Prosiłem: Serce Jezusa, uzdrów serce naszego synka [ŚWIADECTWO]

fot. Omar Lopez / Unsplash
Robert

Bałem się, bo życie Kubusia było zagrożone. Tymczasem ludzie zabijają swoje nienarodzone dzieci, niewinne istoty niezdolne się bronić, nieważne czy zdrowe czy chore, z wadami czy bez. Wszystkie przecież chcą żyć. Czułem ogromny ból w sercu.

Mam 31 lat, żonę i niespełna trzyletniego synka. Mam pracę, buduję dom, czas leci do przodu, nie mam na co narzekać. Raczej średni ze mnie katolik. Mam pół godziny drogi do pracy, więc zwykle w drodze odmawiam różaniec.

Jest poniedziałek 30 listopada 2020 roku. Jadę rano do pracy i myślę sobie "wczoraj zaczął się Adwent, pozwól Panie przeżyć go wyjątkowo". Nagle pojawia mi się w głowie myśl "moja żona jedzie dziś na badanie połówkowe, jest w ciąży. Spraw Panie aby wyszło dobrze".

DEON.PL POLECA

Godzina chyba po 11:00, dzwoni żona po badaniu. Przecież zawsze pisała tylko SMS-a po wyjściu z gabinetu, że wszystko jest OK. Nie zawsze mogę odebrać w pracy, ale tym razem odbieram i słyszę w słuchawce płacz. Serce bije mi mocniej. Pytam, co się dzieje. "Lekarz na USG stwierdził u maluszka wadę serca". W tym momencie czuję, że świat wali mi się na głowę. Od tego momentu już nic nie jest takie, jak było. Lekarz kieruje nas na dokładniejsze badanie w ośrodku pod Rzeszowem. Myślę sobie, że to na pewno pomyłka, na pewno wszystko jest dobrze. Pocieszamy się z żoną nawzajem. Termin wizyty przypada na 8 grudnia na godzinę 12:00.

Gdzieś w między czasie przewijam Facebooka i widzę posty, że 8 grudnia o 12:00 jest "godzina miłosierdzia dla świata". Data wizyty pokrywa się z datą tego wydarzenia, godziny w której "Maryja ześle na świat wiele Bożych łask, będą masowe nawrócenia i uzdrowienia" - tak czytam o tej wielkiej godzinie.

Czy to przypadek, że te daty są zbieżne? Nie wiem, ale mam nadzieję, że to jakiś znak. Wracając do początku Adwentu, dzień później, gdy dowiedzieliśmy się, że maluszek ma wadę serca, idę rano przed pracą na mszę święta. Klękam przed figurą Matki Bożej i nie wiem co myśleć, co powiedzieć. Potrzebuję pomocy ale nawet nie wiem, jak o nią prosić. Wpatruję się w Figurę Matki Bożej, a mój wzrok przyciąga różaniec na Jej dłoniach. Zrozumiałem, że ja też muszę wziąć różaniec w dłonie i modlić się. Od tego czasu codziennie z żoną modlimy się wspólnie na różańcu. Jest początek grudnia, zbliża się Mikołaj, a jedyny prezent jaki chciałbym dostać, to żeby moje dziecko było zdrowe. 8 grudnia mam wolne w pracy, idę rano na mszę święta, proszę Boga, aby lekarz nie potwierdził diagnozy.

Przed 12:00 jesteśmy na miejscu, niestety nie mogę iść z żoną na badanie. Zostaję w samochodzie. Nadchodzi wielka godzina miłosierdzia i wizyta. O 12:00 zaczynam odmawiać różaniec, następnie wyciągam książeczkę do modlitwy i modlę się do Maryi o cud. Zerkam w niebo z nadzieją, że zobaczę jakiś znak, że poczuje obecność Maryi. Widzę tylko słońce próbujące się przebić przez chmury. Około 13:20 dostaje SMS od żony: "Czekam na papiery i idę. Nasze dzieciątko ma wadę serca". Po tej wiadomości wybucham płaczem, czuję ogromny ból i strach. Co byś pomyślał, gdybyś usłyszał coś takiego? W głowie mam najgorsze myśli. Wtedy na niebie pojawia się piękne słońce. Pomimo tych chmur, przebiło się.

Wracając do domu, oboje płaczemy. Po chwili żona zaczyna mi wyjaśniać, na czym dokładnie polega wada serca zwana TGA. Okazuje się, że jest nadzieja, że w Łodzi operują takie wady i nasz synek ma szansę być zdrowy. Jednak poród musi być zaplanowany i pod kontrolą lekarzy, aby zaraz po urodzeniu maluszkowi udzielić pomocy. Z jednej strony pojawia się nadzieja, z drugiej - ogromny strach. Nie ma słów, aby opisać to, co czuje rodzic w takiej sytuacji. Trudno wrócić do normalności i nic nie jest takie jak wcześniej. Następnego dnia idę rano przed pracą na mszę świętą i modlę się o uzdrowienie naszego malutkiego synka. Po mszy podchodzę blisko ołtarza, klękam przed obrazem Jezusa Miłosiernego i w ciszy proszę: "Serce Jezusa, uzdrów serce naszego synka". Od tego dnia codziennie rano w dni powszednie przychodzę do Kościoła, modlić się w intencji uzdrowienia Kubusia (tak ma mieć na imię nasz synek).

Wspólnie z żoną zaczynamy odmawiać Nowennę Pompejańska, prosząc Matkę Najświętszą o wstawiennictwo. Mijają tygodnie za tygodniem, termin porodu to około 10 kwietnia, czas Świąt Wielkanocnych. W Wielkim Poście staramy się uczestniczyć wraz z żoną i starszym synkiem w nabożeństwach Drogi Krzyżowej. Jedna z Dróg Krzyżowych związana była z aborcją. Szczególnie utkwiła mi w pamięci; uświadomiłem sobie, że tak bardzo boję się, bo życie Kubusia jest zagrożone i nie wiemy, co będzie za kilka dni. Tymczasem ludzie zabijają swoje nienarodzone dzieci, niewinne istoty niezdolne się bronić, nieważne czy zdrowe czy chore, z wadami czy bez. Wszystkie przecież chcą żyć. Czułem ogromny ból w sercu.

Mijają kolejne dni Wielkiego Postu, zbliżają się Święta Wielkanocne. 31 marca jedziemy do szpitala w Łodzi. Żona zostaje w szpitalu, a ja wracam do domu. W sercu czuję strach i ból, przecież to rozłąka z żoną, nie wiadomo na jak długo. W domu jestem ze starszym synkiem, który również tęskni za mamą. Trudny czas w naszym życiu. Od żony dowiaduję się, że poród będzie prawdopodobnie po Świętach, bo musi być najpierw na obserwacji. Mija dzień pobytu żony w szpitalu. 1 kwietnia dowiadujemy się, że lekarze planują cesarskie cięcie na 2 kwietnia czyli w Wielki Piątek. Znów zbieżność ogromnie ważnych dla mnie wydarzeń, Jezus Chrystus ma umrzeć na krzyżu, a na świat ma przyjść nasz drugi synek, Kubuś. Znów zbieg okoliczności? W piątek od rana modlę się na różańcu. Po 8:00 rano Kubuś przychodzi na świat. Tak jak zakładali lekarze, tuż po porodzie wymagał interwencji i przeszedł groźny zabieg. Gdy żona po trzech dniach pierwszy raz zobaczyła Kubusia i wysłała mi jego zdjęcie, serce zabiło szybciej. Jednak strach cały czas czułem, ponieważ Kubusia czekała operacja serduszka. Dużo czasu spędziliśmy z żoną na modlitwie, modliliśmy się o zdrowie dla Kubusia ale też za lekarzy, w rękach których leżało jego życie.

W czwartek 8 kwietnia Kubuś przeszedł operację na otwartym serduszku. Po konsultacji lekarze przekazali, że operacja się udała. Najgorsze uczucie, którego doznała przede wszystkim moja żona, to spojrzenie na własne dziecko, które zabierają pielęgniarki i myśl, że nie wiadomo czy wróci. Modlitwa, strach i łzy. Tego nie da się opisać słowami. Ktoś może powiedzieć "Co to za cud Jezus mi uczynił, przecież Kubuś mógł urodzić się zdrowy". Nigdy w ten sposób nie myślałem, cieszę się tym co jest, dziękuję Jezusowi i Maryi za wszystkie łaski w tym trudnym czasie. Już kilka razy odmawiałem Nowennę Pompejańską i za każdym razem doświadczyłem cudu, myślę, że tym razem również. To był bardzo trudny czas, ale pomimo tego wszystkiego w głębi serca czuliśmy wewnętrzny spokój, dzięki obecności Jezusa.

Mija dziś (8 grudnia) rok od momentu, gdy potwierdziła się diagnoza lekarza. Kubuś jest z nami, radosny i kochany. Nie wszystko jest idealnie ale cieszymy się tym, co jest. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Tego nikt nie wie, ale z ufnością modlimy się do Boga o zdrowie. Może to była dla nas próba, aby docenić czas, kiedy wszystko jest dobrze, aby zobaczyć czym jest ból i strach.

Być może dlatego, jeśli to czytasz, drogi Bracie lub Siostro, podziękuj Bogu za wszystko co masz, niech moje świadectwo będzie dla Ciebie powodem do radości, gdy zdasz sobie sprawę, jak wiele posiadasz, że Ty i Twoi bliscy jesteście zdrowi. Może moje świadectwo da komuś siłę i wiarę w trudnym czasie, mam taką nadzieję. Ufajcie i zostańcie z Bogiem.

***

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prosiłem: Serce Jezusa, uzdrów serce naszego synka [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.