Co nas łączy z Bogiem?

Co nas łączy z Bogiem?
(fot. Miroslav Vajdić / flickr.com)

Na wydarzenie zwiastowania możemy spojrzeć rozmaicie. Święty Łukasz przedstawia w nim Maryję jako modelowego ucznia Chrystusa oraz wzór modlitwy. Matka Jezusa słucha, rozważa, stawia pytania. Także po zmartwychwstaniu czuwa razem z apostołami w Wieczerniku, oczekując Ducha Świętego.

Spotkanie Gabriela z nazaretańską dziewczyną można odczytać jako przykład dialogu Boga z człowiekiem, wszak anioł mówi w imieniu posyłającego. Jeśli Niepokalana jest ikoną Kościoła, reprezentującą każdego wierzącego, zwiastowanie zawiera uniwersalne przesłanie. Odsłania sposób komunikacji Boga z człowiekiem.

"Anioł wszedł do Niej i rzekł: »Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami«. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie". (Łk 1, 28-29)

Będąc w Niemczech, zwiedziłem kilka kościołów wybudowanych w ostatnich latach. Ich zewnętrzna sylwetka różni się bardzo od dawniejszych stylów architektonicznych, co w sumie jest dosyć zrozumiałe. Jednak w ich wnętrzu uderza pusta przestrzeń, surowość i brak obrazów (mam na myśli katolickie świątynie). Wrażenie jest tym bardziej porażające, jeśli do takiego kościoła wchodzi się prosto z wielkomiejskiej ulicy, pełnej napięcia i niepokoju, tonącej w reklamach i barwnych wystawach sklepowych.

DEON.PL POLECA

Nowoczesna sztuka kościelna próbuje, jak sądzę, wytworzyć sakralną atmosferę za sprawą samej przestrzeni. Pustka generuje specyficzny "klimat", co, zdaniem niektórych teologów, nawiązuje do starotestamentowego zakazu sporządzania obrazów Boga. Z drugiej strony wychodzi naprzeciw poszukiwaniom współczesnego człowieka. Zderzenie z pustką ma pomóc w odkryciu swego prawdziwego "ja" i skonfrontowaniu się z czającymi się we wnętrzu wątpliwościami i pytaniami, które świat zewnętrzny skutecznie w nas tłumi. Poczucie nicości powinno umożliwić człowiekowi dojście do źródeł wiary. Jeden z interpretatorów tej nowej fali pisze, że dzisiaj "obraz posiada sens nie w swojej treści, którą odzwierciedla, ale sam w sobie, w sile, z jaką pobudza wyobraźnię w artyście i widzu (odwiedzającym kościół). O znaczeniu dzieła sztuki decyduje już sam oglądający". Odpowiedzi na pojawiające się pytania, także natury religijnej, człowiek wydobywa sam z siebie. Sztuka powinna jedynie stwarzać sprzyjające środowisko.

Nie twierdzę, że to nowoczesne podejście pozbawione jest jakiegokolwiek znaczenia. Nie popieram bowiem obracania kościołów w "rupieciarnię", do której można wrzucić wszystko, cokolwiek nam się spodoba. Niemniej ta wysublimowana koncepcja sztuki i doświadczenia wiary przemawia raczej do bardzo "wyrafinowanych", by nie powiedzieć rzadkich, umysłów. Nie potrzeba już niczego poza odpowiednią atmosferą. No i gdzie w tym wszystkim jest Pan Bóg? Oczywiście w pustce. Ale czy w ten sposób człowiek nie wysuwa na czoło siebie samego? Czy ten kierunek nie prowadzi do jeszcze większego zagubienia i monologu z samym sobą? Czasem odnoszę wrażenie, że ten rodzaj sztuki jest swoistą reakcją wobec nadmiernie przeładowanej wyobraźni. Zamiast skłaniać do poszukiwania skutecznych sposobów na ograniczenie bodźców zewnętrznych, miejsce "święte" staje się oazą oczyszczania umęczonej wyobraźni. Sakralna pustka może być ucieczką przed "zdesakralizowaną" rzeczywistością.

Przypatrzmy się bliżej scenie zwiastowania. Zaskakuje fakt, że św. Łukasz nie precyzuje dokładnie, w jakich okolicznościach (oprócz tego, że rzecz dzieje się w Nazarecie) anioł wszedł w dialog z Maryją. Zachariaszowi Gabriel zjawił się podczas składania ofiary. W przypadku Maryi nie ma mowy o modlitwie czy nadzwyczajnym skupieniu. Być może wydarzyło się to całkiem niespodziewanie. Nie wiemy tego. Najważniejsze, że Bóg zwraca się do Maryi jak do konkretnej osoby. Jednakże tego spotkania nie wypełnia pustka czy nasłuchiwanie nie wiadomo czego i kogo. Padają słowa. Bóg mówi, a Maryja słyszy konkretne przesłanie. Według Biblii podstawowym mostem łączącym człowieka z Bogiem nie jest próżnia, lecz słowo, które rozbrzmiewa pośrodku naszej egzystencjalnej pustki. W tym sensie cisza jest potrzebna, ale po to, aby usłyszeć głos Boga, a nie swoje własne "ja".

Bardzo często pociąga nas to, co irracjonalne i nieokreślone. Wydaje się, że im coś jest bardziej zamglone, tym bardziej jest boskie. I rzeczywiście, kiedy spojrzymy na opisy Ducha Świętego w Piśmie św., możemy dostrzec, że kojarzy się Go z wiatrem, potężną mocą i dynamizmem. Wiatr ma niewiele wspólnego z rozumem i racjonalnością. Stąd człowiek istotnie może doświadczać Boga poza sferą racjonalną, co dzieje się np. w niektórych charyzmatach. Ale ten sam Duch wieje, kędy chce, to znaczy nie tam, gdzie popadnie, ale tam, gdzie zgodne to jest z Jego postanowieniem. Pismo św. mówi też o Duchu, który naucza, obdarza darami mądrości i rozumu oraz doprowadza do całej prawdy.

Gdyby Bóg nie wypowiadał do nas żadnego słowa, gdyby był tylko trudną do uchwycenia mocą, życie religijne nie miałoby praktycznie żadnego odbicia w naszej codzienności. Dlatego unikanie słuchania Słów Bożych może być unikiem przed realnym przełożeniem religijnego doświadczenia na życie codzienne. Bóg, który nic nie mówi, nikomu nie wadzi, nie może niczego oczekiwać, zostawia nas w spokoju. Ale taka "hybryda" to tylko nasza własna koncepcja bóstwa. Niektórzy filozofowie są prawdziwymi mistrzami w tworzeniu takiego "Boga", wpychając go w ramy ich teorii świata i człowieka. Hipoteza Boga to niezbędny "element" systemu, bez którego cały gmach pojęć i założeń runąłby w jednej chwili. Ale na ideach często się kończy. Jest to "Bóg" potrzebny do wytłumaczenia świata lub zapchania metafizycznych dziur.

Pierwszym zadaniem Jezusa było głoszenie Słowa, a nie wzbudzanie podniosłych przeżyć. Chrystus uczył, konfrontował, spierał się, wyjaśniał, zachęcał do reformy życia. Dopóki w swoim byciu chrześcijaninem doświadczam jedynie czegoś niezdefiniowanego, abstrakcyjnej idei "boskości", dopóki nie dociera do mnie konkretny apel boskiego "Ty", znajduję się na peryferiach wiary. Słowo Boże jest znakiem prawdy, a prawda odsłania się nam jako dar. Nie odkrywamy jej w pełni w naszym wnętrzu, lecz musimy ją usłyszeć. W chrześcijaństwie nie można jej oderwać od dialogu i relacji.

Wróćmy do sceny zwiastowania. Spotkanie z Bogiem angażuje całego człowieka: jego ciało, psychikę, rozum i wolę. Kiedy Maryja słyszy słowa anioła, odczuwa zmieszanie i lęk. Ale te trwożliwe uczucia mają inne podłoże niż w przypadku Adama w raju. Tutaj chodzi raczej o bojaźń przed majestatem i świętością Boga. Szacunek dla inności Boga, po pierwsze, nie zamyka człowieka w sobie. Po drugie, nie koncentruje na narcystycznej obserwacji siebie (jestem nagi), lecz otwiera. Na co? Maryja zastanawia się nie tyle nad swoją reakcją, ile nad słowami anioła. Matka Jezusa nie szuka odpowiedzi w swoim wnętrzu, lecz słuchając, próbuje zrozumieć to, co zostało jej objawione. Wiara domaga się myślenia i stawiania pytań. Jednakże nasze poszukiwania ostatecznie znajdują odpowiedź w Bogu, który przemawia.

Maryja odpowiada. Rozmawia z aniołem i decyduje się na podjęcie misji. Objawienie nie udziela nam jedynie kilku pożytecznych informacji. Wchodząc w dialog z człowiekiem, Bóg zaprasza do aktywnej współpracy. Jeśli modlitwa, udział w sakramentach, rozmowa z bliźnim nie rodzi w nas poczucia rosnącej odpowiedzialności za siebie i innych, trzeba się pytać o ich autentyczność. Jeśli modlitwa służy jedynie dobremu samopoczuciu i nie owocuje większą służbą względem innych, zaangażowaniem na rzecz wspólnoty i Kościoła, to coś w niej szwankuje. Odpowiedzialność wyraża się w podjęciu konkretnego zadania, które mamy do wykonania.

W świetle zwiastowania widać również, że to Bóg podejmuje inicjatywę w spotkaniu z człowiekiem. Używa słów lub obrazów, które coś przekazują. Nie chce takiego kontaktu z ludźmi, w którym pozostaje zupełnie nierozpoznany lub rozmyty. Przeciwnie, w Jezusie staje się jednym z nas, żebyśmy Go lepiej zrozumieli. Nie oznacza to jednak przekreślenia Jego inności i nieskończoności.

Co więcej, nie znajdziemy odpowiedzi na istotne pytania naszego życia jedynie we własnej subiektywności, jakby ona zawierała już w sobie cały sens rzeczywistości. Wiara jest racjonalna w tym sensie, że u początku stworzenia spoczywa myśl, która pochodzi od Stwórcy. "Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo" (J 1, 1). Prawdę o nas samych odkrywamy w pełni dopiero wtedy, gdy otwieramy się na boskie i ludzkie "Ty", które jest osobą, gdy wychodzimy ze skoncentrowania się na naszych pożytkach.

Maryja, słuchając, przyjęła Słowo, które stało się Ciałem. Kiedy my słuchamy, powoli odzyskujemy nasze podobieństwo do Słowa, które nas zrodziło przed wiekami.

Przeczytaj książkę Dariusza Piórkowskiego SJ - Słowo w naczyniach glinianych

Książka przeznaczona jest przede wszystkim dla osób, które chcą owocnie przeżyć okres Wielkiego Postu, otwierając się na mądrość płynącą z codziennych czytań. Dzięki Słowu Bożemu lepiej poznasz siebie, obserwując własne uczucia i postawy. "Słowo w naczyniach glinianych" z pewnością zachęci czytelnika do regularnej lektury Pisma Świętego oraz do odnowienia w sobie zdolności do uważnego słuchania.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co nas łączy z Bogiem?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.