i wszelkiego możliwego ludzkiego współczucia dla tej męki bez granic. Czekali w kolejce, mając jeszcze jakąś nadzieję na wyzdrowienie, bo było to czekanie modlitewne w chwilę po zakończonym kazaniu i po świadectwach cudownych zdarzeń, które były przyjęte oklaskami i gromkimi "alleluja!".

Z pewnością jednak co innego jest mówić o cudach i o nich słuchać, gdy śmierć jest namacalnie blisko, o czym mówi nie tyle, i nie tylko, medycyna, co innego ich doświadczyć. Bo nawet gdyby się zdarzył cud uzdrowienia i sparaliżowany wstał z łóżka, to i tak nie mógłby się przecież utrzymać na swych chudziutkich jak patyki nogach. Musiałby się zdarzyć w jego wypadku cud drugi i potem jeszcze jeden, i kolejny. Musiałaby zostać cudownie zredukowana masa jego ciała, musiałyby zostać ukształtowane w jednej chwili jego mizerne mięśnie, nie mówiąc o organach wewnętrznych, bo wielu chorych właśnie z tym miało największe problemy. A potem jeszcze powinna znaleźć uzdrowienie również cała jego poraniona psychika, aby uzyskać zdolność nie tylko fizycznego poruszania się po świecie, ale również realnego uczestnictwa w jego losach. Do tego właśnie konieczne było najpierw i przede wszystkim uzdrowienie duchowe, dające następnie możliwość wznoszenia domu własnej osobowości.

DEON.PL POLECA

Nie mogłem ogarnąć tych wszystkich myśli, które mi się plątały po głowie i nie mogłem sobie dać rady ze wzruszeniem i sumieniem, które we mnie, zdrowym człowieku, kłuło boleśnie, bo niby co takiego uczyniłem, że mnie ominęła tak wielka tragedia?

Przesuwała się przede mną powoli procesja ludzkich nieszczęść, zapłakanych twarzy, dziwnego zamyślenia, krańcowego zmęczenia, religijnego uniesienia, a czasem surowych, oskarżających spojrzeń. Nazwałem to w myślach paradą ukrzyżowanych, w której za żadne skarby nie chciałbym uczestniczyć. Najbardziej bolesny był dla mnie widok młodych matek, które przyciskały do piersi swoje półumarłe, bezwładne dzieci albo dzieci o zdeformowanych główkach czy kończynach, dzieci patrzące obojętnym, umęczonym wzrokiem na wszystko dookoła. Zdawało się jakby nie były one w stanie dostrzec nic innego, jak tylko ogrom własnego cierpienia i cierpienia swoich bliskich.

A może jednak nie!? Może jednak te dzieci, tak jak i ich matki ze szczególną intensywnością są w stanie odczuwać i przeżywać miłość, która manifestowana jest tutaj tak wyraźnie i tak przekonująco. Miłość wyrażoną łzami, pocałunkami, objęciami, prośbami o uzdrowienie, nadzieją wbrew nadziei, ofiarą - co ja mówię - pasmem ofiar, nieliczeniem się z własnym zmęczeniem, oddaniem się całkowicie trosce o przyniesienie ulgi cierpiącemu, a tutaj - na tym nabożeństwie - prośbą o cudowne uwolnienie się od niego.

Wbrew pozorom parada ukrzyżowanych była znakiem życia i to wyraźniejszym aniżeli wszystkie inne ludzkie zgromadzenia, gdyż nigdzie nie spotkałem tyle nagromadzonej miłości, tej najczystszej, najbardziej szlachetnej, która umie usługiwać, umie współczuć, czekać, ufać i modlić się o PRZYJŚCIE BOŻEGO ZBAWIENIA.

Kiedy po raz pierwszy przyszedłem do kliniki i zobaczyłem, jaką troską i miłością otaczani są najubożsi z ubogich, zrozumiałem, że to, co czyni doktor Abdulai, jest sercem chrześcijaństwa >> Klinika dobrego doktora >> zobacz

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Parada ukrzyżowanych
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.