Co zrobić, kiedy nie ma żalu za grzechy?
Bywa też tak, że żal się w nas nie budzi, bo nie widzimy i sami nie jesteśmy w stanie tego zobaczyć, czym tak naprawdę, obiektywnie - wobec Bożej miłości i dobroci - jest nasz grzech.
Kolejny, drugi warunek dobrej spowiedzi to żal za grzechy. Kiedy już zabiorę swoje sumienie na egzamin, gdy przyjrzę się temu, co zrobiłem źle, to jestem wezwany do tego, by żałować. No właśnie - jestem wezwany.
Oczywiście my sami, z własnego doświadczenia, wiemy doskonale, że żal - chociaż powinien pojawiać się od razu, spontanicznie, kiedy tylko uświadomimy sobie, że popełniliśmy coś złego - wcale nie zawsze się pojawia. Dzieje się tak z różnych powodów: czasem dlatego, że z owym grzechem wiążą się miłe wspomnienia, na przykład: upiłem się wprawdzie i upodliłem, ale okazja była przednia - świętowaliśmy z kolegą jego urodziny - i to pamiętam, a nie fakt, że się upiłem.
Każdy z was z łatwością znajdzie sobie inny przykład. Bywa też tak, że żal się w nas nie budzi, bo nie widzimy i sami nie jesteśmy w stanie tego zobaczyć, czym tak naprawdę, obiektywnie - wobec Bożej miłości i dobroci - jest nasz grzech. Ale nawet wówczas, kiedy żal nie pojawia się w nas spontanicznie, jesteśmy wezwani do tego, żeby żałować.
Żal wyciskany
Katechizm Kościoła Katolickiego tłumaczy, że żal za grzechy to ból duszy z powodu obrazy dobrego Pana Boga i znienawidzenie tego zła, które człowiek uczynił (zob. KKK 1451). Czym jest więc ból duszy, jak mamy go rozumieć? Zauważcie, że mowa tu o cierpieniu duszy, a nie o tym, że komuś jest przykro i smutno.
>>Spowiedź nie musi być przykrym obowiązkiem<<
Odpowiednie emocje nie zawsze przecież, a przynajmniej nie zawsze od razu, towarzyszą naszemu nawróceniu. Istotne jest to, że ten żal, októrym mowa w katechizmie, nie powinien być przede wszystkim emocją. On ma być nie tyle poczuciem żalu czy jakąś lamentacją, ile uświadomieniem sobie, że człowiek zrobił coś wbrew dobroci Boga - co jest ewidentnym złem i zaciemnieniem tej dobroci, jej zaprzeczeniem.
Wiele osób przystępujących do spowiedzi oskarża się o to, że nie jest w stanie - właśnie na poziomie emocji - wzbudzić w sobie żalu za niektóre grzechy. Słysząc to, spowiednik najczęściej wpada w przerażenie, bo myśli: "O Boże, skoro on nie żałuje, to nie mogę udzielić mu rozgrzeszenia! To przecież jeden z warunków spowiedzi". Zwykle następują wówczas negocjacje, takie wyciskanie żalu z penitenta. A może jednak, troszeczkę, choć ciut? I jak to zwykle bywa, ukojenie przychodzi wraz ze zrozumieniem: wystarczy zauważyć, jak łatwo mylimy emocjonalne przeżywanie żalu czy odrazy do grzechu ze spokojną, świadomą skruchą.
Różnica jest ogromna, bo od uczuć zdecydowanie ważniejsza jest świadoma decyzja: wyznanie, że źle postąpiliśmy, i postanowienie wzięcia za to odpowiedzialności. A biorę ją na siebie, gdy stwierdzam: "Żałuję, naprawdę żałuję, że tak się stało". Być może moje uczucia jeszcze do tej świadomości nie dorosły, bo one mogą być wciąż uwikłane w inne aspekty tego czynu, w jakieś okoliczności, które mu towarzyszyły. Wówczas mogę jeszcze nie czuć tego, co już doskonale wiem - że po prostu zrobiłem źle. Moje uczucia dogonią kiedyś tę świadomość, która je teraz wyprzedza, one do niej dojrzeją.
Żal dojrzewający
Kiedy już sobie uświadomię, że to, co zrobiłem, naprawdę jest złem, grzechem, kiedy zobaczę swój czyn w świetle Bożej dobroci i Bożej miłości, to w którymś momencie stosowne uczucia z pewnością mnie dopadną - nawet jeśli nie od razu, jeżeli dopiero po jakimś czasie, to tak właśnie się stanie. Bywa, że pewne złe czyny są związane z silną przyjemnością, zabawą czy inną radością i właśnie dlatego nie jesteśmy w stanie ich emocjonalnie żałować.
Gdy jednak będziemy się starali być jak najbliżej Boga, to już samo wspomnienie tego zła, które zostało przez nas popełnione, w pewnym momencie nami wstrząśnie - naszymi emocjami również i one się do tego żalu przyłączą.
>>Spowiedź z całego życia. Jak to zrobić?<<
Podpowiada mi to własne doświadczenie, ale nie tylko moje. Kiedy wybitny polski kompozytor Wojciech Kilar w jednym z wywiadów opowiadał o swoim życiu, dziennikarz zapytał go o pobyt w Paryżu, w latach siedemdziesiątych - z takim podtekstem, że on musiał tam wówczas nieźle zaszaleć, w kręgach paryskiej bohemy na Montmartrze, i z nadzieją, że usłyszy jakieś pikantne zwierzenia, które uczynią jego wywiad bardziej atrakcyjnym.
Tymczasem Kilar odpowiedział mniej więcej tak: "Wie pan, tego okresu w swoim życiu to ja się po prostu bardzo wstydzę". Zamiast skorzystać z okazji, żeby się pochwalić - gdzie to on bywał i na co sobie pozwalał - stary mistrz spokojnie wyznał, że wstydzi się, gdy wspomina tamten czas.
Kiedy bowiem przyglądamy się swojemu grzechowi, jednocześnie starając się być blisko Boga, to coraz wyraźniej widzimy zło, coraz bardziej poraża nas jego brzydota i zmieniają się nasze uczucia wobec tego grzechu. Pan Bóg nie chce, żebyśmy szli za jakimś fałszywym bogiem, bo jeżeli za nim idziemy, obrażamy Boga prawdziwego.
>>Czy trzeba pocałować stułę kapłana po spowiedzi?<<
Grzech jest jak plama, która przez samo swoje istnienie jest obrazą dla białego obrusa. Za naszym grzechem nie zawsze, a pewnie nawet rzadko kiedy, stoi bezpośrednia intencja obrażenia Pana Boga. Pobudki są raczej prozaiczne: chcemy jedynie sprawić sobie przyjemność albo zawalczyć o "swoje" -gdy jesteśmy skąpi, nieuczciwi czy agresywni. Wezwanie do żalu za grzechy pozwala nam uświadomić sobie, że każdy zły czyn jest, i to w sposób obiektywny, niezależny od moich bezpośrednich intencji, obrazą nieskończenie dobrego Boga. Tak samo jak rozdarta nogawka jest swoistą obrazą dla spodni, a paprochy afrontem dla czystej podłogi.
Skomentuj artykuł