Zbrodniarz, który ukradł zbawienie
Zakurzona lektura sprzed lat - "Ziemia Obiecana" W. Reymonta. Historia Karola Borowieckiego, ambitnego przemysłowca. Miłość do Anki i przyjaźń z Maksem i Morycem. Pod powiekami scena w teatrze i pożar fabryki. A także finał opowieści, kiedy Karol siedzi w pustym gabinecie dyrektora wymarzonej fabryki. Nieco melodramatyczne słowa, że przegrał własne szczęście, brzmią jak wyznanie skruszonego grzesznika, który chciałby powiedzieć: "Nie tak miało być, przepraszam, to tak samo wyszło, to okoliczności, na drugi raz będę uważał". Ściemnienie. Koniec. Czy będzie jakiś "drugi raz", nie wiemy.
Dużo mamy w sobie z Borowieckiego. Też mówimy życiu pełnym okrutnych niespodzianek: "Nie, ja nie chciałem, na drugi raz będę uważał", "To oni, nie ja", "Tak wyszło", a tymczasem ponosimy bezwzględne konsekwencje swoich czynów. Mówimy życiu: "Zaczekaj, pozwól uporządkować papiery, wyjaśnić, ostrzec innych, zaznać miłości, lepiej się przygotować, nauczyć się przezwyciężać strach". A życie odpowiada krótko: "Nie!".
Myślę o Borowieckim zwłaszcza dziś, kiedy weryfikuję ostatnie czterdzieści dni postu z pytaniami, które w czasie Wigilii Paschalnej Kościół zada każdemu z nas: "Czy wierzysz w Boga?, Czy wierzysz w Kościół? Czy wierzysz w życie wieczne? Czy wyrzekasz się zła? Czy wyrzekasz się szatana, Czy wyrzekasz się grzechu?". Jakie są moje odpowiedzi? Czy wierzysz? Czy zdążyłem w Poście uwierzyć? Czy spotkałem Boga? Czy go doświadczyłem? A co jeśli nie?
Niech dla tych, których te pytania napawają niepokojem, nadzieją będą słowa z dzisiejszej liturgii. "Wielka cisza, bo śpi Pan" - jak czytamy w anonimowej homilii na Wielką Sobotę, którą rano usłyszymy w czasie tzw. "ciemnej jutrzni". Tradycja Kościoła dodaje, że Mesjasz wcale nie zaznał odpoczynku. Raczej doszło do walki. W Szeolu zniszczył bramę śmierci i głośno wołał po imieniu Adama i jego żonę Ewę, nawoływał patriarchów, królów i proroków. Podał im rękę i wyprowadzał ich z otchłani ku światłu. A w pustym jeszcze Raju, jak chce jedna ze wschodnich ikon, siedział już ktoś w kucki pod jabłonią, nagi i wstydliwy, i zadziwiony tym, co mu się przydarzyło. To Łotr, ukrzyżowany razem z Jezusem. Przegrany w życiu, unieruchomiony na krzyżu, gdzie każdy ruch sprawiał ból. Ledwie wypowiedział: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swojego królestwa", ledwie usłyszał obietnicę: "Zaprawdę powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju" - już się tam znalazł. Tradycja chrześcijańska nadała mu imię Dyzma i mianowała go patronem dobrej śmierci. Proszę go w tę świętą noc o wstawiennictwo, żeby nie stracić nigdy wiary w to, że dobro, miłość i prawda istnieją, choć czasem ich nie widać. Że wraz z porankiem Zmartwychwstania można przebaczyć, że Bóg innych przytuli, pocieszy, uwolni od zła. Że choć często głośniej woła w nas doświadczony bólem Tomasz niedowiarek, zatruty rozpaczą, drżący i niepewny, to jednak kiedy będzie już za późno i jedyną drogą do umierającego serca będą nasze rany, Zmartwychwstały odnajdzie te szczeliny i odbędzie Paschę w nas.
Roman Bielecki OP urodził się w 1977 roku. Ukończył prawo na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W roku 2002 wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego. Ukończył teologię na PAT. Po święceniach kapłańskich w 2009 roku trafił do Poznania. Przez rok był duszpasterzem akademickim. Od czerwca 2010 jest redaktorem naczelnym miesięcznika "W drodze"
Skomentuj artykuł