Przemiana własnego serca to istotny krok na drodze do pokoju

fot. Sunguk Kim / Unsplash

Dla chrześcijanina pokój wypływa z Bożego porządku. Pokój nie jest więc kompromisem pomiędzy wrogimi siłami, ale dopuszczeniem Boga do głosu - nie tyle na zewnętrznej arenie życia społecznego, co przede wszystkim w intymności serca. Człowiek pokoju to ktoś, kto ma głęboką relację z Bogiem, kto kieruje się Jego prawami nie dlatego, że akurat te uznał za najlepsze i najmądrzejsze, ale dlatego, że Bóg jest jego Ojcem.

Nowy Rok często skłania nas do refleksji - zamykamy jakiś etap i zaczynamy podsumowania dotyczące tego, co było. Zastanawiamy się, w jakim stopniu zrealizowaliśmy nasze plany i zamierzenia. I może niekiedy jesteśmy jak Maryja, która "zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu" (Łk 2,19), żeby lepiej je zrozumieć i dostrzec w nich Bożą obecność. Ten czas skłania nas również do rachunku sumienia - myślimy nad tym, co było naszym błędem, przywołujemy momenty, w których zawiedliśmy innych, a także samych siebie. Może przebiegną nam przed oczyma smutne sytuacje rozczarowań, kiedy rozkładaliśmy ręce w bezsilności. Wejście w Nowy Rok to też jednak czas formułowania na nowo swoich marzeń. Niektórzy podejmują noworoczne postanowienia, próbując w ten sposób znaleźć kolejny bodziec, kolejną motywację do pracy nad sobą. Inni z tych postanowień się śmieją, uważając to za stratę czasu, bo przecież będzie tak, jak było, i nic się nie zmieni.

Dla nas, chrześcijan-katolików, pierwszy dzień nowego roku kalendarzowego to nie tylko powrót do rzeczywistości po sylwestrowej nocy, ale przede wszystkim Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Kończy ona oktawę Narodzenia Pańskiego, która jest intensywnym ośmiodniowym konfrontowaniem się z tajemnicą Wcielenia Syna Bożego. I właśnie z tą tajemnicą, z tą świadomością, że Bóg w Jezusie Chrystusie stał się człowiekiem, wchodzimy w Nowy Rok. Jakie to ma dla nas znaczenie? Takie, jakie temu faktowi nadamy - i to jest pierwszy dowód na współpracę Bożej łaski z ludzkim działaniem.

Łaska może w nas zdziałać tylko tyle, na ile otworzymy przed Bogiem swoje serce. Pięknie oddają to słowa błogosławieństwa, które odnajdujemy w Księdze Liczb: "Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem" (Lb6,24-26). Łaska nie jest bowiem mocą z wysoka, która naruszałaby prawo człowieka do wolności, lecz łagodnym działaniem Boga wydobywającym z ludzkiego serca to, co jest najlepsze, wzmacniającym dobre pragnienia i umacniającym w dobrym działaniu.

"Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki" (Łk 2,21). Te słowa słyszymy w liturgii sprawowanej w pierwszy dzień nowego roku kalendarzowego. 1 stycznia to właśnie ósmy dzień po Uroczystości Narodzenia Pańskiego. Ewangelista Łukasz przekazuje nam, że w tym właśnie dniu poddano Dziecię rytuałowi obrzezania i nadano Mu imię przekazane przez archanioła Gabriela. Jezus - tym imieniem nazywamy Zbawiciela, wyrażając jednym krótkim słowem całą prawdę o tym, że "Jahwe jest zbawieniem". Z tym imieniem na ustach otwieramy wrota Nowego Roku, mając dzięki temu więcej wiary w siebie, więcej nadziei na lepsze jutro i więcej miłości do drugiego człowieka.

Imię Jezus stoi w centrum modlitwy, którą bardzo dobrze znamy: "Zdrowaś, Maryjo!". Pierwsza jej część jest biblijna, ponieważ jest połączeniem wypowiedzi archanioła Gabriela i św. Elżbiety, a druga jest wołaniem Kościoła o wstawiennictwo Matki Pana. Pośrodku tych dwóch części, które moglibyśmy nazwać Boską (bo zaczerpniętą z Ewangelii, czyli z natchnionego Jego Słowa) i ludzką (bo wypływającą z serca wspólnoty wierzących) stoi imię "Jezus" przyzywające Zbawiciela, Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Niech ta modlitwa będzie dla nas za każdym razem przypomnieniem o tym, że Chrystus to i Bóg, i Człowiek - nie bardziej Bóg, a mniej Człowiek, lecz Bóg i Człowiek w tym samym stopniu. To ma dla wiary fundamentalne znaczenie, ponieważ ma nam uzmysłowić, że chrześcijaństwo to bosko-ludzka współpraca. Bóg objawia się w tym i przez to, co stworzone, a człowiek odkrywa niesamowite możliwości świadczenia swoim działaniem o tym, co nieskończone.

"Gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo" (Ga 4,4-5). W relacji z Bogiem chodzi przede wszystkim o to, żebyśmy mieli świadomość bycia Jego dziećmi. Wtedy zrozumiemy, jak ważna jest walka o to, żeby nie być jedynie człowiekiem religijnym, czyli przestrzegającym prawa i zalecenia związane z systemem religijnym, który wybraliśmy i przyjęliśmy za swój, ale że dużo bardziej istotne jest być człowiekiem wierzącym, czyli uważającym Boga za swojego Ojca, a przez to zabiegającym o silną więź z Nim.

Owszem, Jezus od samego początku swojego zaistnienia jako człowiek był poddany obowiązującemu Prawu. Zarówno Jego rodzice, jak i On sam, przestrzegali religijnych przepisów: "Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus (…)" (Łk 2,21). Swoim życiem Chrystus pokazał jednak dużo więcej: przykazania nie mają być narzuconym przez Boga ciężarem, ale drogą, którą przemierzam razem z Nim, wsparty Jego łaską. Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi to także nasze święto - święto Bożych Dzieci.

1 stycznia to również Światowy Dzień Pokoju. Co roku Ojciec Święty wydaje z tej okazji swoje orędzie, poruszając najbardziej palące problemy zagrażające pokojowi, apelując o podjęcie konkretnych działań mających powstrzymać wojenne zapędy i zapobiec nowym konfliktom oraz wzywając do modlitwy. Modlimy się więc tego dnia o ustanie wojen i o to, by każdy człowiek mógł żyć w godności, bez lęku o życie swoje i swoich najbliższych. Ta modlitwa nie może być jednak dla nas wymówką, że coś zrobiliśmy na rzecz pokoju, bo się pomodliliśmy.

Tak, to prawda, że modlitwa jest bardzo ważna. Od niej człowiek wierzący powinien rozpoczynać każde swoje działanie, a nawet już każde myślenie na temat tego, jakie działanie należałoby podjąć. Bo modlitwa to nie ostateczność, po którą sięgam, gdy wszystko już zawiedzie, ale fundament, na którym opieram moje działanie, by przyniosło ono zamierzony skutek. Modlitwa jest bowiem spotkaniem z Bogiem, który chce wspierać człowieka swoją łaską, ale też chce mu pomóc rozeznać, co będzie dla niego najlepsze. Nie zawsze wybór jest pomiędzy dobrem a złem, czasami trzeba dokonywać decyzji, stojąc pomiędzy dobrem a dobrem - i wtedy ważna jest właściwa odpowiedź na pytanie, które dobro jest w tym momencie dla mnie bardziej odpowiednie.

Czym jest pokój, o który się modlimy? Dla chrześcijanina pokój wypływa z Bożego porządku. Pokój nie jest więc kompromisem pomiędzy wrogimi siłami, ale dopuszczeniem Boga do głosu - nie tyle na zewnętrznej arenie życia społecznego, co przede wszystkim w intymności serca. Człowiek pokoju to ktoś, kto ma głęboką relację z Bogiem, kto kieruje się Jego prawami nie dlatego, że akurat te uznał za najlepsze i najmądrzejsze, ale dlatego, że Bóg jest jego Ojcem: "Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: «Abba, Ojcze». A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej" (Ga 4,6-7). Jeśli jestem rzeczywiście Bożym dziedzicem, to mam niesamowite możliwości wpływu na losy świata. Może nie w sposób spektakularny, jakiego ja sam bym oczekiwał lub inni by się spodziewali, ale przede wszystkim w sposób skuteczny. Przemiana własnego serca to istotny krok na rzecz pokoju.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przemiana własnego serca to istotny krok na drodze do pokoju
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.