Byłam starą panną. Dziś jestem szczęśliwą mężatką
To co najtrudniejsze w czekaniu ze współżyciem do ślubu to walka z pokusą myślenia źle o sobie. Uznawaniu swoich poglądów za przestarzałe i nieaktualne bzdury. Bardzo trudny jest też strach, przynajmniej na początku, przed byciem niezrozumianym, a nawet odtrąconym.
Tak było w moim przypadku. Byłam tzw. "starą panną", mężczyźni których spotykałam byli przystojni, inteligentni, interesujący, o podobnych zainteresowaniach, a najczęściej też żonaci. Wielokrotnie miałam ochotę zerwać z moim głębokim pragnieniem tego "pierwszego razu" dopiero z mężem i dać się ponieść romantycznym wzlotom przy muzyce, winie, długich rozmowach, choćby kosztem czyjejś rodziny. Na szczęście Jezus ochronił mnie przed tą pokusą. Udało się.
Dziś jestem mężatką z kilkuletnim stażem. Jestem Mamą bez rozbijania czyjejś rodziny. Przedstawiłam moje pragnienie zaczekania z seksem do czasu po ślubie mojemu chłopakowi. Mówiłam sobie, że jeśli mu się to nie spodoba to trudno, nie zrobię z tego tragedii. Powiedzenie "jak kocha, to poczeka" bardzo mi pomagało. Dodawało lekkości naszej relacji, jednocześnie nie dając poczucia przymusu - i tego przymusu nie było.
Mój chłopak, chociaż to nie była dla niego sprawa lekkiej wagi, uszanował moje pragnienie i czekał razem ze mną aż do ślubu. Nie powiem że było lekko: ochota by dać sobie spokój z tym czekaniem pojawiała się setki razy, ale powracaliśmy zawsze do pierwotnego pragnienia - by kochać się, by oddać sobie wzajemnie nasze ciała dopiero jako żonie/mężowi. Nie ukrywam, że pierwszy raz kiedy współżylismy ze sobą jako mąż i żona, daleki był od wirtuozerii jakiej by się oczekiwało.
Ciało pozostaje ciałem ze swoimi ograniczeniami i mocno je odczułam. Ale ten moment był naznaczony niezwykłą bliskością nie tylko ciał, ale i naszych dusz. Odczuwaliśmy niezwykłą radość z tego, że dajemy się sobie wzajemnie nie dla testu, nie dla odczuć, ale jako prezent, wyznanie miłości dla drugiej osoby. Bez pośpiechu, bez presji, że coś nas ominie, że coś stracimy.
Po kilku latach małżeństwa mogę powiedzieć, że to uczucie trwa nadal. Satysfakcjonujące pożycie małżeńskie odnaleźliśmy nie po miesiącu czy dwóch, ale dopiero po 3 latach wspólnego życia, w momencie gdy przemija zakochanie, a na jego miejsce przychodzi miłość. Miłość dająca - nie oczekująca, miłość bez udawania czy pozowania, miłość taka codzienna, otarta o trudności, ale i o codzienne szczęście. Daliśmy sobie czas poznawania siebie i swoich ciał.
Świadomość, że oddaliśmy się sobie nawzajem dopiero po ślubie jest dla naszego małżeństwa budująca, zwłaszcza w chwilach kryzysów, zwątpienia, żalu, a nawet i myśli, by się od siebie oddalić. To ona scala nas ze sobą. Jestem wdzięczna mojemu mężowi za to, że nie naciskał na wcześniejsze współżycie, że dotrwał ze mną do ślubu. To jest dla mnie najwspanialszym świadectwem jego milosci do mnie. Dzień ślubu był i będzie najpiękniejszym dniem mojego życia.
Jeśli chodzi o te opinie, że seks po ślubie jest czymś niedzisiejszym i przestarzałym to uważam, że jest on odpowiedzią na ponadczasową i uniwersalną potrzebę szacunku i miłosci jaką każdy nosi w sobie. Bardzo ważne jest, by mieć świadomość szacunku do siebie i wymagać go od innych. Podsumowując: czy ma jakies znaczenie czekanie na współżycie po ślubie nawet do 30-tki czy 40-tki? Dla mnie nie ma... bo to, co dostałam w zamian za oczekiwanie jest o wielokroć większe i piękniejsze.
Dodam jeszcze tylko, że czekanie ze wspołżyciem do ślubu nie jest ostateczną gwarancją udanego małżeństwa. Nic nie zastąpi codziennej pracy nad sobą i dokładania starań o wspólne dobro. Nie jest to łatwe (gdyby było nie prosilibyśmy podczas ślubu Boga i Wszystkich Świętych o pomoc!), ale to oczekiwanie jest jak wkład w banku, który cały czas procentuje.
Skomentuj artykuł