Nie jesteśmy wyznawcami przegranego Boga

Nie jesteśmy wyznawcami przegranego Boga
(fot. unsplash.com)

Można usłyszeć czasami zarzut, że chrześcijanie są cierpiętnikami, bo czczą „trupa na krzyżu”. Niedziela Męki Pańskiej zdaje się potwierdzać ten zarzut. Jeśli na krzyż nie spojrzymy z perspektywy pustego grobu, to rzeczywiście staniemy się wyznawcami Przegranego.

Na tydzień przed Wielkanocą obchodzimy w liturgii Niedzielę Męki Pańskiej. W tym roku będzie to bardzo „dziwna” Niedziela Palmowa… Bez morza palm w kościele… Bez uroczystej i tłumnej procesji… Może dla każdego z nas stanie się to okazją do tego, by przeżyć ten dzień głęboko, jak nigdy dotąd, próbując odnaleźć się w postaciach pojawiających się na drodze krzyżowej Jezusa, ale przede wszystkim w samym Chrystusie oddającym swoje życie w ręce Ojca za zbawienie świata.

Niedziela Męki Pańskiej odsłania przed nami swoje podwójne oblicze: triumfu światowego i triumfu boskiego Chrystusa. Z jednej strony wspominamy uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy i towarzyszącą temu atmosferę zwycięstwa, radości, zaufania i sympatii witających go ludzi. Z drugiej strony dostrzegając zmienne nastroje tłumu, który łatwo od „Hosanna Synowi Dawidowemu!” przechodzi do „Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj!”, odczuwamy atmosferę samotności i zdrady. I dziś dzieje się podobnie, kiedy Ewangelię mamy często tylko na ustach, a gdy przychodzi nam zmierzyć się z próbą wprowadzenia jej w życie, wolelibyśmy, żeby w ogóle nie istniała.

Poprzez liturgię Niedzieli Męki Pańskiej wchodzimy w obchody Wielkiego Tygodnia, który prowadzi nas od spektakularnego, okazałego, ale zarazem przelotnego i światowego triumfu Niedzieli Palmowej, do triumfu boskiego, do triumfu Wielkanocy, do triumfu zmartwychwstania – do zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Jest to zwycięstwo niedostrzegalne, bo tylko noc jest „naocznym” świadkiem zmartwychwstania. Jest to zwycięstwo od samego początku narażone na wielkie wątpliwości, bo niepodpadające pod logikę przyczynowo-skutkową, w której śmierć jest zawsze końcem życia.  Jest wydarzeniem, w którym intelekt staje bezradny w obliczu tego, co Boskie. Na to fundamentalne wydarzenie naszej wiary otwierają nas właśnie obchody Triduum Paschalnego.

DEON.PL POLECA

Podobnie ma się rzecz z naszym życiem, które składa się z wielu triumfów, z wielu zwycięstw – jednak prawdziwe zwycięstwa mają miejsce wtedy, gdy wygrywamy z własnym grzechem, ze słabościami, z wadami... I o takich zwycięstwach, które się w nas dokonują, nie wie cały świat – często pozostają one tylko naszą „słodką” tajemnicą. Każdy grzech, który popełniamy, jest naszym grobem. Bóg nie chce, żeby wokół naszych grobów gromadziły się tłumy ludzi, którzy przyozdobią je kwiatami, podziwiając nas za nasze czyny. Bóg pragnie, by tłum ludzi gromadził się wokół naszych grobów, ale z tego powodu, że stały się puste – i ta pustka, tak niespodziewana, przyciągnie wielu, pobudzając ich do przemiany życia.

Można usłyszeć czasami zarzut, że chrześcijanie są cierpiętnikami, bo czczą „trupa na krzyżu”. Niedziela Męki Pańskiej zdaje się potwierdzać ten zarzut. Jeśli na krzyż nie spojrzymy z perspektywy pustego grobu, to rzeczywiście staniemy się wyznawcami Przegranego. A my wierzymy przecież w Zwycięzcę Śmierci! Krzyż to znak przypominający nam o tragicznym w skutkach wypadku, który miał miejsce na skrzyżowaniu Nieba z Ziemią. Krzyż to przestroga przed grzechem, ale też wezwanie do przyjęcia Miłosierdzia. Dramat grzechu nie polega bowiem na samym upadku i na jego skutkach. Prawdziwa tragedia rozgrywa się wówczas, gdy człowiek nie chce przyjąć od Boga przebaczenia, bo nie wierzy, że to może mu dać siłę, by kolejny raz nie popełnić już więcej tych samych błędów. Grzech, podobnie jak krzyż, jest tajemnicą o podwójnym obliczu. Jest porażką, która może zostać przekuta w zwycięstwo Chrystusa!

Życie chrześcijanina jest wędrówką, która wiedzie koniecznie przez Golgotę. Jest wędrówką z krzyżem na ramionach. Krzyż nie może być dla nas jednak jakimś zadaniem, wyzwaniem czy problemem do rozwiązania. Krzyż ma stać się dla mnie drogą, na której spotykam Boga i człowieka. Niosąc swój krzyż staję oko w oko z Bogiem, którego zraniłem swoimi niewiernościami. Jednocześnie mogę w tej samej Twarzy dostrzec Miłosierdzie, które stanie się dla mnie siłą, by iść dalej. Na swojej drodze krzyżowej spotkam także różnych ludzi. Jedni pomogą mi znieść moje trudności i rozwiązać moje problemy. Inni natomiast staną się dodatkowym ciężarem. Spotkam takich, na których zawsze mogę liczyć w imię łączącej nas przyjaźni. Zetknę się jednak także z takimi, dla których przyjaźń jest pustym słowem, którzy w godzinie próby mnie opuścili.

Nie odczytujemy dzisiaj opisu Męki Pańskiej po to, by się jeszcze bardziej dobić psychicznie (jakby sytuacja panującej pandemii była zbyt małym obciążeniem dla naszej głowy). Nie sięgamy po niego również po to, by zobaczyć własną nędzę i małość, by wzbudzić w sobie wyrzuty sumienia, że jesteśmy współwinni niesprawiedliwemu cierpieniu Chrystusa. Odczytujemy ten tekst przede wszystkim po to, by czerpać z niego nadzieję. Bo naszym Bogiem jest Ten, który sam niósł krzyż, zostawiając nim dla nas ślad na ziemi. Niósł go i spotykał na swojej krzyżowej drodze każdego z nas: najpierw w wiwatującym tłumie, potem wśród ludzi domagających się ukrzyżowania; najpierw w zapierającym się Piotrze i zdradzającym judaszu, potem Janie, który spod krzyża nie uciekł; najpierw w Matce, która towarzyszyła Mu swym niemym współcierpieniem, a potem w bezimiennym tłumie gapiów.

Niedziela Palmowa niesie dla nas wszystkich ważne przesłanie. Gdybyśmy zboczyli z drogi na Miejsce Czaszki, znaczyłoby to, że pomyliliśmy ścieżki. Rozglądajmy się za znakami i pamiętajmy, jaki jest Cel naszej podróży. Wtedy z pewnością, pomimo wielu przygód po drodze, szczęśliwie dotrzemy do końca naszej wędrówki, którym jest zbawienie w Chrystusie.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Grzegorz Strzelczyk

Ze wszystkich miłości ta jest chyba najtrudniejsza

Kościół jest jak potężne drzewo, w którego koronie każdy może się schronić i posilić. Tam, gdzie owoce, są jednak i czarne ptaszyska, zawzięcie wydziobujące to, co próbuje wyrosnąć....

Skomentuj artykuł

Nie jesteśmy wyznawcami przegranego Boga
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.