Wiara góry przenosi. Ludzi też
„Jezus widząc ich wiarę, rzekł: „Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy” (Łk 5, 20).
Najbardziej uderzającym szczegółem w dzisiejszej Ewangelii jest to, że Jezus odpuścił grzechy sparaliżowanemu ze względu na wiarę ludzi, którzy w milczeniu przynieśli nieszczęśnika na noszach. Chrystus jednak rozpoznał ich wiarę po działaniu. To ciekawa wskazówka. Autentyczność wiary wyraża się nie tylko w wyznaniach, ale bardziej ujawnia się jako siła, która motywuje do konkretnych czynów. Przyjaciele chorego musieli doświadczyć wcześniej, że w Jezusie działa moc Boża. Ich determinacja pokazała, że nie mieli co do tego żadnych wątpliwości. Wiara tworzy pomost między słowami i czynami. Dlatego św. Jakub pisze, że „wiara bez uczynków martwa jest” (Por. Jk 2, 19), to znaczy pusta.
Ponadto, w dzisiejszej ewangelii wiara odsłania się jako siła, która pobudza do działania pomimo niesprzyjających okoliczności, trudności i przeciwności. Ewangelista podkreśla, że mężczyźni usilnie szukali sposobu, aby przedrzeć się do Jezusa przez otaczający Go tłum. W takiej sytuacji łatwo się zniechęcić i odpuścić sobie, zwłaszcza, że tym mężczyznom nie chodziło o ich własny pożytek, lecz o ich kompana. A jednak dobroczyńcy paralityka nie poddali się. Główkowali, główkowali, aż w końcu znaleźli rozwiązanie. Rozebrali dach, wskutek czego poważnie narazili się gospodarzowi domu.
Niewątpliwie, w ich zachowaniu tkwi jakiś element irracjonalności i odrobina szaleństwa. Wiara zawiera w sobie coś niewytłumaczalnego i dlatego wymyka się kategoriom myślenia Co sprawia, że człowiek zdobywa się na takie czyny i nie przejmuje się, jak zareagują inni? Cóż takiego skłoniło ich do przekroczenia lęku i pokonania napotkanych przeszkód?
Wiara nie poddaje się trudnościom, bo pochodzi od Chrystusa, którego moc je przekracza. W tym sensie wiara jest bliźniaczą siostrą nadziei. Św. Łukasz przypisuje wiarę osobom, które działają na podstawie subiektywnego przekonania, że dzięki interwencji Chrystusa chory jest uzdrowiony już w chwili decyzji o zaniesieniu go do Jezusa, chociaż równocześnie uzdrowienie nie było jeszcze faktem empirycznym. Mikołaj Kopernik, wyłożywszy swoją teorię o obrocie ziemi wokół słońca, był święcie przekonany o słuszności swojej tezy, chociaż nie mógł jej jeszcze udowodnić z powodu braku odpowiednich przyrządów astronomicznych.
Ktoś powiedział, że to „nie my niesiemy łaskę, lecz łaska niesie nas”. Wiara z pewnością nie ułatwia życia w tym sensie, że chroni przed różnego rodzaju kłopotami, rozpościerając przed nami dywan usłany różami. Wiara to dar Boga i dzieło człowieka, który pomaga sprostać wyzwaniom związanymi z konkretnymi sytuacjami życiowymi.
Zastanawiające jest również to, że czyjaś wiara może poruszyć Serce Boga do okazania szczególnej łaski innym ludziom. Taki jest najgłębszy sens „obcowania świętych”, ofiarowania modlitwy i cierpienia za innych, co szczególnie poświadczają mistycy. Nie dziwmy się więc, jeśli czasem otrzymamy łaskę, o którą nie prosiliśmy lub zupełnie się jej nie spodziewaliśmy. To często wiara innych podtrzymuje nas w drodze, chociaż o tym nie wiemy.
Po drugie, jeśli człowiek autentycznie wierzy, to musi zauważać innych wokół siebie, nie tylko jako jako osoby żyjące „obok”, ale jako braci i siostry w potrzebie. Można przypuszczać, że owi panowie, którzy przynieśli chorego do Jezusa, nie podnieśli go gdzieś z ulicy, lecz dobrze go znali. Ale niekoniecznie. Równie dobrze mogli przechodzić obok nieszczęśnika wiele razy i bezradnie wzruszać ramionami. Aż tu pewnego dnia, dowiedziawszy się o Mistrzu z Nazaretu, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
Dlaczego Jezus początkowo nie miał zamiaru uwolnić paralityka od choroby ciała? Cała historia sprawia wrażenie, jakby chory w ogóle się w niej nie liczył. Jezus odpuszcza mu grzechy ze względu na wiarę jego towarzyszy, a przywraca mu zdrowie fizyczne, widząc niewiarę faryzeuszów i uczonych w Prawie.
Jeśli Chrystus najpierw odpuszcza choremu grzechy, musi się za tym kryć jakaś poważna przyczyna. Oczywiście, Jezus chce wskazać na główny cel swojej misji, który polega na poskromieniu najpoważniejszego wroga człowieka, czyli grzechu. Niemniej, nie można wykluczyć faktu, że stało się tak a nie inaczej, ponieważ problem tkwił przede wszystkim w samym paralityku. Pozwólmy sobie na garść spekulacji. Być może chory stracił już nadzieję na jakiekolwiek polepszenie swego stanu. Jeśli rzeczywiście znał współziomków, którzy mu pomogli, być może wzbraniał się przed tym aktem miłosierdzia i został przyniesiony do Jezusa wbrew swojej woli. Może pomimo opowieści swoich przyjaciół wątpił, czy kiedykolwiek stanie na własnych nogach. Wprawdzie po całym wydarzeniu wraca do domu, wielbiąc Boga, ale czy jest to skutek jego wcześniejszej wiary, która teraz jeszcze bardziej się uzewnętrzniła, a może jego uwielbianie Boga to owoc przebaczenia i uwolnienia od niewiary?
Przyjaciele paralityka według wszelkich znaków nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Raczej oczekiwali uzdrowienia ciała niż odpuszczenia grzechów. Nieraz prosimy w naszych modlitwach o zdrowie, o pomyślność, o załatwienie jakiejś ważnej dla nas sprawy. Jeśli jednak doświadczamy pozornego niewysłuchania naszych próśb, może to być znak, że istnieją w nas bardziej fundamentalne potrzeby, ważniejsze nawet od powodzenia w życiu. Niewykluczone, że często Bóg pozostaje „głuchy” na nasze wołanie, ponieważ czeka aż w końcu odwrócimy uwagę od siebie i zatroszczymy się o innych. Wtedy, przy okazji, i my doświadczymy uzdrowienia i przemiany.
Ponadto, rzadko zdarza się w Ewangeliach, aby Jezus potwierdzał istnienie rzeczywistości niewidzialnej specjalnym znakiem. W tym kontekście chodzi o Jego władzę odpuszczania grzechów. Zwykle, kiedy faryzeusze domagają się dowodu, który miałby potwierdzić boską tożsamość Chrystusa, ich żądanie nie zostaje spełnione. A tutaj Jezus czyni wyjątek, jakby chciał powiedzieć, że dla wiary najistotniejsze jest to, co duchowe, a więc wyzwolenie od grzechów. Tylko niewiara domaga się empirycznego potwierdzenia.
Faryzeusze i uczeni w Prawie czekali tylko na właściwy moment, aby ogłosić wszem i wobec, że Jezus to uzurpator i bluźnierca, co jedynie zamaskowałoby ich własne zaślepienie. Niewiara jest tak silna, że paraliżuje właściwy ogląd rzeczywistości, przyćmiewa wzrok na ewidentne fakty i próbuje im zaprzeczać. Czyż nieraz nie wydaje się nam, że gdybyśmy zostali uwolnieni od jakichś słabości czy chorób, które nam ciążą, to właściwie wszystko byłoby już w porządku i niczego by nam już nie brakowało? To, co uwiera bardziej się nam narzuca. Jezus dotyka tego, czego często nie widzimy, zarówno w pozytywnym jak i w negatywnym sensie. I dlatego nas uwalnia.
Skomentuj artykuł