Pasywny wymiar życia

(fot. [dorli]/flickr.com)

Męka i Zmartwychwstanie Chrystusa jest sercem Ewangelii i wiary chrześcijańskiej. Dlatego rozważanie Pasji Jezusa nie powinno sprowadzać się jedynie do rzewliwego opłakania cierpiącego Mistrza. Musi dotykać samych źródeł chrześcijańskiej tożsamości.

W tych rekolekcjach zastanowimy się wspólnie, w jakim sensie Męka Chrystusa jest dla nas Dobrą Nowiną? Czego Chrystus, wydany w ręce ludzi, uczy nas swoją pozorną biernością, cierpieniem i milczeniem? Jak nasze postawy, myślenie i uczucia odbijają się w uczestnikach tych dramatycznych wydarzeń?

Równocześnie zapraszam do osobistego rozważania ewangelicznych relacji o Męce Chrystusa, może w formie krótkiej dziennej modlitwy. Czasem wystarczy po prostu sięgnąć po Pismo św. i przeczytać tekst biblijny z uwagą i skupieniem. Natomiast refleksje, którymi będę się dzielił w najbliższych tygodniach, należy potraktować jako owoc mojego spotkania Chrystusa w Jego Słowie.

Wysłuchaj rozważania

DEON.PL POLECA


[-01_pasywny_wymiar_zycia.mp3-]

Zanim przejdziemy do Męki Chrystusa, sięgnijmy najpierw do jej zapowiedzi w Ewangeliach. Według Mateusza, Marka i Łukasza, Jezus trzykrotnie przepowiada swoją Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie w pośrodku swojej aktywnej działalności. W ten sposób przygotowuje uczniów na coś, czego oni w ogóle się nie spodziewają i, zasadniczo, niewiele pojmują z Jego mowy.

W najstarszej Ewangelii św. Marka pierwsza zapowiedź następuje po uzdrowieniu niewidomego i wyznaniu wiary w Chrystusa przez apostołów (Mk 8, 31-32). Piotr reaguje panicznie i chce odwieść Mistrza od Jego dziwnych zamiarów. Za drugim razem Jezus mówi o swojej śmierci do uczniów tuż po wyrzuceniu demona z chłopca (Mk 9, 30-32). Ale apostołowie, jak pisze św. Marek, nie zrozumieli, co Chrystus do nich mówi. Trzecia zapowiedź pojawia się tuż po tym, jak Piotr zapytał o „nagrodę” w zamian za pójście za Chrystusem. I chociaż Jezus obiecuje ją tym, którzy zostawili wszystko dla Niego, ponownie przypomina o skazaniu Go na śmierć i odrzuceniu przez ludzi. Jak odpowiadają apostołowie? Jakub i Jan proszą o zaszczytne miejsca po obu stronach tronu Chrystusa.

Biorąc pod uwagę ten szerszy kontekst zapowiedzi Męki i Śmierci Chrystusa, możemy lepiej zrozumieć dziwne reakcje apostołów. Uczniowie najpierw są świadkami mocy ich Nauczyciela: liczne uzdrowienia, władza nad złymi duchami, wizja chwalebnego królowania. Nie mieści im się w głowie, że ktoś taki nagle może zostać pochwycony i zgładzony jak zbrodniarz.

Podczas trzech lat swojej publicznej działalności Jezus prowadził niezwykle aktywne życie: uzdrawiał, nauczał, pocieszał, rozmawiał, podróżował. Nieraz był tak oblegany przez ludzi, że nie miał nawet czasu, aby spokojnie usiąść i coś zjeść. Zasypiał w łodzi ze zmęczenia. I oto nagle wydarza się rzecz nieprawdopodobna. Na progu swej Męki Jezus dobrowolnie rezygnuje z tego typu aktywności. Ten, który był cały dla ludzi, rozchwytywany i poszukiwany przez wszystkich, teraz pozwala, aby inni związali Mu ręce i prowadzili na postronku z jednego miejsca w drugie. Chrystus staje się „bierny”, ale to nie jest bierność wywołana zwątpieniem i bezradnością, jak to czasem dzieje się w przypadku osób cierpiących na depresję. Nie. To świadomy wybór. Jego pozornie bezsilna pasywność jest tajemniczym oddawaniem życia i śmierci, abyśmy my mieli życie. Czy to nie dziwne? Dotąd Chrystus oddawał swoje życie, pracując niestrudzenie przez 3 lata. Teraz będzie oddawał swoje życie inaczej, zaprzestając aktywnego działania. I co ciekawe, dzięki tej pozornej pasywności otrzymaliśmy więcej, niż przez Jego aktywne działanie.

W głębszym sensie Męka Chrystusa wskazuje na dwa wymiary życia: aktywność i pozorną bierność. Nam się wydaje, że tylko ten pierwszy wymiar się liczy, bo przynosi namacalne owoce, bo coś tworzymy, bo to my mamy kontrolę nad życiem. Ale kiedy, na przykład, zagonieni i obciążeni mnóstwem obowiązków, nagle lądujemy z grypą w łóżku, czujemy się nieswojo, jakbyśmy tracili cenny czas. Ogarnia nas niepokój, bo, w naszym mniemaniu, tak nie powinno być.

Byłem niedawno w Domu Opieki Społecznej dla kobiet, prowadzonym przez siostry Felicjanki w Krakowie. Większość z podopiecznych przykuta jest do łóżka, niektóre ciężko chore, sparaliżowane, z daleko posuniętą demencją. Kiedy przeszedłem z komunią św. wszystkie pokoje, zamurowało mnie. Zobaczyłem zupełnie inny wymiar życia, w którym tworzenie i produkowanie nie odgrywa już żadnej roli. Nie był to pierwszy tego rodzaju widok. Ale tamtego dnia coś mnie trzepnęło. Wszystko się zrelatywizowało. Zwolniłem nieco. Zacząłem się zastanawiać, czy ja aby nie oczekuję zbyt wiele od siebie? Czy nie chcę być wyłącznym panem swego życia? Ten żywy znak cierpiących i umierających osób trochę mnie otrzeźwił. Taki kubeł zimnej wody z samego rana. Najchętniej chciałoby się uniknąć takiego doświadczenia. Uciec, zapomnieć ,udać, że to mnie przecież nie dotyczy. Dlatego starość i choroba jest tak niepopularna, niepociągająca.

W tych rozważaniach będziemy powoli odkrywać z Chrystusem tajemnicę tego „niewygodnego” wymiaru życia: bierności, która na nas przychodzi często niespodziewanie, bo nie mamy jak Jezus daru widzenia przyszłości. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy Bóg zabiera się do bardziej intensywnej pracy nad ludzką duszą i ciałem. Wtedy już Mu tak nie przeszkadzamy swoim poczuciem niezależności i nadmiernego aktywizmu.

Spróbujmy więc w ramach ćwiczenia przygotowawczego popatrzeć na kilka sytuacji, w których nagle opanowała nas bierność: choroba, utrata kontroli nad jakąś sferą swojego życia, powtarzające się słabości, bezradność wobec swoich problemów lub kłopotów moich bliskich, niemożność spełnienia oczekiwań bliźnich, brak owoców w pracy. Jak czułem się w takich sytuacjach? Co się we mnie działo, kiedy zostałem czegoś pozbawiony, nie mogłem robić tego, co lubię lub tego, co powinienem wykonać? Jakie momenty w ostatnim roku, miesiącu czy tygodniu uznaję za stratę czasu i dlaczego? Jak odebrałem moje porażki i frustracje?

Najważniejsze jest to, że w naszej pasywności i słabości przynosimy owoce, chociaż nie zawsze takie, jak byśmy chcieli. I nie od razu je dostrzegamy. Na tym chyba polega nasza trudność. I dopóki nie zwolnimy biegu życia, nie zauważymy tych owoców.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pasywny wymiar życia
Komentarze (10)
G
Grace
27 marca 2011, 23:00
"Tak mnie skrusz, tak mnie zlam moj Jezu, bys zostal tylko Ty" - ten fragment piesni czesto towarzyszy w moim zyciu i jest tez potwierdzeniem tego o czym pisze o.Dariusz. W zyciu kazdego czlowieka pojawiaja sie sytuacje, gdzie czlowiek staje sie  bezradny wobec zaistnialego problemu. Przychodza refleksje dotyczace spososbu zycia, braku czasu, gromadzenia i innych bozkow. Wtedy, w momencie kryzysu czlowiek wyraznie widzi swoja niemoc, swoje zle przyzwyczajenia, przywiazania do tego co bezwartosciowe. Jest to moment jak gdyby uznania tego wszystkiego co bylo do tej pory cenne, smietnikiem. Jest to rownoczesnie moment zwrocenia sie do Stworcy i przylgniecia do Niego w calym tym ludzkim ogoloceniu ze wszystkiego w czym czlowiek poklada nadzieje. Patrzac z perspektywy czasu na wszyskie porazki, chorobe uznaje je a cos bardzo cennego w zyciu bo te zle doswiadczenia zawsze przyblizaly mnie do Boga.  Wiem, ze nie dzialo sie to wszystko ot tak sobie, przypadkiem. To byl czas, w ktorym Bog mogl zmieniac, kruszyc, lamac to co najbardziej zatwardziale w czlowieku. Pozdrawiam.
Olinka
27 marca 2011, 21:09
~tolek, rozumiem, że depresja jest ciężką chorobą,ale czy, jak piszesz, rośnie w człowieku? Być może w jakims sensie tak jest, i tak sprawa ma się również z innymi chorobami o nieznanej etiologii. Nie jestem lekarzem, nie znam się na tym, więc nie chcę gadać bzdur.  Jednak nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie można odróżnić, co jest grzechem, a co chorobą. Grzech jest dobrowolnym i całkowicie uświadomianym wykroczeniem przeciw miłości Boga. W chorobie te kryteria nie są spełnione. Choroba wyklucza dobrowolność, a czasem też - świadomość wagi i zrozumienia czynu. Życzę Ci odwagi i cierpliwości do walki z chorobą.
Bolesław Zawal
27 marca 2011, 19:53
"Olinko" Depresja nie przychodzi z nikąd ten potwór rośnie w tobie nawet nie wiesz kiedy i jak. Chociaż choruję na nią od 10 lat nie rozumiem w dalszym ciągu jej mechanizmów, problem polega na tym że nawet niejednokrotnie nie potrafisz odrużnić co jest grzechem a co chorobą. Nawet jak przeczytasz wszystkie książki jakie zostały wydane na całym świecie nie zrozumiesz jej każdy z nas depresantów odczuwa ją inaczej i tak naprawdę tylko jeden depresant może pomóc drugiemu bo poprostu czuje co w danej chwili jest potrzebne. Jest to naprawdę trudna i ciężka choroba, której nikomu nie życzę, ale w której zawsze pomogę jak tylko będę potrafił.
E
Ewa
27 marca 2011, 19:14
Najważniejsze jest to, że w naszej pasywności i słabości przynosimy owoce I jak tu Bogu nie dziękować za wszystkie trudne doświadczenia.
Olinka
27 marca 2011, 16:50
"Olinko" problemem w depresji nie jest jak się ją przeżywa bo nie masz wpływu na to jak problemen są właśnie reakcje na, które nie masz wpływu. W pewnym okresie stejesz przed ścianą i nie wiesz czy ją przeskoczyć czy obejść w normalnej sytuacji tą ścianą depresanta jest kamyk nie zauważonu dla normalnie reagującego człowieka. Rozumiem istotę choroby i problemy podczas jej trwania, bo wiele się o tym teraz pisze. Naistotniejsze jest to, że depresja jest chorobą przychodzaca znikąd i bez powodu. Pisząc o reakcji na chorobę i miałam na myśli to, co robi się będąc w stanie wychodzenia z niej - przy pomocy leków, terapii, a w dalszej kolejności własnej woli Sprawa z pewnością nie jest prosta. Tym bardziej, że na depresję chorują zwykle ludzie wrażliwsi niż inni. Jednak można wykorzystać swoją wrażliwość i doświadczenie tej szczególnej choroby. Co do Judasza - on nie był chory na depresję, tylko wpadł w rozpacz.
Marta Staniszewska
27 marca 2011, 15:47
Dziękuję za te rozważania ks. Dariuszu! "Jego pozornie bezsilna pasywność jest tajemniczym oddawaniem życia i śmierci, abyśmy my mieli życie." Wspaniałe... Rzeczywiście, najmniej słów Jezusa... Już nie uzdrawia, nie czyni cudów - choć wszyscy wołają: Niechże sam siebie zbawi! ... Całkowite oddanie Ojcu. Ojcu, na którego całym życiem wskazywał, a teraz najdobitniej, bo całego Siebie składa...
T
tolek
27 marca 2011, 14:33
A co do depresji i tego typu chorób: one mogą być pomocą, wszystko zależy od tego, jak zostaną przeżyte... Uczucia i emocje, nawet te trudne nie są przeszkodą w drodze do świętości. Przeszkodą mogą być natomiast reakcje i działanie pod ich wpływem. "Olinko" problemem w depresji nie jest jak się ją przeżywa bo nie masz wpływu na to jak problemen są właśnie reakcje na, które nie masz wpływu. W pewnym okresie stejesz przed ścianą i nie wiesz czy ją przeskoczyć czy obejść w normalnej sytuacji tą ścianą depresanta jest kamyk nie zauważonu dla normalnie reagującego człowieka. "R" stan depresyjny nie jest obcy wielkim ludziom świadczy jedynie o szczególnej wrażliwości. Skrajna rozpacz nie jest jeszcze depresją o czy nie muszę Tobie tłumaczyć, a tak na marginesie nie sądzę żeby Judasz miał depresję, raczej to co zrobił, zrobił z wyrachowania dla czystego zysku bo 30 srebrników nie było małą kwotą.
Olinka
27 marca 2011, 13:35
Czyli ci w depresji są wykluczeni, bo ogarnia ich zwątpienie i rozpacz? W zasadzie depresję miał tylko Judasz. A Chrystus, który załamał się w ogrójcu? Załamał się? Uważasz, że załamaniem jest przeżywanie cierpienia, ktore nie powoduje ucieczki? A co do depresji i tego typu chorób: one mogą być pomocą, wszystko zależy od tego, jak zostaną przeżyte... Uczucia i emocje, nawet te trudne nie są przeszkodą w drodze do świętości. Przeszkodą mogą być natomiast reakcje i działanie pod ich wpływem.
27 marca 2011, 12:40
Czyli ci w depresji są wykluczeni, bo ogarnia ich zwątpienie i rozpacz? W zasadzie depresję miał tylko Judasz. A Chrystus, który załamał się w ogrójcu?
R
R
27 marca 2011, 12:02
Czyli ci w depresji są wykluczeni, bo ogarnia ich zwątpienie i rozpacz? W zasadzie depresję miał tylko Judasz. Dzięki za wsparcie.