Czy w obliczu śmierci można powiedzieć coś piękniejszego niż “jestem przy tobie”?

Czy w obliczu śmierci można powiedzieć coś piękniejszego niż “jestem przy tobie”?
(fot. unsplash.com)

Byłam świadkiem, gdy pod koniec życia pewien mąż, który przez większość swojego małżeństwa nie okazywał emocji, płakał, wyznawał żonie miłość, dziękował za rzeczy, których ona już nie pamiętała, a których on nigdy wcześniej nie miał odwagi wypowiedzieć na głos.

Tak jak nikt z nas żyjących nie doświadczył własnej śmierci, tak nikt z nas nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie jak to jest umrzeć. Nasze doświadczenia związane ze śmiercią dotyczą towarzyszenia drugiemu człowiekowi w jego odchodzeniu. To, co jest wiadome i pewne o samej śmierci to to, że jest ona nieunikniona dla wszystkich żyjących stworzeń, budzi wiele skrajnie trudnych emocji i wiąże się z ogromnymi stratami, zarówno dla osoby odchodzącej jak i dla osób, z którymi była ona w relacjach. 

Mimo pewności i nieuchronności śmierci warto zauważyć, że w ostatnim stuleciu nastąpiły znaczne zmiany w jej uświadomieniu i doświadczeniu. Kiedyś była ona oswojoną, naturalną i wręcz namacalną częścią życia. Rodziny żyły w domach wielopokoleniowych, dzieci od małego towarzyszyły odchodzeniu bliskich, a ciało zmarłego przebywało w domu do samego pogrzebu. Dzisiaj w czasach, gdzie dominuje moda na młodość, przyjemność i dobre samopoczucie, śmierć jest obecna w mediach, najczęściej w postaci zwięźle podawanych faktów o wypadkach, katastrofach i zabójstwach, ale o wiele rzadziej w postaci opisów jej doświadczania. Stąd niektórzy mają świadomość istnienia zjawiska śmierci, ale nie przeżyli odchodzenia drugiego człowieka i noszą w sobie wiele pytań, między innymi o to, jak wygląda proces żałoby, jakie są potrzeby osoby, która odchodzi lub osoby, która straciła kogoś bliskiego. Bez względu na wiek pytającego, nie ma w tych pytaniach nic nienaturalnego, ponieważ, to nie wiek biologiczny stanowi o wiedzy i postawie względem śmierci, ale właśnie nasze doświadczenia z nią związane. W mojej pracy spotykam się z wieloma pytaniami odnośnie ostatniego etapu życia człowieka, poniżej przytoczę kilka z nich.

Jak mogę pomóc osobie, która cierpi po stracie bliskiego?

To naturalne, że w obliczu czyjegoś cierpienia rodzi się w nas chęć niesienia ulgi i pocieszenia, jednak w odniesieniu do śmierci pocieszanie nie jest wskazane, a wręcz może zranić i pogorszyć stan osoby, która już niewyobrażalnie cierpi. Przez wyżej wspomniane pocieszenie mam na myśli słowa, których absolutnie nie powinniśmy wypowiadać, a które wielu z nas prawdopodobnie usłyszało: “ułożysz sobie życie, młody jesteś, weź się w garść”, “czas leczy rany”, “musisz być silna”, “nie możesz się pogrążać w cierpieniu, “masz dwójkę dzieci, skup się na nich”, „jeszcze będziecie mieli kolejne dziecko, zobaczycie”, “przestań już płakać, rozchorujesz się i wpadniesz w depresję”, “tyle czasu minęło, musisz zapomnieć i żyć dalej”. Wystarczy wyobrazić sobie, że tracimy ukochaną osobę i słyszymy takie zdania, by poczuć, jak bardzo mogą być raniące. Taka forma pocieszania, choć zapewne wynikająca z troski i dobrych intencji, jest spowodowana niewiedzą jakie zachowania są pomocne, trudem w przyjęciu cierpienia drugiej osoby oraz konfrontacją ze śmiertelnością, która bez wątpienia powoduje lęk i napięcie.

DEON.PL POLECA

Jak w takim razie możemy pomóc?

Przede wszystkim zauważyć czyjąś stratę i zauważyć to, co ta strata zrobiła w życiu tej osoby. Całą tą pustkę, bezradność, ból, złość i rozpacz. Znaleźć w sobie odwagę i chociaż chwilę pobyć razem w czyimś cierpieniu. Osoby, które doświadczyły śmierci mówią, że to, co było dla nich trudne w przeżywaniu żałoby, to gdy inni udawali, że nic się nie stało. Czyli tak zwane zjawisko słonia w pokoju. Nie da się nie zauważyć słonia na tak małej przestrzeni, wszyscy go widzą, ale każdy zachowuje się tak, jakby go nie było. Jest to zwykłe unikanie cierpienia drugiej osoby, sprawiające ból i odbierające szansę na spotkanie z człowiekiem, który nas potrzebuje. Z kolei takie zachowanie wynika albo jak wyżej, z niewiedzy jak się zachować, albo ze strachu, że spowodujemy większy ból, że utrudnimy przeżywanie żałoby lub przypomnimy komuś o jego stracie. A my naprawdę nie musimy się bać, że swoim pytaniem czy wyrażeniem troski przypomnimy tej osobie o jej bólu, bo ona ten ból cały czas nosi ze sobą, ona o nim nie zapomina. 

To, co możemy zrobić, to przede wszystkim być, ofiarować, na tyle ile możemy, swój czas i obecność. Dać przestrzeń na wyrażenie przez osobę w żałobie swojego bólu, swoich myśli, wspomnień i lęków. I zapewnić ją, że może to przy nas robić wielokrotnie, ile tylko będzie potrzebowała, bo warto w tym miejscu zaznaczyć, że niektórzy mają obawy, że mogą być wysłuchani tylko raz. Boją się, że gdy komuś opowiedzą o swoich przeżyciach, to więcej już im nie wolno albo nie wypada, obawiają się, że usłyszą słowa “ileż można płakać”, “przestań to wspominać” “zajmij myśli czymś innym”. Boją się, że ich przeżywanie straty ma swoją datę ważności i że zostanie ona przez innych przedawniona i unieważniona. A żałoba jest procesem i jak w każdym procesie potrzebny jest czas.

Najbardziej znanym modelem opisującym reakcje na stratę jest model psychiatry Elizabeth Kübler-Ross. Uwzględnia on 5 etapów procesu żałoby: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja (rozumiana jako nastrój depresyjny, nie jako jednostka kliniczna), akceptacja. Coraz częściej odchodzi się od tego modelu zaznaczając, że każda żałoba jest inna, a wymienione etapy należy traktować nie jako instrukcję przeżywania stałych i kolejno po sobie występujących faz, ale jako spis możliwych reakcji, które mogą występować w różnej konfiguracji bądź wcale się nie pojawić, mieszać się oraz powtarzać w trakcie całego procesu. Okazywana troska i cierpliwe, uważne słuchanie, bez względu na to, który raz słuchamy tej samej historii, umożliwia osobie w żałobie wyrażanie i porządkowanie swoich emocji, a przez to powolną adaptację do zaistniałej sytuacji. Natomiast ukrywanie cierpienia sprawia tylko, że staje się ono większe. 

Co ważne, w naszej pomocy potrzebujemy być elastyczni, podążać za cierpiącą osobą i jej potrzebami, gdy odmówi nam rozmowy, pobyć z nią w ciszy, gdy odmówi spotkania, zaproponować kolejne. Wychodzić z inicjatywą, zamiast mówić “odezwij się jak będziesz mnie potrzebować”. Oprócz słuchania i samej obecności możemy również pomóc proponując wykonanie prostych, codziennych obowiązków. Zależnie od bliskości naszej relacji możemy zapytać “co mogę dla ciebie zrobić?”, zaproponować w formie alternatywy “dzisiaj posprzątać mieszkanie czy odebrać dzieci z przedszkola?” lub po prostu zrobić coś, co widzimy, że jest do zrobienia. Oczywiście należy uszanować odmowę takiej formy pomocy, uwzględniając, że każdy z nas ma różne strategie radzenia sobie i niektórym wykonywanie dotychczasowych obowiązków pomaga w przeżywaniu żałoby. Warto jednak co jakiś czas pytać i sprawdzać w czym możemy pomóc, ponieważ żałoba jest procesem dynamicznym i w trakcie jej trwania potrzeby ulegają zmianie.

Jak ja sam mogę sobie pomóc w przeżywaniu żałoby?

Nie ma jednego, stałego wzorca przeżywania żałoby i nie ma jednego sposobu, który pomógłby wszystkim cierpiącym. Ważne, żeby próbować być w kontakcie z własnymi emocjami, umożliwiać sobie ich wyrażanie, nie obciążać się presją czasową, kiedy żałoba ma się skończyć, co jakiś czas zadawać samemu sobie pytanie “czego potrzebuję?”. Jeżeli odpowiedź będzie dotyczyła potrzeby bliskości z osobą zmarłą, to warto nie zostawać z tą potrzebą samemu, lecz zwrócić się do kogoś bliskiego i opowiedzieć mu jak bardzo potrzebujemy ukochanej osoby, czego nam brakuje, za czym tęsknimy. 

Oprócz przyjmowania i proszenia innych o wsparcie oraz otaczania się życzliwymi i empatycznymi bliskimi, dla wielu ludzi pomocna bywa “rozmowa” ze zmarłym, czyli np. pisanie do niego listów, prowadzenie dziennika, wewnętrznego dialogu czy regularne odwiedzanie cmentarza. Kiedyś żałoba była traktowana jako proces prowadzący do zerwania relacji z człowiekiem, który odszedł, jednak dzisiaj coraz częściej mówi się o zachowaniu więzi ze zmarłym, o jej przeorganizowaniu. W końcu mimo nieobecności ukochanej osoby, nasza miłość do niej nie znika. Ta świadomość wielu ludziom pomaga, a zmarły pozostaje dalej ważną częścią ich życia.

Żałobę powszechnie rozumie się również jako czas opłakiwania osoby, która odeszła, jednak warto ją także nazywać czasem opłakiwania samego siebie, ponieważ to my tracimy ważną część naszego życia, jaką była dla nas relacja ze zmarłym. Współczucie i miłość względem samego siebie jest w takim momencie wyjątkowo potrzebna.

Możemy też próbować sobie pomóc poprzez szukanie odpowiedzi na jedno z najtrudniejszych pytań, jakim jest pytanie o sens śmierci naszej bliskiej osoby. Viktor E. Frankl austriacki psychiatra pochodzenia żydowskiego, stracił rodzinę w obozach koncentracyjnych i sam był ich więźniem przez wiele lat, doświadczając na co dzień obecności niewyobrażalnego cierpienia i śmierci. W swojej książce “Człowiek w poszukiwaniu sensu” przytacza historię mężczyzny, który nie potrafił pogodzić się ze śmiercią swojej żony. Zapytany przez Frankla co by się stało, gdyby to on umarł przed żoną, mężczyzna uświadomił sobie, jak bardzo cierpiałaby jego ukochana i jak bardzo chciałby jej tego cierpienia oszczędzić. I mimo, że dalej opłakiwał stratę, dzięki temu pytaniu dostrzegł, a raczej nadał swojemu bólowi sens. 

Po czym poznam, że potrzebna jest mi pomoc specjalisty?

Złożoność i indywidualność każdego człowieka, jego doświadczeń i posiadanych zasobów rodzą różne postawy względem śmierci i różne sposoby jej przeżywania. Obecnie odchodzi się od kryterium czasowego, przyjmującego, że żałoba trwa około roku. Uwzględnia się, że na jej przebieg zdecydowany wpływ wywiera między innymi bliskość relacji z osobą zmarłą i okoliczności jej śmierci. Najczęściej im bliższa relacja, tym większe cierpienie, a im bardziej nagła i niespodziewana śmierć, tym mniej czasu na przygotowanie się do niej, co może prowadzić do bardziej gwałtownych i dłużej trwających przeżyć. Naturalnymi i często spotykanymi reakcjami w żałobie, to między innymi szok i zaprzeczanie, żal, złość, rozpacz, poczucie niesprawiedliwości, obwinianie siebie lub innych, poczucie pustki, ulga, trudności ze snem, trudności z podejmowaniem decyzji, przejściowa niezdolność do pracy lub nadmierne skupianie się na niej, brak apetytu, częsty płacz, bóle głowy, bóle brzucha, napięcie ciała, zmęczenie, wycofanie społeczne, poszukiwanie lub poczucie obecności zmarłego, naprzemienne przeżywanie straty i unikanie myślenia o niej, zaburzenia pamięci i koncentracji, drażliwość.

Celem żałoby jest ponowne przystosowanie się do życia bez osoby zmarłej i do zaistniałych wskutek jej śmierci zmian. Powtórzę jeszcze raz, że każda żałoba jest inna i nie powinno się sztywno jej zamykać w wybranych teoriach czy modelach, bo może być to krzywdzące dla osób, które przeżywają ją odmiennie. To, co powinno nas zacząć niepokoić to, gdy po dłuższym czasie nasze emocje nie słabną, pojawiają się objawy depresyjne lub zaburzenia lękowe, nie jesteśmy w stanie wrócić do naszych dawnych ról i aktywności, nieustannie bez chwili wytchnienia skupiamy się na naszej stracie, chcemy ciągle rozmawiać bądź myśleć o osobie, która odeszła, stale przebywać na cmentarzu, przeglądać jej rzeczy lub, gdy zakończenie żałoby czy chwilowe polepszenie naszego stanu traktujemy jako zdradę ukochanej osoby. Niepokojące jest również ciągłe unikanie rozmów, miejsc, rzeczy kojarzących nam się ze zmarłym i usilne próby utrzymania trybu życia sprzed jego śmierci, nadużywanie leków i używek, zaniedbywanie higieny i swojego zdrowia. Te wszystkie objawy powinny nas skłonić do kontaktu ze specjalistą, ale również i bez ich wystąpienia, zawsze, gdy czujemy taką potrzebę, warto skorzystać z pomocy psychologicznej, grupy wsparcia czy działalności takich organizacji, jak na przykład Fundacji Nagle Sami.

Jak przygotować się do śmierci?

Prawda koi. Często jest trudna w przeżywaniu i przyjęciu, ale ostatecznie prowadzi do wolności i bliskości, przynosi ulgę. W ciągu całego życia potrzebujemy prawdy, ale w obliczu śmierci potrzebujemy jej jeszcze szczególniej, ponieważ nasz czas się kończy. Przez przygotowanie do śmierci Pacjenci często rozumieją właśnie stanięcie w prawdzie. Uświadamiają sobie, co dobrego zrobili, a gdzie popełnili błędy, wykorzystują szansę by jeszcze kogoś przeprosić, by komuś powiedzieć, że go kochają. Stanięcie w prawdzie to też dopuszczanie i przeżywanie wszystkich towarzyszących nam emocji. Lęku przed śmiercią, złości, żalu, wdzięczności za życie. Emocje te mogą często być ambiwalentne, jak na przykład w przypadku długiej choroby bliskiej osoby, gdy pojawia się ulga i pragnienie zbliżającej się śmierci,
a jednocześnie ogromny ból i strach przed nią. Kontakt z emocjami i myślami w obliczu śmierci umożliwia nam dotarcie do naszego prawdziwego ja, do często skrywanych pod maskami uczuć, schowanej pod zranieniami wrażliwości i niewypowiedzianych potrzeb. W takim przygotowaniu potrzebny jest drugi człowiek, przyjaciel, ksiądz lub terapeuta, który przyjmie nas i naszą prawdę bez zbędnej oceny.

Byłam świadkiem, gdy pod koniec życia pewien mąż, który przez większość swojego małżeństwa nie okazywał emocji, płakał, wyznawał żonie miłość, dziękował za rzeczy, których ona już nie pamiętała, a których on nigdy wcześniej nie miał odwagi wypowiedzieć na głos. Ktoś inny może chcieć przed śmiercią spełnić swoje mniejsze lub większe marzenie, przejrzeć zdjęcia z młodości, zrobić bilans życia albo posiedzieć w ciszy z bliskimi.

U każdego to przygotowanie może wyglądać inaczej, każda śmierć i przygotowanie do niej jest inne, bo odchodzi inny człowiek. To co jest wspólne, to właśnie stanięcie w prawdzie, które pomaga nam dostrzec, co jeszcze potrzebujemy zrobić, odczuć, przeżyć. Co wydaje się oczywiste, a jednak tak mało wspominane to, że świadomość własnej śmiertelności nie dotyczy tylko osób, które dostały diagnozę lekarską. Prawda jest taka, że każdy z nas może odejść już dzisiaj, a wspomniane przygotowywanie się do śmierci powinno być naszą codziennością. 

Jak zachowywać się przy osobie, która odchodzi?

Przede wszystkim nie unikać prawdy. Możemy bać się pytań i emocji osoby umierającej, ale pamiętajmy, że nie mamy mocy zmienić jej położenia, osoba która odchodzi w głównej mierze potrzebuje naszej obecności, możliwości wyrażania swoich uczuć i rozmowy na te tematy, które są dla niej ważne. Może chcieć rozmawiać o swojej śmierci i równie dobrze może chcieć od tego tematu uciekać i my powinniśmy to uszanować. Nie jesteśmy w stanie zmienić tego, że odchodzi i dobrze jest sobie dać przyzwolenie na to poczucie bezradności. Gdy nas zapyta “dlaczego ja?”, łagodnie odpowiedzmy “nie wiem, jestem tu z tobą”. Nie oszukujmy, że będzie dobrze, pozwólmy mówić i pytać, bez oceniania i dawania rad. Porusza mnie zdanie, że tam gdzie jest wielkie cierpienie, tam otwiera się szansa na większą miłość. Końcówka życia to właśnie czas na większą miłość, łagodność, cierpliwość, uważność i brak pośpiechu. Gdy druga osoba tego potrzebuje to czas na dotyk, pogłaskanie po policzku czy trzymanie za rękę. To także chwile ciszy, modlitwy i wspólnej refleksji przepełnione zwykłą obecnością. To co się zadzieje przed śmiercią zależy od potrzeb osoby, która umiera. Naszym zadaniem jest delikatne i troskliwe podążanie za nią i tym co nam komunikuje. Być może część ludzi nie wie jak się zachować, ponieważ nie zadała sobie jeszcze pytania jak chcieliby być traktowani, gdy będą umierać, czy woleliby usłyszeć “wyjdziesz z tego, zobaczysz” czy raczej zwykłe “jestem przy tobie”. 

Bo czy w obliczu śmierci można powiedzieć coś piękniejszego słowem, gestem lub zachowaniem niż właśnie “JESTEM”?

***

Każdy z nas w inny sposób pojmuje „umieranie”. Inaczej patrzy na nie lekarz, który nierzadko towarzyszy obcym osobom w czasie ich odchodzenia z tego świata, inaczej o umieraniu mówi psycholog, do którego często trafiają osoby niepotrafiące poradzić sobie z żałobą, jeszcze inaczej patrzy na śmierć osoba, która walczy o życie swojego męża, choć wie, że to walka z góry przegrana. A Ty, jak pojmujesz śmierć? Poznaj te trzy zupełnie inne spojrzenia, które prezentują cykl „Umieranie z perspektywy”. Tworzą go: Maja Moller, Katarzyna Kuricka, Ewelina Wolnicka.

 

Psycholog w trakcie czteroletniej szkoły psychoterapii poznawczo-behawioralnej. W życiu prywatnym i zawodowym dąży do prawdy, wierząc, że prowadzi ona do wolności, a przez to do bliskości i miłości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Przemysław Wilczyński

Pierwsza biografia księdza Jana Kaczkowskiego

Co sprawiło, że wikary z niewielkiej miejscowości na Kaszubach stał się najbardziej rozpoznawalnym duchownym w kraju?

Kochała go cała Polska. Chętnie opowiadał o swoim życiu, walce z rakiem i założonym...

Skomentuj artykuł

Czy w obliczu śmierci można powiedzieć coś piękniejszego niż “jestem przy tobie”?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.